Zdziesiątkowana Wisła Kraków. Na kolejne wtopy nie ma miejsca. "Non stop te same błędy"

Zdziesiątkowana Wisła Kraków. Na kolejne wtopy nie ma miejsca. "Non stop te same błędy"
Krzysztof Porebski / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot12 Apr · 15:00
Wiśle Kraków chyba już uciekł bezpośredni awans do Ekstraklasy, a na dziś “Biała Gwiazda” nie zagrałaby nawet w barażach. Każde potknięcie może być wyjątkowo bolesne w skutkach. A teraz przed wiślakami naprawdę trudne zadanie.
2:3 z Chrobrym Głogów. 1:3 z Motorem Lublin. Gdyby nie awans do finału Pucharu Polski, atmosfera w Wiśle Kraków byłaby więcej niż napięta. Przygotowania do święta na PGE Narodowym nie mogą jednak przykryć tego, że Wisła ma ostatnio w lidze spore problemy. Dwie porażki spowodowały, że drużyna, która w 2024 r. spoglądała w górę tabeli na prowadzący duet Arka - Lechia, dalej spogląda w górę, tyle że na ekipy zajmujące miejsca barażowe. “Białej Gwiazdy” bowiem na nich brakuje. Po domowej przegranej z Motorem i niekorzystnych innych wynikach wiślacy wypadli po 26. kolejce z TOP6 tabeli Fortuna 1 Ligi. To już nie przelewki. Margines błędu się wyczerpuje, a trener Albert Rude musi kleić zespół na taśmę. Problem goni problem.
Dalsza część tekstu pod wideo
tabela fortuna 1 liga po 26. kolejce
własne

Dwie wtopy

Do rozegranego w przeddzień Wielkanocy spotkania z Chrobrym Wisła miała w tej rundzie dwa momenty kryzysowe. Pierwszy na jej początku, gdy po frustrującym meczu przegrała 01 z GKS-em Tychy. Drugi w Dzień Kobiet, kiedy do przerwy właściwie nie istniała na boisku w Gdyni, a Arka mogła sobie pluć w brodę, że nie prowadzi wyżej. Skończyło się 1:1. Następnie po ograniu u siebie Miedzi Legnica zapanował spokój, zmącony w drugiej połowie rywalizacji w Głogowie. Krakowski zespół z nieco szczęśliwego, ale jednak prowadzenia 1:0 skończył na wyniku 2:3, a gdyby Chrobry był skuteczniejszy, mógł strzelić i dwie następne bramki. Albert Rude mówił później, że jego piłkarze mieli w głowie nadchodzący półfinał Pucharu Polski, co nie pomogło w utrzymaniu koncentracji w Głogowie.
Półfinał Wisła wygrała, po czym dostała kubeł zimnej wody od Motoru Lublin. W ubiegły weekend Motor wypunktował grającą niemal od samego początku w dziesiątkę drużynę “Białej Gwiazdy”. Po kontrowersyjnej, ale do wybronienia czerwonej kartce dla Bartosza Jarocha wiślacy nie mieli łatwo - to jasne. Tyle że mocno ułatwili rywalom zgarnięcie pełnej puli. Goście z Lubelszczyzny zdobyli dwa niemal identyczne gole. Michał Król dwukrotnie miał hektary miejsca po prawej stronie, świetnie dośrodkował, a w polu karnym błędy w ustawieniu i kryciu wykorzystali Samuel Mraz oraz Piotr Ceglarz. Z kolei gwóźdź do wiślackiej trumny wbił jej własny bramkarz, niepodrabialny Alvaro Raton. Hiszpan odstawił enty w tym sezonie numer, właściwie oddając gola Mrazowi.
Tym samym Wisła znowu przegrała i wypadła z czołowej szóstki. Jasne, zaraz może do niej wrócić, ale fani, niezależnie od euforii związanej z PP, mają prawo być zmartwieni. Można odnieść wrażenie, że to, co dzieje się wokół klubu, przykrywa realne problemy sportowe zespołu. A tych nie brakuje. Tymczasem mnóstwo miejsca poświęca się kwestii kibiców (ci zaś sami sobie nie pomagają, np. szokującą, paskudną oprawą na meczu z Motorem) oraz tego, co w sieci wypisuje kontynuujący taktykę oblężonej twierdzy Jarosław Królewski. Prezes na maksa oddany klubowi, ale jednocześnie non stop z czymś walczący. Choć doceniamy, że w ostatnich dniach chyba nieco zwolnił.

