Zasłużony klub na dnie, tak nisko jeszcze nie spadł. Dramatyczny sezon drużyny Polaka

Zasłużony klub na dnie, tak nisko jeszcze nie spadł. Dramatyczny sezon drużyny Polaka
screen youtube
Piotrek - Przyborowski
Piotrek PrzyborowskiDzisiaj · 09:57
Na początku lat 90. należała do gigantów europejskiego futbolu. Sampdoria może jedynie z łezką w oku wspominać tamte czasy. Właśnie po raz pierwszy w historii spadła do Serie C.
To jedna z tych włoskich marek, do których przywykliśmy, że jest stałym elementem piłkarskiego ekosystemu. Mimo że Sampdoria po największe sukcesy sięgnęła blisko trzy dekady temu, jej obecność w Serie A była brana za pewnik. “Blucerchiati” w pewnym momencie osiągnięciami i popularnością dorównali starszej o ponad pół wieku siostrze, Genoi. W naszym kraju zyskała sympatię za sprawą pięciu Polaków, którzy bronili jej barw. Teraz w tej pięknej historii pojawiła się wyraźna rysa. Klub spadł właśnie na trzeci poziom rozgrywkowy. I naprawdę nie wiadomo, kiedy znów zobaczymy go na piłkarskich salonach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Złota era oparta o naftę

Jak na włoskie warunki Sampdoria jest młodym klubem. Powstała w 1946 roku - do tego momentu Genoa miała na swoim koncie już dziewięć mistrzostw. “Sampa” przez lata nie potrafiła dorównać lokalnemu rywalowi, ale wszystko zmieniło się w 1979 roku, kiedy władzę w klubie przejął Paolo Mantovani. Potentat przemysłu naftowego zainwestował w drużynę spore środki i zrobił to z głową. Największymi gwiazdami ery Mantovaniego zostali sprowadzeni jako młodziutcy gracze Gianluca Vialli i Roberto Mancini, którzy stworzyli jeden z najbardziej legendarnych duetów napastników w historii calcio i pod wodzą trenera Vujadina Boskova sięgnęli po najwyższe laury.
- Za prezydentury Mantovaniego Sampdoria zanotowała złoty okres w latach 1984-1994 i zadziwiła włoski futbol. Wygrała mistrzostwo, triumfowała trzykrotnie w Coppa Italia i zdobyła Puchar Zdobywców Pucharów. Do tego wszystkiego zagrała w finale Pucharu Mistrzów, gdzie w finale na Wembley minimalnie przegrała z Barceloną. Śmierć prezydenta w 1993 roku zmieniła wszystko nieodwracalnie. Sampdoria wywalczyła jeszcze rok później jeden krajowy puchar i od tamtego momentu nie sięgnęła już po żadne trofeum - opowiada w rozmowie z nami Stephen Kasiewicz, sympatyk “Blucerchiatich” i dziennikarz Football Italia.
Odejście Mantovaniego rzeczywiście naznaczyło kres wielkiej Sampdorii. Jego syn Enrico nie zdołał wejść w buty ojca. Triumf w Coppa Italia 1994 był początkiem końca tamtej ery. Drużyna z sezonu na sezon wyglądała coraz gorzej, a pod koniec XX wieku wypadła nawet na moment z Serie A. Klub trafił potem w ręce innego przedsiębiorcy z branży naftowej, Riccardo Garrone, ale za jego rządów największym sukcesem był finał Coppa Italia w 2009 roku. Po nim “Sampę” przejął ekscentryczny producent filmowy Massimo Ferrero, za którego kadencji ta głównie cięła koszty i sprzedawała najciekawszych piłkarzy.
Po aresztowaniu Ferrero, które nie miało związku z jego działalnością w piłce, Sampdoria popadła już w totalny niebyt. Nie miała pieniędzy, poważnie groził jej nawet całkowity upadek. Raz cudem uniknęła degradacji, ale w sezonie 2022/23 spadła z Serie A. Od bankructwa ocalili ją były właściciel Leeds United Andrea Radrizzani oraz finansista Matteo Manfredi. Ten pierwszy zdołał już sprzedać udziały w klubie, drugi nadal pozostaje jego sternikiem, a jego firma, Gestio Capital, zainwestowała w klub miliony euro. Tyle że w przeciwieństwie do czasów Mantovaniego, za tymi inwestycjami nie poszły sukcesy.

