Tam ma pracować Michniewicz! Drużyna, która... przestała grać mecze. Potężny kryzys

Tam ma pracować Michniewicz! Drużyna, która... przestała grać mecze. Potężny kryzys
Marcio Machado/SPP / pressfocus
Adam - Kowalczyk
Adam KowalczykWczoraj · 07:08
W tym miesiącu minął rok od momentu, w którym Czesław Michniewicz zakończył pracę w marokańskim FAR Rabat. 55-latek już wkrótce może powrócić na ławkę trenerską jako selekcjoner reprezentacji Chin, o czym ostatnio rozpisują się tamtejsze media. Jeżeli doniesienia się potwierdzą, Polaka czeka trudne zadanie - objąłby bowiem drużynę w potężnym kryzysie, która nie zagrała meczu od trzech miesięcy.
Mimo że Czesław Michniewicz już od ponad roku jest bez pracy, to jego nazwisko nie zdążyło jeszcze na rynku trenerskim zardzewieć. Wręcz przeciwnie, w mediach pojawia się niezwykle często. Były selekcjoner reprezentacji Polski był przymierzany już między innymi do objęcia Zagłębia Lubin, egipskiego Al-Ahly czy algierskiego JS Kabylie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rok poza pracą

Egzotyczne kierunki nie są dla Michniewicza nowością. Ostatnim razem 55-latek prowadził bowiem kluby z krajów arabskich - saudyjską Abhę oraz marokańskie FAR Rabat. Warto zaznaczyć, że w żadnym z nich nie zagrzał miejsca na dłużej. Z tym pierwszym zakończył współpracę po dziewięciu meczach, z drugim - po 13, kończąc kadencję niechlubną serią pięciu porażek z rzędu. Ten fakt niewątpliwie może działać na niekorzyść szkoleniowca, choć trzeba przyznać, że mimo to media nieustannie łączą go z kolejnymi pracodawcami.
- Trener, który niegdyś doprowadził reprezentację Polski do czołowej szesnastki Mistrzostw Świata 2022, od tygodnia prowadzi szczegółowe negocjacje z Chińskim Związkiem Piłki Nożnej i może być faworytem numer jeden - napisano we wtorek na portalu Oriental Sports Daily.
Ciekawe jest, że Michniewicz nie był jedynym Polakiem przymierzanym do roli selekcjonera kadry Państwa Środka w ostatnim czasie. Padały nazwiska Michała Probierza i Macieja Skorży, jednak w ich przypadku wszystko zakończyło się jedynie na spekulacjach. Z kolei tym, co może uniemożliwić powrót na ławkę byłemu trenerowi Lecha Poznań, Widzewa Łódź czy Legii Warszawa, mogą być kontrowersje związane z jego przeszłością, do których chińskie media również dotarły.
- Jeśli doniesienia polskich mediów są prawdziwe, to dawne zachowanie Michniewicza nieuchronnie przywodzi na myśl Li Tie, byłego trenera chińskiej reprezentacji mężczyzn w piłce nożnej. Podczas swojej pracy jako trener Hebei i Wuhan, Li Tie był podobnie zamieszany w zarzuty dotyczące ustawiania meczów w wielu rozgrywkach - pisze portal Banned Book Network.