Sportowe problemy

Niemniej, w ostatnich kilkunastu dniach padły dziesiątki pytań o tematyce kibicowsko-pucharowo-twitterowej, a wydaje się, że mało poruszano aspekty stricte piłkarskie. W tym miejscu warto np. zapytać o to, dlaczego kadra Wisły, choć na papierze silna, to została zbudowana w niekoniecznie pasujący do Fortuna 1 Ligi sposób? Jak można ocenić koncepcję i realizowane w jej ramach transfery dyrektora sportowego, Kiko Ramireza? Czy zimą właściwie określono priorytety wzmocnień? I, przede wszystkim, dlaczego w bramce nadal stoi gość, który nigdy nie powinien jej bronić w drużynie chcącej awansować do Ekstraklasy? Kontuzja Kamila Brody nie jest wytłumaczeniem, a Raton, nawet jeśli ma świetny refleks, to non stop popełnia te same błędy w rozegraniu i zaraz wybije wiślakom marzenia o awansie.
Nie będziemy się jednak pastwić nad hiszpańskim bramkarzem, bo “koń, jaki jest, każdy widzi”. Albert Rude, trener sprawiający wrażenie solidnego fachowca, ma bowiem na głowie więcej problemów. Słabo funkcjonują boki obrony, które na papierze powinny stanowić silną broń zespołu. Para stoperów Colley-Uryga jest nierówna. W środku pola brakuje alternatywy. Ofensywę w ryzach trzyma ostatnio jedynie Szymon Sobczak, niespodziewany lider i opoka ataku Wisły, wcześniej głównie rezerwowy. Tyle że sam Sobczak tej ekipy do awansu nie pociągnie, musi mieć wsparcie. A to ostatnio mu znacznie zmalało, bo kontuzje wyeliminowały z gry najpierw Angela Rodado, a następnie Goku Romana, który nawet jeśli zawodził, to potrafi dać liczby.

Zdziesiątkowani

Rodado wznowił już treningi, ale w Płocku, gdzie Wisła udaje się w ten weekend, jeszcze prawdopodobnie nie zagra. “Biała Gwiazda” jedzie na Mazowsze zdziesiątkowana. Nie tylko kontuzjami, ale i zawieszeniami. Dwa mecze pauzy za czerwoną kartkę czekają Jarocha - odwołanie klubu, co zupełnie nie dziwi, nie przyniosło skutku.
Ponadto za nadmiar żółtych kartek pauzują Dawid Szot i Jesus Alfaro. Drugi z nich to wiosną - obok Sobczaka - motor napędowy zespołu. W bramce za to znów stanie Raton, bo ściągniętego zimą Antona Czyczkana przed grą powstrzymują względy formalne, a Kamil Broda nadal nie jest w pełni sił. Na boki obrony trener prawdopodobnie desygnuje Jakuba Krzyżanowskiego, który mimo dużego talentu ma wiosną równie duże problemy, głównie właśnie z grą w tyłach, a także nominalnego stopera, Igora Łasickiego. Nie zazdrościmy Albertowi Rude, bo co załata jedną dziurę, to zaraz wyskakują mu dwie kolejne. Wisła to dziś zespół klejony na taśmę.
A spotkanie w Płocku jest nadzwyczaj istotne dla układu tabeli. “Nafciarze” mają tyle samo punktów, z imienniczką z Krakowa przegrywają tylko gorszym bilansem bramkowym. Jesienią pod Wawelem padł bezbramkowy remis. Teraz taki wynik paradoksalnie nie byłby dla “Białej Gwiazdy” katastrofą. Nie w tych okolicznościach.
Katastrofą byłby za to oczywiście brak awansu do Ekstraklasy (nie mówiąc o braku przynajmniej baraży). I sportową, i wizerunkową. To właściwie oznaczałoby koniec obecnego “hiszpańskiego” projektu i nie tyle kamyczek, co głazy do ogródka prezesa Królewskiego. Puchar to jedno, ale awans jest celem nadrzędnym.
Gdzie szukać pozytywów? Poza powrotem Rodado i wyczekiwaną zmianą w bramce Wisła może pocieszać się tym, że przed nią jeszcze kilka meczów z dołem tabeli. Resovia, Podbeskidzie, Zagłębie Sosnowiec, Bruk-Bet - to wszystko w najbliższych tygodniach. Z drugiej strony, teraz wiślaków czekają trzy wyjazdy, bo po Płocku obiorą kierunek na Pruszków. A ze Zniczem gra się cholernie niewygodnie. Każde potknięcie będzie sporo ważyło. Wisły absolutnie nie skreślamy, co to, to nie - miejsce takiego wielkiego klubu jest w Ekstraklasie. Ale trzeba to najpierw udowodnić na boisku. A jak na jej możliwości i oczekiwania, ten sezon ligowy to jak dotąd duże rozczarowanie.
wisła kraków terminarz do końca sezonu 12.04.24
wlasne

Przeczytaj również