Że oni go kupili?! Nie wytrzymał w Polsce nawet miesiąca. Transferowy ranking wstydu

Że oni go kupili?! Nie wytrzymał w Polsce nawet miesiąca. Transferowy ranking wstydu
Dawid Figura / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 08:15
Sezon Ekstraklasy wchodzi na ostatnią prostą. Z tej okazji będziemy nie tylko chwalić, ale i ganić. Wybraliśmy więc listę dziesięciu najgorszych transferów w bieżących rozgrywkach. Oto ona.
Zaznaczmy, że poniższa lista nie jest kompletną. W tym sezonie do Ekstraklasy trafiło zatrzęsienie zawodników słabych. Blisko wylądowania w tym zestawieniu byli m.in.: Bryan Fiabema (Lech Poznań), Wahan Biczachczian (Legia Warszawa), Jonathan Junior (Radomiak), Martin Minchev (Cracovia), Lamine Diaby-Fadiga (Jagiellonia), Marcin Listkowski (Zagłębie Lubin), Ludvig Fritzon (Zagłębie), Antonio Sefer (Motor Lublin), czy Jean-David Beauguel (Stal Mielec). Ograniczyliśmy się jednak do "dychy".
Dalsza część tekstu pod wideo
Listę zawodników prezentujemy w kolejności alfabetycznej.

Migouel Alfarela (Bastia -> Legia Warszawa)

Jeden z pomysłów Goncalo Feio. Portugalczyk chciał u siebie francuskiego napastnika, który miał za sobą porządny sezon na poziomie Ligue 2. Problem w tym, że gdy Alfarela już do Warszawy trafił - i to za niemałe pieniądze, wszak sięgające miliona euro - okazało się, że do stylu preferowanego przez szkoleniowca Legii w ogóle nie pasuje. 27-latek miał swoje szanse, wystąpił przeszło 20 razy. Zawodził jednak niemal zawsze, na miarę oczekiwań zagrał jedynie z Motorem Lublin, gdy zanotował asystę i strzelił swojego jedynego gola w barwach "Wojskowych".
- To piłkarz, który potrzebował czasu na aklimatyzację piłkarską. Francuski futbol oparty jest na indywidualnych akcjach i krycie, mniej w nim taktyki. Szczególnie na drugim poziomie rozgrywkowym, gdzie jest ogromna przestrzeń do grania. Polska piłka bardzo się różni. Szczególnie w naszej drużynie. Jesteśmy taktyczną drużyną działającą w oparciu o liczne zasady. W lidze jest mniej przestrzeni. (...) To było pół roku adaptacji, zobaczymy jak rozwinie się to dalej. Chcemy, aby mu wyszło, drużyna go wspiera, ja go wspieram, sztab go wspiera. Miguel chce grać jak najlepiej i musimy mu w tym pomóc - tłumaczył Feio.
Niedługo później Alfarelę wypożyczono do greckiej Kallithei, gdzie zdobywał bramki w ekspresowym tempie. Teraz Francuz wraca do Polski. Na jego ostateczne podsumowanie przygody w Legii przyjdzie więc jeszcze czas, ale póki co jest bardzo słabo.

Tudor Baluta (FCV Farul -> Śląsk Wrocław)

Zdarza się, że byli piłkarze Premier League trafiają do Polski i pokazują, że szansę w Anglii otrzymali nieprzypadkowo. Pierwszym z brzegu przykładem Ivan Cavaleiro, który Stali Mielec nie utrzymał, ale zaprezentował się z kapitalnej strony. Po drugiej stronie barykady stoi jednak liczniejsza grupa. Jednym z jej reprezentantów Baluta, mający za sobą epizod w pierwszej drużynie Brighton. Największą wadą 26-latka wydaje się to, że jemu się po prostu nie chciało. Śląsk przez większość sezonu walczył o utrzymanie, a defensywny pomocnik jak człapał na początku, tak człapał na koniec. Zero zaangażowania, realnego wsparcia dla drużyny. A szkoda, bo Rumun ewidentnie ma umiejętności wystarczające na poziom Ekstraklasy. Zamiast jednak to pokazać, został tym, którego trzeba jak najszybciej pożegnać w obliczu rywalizacji w I lidze.

