Pragmatyk w cyrku. Kulisy pracy Ernesto Valverde w Barcelonie

Pragmatyk w cyrku. Kulisy pracy Ernesto Valverde w Barcelonie
Ververidis Vasilis / shutterstock.com
FC Barcelona to jedna z niewielu drużyn, którą można porównać do cyrku. Połączenie pracy z zabawą, chęć zadowolenia widowni i ekwilibrystyczne wyczyny z piłką to tylko niektóre z czynników, które o tym świadczą. Niebagatelnym połączeniem jest za to cyrk i pragmatyk nim zarządzający.
Dyrektorem cyrku jest zwykle osoba równie szalona, co rozważna. Nadmiar szaleństwa zaraża pozostałych artystów, gotowych do pokazu, a nadmiar rozwagi hamuje samego dyrektora przed odgrywaniem głównej roli w spektaklu. Ernesto Valverde łamie jednak wszelkie schematy i pokazuje, że do zarządzania cyrkiem wystarczy tylko albo aż: chłodna głowa.
Dalsza część tekstu pod wideo

Po burzy przychodzi spokój

Valverde objął drużynę po Luisie Enrique – trenerze, który jest istnym wulkanem energii. Jego charyzmę i zapał do pracy było widać już podczas pierwszych dni na Camp Nou, gdy nie mogąc znaleźć wejścia na stadion treningowy, przeskakiwał przez barierkę.
Porywczy charakter „Lucho” uwidaczniał się podczas meczów, kiedy celebrował każdego gola przy linii bocznej, a przy okazji najważniejszych starć z PSG czy Juventusem potrafił przebiec całe boisko, by cieszyć się razem z zawodnikami.
Jednak 3 lata intensywnej pracy na najwyższych obrotach potrafiły zmęczyć nawet tak krewkiego człowieka jak Enrique. - Nie będę prowadził Barcelony w przyszłym sezonie. Potrzebuję odpoczynku – powiedział „Lucho” 1 marca po wygranym meczu ze Sportingiem Gijon.
Drużynę zaraz po tym objął Ernesto Valverde – zupełne przeciwieństwo Asturyjczyka. Szkoleniowiec cichy, opanowany, bezkonfliktowy. Wręcz wydawałoby się, że zbyt powściągliwy, by móc zapanować nad szatnią Barcelony. Czas pokazał, że właśnie takiego trenera potrzebowała „Duma Katalonii”.

Wyciskanie cytryny

Działanie osoby pragmatycznej wydaje się czasami zbyt proste, by mogło przynieść sukces. Realistyczna ocena rzeczywistości oraz dostosowanie możliwości i skali zaangażowania do spodziewanych efektów to z pozoru utarte frazesy, ale właśnie tak działa Ernesto Valverde.



- Jeśli życie daje ci cytrynę, zrób z niej lemoniadę – powiedziała Joan Collins. „Txingurri” niedługo po przyjściu do Barcelony został pozbawiony jednej z najdorodniejszych „cytryn” w zespole. PSG kupiło za 222 mln euro Neymara, który był jednym z głównych architektów sukcesów Barcelony w minionych latach.
Szkoleniowiec "Blaugrany" przyjął to jak wszystko inne: na chłodno. - Każdy może swobodnie wybierać, gdzie chce grać i Neymar wybrał – skomentował Valverde po transferze Brazylijczyka.



Jedyne co pozostało to „wyciskanie cytryn”. Zastąpienie Neymara zawodnikiem, który zapewni taką samą jakość było niemożliwe. Postawiono zatem na 20-letniego Ousmana Dembélé - piłkarza z potencjałem, by w przyszłości dorównać osiągnięciom poprzedniego posiadacza numeru „11” w Barcelonie. Za swoje występy w sezonie 2016/2017 został wyróżniony nagrodą dla najlepszego młodego piłkarza w Bundeslidze.
Przygoda Francuza w Barcelonie na razie jednak nie jest zbyt owocna. Wychowanek Rennes więcej czasu spędza w gabinetach lekarskich niż na boisku. Podatność na kontuzje Dembélé to kolejny problem, przed którym stanął Ernesto Valverde i kolejny, z którym się uporał.

Zmiana taktyki

Lekarstwem na bolączki Barcelony po utracie Neymara oraz urazach Dembélé była rewolucyjna zmiana taktyki, przeprowadzona przez Valverde. Dotychczas „Duma Katalonii” prawie wszystkie mecze rozgrywała, stosując system 4-3-3 z dwoma skrzydłowymi nastawionymi wyłącznie na atak.
To w dużej mierze dzięki tej formacji kibice mogli podziwiać wyczyny jednego z najlepszych tercetów ofensywnych w historii futbolu – MSN. Messi, Suarez oraz Neymar w ciągu 3 lat spędzonych razem na Camp Nou zdobyli dla Barcelony 363 gole.



