Zawieszenie za głupotę. "Kolejny Neymar" znów nawalił. Tym razem na własne życzenie

Zawieszenie za głupotę. "Kolejny Neymar" znów nawalił. Tym razem na własne życzenie
AGIF / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper Klasiński06 Apr · 08:30
Wielki talent. Wymarzony, nieudany transfer. Odbudowa. A teraz rok przymusowej przerwy z powodu idiotycznego zachowania. Gabigol, czyli Gabriel Barbosa miał być przyszłością piłki, w ostatnich latach błyszczał w Brazylii, ale sam wykluczył się z futbolu przez własną głupotę.
Gdy był nastolatkiem, wymieniano go w gronie największych talentów na świecie. Miał być “kolejnym Neymarem”, do Europy trafił za wielkie pieniądze, ale nie wypaliło. Gabriel Barbosa, nazywany często “Gabigolem”, nie odnalazł się na Starym Kontynencie, ale wydawało się, że zaliczy udaną odbudowę w rodzimej Brazylii. Faktycznie, po powrocie tam stał się gwiazdą i pokazał wielki talent, ale teraz wszystko przekreślił dziwacznym, bezsensownym zachowaniem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zweryfikowany “kolejny Neymar”

Gabriel zaczynał przygodę z profesjonalnym futbolem w barwach Santosu jeszcze jako 16-latek. I szybko przyciągnął uwagę piłkarskiego świata. W wieku 17 lat wdarł się do podstawowej jedenastki utytułowanego klubu, który niewiele wcześniej wypuścił do Barcelony Neymara. Szybko zaczął notować w jego barwach niezłe liczby. Występował na każdej pozycji w ofensywnym trio, mógł obstawić oba skrzydła i zagrać na szpicy. Już wtedy mówiło się o nim Gabigol - ksywkę tę zyskał jeszcze w młodzieżówkach. Nietrudno się domyślić, że z uwagi na wielką liczbę zdobywanych goli.
Wymieniano go w gronie największych futbolowych nadziei młodego pokolenia. Media pisały o “kolejnym Neymarze”. W 2016 roku stanowił ważne ogniwo brazylijskiej kadry olimpijskiej, zdobywców złota na ojczystej ziemi. Ledwie kilka tygodni później, jeszcze jako nastolatek, zaliczył transfer, na który czeka każdy podobny mu zawodnik: sięgnął po niego europejski gigant. W jego przypadku Inter Mediolan. Utalentowany zawodnik kosztował “Nerazzurrich” niespełna 30 milionów euro.
- W Brazylii właściwie z każdym utalentowanym nastolatkiem wiąże się ogromne nadzieje, dlatego trzeba brać na to poprawkę. Teraz, śledząc świat tamtejszego futbolu na co dzień, dostrzegam to wyraźnie. Podobnie było z Gabim, chociaż tutaj wszystko wskazywało, że będzie to kolejny wielki piłkarz, może porządna “dziewiątka” z prawdziwego zdarzenia, jakiej Brazylia nie miała od czasów Ronaldo - wspomina prowadzący portal Brazylijski Futbol Wojciech Peciakowski. - Porównania do Neymara nasuwały się same. Wiele osób spodziewało się, że pójdzie tą samą drogą.
Gabigol Europy jednak nie podbił. Trener Frank de Boer był podobno zaskoczony tym, że taki piłkarz w ogóle trafia do klubu. Przez pierwsze trzy miesiące na Giuseppe Meazza zdolny napastnik zagrał więc tylko raz, spędzając na murawie niewiele ponad kwadrans w starciu z Bologną. Zwolnienie Holendra i zatrudnienie Stefano Pioliego nie zmieniło jego sytuacji. Do końca debiutanckiej kampanii uzbierał łącznie ledwie dziesięć meczów (tylko jeden występ w podstawowym składzie, w Pucharze Włoch, w lidze łącznie jedynie 111 minut) i strzelił jednego gola. Na koniec rozgrywek został nawet uznany za największe rozczarowanie Serie A przez internetowy portal Calciobidoni, kontynuujący tradycję nieistniejącego już plebiscytu zwanego “Złotym Śmietnikiem”, zapoczątkowanego przez redakcję radiowego programu Catersport.
- Nie chcę go jakoś bardzo bronić, ale fakty są takie: kontrakt podpisał kilka dni przed 20. urodzinami. Nowy kontynent, rozgrywki i otoczenie - dla Brazylijczyków ta adaptacja często bywa trudna - opowiada nasz rozmówca. - Sytuacja w Interze też była wtedy bardzo burzliwa, bo klub właśnie przejęła chińska spółka holdingowa i zaczęła się przebudowa. Takie chaotyczne otoczenie nie pomogło Barbosie w aklimatyzacji.
W kolejnych rozgrywkach postanowiono wypożyczyć go do Benfiki. Ruch ten zdawał się mieć sens. W teorii łatwiejsza liga, klub specjalizujący się we wprowadzaniu utalentowanych graczy z Ameryki Południowej do europejskiego futbolu, przeprowadzka do kraju, w którym mówi się w jego ojczystym języku, ucieczka od wielkiej presji w Interze… Wyszło jednak fatalnie. Gabriel przez pół roku zagrał ledwie pięciokrotnie, raz trafiając do siatki. Z jego wypożyczenia najbardziej zapamiętana została łatka piłkarza nieprofesjonalnego.
- Już we Włoszech pojawiały się typowo “brazylijskie” problemy dyscyplinarne - imprezki, spóźnianie się na treningi, odpuszczanie itd. Historia stara jak świat. Wypożyczenie do Benfiki tylko pogorszyło sprawę. Po drodze nadeszły kolejne problemy natury dyscyplinarnej, np. kłótnie z kolegami z drużyny - tłumaczy Peciakowski.
Raz przyłapano go nawet na piciu alkoholu do szóstej rano w dniu meczowym. Szybko stało się jasne, że Barbosa może mieć ogromny talent, ale głowy na wielkie granie mu brakuje. Dołączył tym samym do listy graczy nazywanych buńczucznie “kolejnymi Neymarami”, zweryfikowanych przez piłkę na topowym poziomie.

