Zatrzymał Real, zdobywał trofea, wypromował gwiazdę. Oto nowy trener Widzewa Łódź. "Porywa tłumy"
Trzeci trener w tym sezonie, a jest październik. Trener ogłoszony dwa dni przed kolejnym meczem. W dodatku trener zastępujący szkoleniowca, którego posada miała być bezpieczna, nie tylko ze względu na długi kontrakt. Mają rozmach w tym Widzewie. Ale czy mają plan?
Jeszcze dziesięć dni temu sam Robert Dobrzycki mówił, że nie ma planu zwolnienia Patryka Czubaka. Takiej decyzji w końcu zaczęły sprzyjać nie tylko względy formalne - młody szkoleniowiec dopiero co wszedł w buty po Zeljko Sopiciu - ale też wyniki. Widzew przerwę na kadrę rozpoczynał zadowolony, bo świeżo po zwycięstwie z Termalicą (4:2), gdzie zwłaszcza druga połowa była imponująca w wykonaniu łodzian. To jednak nie wystarczyło, aby Czubak utrzymał posadę. Tym razem nie został nawet przesunięty na stanowisko asystenta, ale całkowicie pożegnany.
W teorii powinien pracować do połowy 2029 roku. W praktyce dostał dwa miesiące, a konkretnie sześć meczów. Lekkie drgnięcie, subtelna poprawa gry zespołu nie wystarczyła, a na więcej eksperymentów Czubak nie otrzymał czasu. W środowy wieczór Widzew nagle ogłosił, że obowiązki pierwszego szkoleniowca przejął Igor Jovićević. Sprowadzenie do Polski tak utytułowanego trenera to nie tylko ruch ambitny, ale też brawurowo-zgubne zagranie Mindaugasa Nikoliciusa. Dyrektor sportowy łodzian nie ma na ręce kolejnych kart. Jeśli znów się pomyli, nikt mu nie daruje.
Spokojnie to już było
Nikolicius miał wnieść do klubu nie tylko kontakty i doświadczenie, ale też słynne "know-how". Na ten moment brakuje i "know", i "how". Bilans jego rządów w Widzewie jest, nie ma co kryć, katastrofalny w kwestii zatrudnianych szkoleniowców. O ile bowiem na rozliczenie poszczególnych transferów przyjdzie jeszcze czas - chociaż obecnie, podkreślam: obecnie, Andi Zeqiri nie tłumaczy wyłożenia na niego dwóch milionów - o tyle trenerów Widzew rozlicza sam i to krwawo. Litwin przybył do klubu w marcu i po kilku tygodniach ściągnął do Polski Sopicia, który zastąpił Czubaka realizującego się jako opcja tymczasowa. Chorwat popracował pięć miesięcy i ustąpił miejsca Czubakowi, tym razem przygotowywanemu do poważniejszej roli.
Poważniej jednak, jako się rzekło, nie było. Czubak wytrwał dwa miesiące, tym razem podziękowano mu definitywnie, w dodatku nie na starcie przerwy kadrowej, co sugerowałaby logika, ale na jej samiutkim końcu. Zachowanie cokolwiek osobliwe, a przede wszystkim rzutujące na renomę samego Nikoliciusa. Litwin bierze sporo na siebie, swoim nazwiskiem firmuje poszczególne ruchy klubu, ale jeśli spił jakąś śmietankę, to chyba sfermentowaną. Na każdym z trenerów się sparzył, a w dodatku Widzew już teraz bywa pomawiany o brak trzymania ciśnienia. Zakładając, że nie uda się z Jovićeviciem i zakończy on misję przed planowaną datą, to taka sytuacja zgubi nie tylko działacza, lecz też łodzian. Kto poważny będzie chciał pracować w zespole zmieniającym trenera z częstotliwością godną pożałowania?
O tym w Widzewie wolą nie myśleć, ze zrozumiałych zresztą względów. Skupiają się na udzielaniu wsparcia nowemu szkoleniowcowi, Nikolicius znów zarzeka się, że wybrał opcję ze wszech miar wspaniałą. Wiarygodność ma na niskim poziomie, na polskim rynku nie pokazał niczego, aby mu zaufać, ale jednocześnie trzeba przyznać, że Jovićević... robi wrażenie. Pod względem osiągnięć, marki i renomy to trener absolutnie unikalny w całej historii Ekstraklasy.