Zaufanie pod publiczkę

Nowi właściciele plany mieli równie ambitne. Latem 2023 r. postanowili namaścić na trenera samego Andreę Pirlo, którego początek kariery trenerskiej może nie był zbyt udany, ale wciąż sama magia jego nazwiska mogła zrobić wrażenie na piłkarzach “Blucerchiatich”. Pierwsze tygodnie Pirlo na Stadio Luigi Ferraris były jednak trudne. Pod jego wodzą drużyna zaliczyła ligowy falstart i wygrała tylko dwa z pierwszych 11 spotkań. Później nabrała wiatru w żagle i dotarła do baraży o awans, ale w nich musiała uznać wyższość Palermo.
- Ten skład nie był wtedy aż tak dobrze zbudowany. Do tego prezentował się poniżej swoich możliwości i dlatego po spadku zajął tylko siódme miejsce w Serie B. To był sezon przejściowy - zarówno na boisku, jak i poza nim, co najlepiej pokazał wynik barażu z Palermo. Cały klub nie był po prostu wystarczająco dobrze przygotowany na to, aby móc w pełni walczyć o awans do jednej z najbardziej wymagających lig w Europie - opisuje sytuację Kasiewicz.
Mimo braku sukcesu, Pirlo zachował stanowisko. Jeszcze na początku obecnych rozgrywek zarząd zapewniał, że jest kluczową postacią ich projektu. Te zapewnienia szybko straciły jakiekolwiek znaczenie, bo już po trzech kolejkach, w których zespół zdobył tylko punkt, władze klubu zdecydowały się z nim rozstać. Jego następca, Andrea Sottil, zapisał się wygraną w pierwszych od dwóch lat Derbach della Lanterna przeciwko Genoi w Pucharze Włoch, ale po słabszej serii w lidze również go odprawiono. Sytuacji nie poprawił też Leonardo Semplici, za którego kadencji zespół wygrał tylko dwa z 17 meczów, a po jednej z porażek kibice obrzucili kamieniami autokar z piłkarzami.
- Istnieje co najmniej kilka powodów, dla których sytuacja Sampdorii w obecnym sezonie była aż tak dramatyczna. Musimy pamiętać, że po spadku z Serie A klub w teorii planował od początku jak najszybszy powrót do elity. Przed obecnym sezonem ściągnięto graczy, którzy powinni być gwarantować solidny poziom w Serie B, jak Massimo Coda czy Gennaro Tutino. Myślę, że głównym problemem była zbyt duża rotacja trenerami. Na przestrzeni całych rozgrywek w sumie przewinęło się ich czterech. Atmosfera gęstniała z miesiąca na miesiąc i w pewnym momencie była już bardzo negatywna i to z pewnością też przekuło się na tę największą katastrofę w dziejach klubu - opowiada nam Mirko Calemme, włoski korespondent Diario AS.

Legendy nie pomogły

Tym czwartym szkoleniowcem został na początku kwietnia Alberico Evani, były asystent Roberto Manciniego w reprezentacji Włoch, który przy jego cichej i nieoficjalnej pomocy podjął się tej niezwykle trudnej misji ratunkowej. I trzeba przyznać, że w obliczu tak negatywnych emocji, jakie zapanowały na Stadio Luigi Ferraris, 62-latek zdołał tchnąć w drużynę nieco życia. Ta pod jego wodzą w sześciu ostatnich meczach sezonu zdobyła w sumie dziewięć punktów. Do pełni szczęścia zabrakło naprawdę niewiele - jedno oczko więcej, a najprawdopodobniej miałaby jeszcze drugą szansę w barażach o utrzymanie.
- Evani włączył do swojego sztabu jedną z klubowych legend, Attilio Lombardo. Obaj nie mieli jednak wystarczająco czasu, aby wydobyć Sampdorię ze strefy spadkowej. W całym sezonie wydarzyło się zbyt dużo złych sytuacji, aby ta misja się udała. Kolejne zmiany trenerskie, wyjątkowo złe decyzje personalne wobec zawodników i słabo radzący sobie w roli dyrektora sportowego Pietro Accardi przyczynili się do najgorszego sezonu w historii klubu - uważa Kasiewicz.
Wina nie leży oczywiście tylko i wyłącznie w osobie Accardiego czy kolejnych zwalnianych trenerów. Sampdorii zabrakło jasnej strategii, która doprowadziłaby zespół z powrotem na salony. Jeśli odpowiedzią na problemy klubu miało być zatrudnienie Pirlo, który nie został zwolniony nawet mimo braku awansu w swoim pierwszym sezonie, to dlaczego zarząd zdecydował rozstać się z nim zaraz na początku drugiego? Klub po spadku z Serie A potrzebował stabilizacji, a zamiast tego znalazł się w wielkim chaosie.
- Ciężko byłoby wymienić jedną konkretną osobę, która jest winna takiej sytuacji. Uważam, że całościowe zarządzanie klubem ze strony zarządu było jednak po prostu katastrofalne i nikt temu nie powinien zaprzeczać. Ruchy na rynku transferowym może i wydawały się słuszne i pozwalały myśleć nawet na awansie, ale poza tym podjęto szereg złych decyzji. Aż tak liczne zmiany na stanowisku trenera nigdy nie prowadzą do niczego dobrego i los klubu z Genui jest tego najlepszym dowodem - zauważa Calemme.