Jak feniks z popiołów

Po fatalnych kilkunastu miesiącach spędzonych na Starym Kontynencie nadeszło kolejne wypożyczenie. W styczniu 2018 roku wychowanka przygarnął Santos. Tam Gabigol odżył, stopniowo pokazując coraz więcej dawnego błysku i skuteczności. Wykręcił najlepszy sezon w karierze, jeśli chodzi o statystyki strzeleckie. W lidze sięgnął po Złotego Buta z 18 bramkami w 35 meczach. Pomimo tego Inter nie wiązał już z nim przyszłości. Napastnikowi postanowiono poszukać kolejnego tymczasowego domu. Tym razem jednak zaczęła się walka o jego usługi. Mocno zabiegał West Ham, ale ostatecznie wyścig wygrało Flamengo. A tam Gabriel wszedł na jeszcze wyższy poziom. Skończył rozgrywki z łącznym dorobkiem 36 goli i 11 asyst. Został najlepszym strzelcem w lidze i Copa Libertadores, graczem roku Ameryki Południowej, a wraz z klubem sięgnął po mistrzostwo kraju i kontynentu. Odrodził się jak feniks z popiołów. Wydawało się, że pomimo wcześniejszych turbulencji jeszcze może być wielki.
- To zdecydowanie był powrót na dobre tory, ale jednocześnie dowiódł, że może Barbosa nie był jednak piłkarzem z tak wysokiej półki, by grać dla Interu Mediolan. Zresztą z transferem Brazylijczyka po prostu się pospieszono - sądzi Peciakowski. - Nie bez powodu Juventus, interesujący się nim w tym samym okresie, co “Nerazzurri”, w końcu wycofał się z wyścigu. Po powrocie do Brazylii Gabriel faktycznie odżył. Znów sporo trafiał do bramki, powrócił przydomek “Gabigol”. Wydawało się, że jest po prostu we właściwym miejscu.
Flamengo nie zastanawiało się więc i wykupiło go, bijąc ówczesny rekord transferowy. Inwestycja szybko się obroniła. Choć Gabigol nie strzelał dalej z aż taką częstotliwością, to i tak pod tym względem plasował się w ścisłej krajowej czołówce. 27 bramek, potem 29, następnie znowu 29 - sezon po sezonie uzasadniał łatkę gwiazdy zespołu. Pomógł zdobyć kolejne mistrzostwo kraju, dorzucając puchar i dwa superpuchary, a także jeszcze jedno Copa Libertadores. Wdarł się też do reprezentacji, gdzie w 2021 roku wreszcie grał regularnie. Wielka nadzieja zaliczyła prawdziwe odrodzenie.

