Gwiazdor Liverpoolu "zniknął". Juergen Klopp ma problem

Gwiazdor Liverpoolu "zniknął". Juergen Klopp ma problem
Li Ying / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł Grabowski15 Apr · 15:00
Dwie porażki Liverpoolu na Anfield i to w ciągu czterech dni mogą szokować, ale jeśli spojrzymy na szerszy obrazek, wszystko układa się w całość. Dzwonki alarmowe biły już w meczach z Sheffield Utd i Brighton. Piłkarze Kloppa od prawie dwóch miesięcy nie zachowali czystego konta, a konkurs na to, kto zmarnuje lepszą sytuację, już dawno wymknął się spod kontroli. Ten zespół potrzebuje przywództwa Salaha. Niestety ten jak na złość w kluczowym momencie sezonu po prostu zgasł.
Manchester City ma dziś wszystkie karty w dłoni. Znowu jest bezwzględny na finiszu. Kolejny raz nie zadrżała mu noga i czekając na błędy rywali, doprowadził do sytuacji, gdy pierwszy raz od listopada przygląda się im z fotela lidera. Piłkarze Guardioli mają w kalendarzu jeszcze wyjazd do Tottenhamu, gdzie od 2018 roku nie tylko nie zdobyli punktu, ale nawet nie strzelili gola. Wyzwaniem z pewnością będzie też wyjazd do Brighton, ale poza tym zaczyna być sielankowo. Sześć kolejek dzieli ich od mistrzostwa. Przy tak wyśrubowanej konkurencji nie ma miejsca na błędy, a Arsenal i Liverpool właśnie je popełniły.
Dalsza część tekstu pod wideo

Sekwencja błędów

Juergen Klopp mówi wprost: “Nie poznaję mojej drużyny”. Jeśli pod koniec maja zabraknie jej punktów, będziemy mogli cofać się pamięcią do zmarnowanych okazji Darwina Nuneza. Wspomnimy kapitalną interwencję Andre Onany przy strzale Dominika Szoboszlaia w meczu z Manchesterem United (2:2). Być może dorzucimy poprzeczkę Wataru Endo z niedzielnego spotkania z Crystal Palace (0:1) albo pudło Curtisa Jonesa, który miał stację sam na sam z Deanem Hendersonem, ale trafił w trybuny. W tym samym meczu Mohamed Salah miał “patelnię” dosłownie z dwóch metrów i też nie trafił, bo na drodze stanął mu rywal. Liverpool wykręcił tego dnia xG na poziomie 2,87 i zakończył spotkanie bez gola. Tak fatalny bilans zdarzył mu się pierwszy raz od 14 miesięcy.
Futbol jest pod tym względem przedziwny. “The Reds” nie oszczędzały w tym sezonie kontuzje, a mimo to Klopp świetnie zarządzał rotacją i co chwilę wyciągał z kapelusza kolejnych młodziaków. Conor Bradley był przykładem jak silna jest akademia Liverpoolu i że nawet brak Trenta Alexandra Arnolda nie jest problemem, bo zawsze znajdzie się jakiś plaster na rany. Dzisiaj, gdy wszyscy są zdrowi, rozpędzonej maszynie nagle zaczynają odpadać koła. Może jeszcze nie odpadły do końca, ale są tak poluzowane, że coraz mocniej wygląda na to, że ktoś tu za chwilę rąbnie o ścianę. Problemem nie jest zmęczenie, choć Liverpool rozegrał 51. mecz w sezonie, skoro nadal góruje nad rywalem i tworzy mnóstwo sytuacji. Niepokoi to, że ta ekipa zgubiła mentalność mistrzów - bezwzględność w polu karnym, spokój w tyłach i umiejętność jak emocjonalnie dźwigać presję, gdy ta osiągnęła poziom maksymalny.

