Złota Piłka? Chyba w snach. Wieczny talent na kolejnym zakręcie

Złota Piłka? Chyba w snach. Wieczny talent na kolejnym zakręcie
pressinphoto / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski16 Apr · 09:27
Na początku kariery wróżono mu Złotą Piłkę. Miał zostać gwiazdą i liderem Realu Madryt. Te marzenia już dawno odeszły do lamusa. Marco Asensio znów znalazł się na zakręcie.
Wejście do topowej piłki miał piorunujące, jedno z najbardziej efektownych w ostatnich latach. Strzelał piękne gole, ładował z dystansu aż miło, błyszczał w starciach z Barceloną czy Bayernem. To już jednak przeszłość i to raczej bardzo odległa. Marco Asensio ma 28 lat i niestety, ale wydaje się, że prezentuje obecnie niższy poziom niż sześć czy siedem sezonów temu. Wydawało się, że zmiana otoczenia i opuszczenie Realu Madryt pozwoli mu wydobyć pełnię potencjału. Z perspektywy czasu wiemy, że ten plan na razie pali na panewce. Hiszpan nie został żadnym zbawcą PSG, a jego ostatni, mizerny występ w Lidze Mistrzów, był małym podsumowaniem całego sezonu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wreszcie na swoim

Poprzedni sezon Marco Asensio można uznać za naprawdę udany. Pożegnał się z Realem, notując 12 goli i osiem asyst, brał udział przy zdobyciu bramki średnio co 100 rozegranych minut. Wynik bez zarzutu. Problem polegał na tym, że jego rola została ograniczona do bycia jokerem z ławki. W najważniejszych meczach Carlo Ancelotti zawsze decydował się na ustawienie bez wychowanka Mallorki. Choćby w spotkaniach fazy pucharowej Ligi Mistrzów ten rozegrał odpowiednio: 3, 6 ,19, 9, 9 i 20 minut. To było za mało, Hiszpan chciał więcej. Wewnętrzna ambicja nie pozwoliła mu podpisać nowego kontraktu z “Królewskimi”. Po siedmiu latach na Santiago Bernabeu powiedział “Au revoir” i przeniósł się na Parc des Princes.
- Dlaczego wybrałem PSG? Przez projekt i ambicję. Jestem w bardzo dobrym momencie kariery. Musiałem podjąć decyzję i chciałem zrobić krok do przodu. Wierzę, że to idealny klub, abym mógł tego dokonać i zdobyć wszystkie możliwe trofea. Wcześniej odbyłem wiele rozmów z Luisem Camposem, wyjaśnił mi cały projekt, opowiedział o zaufaniu, jakim darzy mnie prezes klubu. Jestem bardzo podekscytowany. Przede wszystkim chcę być ważny dla zespołu - podkreślał po podpisaniu umowy w rozmowie z RMC Sport.
Trzeba uczciwie przyznać, że na początku w nowych barwach prezentował się solidnie. Przede wszystkim szybko wywalczył pakiet zaufania od Luisa Enrique, którego dobrze znał z czasów wspólnej pracy w reprezentacji Hiszpanii. Były selekcjoner wkomponował do pierwszego składu zawodnika kipiącego energią i głodem. Asensio za wszelką cenę chciał pokazać, że ma papiery na to, aby zostać jednym z liderów wielkiego projektu. Zostawił za sobą chłód madryckiej ławki, na której spędził zbyt wiele czasu. Przez kilka tygodni mógł ogrzać się w blasku paryskich fleszy.