Zawieszenie za głupotę

Wydawało się, że Barbosa nareszcie wskoczył na właściwe tory. W 2023 roku wszystko się zmieniło. Zaczęło się dobrze, od wielkiego wyróżnienia: dostał ikoniczną dla Flamengo koszulkę z numerem “10”, dzierżoną niegdyś przez wielkiego Zico. Potem jednak było już tylko gorzej. 8 kwietnia w ośrodku treningowym pojawili się kontrolerzy antydopingowi, dokonujący co jakiś czas niezapowiedzianych badań zawodników. Wszyscy piłkarze Flamengo poddali się im bez dyskusji. Wszyscy poza liderem. Gabriel zaczął kręcić nosem i zachowywać się w sposób budzący uzasadnione podejrzenia.
- Zdaniem osób odpowiedzialnych za badanie napastnik nie skontaktował się z nimi przed treningiem, zignorował ich po zakończeniu zajęć i poszedł na lunch, traktując urzędników z brakiem szacunku. Nie przestrzegał wskazanych procedur, po upływie 90 minut wziął pojemnik bez wcześniejszego powiadomienia nikogo, zirytował się, gdy kontroler poszedł z nim do łazienki podczas zbierania próbki, a na koniec wbrew otrzymanym poleceniom oddał otwarty pojemnik - opisywał sprawę na swoich łamach portal Flamengo.com.pl.
Wynik badania - zarówno moczu, jak i krwi - okazał się negatywny. Niemniej, zachowanie Brazylijczyka miało jeszcze odbić mu się czkawką w późniejszym terminie. W międzyczasie jednak nadeszły kolejne problemy, wyliczane na stronie internetowej polskiego fanklubu Flamengo. Gabigol m.in. pokłócił się z wiceprezydentem klubu, zorganizował huczną imprezę urodzinową krótko po rozczarowującym odpadnięciu z Copa Libertadores, irytując kibiców, a także podpadł swoim zachowaniem trenerowi Tite, tracąc zresztą pod jego wodzą miejsce w podstawowym składzie. I tak skończył się rok 2023.
- Jego “upadek” nie przyszedł tak nagle. Trwało to już jakiś czas i faktycznie wygląda na to, że problem chyba głównie tkwi w głowie. Umiejętności na granie przecież ma, co pokazywał wielokrotnie - przyznaje nasz rozmówca. - Gorsza forma i problemy pozaboiskowe sprawiły, że zimą dużo mówiło się o możliwym odejściu Barbosy. Zainteresowane były m.in. Gremio, Corinthians czy Palmeiras. W końcu ogłoszono, że pozostanie we Flamengo i wtedy… wybuchła afera dopingowa (proces ruszył w grudniu, wtedy zrobiło się o niej głośno).
Niedawno, pod koniec marca, wreszcie ogłoszono wyrok w sprawie dotyczącej feralnego badania. Gabigola uznano winnym próby oszukania przeprowadzających je kontrolerów. Zadecydowano niejednogłośnie - stosunkiem głosów pięć do czterech. Napastnikowi groziły mu aż cztery lata kary, ale stanęło na dwóch. A wszystko przez jego idiotyczne zachowanie. Był czysty, nie miał się czego bać, ale zupełnie bez sensu stawiał opór. Powód zna chyba tylko on sam, bo dostrzec go nie sposób.
Kara dwuletniego zawieszenia obowiązuje od dnia przeprowadzenia feralnego badania, choć do momentu ogłoszenia wyroku piłkarz normalnie występował. Oznacza to, że Gabigol będzie w efekcie pauzował niewiele ponad rok - od 27 marca 2024 do 8 kwietnia 2025 roku. Napastnik oczywiście zapowiedział już chęć odwołania się od decyzji, klub okazał chęć wsparcia, ale wygląda na to, że jego własna głupota okaże się dla niego kosztowna.
- Naprawdę trudno będzie się z tego podnieść. I ciężko też uwierzyć w to, że to wszystko przypadek. Kłótnie z prezesem, kibicami, z trenerem, agresywne zachowanie podczas badań antydopingowych… Za dużo tego. Bardzo mi szkoda, choć nie jestem fanem Flamengo czy samego Barbosy, ale tacy piłkarze po prostu popularyzują brazylijską piłkę nożną poza krajem, a taki jest też mój cel. Dużo bramek, sporo z nich ładnych, zbliżanie się do rekordów i pobijanie ich - o takich rzeczach przyjemnie się informuje opinię publiczną, która takiego zawodnika zaczyna kojarzyć i zapamiętywać. Z tego względu szkoda mi, że tak się toczy jego kariera - również w kontekście reprezentacji Brazylii, która od dawna boryka się z problemami dotyczącymi obsady pozycji numer dziewięć i Gabigol, pomimo swoich przywar, w formie stanowiłby dla niej ciekawą opcję - podsumowuje Peciakowski.
Gabriel miał być gwiazdą i pomimo początkowego rozczarowania zaczął kreować sobie świetną karierę na brazylijskiej ziemi. Jest najlepszym snajperem z Kraju Kawy w historii Copa Libertadores, drugim najskuteczniejszym rodzimym strzelcem w historii występów Flamengo w krajowej lidze i szóstym w całej historii klubu. Do tego w barwach Rubro-Negro święcił imponujące sukcesy drużynowe. W wieku 27 lat ma już naprawdę konkretne dziedzictwo. Ale niestety swoją postawą kruszy pomnik, który stawiał w ostatnich latach. Z takim charakterem trudno wejść na najwyższy poziom. I pewnie przez niego nigdy nie zrobił i nie zrobi gigantycznej, globalnej kariery.

Przeczytaj również