Zmiana mistrza kraju po... 14 latach hegemonii? Pachnie wielkim przełomem
Nie ma drugiej tak zabetonowanej lidze w Europie. Od 2012 roku po mistrzostwo Bułgarii sięga ten sam zespół. Teraz hegemonię Łudogorca Razgrad chce przełamać Lewski Sofia. Z piłkarskim obieżyświatem na ławce, międzynarodową szatnią i klubową legendą w roli właściciela ten scenariusz staje się coraz bardziej prawdopodobny.
Lewski Sofia wraz ze swoim arcyrywalem zza miedzy, CSKA, przez lata stanowili o sile bułgarskiego futbolu. Zawirowania organizacyjno-finansowe sofijskich klubów w XXI wieku i narodziny potężnego konkurenta w postaci Łudogorca Razgrad przewróciły do góry nogami piłkarski krajobraz w tym kraju. Stołeczne ekipy chcą jednak powrotu do starego układu sił. Już w ubiegłych latach obie zgłaszały akces po detronizację “Orłów” z mistrzowskiego tronu. W obecnym sezonie szczególnie dobrze spisują się “Niebiescy”, którzy po ponad połowie fazy zasadniczej zajmują fotel lidera Parva Ligi i… mogą uniemożliwić pobicie europejskiego rekordu, pisząc przy tym własną historię.
Hiszpański długodystanowiec
To nie jest opowieść o futbolowym kopciuszku, który nagle znikąd pojawił się na piłkarskiej mapie Bułgarii. Lewski to historycznie jeden z najważniejszych klubów w kraju. Łącznie zdobył 26 mistrzostw i pod tym względem ustępuje jedynie wspomnianemu CSKA Sofia. Był to też pierwszy bułgarski uczestnik fazy grupowej Ligi Mistrzów, w której w sezonie 2006/2007 zmierzył się z takimi ekipami jak FC Barcelona czy Chelsea. Późniejsze lata nie były łatwe dla jego fanów. Targany problemami finansowymi przez moment znalazł się nawet w rękach kontrowersyjnego bułgarskiego biznesmena, Wasyla Bożkowa, w przeszłości właściciela… CSKA. To tak jakby np. Jarosław Królewski nagle postanowił zainwestować w Cracovię. Lewski stabilizację zaczął odzyskiwać dopiero po 2020 roku, kiedy władzę przejęła klubowa legenda, Nasko Sirakow.
- Forma Lewskiego w obecnym sezonie nie jest zaskakująca, biorąc pod uwagę poprzednie rozgrywki. Już wtedy “Niebiescy” prezentowali solidną boiskową formę, która przełożyła się na wicemistrzostwo. Teraz w klubie po latach finansowych bądź też i sportowych zawirowań wreszcie zapanowała względna równowaga. W zespole został Julio Velazquez i jest to pierwszy od lat szkoleniowiec, który zaraz będzie mógł pochwalić się nieprzerwaną pracą w klubie przez rok. Udało się też zatrzymać zawodników stanowiących trzon zespołu, a równocześnie kadra została rozsądnie wzmocniona. Lewski korzysta również na potknięciach Łudogorca. Zazwyczaj ligowy hegemon, mimo gry w europejskiej pucharach, nie napotykał problemów na krajowym podwórku. Tym razem drużyna z Razgradu zaliczyła kilka ligowych wpadek - opowiada nam Sławomir Słowik, współtwórca Piłkarskich Bałkanów.
Objęcie zespołu przez Velazqueza rzeczywiście zmieniło dużo. Hiszpan trafił do Sofii w styczniu i choć niedługo potem odpadł z krajowego pucharu, to w ciągu kilku miesięcy doprowadził Lewskiego do pierwszego od blisko dekady wicemistrzostwa kraju. Latem Bułgarzy dzielnie radzili sobie w eliminacjach europejskich pucharów, gdzie po drodze rozprawili się z Hapoelem Beer Szewa i Sabah FC. Ostatecznie odpadli dopiero w play-offach rywalizacji o fazę ligową Ligi Konferencji z AZ Alkmaar. Później “Niebiescy” mogli już w pełni skupić się na rywalizacji krajowej. W 19 kolejkach przegrali tylko trzykrotnie i łącznie uzbierali już 44 punkty - o siedem więcej niż CSKA i Łudogorec. Po raz ostatni Lewski był liderem na tym etapie rozgrywek 16 lat temu.