Stare demony

- Mogę zmieniać taktykę w trakcie meczu, nie zmieniając zawodników. Jestem bardzo zadowolony, że do klubu trafił Marco Asensio, który może grać na różnych pozycjach, jako fałszywa dziewiątka, na obu skrzydłach, w środku pola. To zawodnik, który nie traci piłki pod presją, a to dla nas bardzo ważne - chwalił Enrique cytowany przez dziennik AS.
Iberyjska sielanka trwała stosunkowo bardzo krótko. W połowie września Asensio doznał kontuzji stopy, przez którą stracił trzy miesiące. W międzyczasie Ousmane Dembele ugruntował miejsce na skrzydle, a Bradley Barcola pokazał kilka przebłysków ogromnego talentu. Po zwalczeniu urazu rekonwalescent otrzymał oczywiście minuty, ponieważ “Lucho” nie mógł zostawić go na lodzie. Trudno jednak uznać, aby otrzymana szansa została wykorzystana.
Licząc wszystkie rozgrywki, Hiszpan zgromadził na koncie pięć goli i pięć asyst w 23 meczach PSG. Nie jest to najgorszy bilans, chociaż można zauważyć, że 30% tego dorobku padło w pucharowym starciu z szóstoligowym US Revel. Gdybyśmy byli złośliwi, napisalibyśmy, że w tej edycji Ligi Mistrzów większy udział przy zdobytych bramkach miał Ivan Provedel, bramkarz Lazio. Ale nie jesteśmy. Główny zarzut pod adresem Asensio dotyczy zniknięcia w najważniejszym etapie sezonu. Topowi piłkarze tak naprawdę zaczynają prawdziwe granie na wiosnę, a on raczej je zakończył. W dziesięciu ostatnich spotkaniach nie strzelił ani jednego gola, a jego jedyny udział przy trafieniu ograniczył się do asysty, przy której pomógł rykoszet od rywala.
Co najgorsze, mówimy o piłkarzu, który, znajdując się w gorszej formie, wnosi do drużyny bardzo niewiele. Ofensywnej posuchy nie nadrabia cięższą pracą w obronie i pressingu czy wzięciem na siebie większej odpowiedzialności za rozegranie. Wady te były widoczne jeszcze za czasów występów w “Los Blancos”, przy czym teraz skrzydłowy lub ofensywny pomocnik prezentuje się jeszcze słabiej. W porównaniu z poprzednim rokiem ma niższy wskaźnik oczekiwanych asyst na 90 minut (0,20 xA w tym sezonie do 0,26 xA w poprzednim), kluczowych podań (2,27 do 2,56) czy strzałów celnych (1,02 do 1,50). W PSG średnio odzyskuje zaledwie piłki w każdym meczu, a traci prawie osiem. Wykonuje pół dryblingu na spotkanie przy skuteczności niższej niż 50%. W progresywnych podaniach zajmuje dopiero 13. miejsce w klubowej klasyfikacji, a w zagraniach w ofensywną tercję jest 15. Tak naprawdę jedynie znakomicie ułożona lewa noga sprawia, że jeszcze można go klasyfikować jako dobrego piłkarza z potencjałem na coś więcej.

Kuriozalny wybór

Przed rywalizacją z Barceloną Luis Enrique zdecydował się na gruntowne rotacje. W mniej prestiżowym starciu przeciwko Clermont na murawę wybiegł drugi garnitur, którego częścią był właśnie Asensio. Rozegrał wówczas 90 niezbyt produktywnych minut, pozostając choćby w cieniu 17-letniego Senny’ego Mayulu. Tym większe musiało być zdziwienie kibiców, kiedy cztery dni później to Hiszpan znalazł się w pierwszym składzie na mecz z “Dumą Katalonii”. “Lucho” sensacyjnie wystawił go na pozycji fałszywej “dziewiątki”, licząc, że skupi na sobie uwagę stoperów i pozwoli szaleć duetowi Mbappe - Dembele. Wyszło nieco inaczej.
- Widzieliśmy granice szaleństwa Luisa Enrique. Plan, który przygotował na Barcelonę, był kompletnie bezużyteczny. Na przykład nadal nie rozumiem wyboru Marco Asensio. O czym myślał Enrique, wystawiając go? Co chciał zrobić z tym zawodnikiem? - grzmiał Christophe Dugarry w programie After Foot.
- Duże rozczarowanie. W pierwszej połowie nie było widać Hiszpana. Nieobecny przy rozgrywaniu akcji, zbyt wolny z piłką, nie istniał. W przerwie został zastąpiony przez Barcolę, który wniósł dynamikę na prawym skrzydle - opisał portal Footmercato.net. - Lekki, delikatny strzał z pozycji, którą lubi... i to tyle. Taktyczny ruch polegający na wystawieniu Hiszpana w roli fałszywej dziewiątki nie zadziałał. W skrócie: był niewidzialny - oceniła stacja Eurosport, wystawiając mu “trójkę”. - Być może nie zaznaczyliście tego w swoim kalendarzu, ale w tym roku czwartek u Asensio przypadł w środę. I to był dla niego wystarczający powód, żeby pracować na pół etatu - ironicznie dodali redaktorzy Sofoot.com.
Głosy krytyki były całkowicie zrozumiałe. W ciągu trzech kwadransów Asensio pokazał dosłownie jedno ciekawe zagranie w postaci strzału złapanego przez Ter Stegena. Nie wszedł w ani jeden drybling, nie kreował gry, nie tworzył przewagi. Jego obecność na boisku ograniczyła się do egzystencji. Bradley Barcola w kilka minut rozruszał atak i pomógł chwilowo odwrócić niekorzystny wynik. Już po spotkaniu francuskie media informowały, że tak naprawdę nikt nie rozumiał, dlaczego Enrique zdecydował się na taki manewr. Naturalnym wyborem byłoby postawienie na Warrena Zaire-Emery’ego i przesunięcie Kang-ina Lee wyżej lub umieszczenie Barcoli od razu w pierwszym składzie. Trener miał inną wizję.
- Dlaczego wybrałem Asensio, a nie Zaire-Emery'ego? Ponieważ jedyną osobą na sali, która zna zawodników, ogląda i ocenia wszystkie nasze mecze, jestem ja. Dlatego to ja jestem trenerem. Dlatego też pracuję od tylu lat w tym zawodzie. Uznałem, że to zawodnicy, których wystawiłem, są najlepsi i najlepiej przygotowani - rzucił "Lucho" po meczu z Barceloną.

