Zmartwychwstali! Zasłużona marka odbiła się od dna. Pachniało sensacyjnym spadkiem
Po sięgnięciu dna można iść tylko w jednym kierunku - ku górze. Valencia w pewnym momencie znajdowała się na szarym końcu tabeli. Teraz “Nietoperze” rozwinęły skrzydła i mogą marzyć o europejskich pucharach.
Dominacja. Tak można podsumować ostatnie ligowe zwycięstwo Valencii. Ekipa z Estadio Mestalla gładko pokonała Getafe 3:0, notując dziesiąty mecz z rzędu bez porażki. W tym roku tylko FC Barcelona i Betis zdobyły więcej punktów w lidze hiszpańskiej od “Los Ches”. Tyle samo zebrał wielki Real Madryt, o trzy mniej Atletico. Mówimy o tym samym zespole, który na półmetku rozgrywek grzązł w strefie spadkowej i powoli sprawdzał rozkład jazdy w Segunda Division. W momencie całkowitej beznadziei klub skorzystał z ostatniej deski ratunku w postaci zmiany trenera. Carlos Corberan okazał się cudotwórcą.
- Corberan wykonuje niesamowitą pracę. Nie chodzi tylko o wyniki, ale też rozwój zawodników. Widzę w Valencii wielu graczy, którzy pod jego wodzą dojrzeli, weszli na znacznie wyższy poziom. Mogę tylko pogratulować - przyznał na antenie DAZN Pepe Bordalas, szkoleniowiec Getafe.
Gdy gorzej być nie może
Rozczarowanie to zbyt delikatne słowo, aby ocenić poczynania Valencii na początku sezonu. Patrząc na suche wyniki, jej dyspozycja była sportową definicją tragedii. Po 17 kolejkach miała na koncie 12 punktów, co stanowiło najgorszy wynik od 70 lat. Prawie na półmetku sezonu bilans bramkowy ekipy Rubena Barai wynosił 16:26. Potrafiła ona przegrać nawet ze słabiutkim Realem Valladolid, który odstawał poziomem od praktycznie wszystkich rywali. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia plasowała się na przedostatniej lokacie w tabeli, a widmo spadku zaczęło być jak najbardziej realne.
- Kibice skandowali, że mam odejść? Ludzie mogą krzyczeć, co chcą. Historia zna wielu trenerów, o których mówiono różne rzeczy, a później to oni odnosili zwycięstwa. Nie będę tracił energii na coś, nad czym nie mam kontroli. Jeśli chodzi o zespół, staramy się odizolować od obecnej sytuacji. Chcielibyśmy, aby atmosfera wokół drużyny była inna - mówił 22 grudnia Ruben Baraja.
- W piłce chodzi o pewność siebie. Kiedy ją masz, wyniki przychodzą same. Kiedy brakuje ci poczucia własnej wartości, zawodnicy cierpią. Ale my nie odpuszczamy, będziemy rywalizowali do końca. Wierzę w tę grupę. Pracujemy, ale wyniki nie przychodzą. Są pewne sytuacje, które się powtarzają, teraz każdy nasz mały błąd skutkuje okrutną karą. Ale musimy to zaakceptować i iść dalej - dodał trener, cytowany przez dziennik AS.
Dokładnie dzień później Baraja wyleciał z pracy. Znajdując się w stanie agonalnym, zasłużony hiszpański klub musiał rzucić wszystko na jedną kartę. 24 grudnia włodarze zrobili sobie wigilijny prezent, uzgadniając porozumienie z Carlosem Corberanem. Wykupienie go z West Bromwich Albion kosztowało 2,5 mln euro i był to najbardziej kosztowny ruch Valencii w tym sezonie. Bez wątpienia najlepszy.
- Dziękuję Valencii za zaufanie. Odkąd zostałem trenerem, poszukuję wyzwań. Jestem tutaj, żeby dać z siebie wszystko i zaprowadzić klub w miejsce, na które zasługuje. Już wcześniej przeanalizowałem skład, jestem przekonany, że ci zawodnicy mogą grać na wyższym poziomie. Moim celem będzie wyciągnięcie z piłkarzy pełni potencjału. Jestem świadomy sytuacji, w jakiej znajduje się Valencia, ale teraz ja biorę za to odpowiedzialność - powiedział na powitalnej konferencji.