Od Słowacji po Martynikę
Velazquez uważany jest za jednego z głównych architektów obecnego Lewskiego. Urodzony w Salamance szkoleniowiec pracę w roli trenera rozpoczął już jako 15-latek. Kluczowe w jego karierze było dołączenie do Villarrealu, gdzie przeszedł od ekipy C aż do pierwszej drużyny, którą objął po sensacyjnym spadku do Segunda Division w 2012 roku. Później w ojczyźnie pracował jeszcze na drugim poziomie rozgrywkowym, m.in. w Betisie, aż rozpoczął objazd po całej Europie. Trenował we Włoszech (Udinese), Portugalii (Belenenses, Vitoria Setubal, Maritimo) czy w Holandii (Fortuna Sittard). Przed objęciem stanowiska w Lewskim był szkoleniowcem Realu Saragossa. Kolejna próba podbicia rodzimego rynku okazała się nieudana, ale decyzja o pracy w Bułgarii początkowo wydawała mogła uchodzić za dość ryzykowną. Jak się okazało - był to jednak w strzał w dziesiątkę.
Hiszpan mający ogromne doświadczenie w najróżniejszych środowiskach na całym Starym Kontynencie świetnie odnalazł się w międzynarodowej szatni Lewskiego. Aktualnie w jego kadrze odnaleźć można bowiem aż 12 różnych narodowości - od Słowacji po Martynikę. Szczególnie mocna jest kolonia brazylijska, na którą składa się pięciu piłkarzy, w tym najlepszy strzelec zespołu, skrzydłowy Everton Bala. Z kolei jego rodak, lewy defensor Maicon, znalazł się ostatnio na radarach ekip z La Ligi. To nie oznacza, że Lewski pozbawiony jest rodzimych zawodników. Jedna z gwiazd zespołu to ofensywny pomocnik i reprezentant kraju, Marin Petkow. W eliminacjach mistrzostw świata podstawowym obrońcą kadry był również Kristian Dimitrow, a w wielu meczach dostępu do bramki strzegł Swietosław Wucow. Kapitanem reprezentacji U-21 jest z kolei Asen Mitkow.
Z pewnością każdy z nich chciałby nawiązać do sukcesów szefa, czyli Sirakowa. Właściciel Lewskiego jako piłkarz był niekwestionowaną gwiazdą całej ligi. W derbach Sofii często uciszał kibiców CSKA i potrafił przesądzić o losach tych spotkań w samych ich końcówkach. Z reprezentacją wystąpił na dwóch mundialach, w tym historycznym turnieju w USA, na którym Bułgarzy dotarli do ćwierćfinału. Zagrał też na EURO. Podczas swojej bogatej kariery kopał nie tylko w ojczyźnie, ale również w Hiszpanii i Francji. Nie był taką gwiazdą jak Christo Stoiczkow, ale też należy do panteonu bułgarskich piłkarzy. W Lewskim pracował już wcześniej jako dyrektor sportowy. Wydawało się, że kiedy został nowym właścicielem, jego kibicowskie serce może mu przeszkadzać w podjęciu niektórych trudnych decyzji, ale Sirakow okazał się rozsądnym zarządcą. To zresztą on ściągnął do klubu Velazqueza.
- Velazquez i Sirakow to dwie osoby, które są w głównej mierze odpowiedzialne za tak dobrą sytuację w klubie. Pierwszy z nich ustabilizował drużynę pod kątem sportowym. Poskładał dostępne “klocki” w całość, wlał w zawodników wolę walki i głód wygrywania. Można zauważyć, jak Hiszpan przeżywa mecze na ławce rezerwowych i żyje pracą w Lewskim, a swoją postawą zaraża piłkarzy. Sirakow z kolei ustabilizował Lewskiego pod kątem organizacyjnym. Kiedy przejął klub, ten był pogrążony w finansowym kryzysie w związku z oskarżeniem ówczesnego właściciela o oszustwa finansowe. Udało mu się zjednoczyć kibiców, zorganizować liczne zbiórki pieniężne, a także przyciągnąć do klubu sponsorów. Dzięki pracy Sirakowa Lewski może powoli myśleć o lepszym jutrze - dodaje Słowik.