Nie byłoby łatwo

Czysto hipotetycznie - jeżeli, mimo wszystko, chińska federacja faktycznie zdecyduje się na zatrudnienie Michniewicza, to nie da się ukryć, że czeka go potężne wyzwanie. Przede wszystkim dlatego, że piłkarsko Chiny nie przestają szorować po dnie. Kadra “Smoków” zajmuje obecnie 93. miejsce w rankingu FIFA i nie jest daleko od najgorszego wyniku w swojej historii (109. pozycja). Co więcej, ma za sobą bardzo słabe lata. Papierkiem lakmusowym jest tu przede wszystkim katastrofalny zeszłoroczny Puchar Azji. Chińczycy zajęli ostatnie miejsce w grupie z Katarem, Libanem i debiutującym Tadżykistanem, nie strzelając ani jednego gola.
W eliminacjach do przyszłorocznego mundialu wcale lepiej nie było. Niewiele zabrakło do tego, aby “Smoki” odpadły już w drugiej rundzie - Tajlandia, która zajęła nieszczęśliwe trzecie miejsce tuż za nimi, miała taką samą liczbę punktów i identyczny bilans bramkowy. Do fazy finałowej podopieczni Branko Ivankovicia się więc de facto prześlizgnęli. Tam z kolei już na początku dali znać, że na walkę o mundial się nie nadają. Na dzień dobry - 0:7 z Japonią, a całościowo dziewięć zdobytych “oczek”, bilans 7:20 i przedostatnie miejsce w grupie jedynie przed najsłabszym Bahrajnem. Wizja Xi Jinpinga, który dekadę temu zadeklarował, że Chiny będą piłkarską potęgą do 2050 roku, rozjechała się już w połowie drogi.

Kadra, która… nie gra

Ale na tym problemy chińskiej kadry narodowej się nie kończą. Trudno pozbyć się wrażenia, że cofa się ona w rozwoju. Dość powiedzieć, że od lipcowego turnieju EAFF (dla reprezentacji ligowców) nie zagrała ona… ani jednego meczu.
Nie, to nie żart. Chiński ZPN stwierdził, że jesienią nie zamierza organizować żadnych meczów towarzyskich. Skąd takie podejście?
- Chińska federacja wpadła trochę w błędne koło. Nie ma trenera, to po co grać mecze? Kadra odpadła z eliminacji do mistrzostw świata, a na Puchar Azji 2027 ma już bilety. Włodarze uznali, że mają sporo czasu i wolą skupić się na dopracowanym procesie wyboru selekcjonera, tym bardziej, że ostatni szkoleniowcy okazywali się niewypałami. Dla mnie jest to dość niezrozumiałe, ponieważ Branko Ivanković został zwolniony w czerwcu i właśnie wtedy można było zacząć już myśleć o nowym trenerze, który miałby dużo więcej czasu na spokojne budowaniu drużyny. Mimo to, pierwsze dwa-trzy miesiące przespano i dopiero we wrześniu ogłoszono oficjalną rekrutację i wymogi - wyjaśnia nam Maciej Łoś, założyciel i prowadzący twitterowego profilu Piłkarskie Państwo Środka.
- Obecne wyniki reprezentacji to wypadkowa wieloaspektowego kryzysu chińskiej piłki. Po pierwsze, upadek ligi i bankructwa wielu klubów. Po drugie, bardzo duża afera korupcyjna, w którą zamieszane były najważniejsze osoby w federacji oraz reprezentacji. Po trzecie, wysoka średnia wieku zawodników i kompletne fiasko naturalizacji Brazylijczyków grających w CSL. I po czwarte, młodzi chińscy gracze nie potrafią przebić się w Europie nawet w słabych klubach i z podkulonymi ogonami wracają do ojczyzny. Przed Chinami długa droga, żeby wszystko poukładać - dodaje nasz rozmówca.