- Styl gry? Wyniki zawsze powinny być konsekwencją działań. Wydajność to wypadkowa zaangażowania, ciężkiej pracy i poświęcenia. Zależy mi na tym, aby nasza gra obronna polegała na znalezieniu równowagi między agresją i solidnością. Następnie trzeba odpowiednio korzystać z momentów, kiedy to my mamy piłkę. Futbol polega na tym, żeby wykorzystywać swoje okazje i ograniczać szanse rywalom - dodał.
Renesans zrodzony w bólu
W debiucie Corberana Valencia poniosła bolesną porażkę z Realem Madryt. W końcówce prowadziła i grała w przewadze po czerwonej kartce Viniciusa. Koniec końców to “Królewscy” zwyciężyli 2:1 za sprawą gola Jude’a Bellinghama w 96. minucie. Niedługo potem nowy trener miał okazję sprawdzić się na tle osobistego idola, z którego próbował czerpać pełnymi garściami.
- Corberan ma obsesję na punkcie Barcelony Flicka. Ze względu na atrakcyjny styl gry analizował podopiecznych Niemca jeszcze przed trafieniem do Valencii. Jego bliscy podkreślają, że prawie każdą wolną chwilę spędza na analizie interesujących go drużyn. W przypadku "Barcy" szczególnie zafascynowała go odwaga w ustawieniu linii obrony, która pozwala zawężać pole gry i zwiększać potencjał ofensywny - opisał Nacho Sanchis z Relevo.
Valencia najpierw przegrała z Barceloną 1:7 w lidze, a niedługo potem 0:5 w Copa del Rey. Po tak bolesnych laniach wielu szkoleniowców mogłoby rzucić ręcznik. Po pucharowej klęsce Corberan podkreślał jednak, że ból musi przemienić się w sportową złość. W niestrudzony sposób kontynuował pracę, otrzymując nikłe wsparcie ze strony zarządu. Zimą do pogrążonej w kryzysie drużyny trafili jedynie Umar Sadiq, Max Aarons i Ivan Jaime. Za wartość dodaną można uznać tylko napastnika wypożyczonego z Realu Sociedad, który w tym roku strzelił już sześć goli. Anglik i Hiszpan właściwie nie grają.
Na szczęście wzmocnienia nie były szczególnie potrzebne, ponieważ Corberanowi udało się odrestaurować wielu zawodników. Od kilku miesięcy niezwykle solidną formę prezentują Javi Guerra i Pepelu, trzymając środek pola w ryzach. Przełomowy sezon rozgrywa skrzydłowy Diego Lopez, który w marcu potrafił strzelać w czterech kolejkach z rzędu. Po niemrawej jesieni skuteczność odzyskał Hugo Duro. 5 kwietnia to właśnie on bramką w doliczonym czasie gry zapewnił zwycięstwo 2:1 na Santiago Bernabeu. Dla Valencii był to pierwszy wyjazdowy triumf od 355 dni. Pokonanie Realu stanowiło świadectwo rewelacyjnej pracy szkoleniowca, który w żadnym momencie nie skupiał się na ograniczeniach drużyny.
- Aby wygrać, potrzeba czterech rzeczy: osobowości, koncentracji, odporności i determinacji. Nie można całkowicie oddzielić taktyki od warstwy emocjonalnej. Możesz próbować budować strukturę, ale jeśli nie wykażesz się odwagą, nie pokażesz charakteru, to niczego nie osiągniesz. Dziś wykazaliśmy się siłą mentalną - podsumował po triumfie na Bernabeu trener, przywoływany przez The Guardian.