Człowiek z zasadami
Jovićević pracował głównie na Ukrainie i w rodzimej Chorwacji, a ostatnio w Bułgarii. Prowadził Karpaty Lwów, przeszedł przez młodzieżówkę, rezerwy i pierwszą drużynę Dinama Zagrzeb, a do tego odpowiadał za wyniki Dnipro-1, Szachtara Donieck i wreszcie Łudogorca. Z ostatniego klubu wyleciał na początku czerwca 2025, chociaż bilans miał niezły. Wygrał 25 spotkań, 11 zremisował i sześć przegrał. Zgodnie z założeniami zdominował ligę, sięgnął też po Puchar. 51-latka położyła jednak Europa.
Łudogorec wszedł do Ligi Europy i zajął w niej 33. miejsce, gorzej wypadły jedynie Dynamo Kijów, OGC Nice oraz Karabach. Na usprawiedliwienie Jovićevicia działa jednak fakt, że musiał się mierzyć między innymi z Lazio, Bilbao czy Lyonem, a więc drużynami stojącymi na zupełnie innym poziomie personalnym, wszak w jego ekipie jednym z najważniejszych zawodników był, z całym szacunkiem, Jakub Piotrowski, a nie, nie przymierzając, Corentin Tolisso.
- Moja osobista opinia jest taka, że obecny Łudogorec to po prostu kadrowo słabsza ekipa od tej, która dwukrotnie weszła do Ligi Mistrzów. Przed Jovićeviciem zostali zniszczeni przez Karabach. Na Bułgarię ten skład wystarczy, ale nie na Ligę Europy - mówi nam Kamil Rogólski, ekspert od wschodniego futbolu.
Jest w tym sporo prawdy, bo następca Chorwata też nie zdołał wprowadzić Bułgarów do elity. Rui Mota przegrał w dwumeczu z Ferencvarosem (0:3), a później męczył się w ostatniej rundzie kwalifikacji Ligi Europy ze słabiutką Szkendiją (6:3). Na ten moment Portugalczyk punktuje ze znacznie gorszą średnią niż zrobił to Jovićević.
Tym jednak, co najbardziej intryguje w przypadku Chorwata, nie są jego podboje w Bułgarii, ale wyniki osiągnięte na Ukrainie. Perłą w dorobku szkoleniowca roczne rządy w Szachtarze. Przejął zespół w lipcu 2022 roku, kiedy drużyna znajdowała się w fazie rozkładu. Trwająca wojna doprowadziła do pożegnania kilkunastu zawodników, ale przede wszystkim rzutowała na morale. Mimo tego Jovićević ciężar dźwignął. Zdobył mistrzostwo, w Lidze Mistrzów ograł RB Lipsk i zremisował z Realem Madryt, a także awansował do 1/8 finału Ligi Europy. Ponadto wydatnie pomógł klubowym finansom, promując Mychajło Mudryka. To właśnie za kadencji Chorwata Ukrainiec przeszedł do Chelsea za kwotę sięgającą łącznie 100 milionów euro.
- Pewnie, że można było wyjechać. Ale to byłoby najłatwiejsze. Uznałem jednak, że powinienem zostać. Właśnie dlatego, żeby pokazać Ukraińcom, że jestem jednym z nich. I zostałem. Zresztą, mówię płynnie po ukraińsku. Tak samo moi synowie, którzy chodzili do szkoły na Ukrainie. Po prostu czuję się też Ukraińcem. (...) Kiedy ruszyła liga, to nikt nie dawał nam żadnych szans na miejsca w top 3. Do dziś mam ukraińskie gazety, które wieszczyły, że Szachtar będzie nisko w tabeli. I co? Zdobyliśmy mistrzostwo, w decydującym meczu pokonując Dnipro - opowiadał trener we wrześniowej rozmowie z Goal.pl.
