Złota Piłka kwestią czasu? On wyrasta na najlepszego piłkarza świata. Statystyki Ronaldo, styl Zidane’a
Wkroczył do najbardziej utytułowanego klubu w historii i z miejsca stał się jego liderem. W świecie pełnym przepłaconych transferów udowodnił, że kwota 100 mln euro może brzmieć jak kradzież w biały dzień. Jude Bellingham rozłożył ręce i rzucił rywali Realu Madryt na kolana.
Kiedy Real rozbija bank na rynku transferowym, nie zawsze wiadomo, czego się spodziewać. Cristiano Ronaldo okazał się później jedną z największych legend “Królewskich”, ale już Eden Hazard został chodzącą definicją niewypału. W przypadku Jude’a Bellinghama już wiadomo, że prędzej pójdzie w ślady CR7 niż Belga, który właśnie zakończył karierę. Anglik strzela gole, notuje asysty, hurtowo zgarnia nagrody MVP i nic nie wskazuje na to, aby miał zamiar zwalniać tempo. Na dziś nikt nie wie, gdzie może leżeć sufit 20-latka, ale prawdopodobnie mowa o okolicach stratosfery.
Młodzieńczy weteran
Jude Bellingham wie, że dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. I nie chodzi tutaj wcale o debiutancką bramkę dla Realu w wymagającym starciu z Athletikiem na San Mames. Już wcześniej bowiem, na powitalnej konferencji prasowej, pomocnik zaimponował swoją dojrzałością i gotowością na podjęcie się tak wielkiego wyzwania. Być może to prozaiczna kwestia, jednak niejednokrotnie spotkania z mediami przytłaczają młodych piłkarzy, którzy dopiero wkraczają w świat wielkiej piłki. Wyglądają wtedy na przestraszonych, mówią utarte frazesy i czekają na koniec całej ceremonii. Wystarczy przypomnieć przestraszoną sylwetkę Ardy Gulera, który trafił na Santiago Bernabeu w podobnym okresie. Jude zaprezentował się zupełnie inaczej. Swoją prezencją wpisał się w otoczkę królewskiego klubu. Emanował pewnością siebie, która nie zahaczała o granice buńczuczności.
- Trafiłem do najwspanialszego klubu w historii. Jestem wdzięczny ludziom, którzy dali mi tę szansę. Podejmując decyzję o przenosinach do Realu, nie myślałem o pieniądzach. Gram z miłości do futbolu. I to nie jest tak, że inne zespoły nie są dobre, ale po prostu Real jest najlepszy. Kiedy mój tata powiedział mi o zainteresowaniu ze strony klubu, poczułem gęsią skórkę. Jestem bardzo wdzięczny, ponieważ proces negocjacji był bezproblemowy, okazano mi i mojej rodzinie ogromny szacunek. Chciałbym też podziękować Jesusowi Vallejo, który zgodził się umożliwić mi noszenie koszulki z numerem 5. Zawsze mówiłem, że podziwiam Zinedine'a Zidane'a, chociaż nie próbuję być taki sam, jak on, chcę być sobą, jednak w ten sposób mogę oddać hołd zawodnikowi, którego naprawdę ceniłem - mówił Bellingham tuż po transferze.
- Madridismo powinno być dumne z tego, że Jude Bellingham jest jednym z nas. Jude, twoje marzenie się spełniło. Jesteś jednym z tych piłkarzy, których wszyscy chcą oglądać na boisku. Staną przed tobą wyzwania, na które jesteś gotowy. Będziesz kontynuował historię Realu Madryt - powitał go Florentino Perez.
Kiedy formalnościom stało się zadość, Bellingham przeszedł do tego, co potrafi najlepiej, czyli gry w piłkę. Już w presezonie widać było, że 20-latek nie przyszedł do Realu, aby być tylko jednym z trybików. Od początku robił wiele, aby stać się jednym z liderów drużyny. Nie przez przypadek to dla niego Carlo Ancelotti zmienił ustawienie całego zespołu. W poprzednich sezonach Włoch konserwatywnie trzymał się formacji 4-3-3, chociaż czasem wiązało się to nawet z koniecznością wystawiania Fede Valverde na prawym skrzydle. Transfer Anglika przyczynił się do przejścia na czwórkę pomocników z Jude’em u szczytu tzw. diamentu. Sam piłkarz okazał się już oszlifowanym brylantem.