- Corberan odbudował zespół pod kątem piłkarskim i mentalnym. W pewnym momencie zawodnicy byli pogrzebani, ponieśli mnóstwo porażek, ponieważ sami w siebie nie wierzyli. Baraja popełniał błąd, mówiąc np. przed meczem z Atletico, że "to nie jest nasza liga". To był negatywny komunikat. Oznaczał: "Przyjeżdżamy, żeby się nie ośmieszyć, a nie po to, żeby rywalizować". Z nowym trenerem przesłanie od początku było inne: "Tak, możemy to zrobić, rywale wcale nie są od nas lepsi". Corberan zapewnił narzędzia, które pozwoliły Valencii ponownie rywalizować - analizował legendarny Santiago Canizares dla Radio Marca.
Profesor
Corberan własnymi rękami ratuje klub swojego życia. Do akademii Valencii trafił już w wieku 12 lat. Jego kariera bramkarska nie zakończyła się jednak sukcesem. Dość szybko zorientował się, że tak naprawdę chce zostać trenerem. W sezonie 2008/09 regularnie podglądał treningi Realu Sociedad prowadzonego przez Juanmę Lillo, obecnie prawą rękę Pepa Guardioli. Później zawędrował do Anglii, przez dwa lata pełnił funkcję asystenta Marcelo Bielsy. Od “El Loco” nauczył się zamiłowania do taktyki i piekielnie wymagającego trybu życia.
Niedawno Marca podała, że trener potrafi spędzać w ośrodku Valencii po 12 godzin dziennie. Każdego rywala rozkłada na czynniki pierwsze. Przykłada ogromną wagę do analizy wideo, jego odprawy opierają się na konkretnych elementach gry, a nie próbie budowania mentalności. Skupia się głównie na aspektach merytorycznych, to piłkarze sami muszą dołożyć do tego charakter i cechy wolicjonalne.
- Corberan niczego nie pozostawia przypadkowi. Dzięki niemu piłkarze w trakcie meczu nie czują zaskoczenia, ponieważ na boisku zwykle dzieje się to, nad czym pracowano przez cały poprzedni tydzień. Ma obsesję na punkcie analizy. To fundament jego pracy. Potrafi być surowy, bardzo wymagający. Nie jest trenerem, który buduje atmosferę, pozostawia to grupie. On skupia się przede wszystkim na działaniu - opowiedział dla dziennika AS Alex Vallejo, który poznał szkoleniowca w Huddersfield.
- Wszystko, co mówi się o tempie i etyce pracy Corberana, to za mało. Nigdy nie widziałem trenera, który tak poświęca się tej robocie. Wszystko przygotowuje co do milimetra. W przeszłości byłem nieco bardziej upartym zawodnikiem, miałem problem ze słuchaniem innych. Teraz nauczyłem się chłonąć wiedzę. Już dawno nie czułem się tak komfortowo - chwalił Hugo Duro na łamach SuperDeporte.
- Od momentu przybycia trenera Corberana zmieniła się dynamika zespołu. Druga połowa sezonu w naszym wykonaniu jest niezwykła. Od pewnego czasu punktujemy na poziomie walki o Ligę Mistrzów i to nie przypadek. To wynik ciężkiej pracy, którą musimy kontynuować - wtórował Diego Lopez dla Apuntmedia.es.
Valencia stała się bardziej elastyczną drużyną. W fazie atakowania zespół zwykle ustawia się w formacji 3-2-2-3, co pomaga w przejęciu kontroli nad centralną strefą. Pepelu i Guerra zarządzają środkiem, notując w większości spotkań najwięcej kontaktów z piłką. W obronie “Nietoperze” przechodzą zaś na system 5-4-1, próbując spychać rywali w boczne sektory. Zamiłowanie trenera VCF do pracy Flicka sprawia, że jego podopieczni również starają się grać wysokim pressingiem. Po przejęciu piłki ją szanują, nie silą się na bezpośredni styl, który nie zawsze przynosi oczekiwane efekty. Portal Opta wyliczył, że pod wodzą Barajy zespół wykonywał średnio w meczu 6,6 akcji z ponad dziesięcioma celnymi podaniami bez straty. Za kadencji Corberana wskaźnik wzrósł do 7,9.