Zewsząd płynie uwielbienie
Wydaje się, że w rozwoju Mudryka właśnie nie ma przypadku. Jovićević to szkoleniowiec bardzo mocno stawiający na grę skrzydłami. W tym kontekście pasuje więc do Widzewa, gdzie na ściągnięcie nowych bocznych atakujących przeznaczono niemałe środki. Nie ulega wątpliwości, że Mariusz Fornalczyk i Samuel Akere mają umiejętności, ale nie zostały one w pełni wykorzystane przez Czubaka, nie mówiąc już o Sopiciu. Jovićević powinien to zmienić, a także dobrze dotrzeć do Frana Alvareza i Juliana Shehu, chociaż oni akurat grają doskonale niezależnie od systemu.
- Skrzydła w jego drużynach funkcjonują rewelacyjnie. Był taki mecz w październiku 2021 roku między Szachtarem a Dnipro-1 w Kijowie, który był fantastycznym widowiskiem. Nie było typowego dla ligi ukraińskiej parkowania autobusu. Był polot. Prezes Szachtara powiedział wtedy, że to był mecz na poziomie Ligi Mistrzów i myślę, że dzięki temu Jovicević już w erze wojennej został trenerem Szachtara. Miał swojego ulubieńca - Nevena Djuraska, który jako kreatywny środkowy pomocnik układał mu grę w Dnipro-1, a którego potem zabrał ze sobą do Szachtara. Kreatywność w środku to mus w jego drużynach. W Europie natomiast gra była bardzo defensywna, oparta na kontrach - podkreśla Rogólski.
Wydaje się przy tym, ze to właśnie organizacja gry w tyłach będzie pierwszą rzeczą, jaką Chorwat zajmie się w Łodzi. Bo chociaż Widzew nie broni słabo - pod względem oczekiwanych goli straconych zajmuje trzecie miejsce - to pewne niedociągnięcia się znajdą. Choćby z Termalicą, kiedy to Jimenez oddawał strzał głową, bo nie pokrył go żaden z trzech zawodników, strata piłki na połowie doprowadziła do pierwszego trafienia Guerrero, a drugie było efektem kolejnego zbagatelizowania sytuacji w polu karnym. Sporo głupich i nieodpowiedzialnych zachowań, a przecież był to najlepszy mecz Widzewa od dłuższego czasu.
Nie ulega również wątpliwości, że Jovićević potrzebuje czasu, co jest domeną większości szkoleniowców na świecie. Nie jest tak, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyeliminuje wszystkie mankamenty zespołu. Może natomiast poprawić komunikację, a ta w Widzewie leży. Wciąż nie odbyła się konferencja z udziałem nowych działaczy do spraw sportu, Robert Dobrzycki pokazał, że zdanie miewa zmienne, natomiast wypowiedzi poprzedniego zagranicznego trenera okazały się kamyczkiem w bucie dla zarządu. 51-latek człowiekiem jest innym. Od Sopicia odróżniają go nie tylko większe osiągnięcia, ale przede wszystkim charakter.
- Jovićević tak naprawdę wszędzie coś po sobie zostawił. On mówił po rosyjsku, ale nauczył się ukraińskiego, żeby zapunktować u miejscowych. Potrafi porwać tłum swoją postawą. Jest oratorem, który ma wyczucie. Ma dużo lepszą komunikację niż Sopić, a do tego doświadczenie międzynarodowe. Sprawdził się poza Chorwacją i w bardziej ekstremalnych warunkach niż Rijeka. Media go pokochają - słyszymy od Rogólskiego.
Czy zatem Jovićević to idealny wybór Widzewa? Czy to szkoleniowiec bez wad? Wykluczone. Nasz ekspert przyznał, chociaż sam się z tym nie zgadza, że Chorwat ma opinię lepszego motywatora niż taktyka. Przede wszystkim jednak trzeba zwrócić uwagę na średni czas pracy Jovićevicia. Chociaż wniósł coś do właściwie każdej drużyny, to nigdzie nie zostawił wieloletniego dziedzictwa. Najdłużej pracował w Dnipro-1, gdzie spędził niespełna dwa lata i dokładnie taki ma bazowy kontrakt z Widzewem. Jednocześnie, jeśli tylko go wypełni, będzie trenerem z drugim najdłuższym stażem w ostatnich dwunastu latach łódzkiego zespołu.