Chcą “odbetonować” ligę
A to lepsze jutro oznaczałoby przerwanie fenomenalnej, trwającej już półtorej dekady passy Łudogorca Razgrad, który po 2010 roku zdominował ligę bułgarską. Wszystko to za sprawą działającego w branży farmaceutycznej Kiriła Domusziewa, który właśnie wtedy zdecydował się zainwestować w klub wywodzący się z małego północno-wschodniego miasteczka, gdzie siedzibą ma fabryka jego firmy, Huvepharma. Łudogorec zdobył 14 kolejnych mistrzostw kraju i wyrównał rekord należący dotąd do Lincoln Red Imps z Gibraltaru oraz Skonto FC z Łotwy. Oprócz tego stał się też stałym uczestnikiem europejskich pucharów. Od debiutu w sezonie 2012/2013 tylko dwukrotnie nie dotarł do fazy grupowej (ligowej) Ligi Mistrzów, Europy czy Konferencji, a w LM mierzył się z m.in. Realem Madryt, PSG czy Liverpoolem.
- Pojawienie się Łudogorca zmieniło dużo pod względem sportowym, a liga zyskała łatkę “folwarku” tego klubu, co nie jest zbyt zdrowym przejawem dla piłkarskiej rywalizacji. Nie można jednak zaprzeczyć, że zespół z Razgradu pojawił się w lidze w momencie, gdy Lewski i CSKA zaczęli łapać wyraźną zadyszkę. Dzięki temu, że Łudogorec był na tyle silną ekipą i regularnie gra w Europie, liga bułgarska mogła zyskać jako całość pod kątem rankingowym. Może ten współczynnik nie jest imponujący, ale ciężko mi sobie wyobrazić, gdzie byłaby obecnie liga bez występów Łudogorca w pucharach. Sam z niecierpliwością czekam na przełamanie monopolu “Orłów z Razgradu”, ale z drugiej strony 15. mistrzostwo z rzędu pozwoliłoby im na stałe zapisać się w historii europejskiego futbolu - zauważa Słowik.
Przeciwnicy Łudogorca zauważają, że od kiedy ten “zabetonował” ligę bułgarską, narosła dysproporcja między nim i resztą stawki, co może mieć negatywny wpływ na poziom całych rozgrywek. Od czasu jego pierwszego mistrzostwa w 2012 roku tylko raz zdarzyło się, aby inny bułgarski klub awansował do fazy grupowej europejskich pucharów - w sezonie 2021/2022 udało się to CSKA Sofia. Na arenie krajowej jedyne niespodzianki były możliwe w Pucharze Bułgarii, po który trzy lata temu sięgnął nawet Lewski. Stołeczne zespoły musiały obejść się smakiem w kwestii sukcesów, ale nie zmienia faktu, że to one wciąż mogą się pochwalić zdecydowanie największą bazą kibicowską w kraju.
- Pod względem kibicowskim pojawienie się Łudogorca rzeczywiście niewiele zmieniło, bo sam ten klub poza Razgradem nie ma zbyt wielu fanów. Kibice w Sofii, niezależnie czy kibicują Lewskiemu czy CSKA, są z pewnością rozgoryczeni tym, w jaki sposób w ostatnich latach Łudogorec zdominował tę ligę. Wcześniej kwestia mistrzostwa była zazwyczaj wewnętrzną sprawą stołecznych klubów. Tylko czasami innym zespołom udawało się przełamać duopol Lewskiego i CSKA. Do dzisiaj w całym kraju kibicuje się właśnie przede wszystkim którejś z tych drużyn, a te lokalne zajmują dopiero kolejne miejsca na liście klubowych sympatii - tłumaczy Słowik.
