Polacy za granicą. Fatalny Grabara obrażany przez kibiców, Bielikowi odcięło prąd, 50-tka Bednarka

Polacy za granicą. Fatalny Grabara obrażany przez kibiców, Bielikowi odcięło prąd, 50-tka Bednarka
screen z youtube.com/HTAFC
W okresie świąteczno-noworocznym większość polskich stranierich spokojnie odpoczywała, korzystając z przerwy od rozgrywek. Wolne nie dotyczyło oczywiście tych grających w Anglii, skąd płyną słodko-gorzkie wieści. “Bohaterem” ostatnich kilkunastu dni został Kamil Grabara.
Wypożyczenie do Huddersfield słynącego z aktywności w sieci młodego golkipera na papierze było fantastycznym ruchem. Liverpool oddał swój talent poziom niżej, polski bramkarz dostał wreszcie szansę na sprawdzenie się w rywalizacji z seniorami w Anglii, bronił w prawie wszystkich spotkaniach. A dziś żywo dyskutują na jego temat kibice “Terierów”. Tylko coś poszło nie tak.
Dalsza część tekstu pod wideo
Gdy Huddersfield notowało fatalny początek sezonu, do Grabary trudno było się przyczepić. Wielbłądy popełniała linia defensywna, a 20-latek robił, co mógł, by drużyna nie ośmieszała się jeszcze bardziej. Zespół w końcu wyszedł na mniej więcej prostą, a uwaga skupiła się na wychowanku Ruchu Chorzów. O tych naprawdę niezłych występach, a takich przecież nie brakowało, mało kto jednak pamięta.
Kibicom, obserwatorom i sztabowi szkoleniowemu łatwiej w pamięć zapadają niewytłumaczalne błędy Grabary. A tych ostatnio było tyle, że furorę w internecie zrobił szyderczy filmik z kompilacją pomyłek młodzieżowego reprezentanta Polski.
To było jeszcze przed świętami. A kulminacja nadeszła już po Bożym Narodzeniu. Warto przy tym nadmienić, że po fatalnym spotkaniu przeciwko Wigan, Grabara świetnie spisał się z Nottingham. I na tym na razie zakończył udane mecze w barwach “Terierów”.
Najpierw Huddersfield zmierzyło się z Middlesbrough (0:1). Jedyny gol padł po katastrofalnej postawie obrony, ale też niepewnej postawie golkipera. Polak mógł zachować się lepiej, piłka przeszła mu pod rękoma, nawet lekko ją trącił. Miał szczęście, że gniew fanów skupił się na całym zespole, w tym wspomnianych już beznadziejnych defensorach.
Przeciwko Blackburn (2:1) znów Grabara był niezdecydowany. Przy straconej bramce w złym momencie się zawahał: nie wiedział, czy wyjść z bramki, czy może pozostać na linii, przez co był “w rozkroku”, co ułatwiło rywalom zdobycie gola. “Teriery” zgarnęły jednak trzy punkty, więc wyrok został odłożony w czasie.
Jeśli w Nowy Rok sympatycy Huddersfield obudzili się z kacem, to popis ich ulubieńców, na czele z polskim bramkarzem, tylko spotęgował męczący ból głowy. Podopieczni Danny’ego Cowleya prowadzili nawet w pewnym momencie ze Stoke 2:1, ale później zaserwowali kibicom skołatanie nerwów na sporą skalę. Goście wyrównali, a następnie Kamil Grabara postanowił efektownie wyjść do dośrodkowania na skraj pola karnego. Skończyło się na kilogramach żenady.
Co kierowało 20-letnim golkiperem? Przecież w okolicach spadającej piłki było tylu zawodników, że podjęte ryzyko w żaden sposób się nie kalkulowało. Może chciał się popisać, może odezwała się ta słynna pewność siebie, a może znudziło mu się bezczynne stanie w bramce.
Z drugiej strony, okazji do wykazania się miał sporo, ale na przykład przy drugim golu Stoke nie podjął nawet interwencji, obserwując, jak futbolówka zmierza do siatki. Zaś przy piątym trafieniu rywali, choć nie miało ono wielkiego znaczenia, źle się ustawił, przez co ograniczył sobie możliwość skutecznej obrony. Najlepiej zobaczyć to po prostu na umieszczonym wyżej skrócie meczu.
Cierpliwość do Grabary stracił po meczu nawet szkoleniowiec “Terierów”, który dotychczas bronił Polaka jak niepodległości. Ławka coraz bliżej, choć swoją szansę pewnie “Kam”, jak nazywa go trener, jeszcze dostanie. Ale margines błędów chyba już się wyczerpał.