Przykład od przyszłych mistrzów?

Z pewnością nie tak ostatnie lata kariery wyobrażał sobie Bartosz Bereszyński. Polak, który - wyłączając dwa wypożyczenia do Napoli i Empoli - występuje w barwach Sampdorii od 2017 roku, nie spodziewał się takiego sezonu. Dużą jego część stracił z uwagi na urazy, łącznie rozegrał tylko 21 spotkań. Kapitana zabrakło w kluczowym momencie sezonu, kiedy jeszcze wszystko dało się uratować. Teraz musi zadecydować o swojej przyszłości, bo jego kontrakt z klubem wygasa z końcem czerwca. I mimo problemów ze zdrowiem i formą, to wciąż prędzej Polak wróci do włoskiej elity niż cała Sampdoria.
- Choć jej powrót do Serie A również jest możliwy. Przecież jeśli cofniemy się nieco w czasie, dostrzeżemy kilka drużyn, które spotkał podobny los. W niedawnej przeszłości na ten albo jeszcze niższy poziom spadły takie drużyny jak Fiorentina, Napoli czy Genoa. Wydaje się, że pod wieloma względami gra w Serie C jest najprawdopodobniej najlepszym momentem na to, aby oczyścić atmosferę w klubie i po prostu zacząć wszystko od zera. Nie mam bowiem wątpliwości, że w ciągu kilku lat Sampdoria wróci do elity - twierdzi Calemme.
Spośród wyżej wymienionych ekip, Napoli, które w 2004 roku spadło na trzeci poziom rozgrywkowy w wyniku bankructwa, spędziło na nim nawet dwa sezony. Fiorentina dwa lata wcześniej z tego samego powodu została zdegradowana jeszcze niżej, bo do Serie C2. Z kolei Genoę spadek z zaplecza elity spotkał w sezonie 2004/05, kiedy… okazała się na nim najlepsza, ale dotknęła ją kara za korupcję. Te kluby musiały odpokutować swoje winy i zacząć wszystko od początku. Po latach okazuje się, że taki restart był im potrzebny. Być może teraz podobny zabieg przyniesie równie dobry skutek także dla Sampdorii.
- Manfredi ma przed sobą szereg kluczowych decyzji. Czy sam zainwestuje jeszcze więcej pieniędzy, czy może oprze finansowanie klubu o singapurskiego biznesmena Josepha Teya, który aktualnie posiada większościowy pakiet udziałów? Uważa się, że w przeciągu dwóch lat obaj wyłożyli już na Sampdorię sto milionów euro. W Serie C klub będzie musiał zmierzyć się z zupełnie nowymi realiami - również tymi finansowymi. Budżet zostanie mocno obcięty, a większość obecnej kadry opuści zespół. Do tego dochodzi kwestia wyboru nowego trenera. “Doria” to klub wciąż wspierany przez dużą grupę kibiców - na poziomie Serie B na jej mecze chodziło średnio po 24 tysiące fanów. Ale teraz czeka ją długa droga, zanim wróci na właściwe tory - podsumowuje Kasiewicz.

Przeczytaj również