Życie jak w Madrycie

Podczas gdy gracz z Mallorki nie przekonuje w Paryżu, jego następca zbiera bardzo dobre noty. Brahim Diaz po dwóch latach wrócił do Realu Madryt i okazał się naprawdę solidnym wzmocnieniem. Chociaż Marokańczyk nie zawsze jest pierwszym wyborem Carlo Ancelottiego, w klasyfikacji kanadyjskiej uzbierał już 14 zdobyczy. Kilka razy brał na siebie odpowiedzialność, kiedy drużynie brakowało Jude’a Bellinghama. Pod nieobecność Anglika strzelił choćby przepięknego gola z RB Lipsk w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Bramkę, która w ostatecznym rozrachunku pozwoliła wygrać cały dwumecz.
Brahim miał jeszcze inne momenty, w których potwierdzał swoją wartość. To on dobił Atletico w półfinale Superpucharu Hiszpanii. W lidze hiszpańskiej też ukąsił derbowego rywala. Przede wszystkim można go chwalić za to, że często potrafi wnieść niezbędny impuls. I to niezależnie od tego, czy gra od pierwszej minuty czy wchodzi na końcówkę. Jego poprzednikowi brakowało tego typu regularności.
Gdyby teoretycznie pojawiła się możliwość wymiany Diaza na Asensio, “Los Blancos” nie mieliby powodów, aby się na nią zgodzić. Taki ruch oczywiście wydaje się nierealny, chociaż dalsza przyszłość Hiszpana na Parc des Princes stoi pod znakiem zapytania. Już w styczniu pojawiały się doniesienia o możliwym odejściu do Bayeru Leverkusen. Niewykluczone, że latem ten temat wróci. Dobrze wiemy, że akurat w Paryżu termin przydatności piłkarzy mija bardzo szybko. Rokrocznie włodarze potrafią wrzucać do śmietnika dawne idee na rzecz nowych pomysłów podboju Europy. Właśnie dlatego ubiegłego lata do klubu za jednym zamachem dołączyli Asensio, Ousmane Dembele, Bradley Barcola, Kang-in Lee, Goncalo Ramos i Randal Kolo Muani. Niewykluczone, że w najbliższym mercato Nasser Al-Khelaifi oraz Luis Campos przygotują nową wyliczankę. A najsłabsi będą musieli ustąpić nowym “zabawkom”.
Kariera Hiszpana zdaje się zmierzać w złym kierunku. Kiedy w młodym wieku raz za razem zdobywał piękne bramki z dystansu, liczono, że w kolejnych latach stanie się zawodnikiem kompletnym. Do swojego arsenału miał dołożyć lepszą wizję gry, rozegranie piłki, umiejętność pracy w obronie, szybkość podejmowania decyzji. Nic z tego nie stało się rzeczywistością. Nadal jest tym samym, jeśli nie nawet gorszym zawodnikiem, którym był np. w 2020 roku. Czas leci, Asensio się cofa lub, w najlepszym wypadku, stoi w miejscu.

Przeczytaj również