Rekord za rekordem
Kiedy Bellingham strzelił pierwszego gola, mogły pojawić się głosy o szczęściu debiutanta. Drugie trafienie mogło być zbiegiem okoliczności, ale za nim przyszły jeszcze trzecie, czwarte i dziesiąte. Po ostatnim meczu świat obiegła szokująca statystyka mówiąca, że 20-latek ma na koncie tyle samo bramek po dziesięciu pierwszych meczach w Realu, co Cristiano Ronaldo. Przy czym Portugalczyk zanotował wówczas mniej asyst od Jude’a. W całej historii “Królewskich” lepszy start zanotował jedynie Alfredo Di Stefano. Trudno o lepszy dowód na to, z jak wyjątkowym graczem mamy do czynienia.
Na początku sezonu Ancelotti często był pytany o brak większych wzmocnień w linii ataku. Na jednej z konferencji szkoleniowiec otwarcie przyznał, że przybycie Bellinghama w pewien sposób rekompensuje odejście Karima Benzemy. Wtedy brzmiało to abstrakcyjnie, jednak teraz już widać, że “Carletto” wiedział, o czym mówi. Reprezentant Anglii wypełnia lukę po Francuzie, chociaż nominalnie nawet nie jest napastnikiem. Jedynie w meczu z Atletico Madryt został wystawiony jako jedna z “dziewiątek” i akurat był to jego najsłabszy dotychczas występ w barwach “Los Blancos”. W pozostałych spotkaniach Jude pełnił funkcję pomocnika, który poza podstawowymi obowiązkami w postaci rozgrywania, kontrolowania tempa i pracy w defensywie, dokłada do tego jeszcze furę bramek. Od sezonu 2015/16 tylko dwóch piłkarzy Realu miało na koncie osiem goli po dziewięciu kolejkach La Ligi. Poza Bellinghamem w tym czasie dokonał tego jedynie wspomniany już Benzema.
Warto jednocześnie podkreślić, że seria trafień nie jest żadnym przypadkiem czy statystyczną aberracją. Pomocnik regularnie pracuje na to, aby móc tak często trafiać do siatki. Przypominają się jego bramki z Unionem Berlin czy Getafe, kiedy jako jedyny gracz poszedł w ciemno do dobitki, ponieważ czuł, że może zgarnąć drugą piłkę. Gdzie inni nie widzą niczego, Jude zauważa okazję. Kiedy pozostali piłkarze czekają na zbieg okoliczności, on maksymalizuje szanse odniesienia boiskowego sukcesu.
Liczby potwierdzają, że kolejne bramki Bellinghama będą tylko kwestią czasu. Według portalu “FBref.com” Anglik notuje średnio dwa celne strzały na 90 minut, co jest drugim najwyższym wynikiem w hiszpańskiej ekstraklasie. Pod kątem oczekiwanych goli zajmuje piątą lokatę, ustępując jedynie rasowym “dziewiątkom” pokroju Roberta Lewandowskiego czy Luisa Suareza. Jednocześnie Anglik znajduje się w czołówce, jeśli chodzi o liczbę progresywnych podań czy zagrań w pole karne. Do tego dochodzi wrodzona elegancja w grze, przez którą właściwie nie da się uciec od porównań z legendarnym “Zizou”. Ten sam klub, ten sam numer na plecach, podobne warunki fizyczne i kto wie, czy nie identyczna skala talentu.
- Jude Bellingham ma cechy fizyczne i umiejętności techniczne Zinedine'a Zidane'a. Ma wszystkie niezbędne atrybuty, aby stać się jednym z najlepszych pomocników, którzy kiedykolwiek grali w Realu Madryt - stwierdził brytyjski ekspert Graeme Souness na łamach "Daily Mail". - Zawodnikiem, którego najmocniej widzę w Bellinghamie, jest Zidane. Głównie ze względu na jego wszechstronność. Może grać jako środkowy pomocnik, bliżej skrzydła lub jako "dziesiątka". Ma osobowość, świetnie radzi sobie z piłką i ma godne pozazdroszczenia warunki fizyczne - dodał Andres Manzano, skaut, który poznał Jude'a, kiedy ten stawiał pierwsze kroki w Birmingham.