Popsute święta

Rok temu kwiecień był miesiącem, gdy powoli zaczął się sypać Arsenal. Kontuzja Williama Saliby, niedoświadczona kadra i fakt, że pierwszy raz mierzyli się z takim wyzwaniem, spowodował, że roztrwonili osiem punktów przewagi i na koniec dali się wyprzedzić Manchesterowi o kolejne pięć. Liverpool w obecnych rozgrywkach nie miał tak solidnej poduszki bezpieczeństwa. Ale jeszcze przed chwilą grał na trzech frontach, a kibice zakreślali daty w kalendarzach, myśląc o finale Pucharu Anglii na Wembley i fecie Ligi Europy w Dublinie. Gol Antony’ego w końcówce i późniejsza dogrywka już jedno święto zepsuły. Zaraz możemy oglądać kolejną wywrotkę i jeszcze kolejną, w myśl zasady, że jak się wali, to wszystko naraz.
Ten zespół potrzebuje wstrząsu. Potrzebuje jednego wielkiego spotkania, które znowu rozświetlałoby czerwone serce Liverpoolu i tchnęło wiarę w piłkarzy, że wszystko jeszcze da się odwrócić. Takim momentem mogłby być comeback w Bergamo, w iście kloppowskim stylu, choć trzy gole do odrobienia i starcie przeciwko tak dobrze dysponowanym graczem Gasperiniego, wielkich nadziei nie rozbudza. Liverpool zaczął przeciekać w tyłach. Nawet Virgil van Dijk jest w stanie zrobić babola, co pokazał w pierwszej połowie spotkania z Crystal Palace, gdy otworzył rywalowi sytuację sam na sam i gdyby nie wybicie piłki z linii Robertsona, mielibyśmy wynik 2:0 dla gości. Anomalią był też pierwszy gol dla “Orłów”. Piłkarze Glasnera wymienili 21 podań. Podawali z gracją i swobodą jakby obok zamiast rywali stały słupki.

Zapaść Salaha

Liverpool w tym meczu wykonał 63 niedokładne podania - to najgorszy wynik w tym sezonie. Widać było, że brakuje mu koncentracji i wielu momentach spotkania był po prostu niechlujny. To cud, że ciągle bierze udział w wyścigu o mistrzostwo, skoro w tym sezonie aż 21 meczów w Premier League zaczynał od straty gola. Oczywiście, jest drużyną, która najczęściej wraca do gry i z każdej opresji potrafi wyjść. W sumie “The Reds” odrobili w ten sposób 27 punktów. Ale to też jest pewien wysiłek emocjonalny, a każde źródło energii ma jakieś granice.
Nie byłoby oczywiście tej dyskusji, gdyby nie zmarnowane sytuacje. Liverpool ma xG na wyższym poziomie niż w mistrzowskim sezonie Kloppa. To nie tak, że mamy do czynienia z ekipą nudną, która nie ma pomysłów. Inwencja jak najbardziej jest, po prostu konwersja strzałów wynosi 11 procent - to najgorszy wynik spośród pięciu topowych drużyn w tabeli. Nikt wcześniej nie wygrał mistrzostwa Anglii z tak niską skutecznością. Liverpool wykorzystuje średnio co dziewiąty strzał. Manchester City do strzelenia gola potrzebuje średnio sześć.
Mohamed Salah, gdy wygrywał dla Liverpoolu mecze w pierwszej części sezonu, miał ten celownik ustawiony na 22 procent. Diogo Jota wykręcił nawet 25, więc do czasu kontuzji na początku wiosny dużo mówiło się jak ogromną wartością dodaną jest Portugalczyk. Tych dwóch zawodników ostatnio mocno spasowało - Jota oczywiście dochodził do zdrowia. Salah natomiast zdrowy jest od marca - w pięciu ligowych meczach strzelił dwa gole, w tym jednego z karnego przeciwko United. Jego współczynnik konwersji strzałów spadł do ośmiu procent, a wpływ na grę uległ zmianie. Wielkie drużyny najpewniej suną po torach wtedy, gdy napędzane są charyzmą i golami swoich liderów, a Salah w najważniejszym momencie sezonu gra na zaciągniętym hamulcu.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również