Junior Eyamba (Young Boys U21 -> Śląsk Wrocław)

To było naprawdę mocne. Śląsk, poszukujący nowego napastnika, spróbował rozmaitego podejścia do tematu. Jednym z najbardziej oryginalnych pomysłów pozostaje jednak ściągnięcie 23-letniego Eyamby, który nigdy wcześniej nie występował na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Szwajcar miał za sobą regularne strzelanie dla Freiburga i Young Boys, a konkretnie dla rezerw Freiburga i młodzieżówki Young Boys. Mimo tego włodarze z Wrocławia postanowili mu zaufać, zawodnik otrzymał wieloletnią umowę. Tej, jak można było się spodziewać, nie wypełnił nawet w kilku procentach, zaliczył trzy spotkania. Jego kontrakt rozwiązano po pół roku, obecnie Eyamba reprezentuje drugoligową Austrię Lustenau. Pozostaje przy tym bolesnym przykładem przepalania publicznych pieniędzy w ekipie spadkowicza.

Hilary Gong (AS Trenczyn -> Widzew Łódź)

Pan Hilary przyjechał do Polski i zgubił swoje umiejętności. Na Słowacji był jednym z czołowych dryblerów, natomiast w Polsce stał się czołową atrapą profesjonalnego piłkarza. Gonga nie broni nic, a już zwłaszcza fakt, że Widzew zapłacił za niego około 300 tysięcy euro. Sprowadzenie 26-latka, z którego nic konkretnego nie wycisnął żaden z trzech trenerów, pozostaje jednym z największych grzechów byłej władzy łodzian w mijającym sezonie. Skrzydłowy od sześciu meczów nie załapał się do kadry meczowej, ostatni raz wystąpił w lutym. W 19 meczach nie dał pół gola lub asysty. Szansą na "uratowanie" Nigeryjczyka było jeszcze ściągnięcie Abdallaha Gninga i stworzenie duetu Gning-Gong, ale Senegalczyk został w Teplicach. Koniec końców z Gongiem nie było więc nawet zabawnie.

Said Hamulić (Toulouse -> Widzew Łódź)

Dla Widzewa całe szczęście, że to wypożyczenie. Ale za to jakie! Bośniak do nowej drużyny dosłownie wszedł z drzwiami, ze złości rąbnął w nie pięścią i musiał pauzować z powodu odniesionej kontuzji. Później wszystkiego się wypierał, lawirował, kłamał, a na boisku prezentował się koszmarnie. Nie tylko nie okazał się następcą Jordiego Sancheza, ale też nie wykorzystał szansy po odejściu Imada Rondicia. Szansę na "dziewiątce" częściej otrzymywali Lubomir Tupta oraz Hubert Sobol, a przecież żaden z nich nie jest piłkarskim czarodziejem. Hamulić, tak jak Gong, wypadł ze składu za kadencji Zeljko Sopicia. Chorwat wystawił 50-latkowi taką laurkę, że na tego napastnika nikt w Ekstraklasie się już raczej nie nabierze.
- Dostał ode mnie wolne i obecnie przebywa na urlopie. Dla mnie sprawa jest prosta: nieważne jak się nazywasz, Hamulić czy Pawłowski, jeśli przychodzisz na trening, musisz dawać z siebie 100% zaangażowania. (...) Nigdy w karierze nie miałem problemu z piłkarzami, ale gdybym pozwolił Saidowi Hamuliciowi dalej z nami pracować, nie mógłbym spojrzeć w oczy pozostałym zawodników - rzucił trener. Wobec takich słów gol i trzy asysty w 13 meczach są niczym.