Wzorowa aklimatyzacja
Bellingham jest w Realu od zaledwie trzech miesięcy, ale już trudno wyobrazić sobie ten zespół bez niego. Kiedy ostatnio w ekipie “Królewskich” dzieje się coś dobrego, można mieć niemal pewność, że on jest w to bezpośrednio zamieszany. Tego samego nie można powiedzieć o dotychczasowych filarach składu. Vinicius Junior przez miesiąc pauzował z powodu kontuzji, ale forma Jude’a pozwoliła o tym zapomnieć. Jego strzeleckie popisy przykryły zniżkę Rodrygo. Nikt nie podważa również tego, że 20-latek bardziej zasługuje na miejsce w składzie niż Luka Modrić. Aktualnie “Los Blancos” grają i pulsują w rytmie nadawanym przez gracza sprowadzonego z Borussii Dortmund.
- Jude Bellingham przyszedł na świat, żeby grać w Realu Madryt. Mam nadzieję, że spędzi tutaj wiele lat, jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mamy go w zespole. Codziennie trenujemy, żeby stwarzać sobie nawzajem sytuacje. Musimy kontynuować grę na takim poziomie - przyznał Vinicius na antenie "Real Madrid TV". - Vinicius sprawia, że wszystko na boisku jest łatwiejsze. To prawdopodobnie najlepszy zawodnik świata - skromnie odpowiadał Bellingham.
Naturalnie przyjdzie pewnie okres, kiedy Bellingham nie strzeli w dwóch czy trzech meczach z rzędu. W długoterminowej perspektywie nie widać jednak żadnych oznak potencjalnej zniżki formy. Teoretycznie wszystkie drużyny w Hiszpanii wiedzą, że trzeba uważać na Anglika i jego wejścia z drugiej linii, ale na razie nikt nie odkrył na to skutecznej recepty.
- Chciałbym zaznaczyć, że przyjdzie okres, kiedy Bellingham nie będzie strzelał aż tylu goli. Ale to normalne, on ma na boisku inne zadania, wnosi do zespołu bardzo wiele i jesteśmy niezwykle szczęśliwi, że znajduje się w takiej formie zdobywa tyle bramek, ale to nie jest napastnik. Mimo tak wysokiej dyspozycji zawsze stąpa twardo po ziemi, wyróżnia go profesjonalizm i dojrzałość, czasami zapominamy, że ma dopiero 20 lat - zauważył Ancelotti na jednej z ostatnich konferencji prasowych.
Hey Jude
Podczas komentowania ostatniego meczu Realu z Osasuną Tomasz Ćwiąkała kilkakrotnie powiedział na antenie “CANAL+”, że Bellingham jest obecnie najlepszym piłkarzem świata. Tak naprawdę ciężko doszukiwać się w tych słowach choćby znamion kontrowersji. Leo Messi dogorywa w Stanach Zjednoczonych, Erling Haaland w zbyt dużej liczbie meczów ma tendencję do znikania, a Kylian Mbappe razem z całym PSG gra w kratkę. Oczywiście Norweg czy Francuz mogą za chwilę odżyć i strzelać po dwa gole na mecz, ale na razie miano światowego numeru 1 spoczywa w dobrych rękach nowej gwiazdy “Królewskich”.
Doszukując się wad Bellinghama, można jedynie zwrócić uwagę na jego kontrowersyjne reakcje na porażki. W tym sezonie Real przegrał jedno spotkanie z Atletico, a Anglik pod sam koniec wyładował frustrację, bezpardonowo faulując Angela Correę. W mediach społecznościowych od razu przypomniano również burzliwe zachowanie Jude’a po odpadnięciu z Ligi Mistrzów w barwach BVB, kiedy to szukał zwady z Markiem Cucurellą. W przyszłości powinien on w inny sposób akceptować ewentualne niepowodzenia. Przy czym pod względem sportowym robi on wiele, aby tych potknięć było jak najmniej. Nie przez przypadek Real jest liderem ligi hiszpańskiej, dodatkowo z kompletem punktów w Champions League.
Z takim liderem przyszłość “Los Blancos”zdecydowanie rysuje się w jasnych barwach. Warto przecież pamiętać, że wciąż mówimy o zaledwie 20-letnim zawodniku. Spokojnie można założyć, że nawet nie widzieliśmy jeszcze jego peaku formy, a co najwyżej namiastkę, trailer pełnometrażowej produkcji, która przyćmi kompilacje innych zawodników. Real już wie, że ta inwestycja okazała się strzałem jednocześnie w dziesiątkę i dziewiątkę, w topowego pomocnika i klasowego napastnika. W skrócie piłkarza kompletnego.