- Filozofia Corberana opiera się na skutecznym pressingu. Zespół robi wszystko, aby wymuszać na rywalach straty w niebezpiecznych sektorach. To pressing jeden na jeden, a nie strefowy. Każdy zawodnik ma przypisanego przeciwnika, do którego doskakuje w odpowiednim momencie lub ogranicza opcję do podania. Valencia lubi stosować przewagę liczebną w środkowej strefie, gdzie szybkie odbiory są najbardziej efektywne - opisał portal Footballanalyst.com.
Marzenia o Europie
Valencia Barajy miala 12 punktów po 17 kolejkach. Ekipa Corberana zebrała 33 oczka w 18 meczach. Przegrała tylko cztery mecze, przy czym były to dwa starcia z Barceloną, jedno z Realem i jedno z Atletico. Zespoły z niższej półki od wielu tygodni nie potrafią przeciwstawić się znakomicie skonsolidowanemu kolektywowi. Już kilka tygodni temu trener wypełnił cel, jakim było uniknięcie spadku. W sporcie apetyt zawsze rośnie jednak w miarę jedzenia. A seria dziesięciu spotkań bez porażki sprawiła, że realny stał się awans do europejskich pucharów. W tej chwili “Los Ches” tracą tylko dwa punkty do lokaty gwarantującej Ligę Konferencji.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie zobaczyliśmy sufitu tej drużyny. Nie chodzi tylko o perspektywę potencjalnej rywalizacji w Europie, ale przede wszystkim odzyskaną dumę z bycia częścią Valencii. Nie możemy zapominać o tym, że nasi kibice cierpieli, klub znajdował się w bardzo delikatnej sytuacji. Udało nam się załagodzić ten ból. Kiedy zapewniliśmy sobie utrzymanie, wzrósł poziom głodu, ambicji i motywacji. Jestem pewien, że tego nigdy nam nie zabraknie. To wspaniałe, że dziś możemy marzyć o Europie, a nie martwić się o przyszłość - powiedział ostatnio Corberan.
Valencia po wielu latach znalazła właściwego trenera. Kadencje Rubena Barajy, Gennaro Gattuso, Pepe Bordalasa czy jeszcze wcześniej Gary’ego Neville’a były mniejszymi lub większymi kompromitacjami. Warto jednocześnie podkreślić, że kibice nie powinni ponieść się chwilowej euforii. Klub wciąż znajduje się we władaniu Petera Lima, który dał się poznać jako miernej klasy właściciel. Okres jego panowania jest naznaczony spadkiem wyników i jakości kadry. Z drużyny cyklicznie wyjmowane są najlepsze elementy, co musi wpływać na całościowy regres. I taka polityka raczej się nie zmieni.
Wiadomo już, że Giorgi Mamardaszwili latem odejdzie do Liverpoolu. Cristhian Mosquera znajduje się na celowniku Atletico. Javi Guerra wzbudza spore zainteresowanie na rynku. Hugo Duro ma już 11 goli w tym sezonie, jeśli dołoży jeszcze parę, pewnie też stanie się kandydatem do odejścia. Kolejna wyprzedaż i co dalej? Rok temu wydano na transfery 1,35 mln euro. To śmieszna kwota w poważnym futbolu.
Valencia utrzymała się w lidze głównie z powodu przeznaczenia 2,5 mln euro na pokrycie klauzuli Carlosa Corberana. Dziś nad Estadio Mestalla wzeszło słońce. Być może “Nietoperzom” uda się nawet awansować do Europy, co byłoby gigantycznym sukcesem, patrząc na przekrój całego sezonu. Warto jednak pamiętać, że główny problem klubu nie zniknął. Jeśli latem ponownie sprzeda większość najlepszych piłkarzy i nie sprowadzi żadnych jakościowych następców, sytuacja sportowa znów zmieni się na gorsze. Trener na razie wycisnął maksimum i powinien zostać za to nagrodzony konkretnym wsparciem od klubu. “Nietoperze” rozwinęły skrzydła. Zobaczymy, jak długo potrwa ich lot.