Ian Hoffmann (Moss -> Lech Poznań)

Gdyby to był wolny transfer, sytuacja może rozeszłaby się po kościach. Ale nie. Lech za Hoffmanna zapłacił kilkaset tysięcy euro, a ten odwdzięczył się niczym. W Ekstraklasie wszedł na ogony ogonów, a w Pucharze Polski rozegrał katastrofalne 45 minut z Resovią Rzeszów. To jego stroną poszedł Gracjan Jaroch, który podał do Maksymiliana Hebela, a ten strzelił jedynego gola w całym meczu. Od tamtej pory Amerykanin nie dostał już żadnej realnej szansy w barwach poznańskiego klubu. Najpierw strącono go do rezerw, a zimą wypożyczono do Kristiansund. Tam, co ciekawe, 23-latek znów gra pierwsze skrzypce, chociaż regularnie otrzymuje kartki. Najwyraźniej norweskie powietrze służy mu bardziej niż polskie. Może jeszcze się ogarnie, ale nad Wisłą nie dał pół pretekstu, aby w to uwierzyć.

Sylvester Jasper (bez klubu -> Śląsk Wrocław)

Po zawodniku, który przychodził do Śląska po dwóch miesiącach bez gry, trudno było spodziewać się fajerwerków. Wyszło tak, że Jasper faktycznie ich nie zaprezentował. Niczym meteoryt przemknął przez drużynę wrocławian, bardzo rzadko dostając szansę w pierwszym składzie. W samej Ekstraklasie uzbierał 31% możliwych minut, dorzucił przy tym dwie asysty. Finalnie młodzieżowy reprezentant Bułgarii stał się przykładem na to, jak źle Śląsk radził sobie w letnim okienku. Gdyby klub miał wtedy skuteczność z zimowego, pewnie utrzymałby się w lidze.

Kristoffer Klaesson (Leeds United -> Raków Częstochowa)

Miesiąc! Miesiąc wytrzymał Klaesson w drużynie Marka Papszuna. Nie zagrał nawet jednego meczu, ani razu nie załapał się do kadry. Z Częstochowy, przepraszamy za wyrażenie, wyleciał na kopach. Znajdował się w tak złej formie fizycznej, że cierpliwość skończyła się błyskawicznie. O jego wizytach w fastfoodach zaczęły krążyć legendy.
Żeby było ciekawiej, to norweski bramkarz nie był jedynym szaleńczo złym transferem "Medalików". W lipcu pod Jasną Górę trafił też Vasilios Sourlis i on również wytrzymał bardzo krótko, bo raptem dwa miesiące. Grek, bez zaskoczenia, też nie powąchał polskiej murawy.

Jean-Pierre Nsame (Como -> Legia Warszawa)

Zaczęliśmy fatalnym transferem napastnika Legii i kończymy fatalnym transferem napastnika Legii. Nsame również okazał się zupełnie nieprzystosowany do systemu gry zaproponowanego przez Goncalo Feio. Powolny, ciężki zawodnik nijak nie był w stanie sprostać oczekiwaniom Portugalczyka. Jakby tego było mało, okazało się, że stołeczni są zobowiązani do wykupienia wiekowego Kameruńczyka. Ujmując to w sposób możliwie łagodny - dało się lepiej zainwestować te pieniądze.

Filip Rejczyk (Legia Warszawa -> Śląsk Wrocław)

To nie jest krytyka skupiona na samym piłkarzu, bo Rejczyk jest jeszcze bardzo młody. To krytyka podejścia wtłoczonego mu do głowy przez agentów (kasa, kasa, kasa), a także faktu, że Śląsk na ten układ poszedł. Pomocnikowi zaproponowano nieprzyzwoite warunki, byle tylko skłonić go do nieprzedłużenia kontraktu z Legią. Udało się, młody zawodnik trafił do Wrocławia, ale która ze stron na tym skorzystała? Warszawiacy stracili młodzieżowca, Śląsk kupę kasy, natomiast sam piłkarz zaczął gnić w rezerwach. Włodarze klubu wprost przyznali, że na poziom Ekstraklasy się po prostu nie nadaje.
najgorsze transfery ekstraklasy sezonu 2024/25 - 24.05.25
własne

Przeczytaj również