Brutalny Bielik, “Grosik” po swojemu

Ostatnich kilkunastu dni miło nie będzie wspominał także Krystian Bielik. W poświątecznym spotkaniu z Wigan środkowy pomocnik Derby dostał żółtą kartkę i bardzo mocno pracował na drugą, przez co trener Philipp Cocu zdjął go tuż przed przerwą.
Podstawowy piłkarz “Baranów” wyszedł też w pierwszej jedenastce na mecz z Charltonem, czyli swoim byłym klubem. Nie wyciągnął wniosków i za długo nie pograł, bo już w 17. minucie “popisał się” takim zagraniem. Nogi łamać rywalowi nie chciał, ale ewidentnie spóźnił się z interwencją.
Zasłużona czerwona kartka, szybki zjazd do bazy i zawieszenie. Zachowanie reprezentanta Polski utonęło w morzu punktów, które Derby ostatecznie wywalczyło po zwycięstwie 2:1. Bielik stracił za to szansę gry u boku Wayne’a Rooneya w jego debiucie w nowych barwach. Tak na marginesie, wczoraj były gwiazdor Manchesteru United zaprezentował się szerszej publice asystą i kluczowym podaniem w wygranym spotkaniu z Barnsley.
Bez czerwonej kartki, ale też bez echa przeszły występy Mateusza Klicha. Piłkarz Leeds najpierw wyróżnił się tylko “żółtkiem” przeciwko Preston (1:1), a później dyskretnie zagrał w szalonym meczu z Birmingham (5:4). Najlepiej spisał się podczas wyjazdowego spotkania z West Bromwich, choć jego drużyna wróciła do domu tylko z jednym punktem. A może raczej aż, bo cuda w bramce wyczyniał niesamowity Kiko Casilla.
Kamil Grosicki zakończył świąteczno-noworoczny maraton bez choćby jednej asysty, ale jak to on, narobił dużo wiatru, w szczególności przeciwko Sheffield Wednesday. Jego Hull odniosło w Nowy Rok bardzo cenne wyjazdowe zwycięstwo, a “Grosik” szalał na boisku, oddał cztery strzały i powinien schodzić z murawy z dwoma asystami. Najpierw jednak zabrakło szczęścia (słupek po wrzutce Polaka z rzutu rożnego), a później precyzji kolegi (koszmarne pudło z dwóch metrów).
Na deser rundki po Championship zaglądamy do Millwall, gdzie na swoją pozycję skrupulatnie pracuje Bartosz Białkowski. Doświadczony golkiper błysnął na wyjeździe z Cardiff, bo to w dużej mierze dzięki jego refleksowi zespół wrócił do stolicy Anglii z punktem. “Bart” pewnie bronił też przeciwko Brentford (1:0) i Luton (3:1). Trzy mecze, siedem “oczek”, zero pomyłek, znakomita dyspozycja w Cardiff - to był zdecydowanie udany czas dla polskiego bramkarza.

50-tka Bednarka, powrót “Fabiana”

Skaczemy poziom wyżej z radością, bo Premier League przynosi nam dobre wieści. Powody do zadowolenia mają i Jan Bednarek, i Łukasz Fabiański. Młodszy z nich dopiero co przenosił się do Anglii, a już stuknęło mu 50 występów w barwach Southampton. Pomimo problemów w części sezonu, reprezentant Polski dalej cieszy się bezgranicznym zaufaniem trenera Ralpha Hasenhüttla. I w ostatnich trzech spotkaniach udowodnił, że to zasłużona wiara.
“Święci” pokonali i Chelsea, i Tottenham, a Bednarek w obu przypadkach stawał na wysokości zadania. Wyjątkowo dobrze grał przeciwko “The Blues”, nie zszedł poniżej oczekiwanego poziomu w rywalizacji z zespołem Jose Mourinho. Dwa czyste konta, sześć punktów. Southampton zremisowało jeszcze z Crystal Palace (1:1), ale tam utrata bramki była wynikiem błędów całej drużyny. Bednarek i spółka oddalili się od strefy spadkowej. Rehabilitacja za pamiętny koszmar z Leicester już właściwie nastąpiła.
Po trzech miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją uda, do bramki West Hamu wreszcie wrócił Łukasz Fabiański. I od razu przypomniał kibicom, ile bez niego tracił ich ulubiony zespół. “Fabian” zaczął wprawdzie źle, bo stratował Kelechiego Iheanacho, prokurując tym samym rzut karny, jednak szybko się zrehabilitował. Polski golkiper świetnie wyczuł intencję strzelającego jedenastkę Demaraia Graya i obronił to uderzenie.
Były piłkarz Arsenalu i Swansea stawał na głowie, by “Młoty” zdobyły przeciwko Leicester choć jeden punkt. Pomimo kilku klasowych interwencji Fabiańskiego, skończyło się na wyniku 1:2, ale w Nowy Rok gniew West Hamu poczuli zawodnicy Bournemouth. “Wisienki” zebrały solidny oklep (0:4) od drużyny ze stolicy Anglii. “Fabian” był zawsze na posterunku, obronił, co miał obronić, a przede wszystkim zapewnił kolegom spokój i pewność z tyłu. Bardzo go brakowało. Świetnie, że wrócił.
***
Stranieri grali też w Turcji i Belgii. W “polskim” meczu Ankaragucu Michała Pazdana zremisowało 2:2 z Denizlisporem Adama Stachowiaka i Radosława Murawskiego. Bartłomiej Pawłowski pauzował z powodu kontuzji, Paweł Olkowski wszedł na minutę, a Jakub Kosecki zszedł z boiska jeszcze przed przerwą. W Belgii zaś warto odnotować powrót do gry Rafała Pietrzaka, który ostatnio głównie przesiadywał na ławce (90 minut z Mechelen, 1:2).
***
W weekend do gry wraca Serie A, zaś polskich piłkarzy grających w Anglii czekają mecze pucharowe. Miejmy nadzieję, że tym razem obędzie się bez baboli i czerwonych kartek. A może ktoś zafunduje nam jakąś bramkę? Pięć miesięcy do Euro, Jerzy Brzęczek (oby) wszystko widzi.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również