Trzeba pokonać największych
Kibicowska siła Lewskiego i CSKA trwa w najlepsze mimo braku poważnych sukcesów sportowych w minionych latach. Kierownictwa obu klubów zdają sobie sprawę, że aby móc konkurować z projektem Domusziewa, potrzebne są do tego również odpowiednie środki. CSKA niedawno zostało w pełni przejęte przez działającego m.in. w branży bukmacherskiej Waltera Papazkiego. Lewski na razie dowodzony jest przez przez Sirakowa, ale ostatnio pojawiły się pogłoski, że “Niebieskich” chciałoby w swoim portfolio Sport Republic. Angielski fundusz finansowany z pieniędzy Dragana Solaka jest aktualnie właścicielem Southampton, Goztepe i Valenciennes, a niedawno zainwestował też w malijski Mali Coura. Tyle tylko, że wielu kibiców sceptycznie podchodzi do takiego przejęcia.
- Ciężko ocenić, co czeka Lewskiego w kolejnych latach. Klub czerpie z tej chwilowej stabilizacji, ale przed nim jeszcze długa droga, zanim będzie można powiedzieć, że wrócił na miejsce krajowego dominatora. Lewski nie ma już finansowych zaległości, rozmawia z miastem na temat modernizacji stadionu, ściąga ciekawych zawodników. Sirakow wykonał kawał dobrej roboty. Niemniej, z drugiej strony finanse nie pozwalają jeszcze na sprowadzenie do Sofii gwiazd europejskiego formatu. Właściciel wciąż jest otwarty na sprzedaż klubu poważnym inwestorom, pod warunkiem, że wyjdzie to drużynie na dobre. Ostatnio wrócił temat oferty Sport Republic, lecz z obawy na zmarginalizowane klubu w portfolio funduszu, Sirakow ją odrzucił. Kolejny poważny wstrząs finansowy lub piłkarski kryzys mógłby ponownie pogrążyć Lewskiego - tłumaczy nasz rozmówca.
Na razie Lewski musi więc przede wszystkim skupić się na obecnym sezonie i utrzymaniu bezpiecznej przewagi nad resztą stawki. Alarmujące jest, że dotąd nie potrafił pokonać w lidze ani Łudogorca (0:0), ani CSKA (0:1). Jeśli “Niebiescy” chcą wrócić na szczyt, to musi się zmienić. W lutym zmierzą się dwukrotnie z aktualnym obrońcą tytułu - w meczu o Superpuchar oraz w ćwierćfinale Pucharu Bułgarii. Do Razgradu udadzą się w marcu na kilka kolejek przed końcem fazy zasadniczej. Z uwagi na system tamtejszych rozgrywek, póki co trudno prorokować, jak może zakończyć się ten sezon dla ekipy Velazqueza, bo wiosną cztery najlepsze drużyny w tabeli czeka jeszcze rywalizacja w rundzie mistrzowskiej. Niemniej, biorąc pod uwagę aktualną sytuację w tabeli, nie może dziwić, że apetyty na Stadionie Georgiego Asparuchowa są mocno rozbudzone.
- Jeśli Lewski chce myśleć o mistrzostwie, musi zachować zimną głowę do samego końca. Dobrze wiedzą o tym fani CSKA, bo ich zespół trzy sezony temu był o krok od tytułu, ale przez zmarnowany rzut karny w 102. minucie w przedostatniej kolejce ostatecznie ligę znów wygrał wtedy Łudogorec. Dlatego teraz Lewski powinien wręcz wrzucić jeszcze wyższy bieg. Na wiosnę czekają go zapewne aż trzy bezpośrednie mecze ligowe z samym tylko Łudogorcem, a przecież będzie jeszcze masa innych spotkań, w których można się potknąć. Wizją potencjalnego mistrzostwa najszybciej zachłysną się kibice. Drużyna, trener i władze Lewskiego powinny być czujne do ostatniej chwili. Wszyscy w lidze wiedzą, że od lat mistrzostwo jest planem minimum dla Łudogorca, który będzie robił wszystko, aby ten cel osiągnąć i wykorzysta najmniejsze potknięcie rywala - podsumowuje Słowik.