Wielopoziomowy kryzys

To, co niepokoi najbardziej, to fakt, że każdy z przytoczonych wyżej problemów wciąż jest świeży. Plaga, masowo doprowadzająca chińskie kluby do upadku, rozpoczęła się wraz z pandemią COVID-19 i trwa do dziś, a jedną z jej najnowszych ofiar jest Guangzhou Evergrande - najbardziej utytułowany klub w kraju. Styczeń 2025 roku przyniósł to, co nieuniknione - drużyna, w której niegdyś grali Paulinho Talisca czy Jackson Martinez, dołączyła do chińskiego cmentarzyska piłkarskich gigantów. Obok niej są tam Jiangsu Suning, Beijing Renhe, Dalian Pro, Wuhan FC czy Shenzen FC. Na 16 klubów, które brały udział w sezonie 2019 Chinese Super League, tylko sześć pozostaje aktywnych.
- Chińskie drużyny są wydmuszkami, które na siebie nie zarabiają. Często ich właścicielami były duże firmy, które w momencie własnych problemów finansowych po prostu przestawały dokładać pieniądze do futbolu. Bardzo dużą rolę odegrały pandemia oraz kryzys na rynku deweloperskim w ChRL. To właśnie w ostatnich pięciu-sześciu latach upadło kilkadziesiąt profesjonalnych zespołów - mówi nam Łoś.
Minionej zimy obserwatorzy chińskiego futbolu żyli też aferą korupcyjną z udziałem wspomnianego już Li Tie. Były piłkarz Evertonu i reprezentant Chin na MŚ 2002 został skazany na 20 lat więzienia za korupcję. Jednym z naprawdę wielu postawionych mu zarzutów jest to, że w zamian za łapówki miał powoływać konkretnych piłkarzy, którym pomagał też przy transferach.
Jeśli chodzi o naturalizację zawodników, odbywała się ona najczęściej przy okazji meczów eliminacyjnych do mistrzostw świata. Wymowny jest fakt, że gracze brazylijskiego pochodzenia, tacy jak Elkeson, Fernandinho, Aloisio czy Alan nie przyjeżdżali na zgrupowania, podczas których Chiny nie walczyły o awans na mundial. Pomijając już fakt, że na zmianę “barw narodowych” decydowali się po 30. roku życia. To zwyczajnie nie mogło się udać.

Kolejny Polak na Dalekim Wschodzie?

Czesław Michniewicz nie jest jedynym kandydatem na selekcjonera chińskiej kadry. Nazwisko Polaka lokalne media wymieniają wraz z trzema szkoleniowcami z Półwyspu Iberyjskiego - Oscarem Garcią, Jose Peseiro i Javierem Pereirą.
- Peseiro nie spełnia wymogu wieku (jednym z wymogów chińskiej federacji jest to, żeby nowy selekcjoner miał mniej niż 60 lat), ale na jego korzyść przemawia duże doświadczenie z pracy choćby z reprezentacjami Arabii Saudyjskiej, Nigerii czy Wenezueli, trenował też czołowe kluby w Portugalii. Słabsze CV ma na pewno Oscar Garcia, który nie dość, że nie pracował nigdy w Azji, to nie ma także doświadczeń z reprezentacjami. Jedynym, który zna rynek chiński jest Javier Pereira. Hiszpan trenował tam kilka klubów i zdobył mistrzostwo kraju z Shanghai Port w 2023 roku.
- Chińskie media podkreślają, że Michniewicz jako jedyny kandydat z całej czwórki ma doświadczenie z mistrzostw świata, podczas których udało mu się wyjść z grupy. Rywale Polaka nie mają nad nim szczególnej przewagi, dlatego jak najbardziej chciałbym, żeby to właśnie on został selekcjonerem kadry Chin. To byłoby dla niego niezwykle trudne wyzwanie, ale kto wie, może to właśnie ktoś niemający wcześniej do czynienia z tamtejszymi, specyficznymi warunkami wniesie świeżość, nowe pomysły, które okażą się być wartościowe. Według mnie taki impuls z zewnątrz jest tam bardzo potrzebny - podsumowuje Łoś.
Pozostaje czekać na to, czy Czesław Michniewicz rzeczywiście poszerzy wąskie grono polskich trenerów pracujących na Dalekim Wschodzie, dołączając do Macieja Skorży. Szanse bez wątpienia są realne. Ostateczna decyzja chińskiej federacji ma zapaść w najbliższych dniach, lecz biorąc pod uwagę tamtejsze realia, spodziewać się można naprawdę wszystkiego.

Przeczytaj również