Valverde postanowił ustawić zespół w formacji 4-4-2. Leo Messi został przesunięty z prawego skrzydła bliżej środka boiska. W przypadku Argentyńczyka zmiana ta nie miała dużego wpływu na statystyki, ponieważ Messi... po prostu dalej jest Messim. W sezonie 16/17 został „Pichichi”, zdobywając 37 bramek. W tym również przewodzi klasyfikacji najlepszych strzelców ligi hiszpańskiej.
Beneficjentem zmiany pozycji „Atomowej pchły” jest za to Jordi Alba, który już 7 razy asystował Messiemu w bieżącym sezonie ligowym. Po odejściu Neymara, Valverde postanowił zagospodarować lewy korytarz dla Hiszpana, który swoją grą potwierdza, że szkoleniowiec miał rację. Alba wyróżnia się na tle całej ligi, będąc jedynym obrońcą wśród najlepszych asystentów.
Nie tylko Alba gra bardziej ofensywnie, ale i cała drużyna zdecydowanie poprawiła się pod względem obrony. Przejście na system 4-4-2 zagęściło środek pola „Blaugrany”, co zdecydowanie utrudnia rywalom zdobywanie bramek. Barcelońska defensywa stała się monolitem na skalę światową.
Boczni pomocnicy (najczęściej Andres Iniesta oraz Paulinho) asekurują ofensywnie usposobionych, skrajnych defensorów: Roberto (1 gol oraz 7 asyst w tym sezonie) i Albę. Taka gra nie byłaby możliwa w systemie 4-3-3 z Messim i Neymarem, występującymi w roli skrzydłowych. Obaj są jednymi z najlepszych piłkarzy ofensywnych, jednak ich gra defensywna pozostawia wiele do życzenia.
Valverde pogodził i atak i obronę. Neymara w Barcelonie już nie ma, a Leo Messi jest napastnikiem, dzięki czemu jego nikły udział w pressingu nie ma negatywnego wpływu na postawę drużyny, gdy trzeba odpierać ataki oponentów.
Wszystko to ma odzwierciedlenie w statystykach. W minionym sezonie ligowym Barcelona straciła 37 goli. W obecnym zaledwie 13, dzięki czemu Marc-André ter Stegen jest na najlepszej drodze do zdobycia  „Trofeo Zamora” – nagrody dla bramkarza La Ligi, który puści najmniej goli w sezonie.
Również na arenie europejskiej defensywa „Blaugrany” pokazuje swoją siłę. W dotychczasowych meczach Ligi Mistrzów rywale tylko 2 razy zdołali znaleźć drogę do bramki strzeżonej przez niemieckiego golkipera. Rok temu na tym samym etapie rozgrywek sam Paulo Dybala w 22 minuty skompletował dublet przeciw Katalończykom. Progres jest nad wyraz widoczny.

Dyrygent

Wpływ na znaczącą poprawę gry defensywnej Barcelony ma niewątpliwie Ivan Rakitić, który występuje w jednej linii z Sergio Busquetsem. Chorwat nie jest już co prawda tak bramkostrzelny jak w sezonie 16/17, kiedy w samej lidze zdobył 7 bramek (w bieżących rozgrywkach tylko raz „Rakieta” znalazła drogę do bramki). Zmienił się za to w dyrygenta gry „Blaugrany”, bo wykonał już 2014 podań w lidze. Lepszy pod tym względem jest tylko Asier Illaramendi.



Zrzucenie odpowiedzialności za tempo gry na barki zawodnika o takim profilu jak Rakitić pokazuje charakter Valverde. Szkoleniowiec nie chce, aby mecz Barcelony wyglądał jak starcie tenisowe, gra toczyła się od bramki do bramki, a o sukcesie decydowała siła ataku.
Woli wyczekać przeciwnika (aż 62% bramek Barcelony padło w tym sezonie w drugich połowach spotkań) i tworzyć akcje rozważnie, rozmontowując zasieki rywali za pomocą krótkich zagrań po ziemi (w tej statystyce również przoduje Ivan Rakitić, który zanotował już 1846 krótkich podań).

Metody Valverde

Przybycie na Camp Nou Ernesto Valverde poza zmianą taktyki przyniosło wiele innych usprawnień, które mają zwiększyć szansę na zwycięstwa Barcelony. Jedną z najciekawszych innowacji jest rola asystenta Valverde – Jona Aspiazu, który pierwsze połowy ogląda z pozycji kibica.
- Z trybun ma się inną perspektywę. Widać o wiele więcej niż z poziomu murawy. W przerwie Jon schodzi do szatni i wymieniamy się opiniami – przyznał Valverde. Dobra dyspozycja Barcelony w drugich połowach potwierdza słuszność jego metody.
W porównaniu do „ery Enrique" w Barcelonie zmienił się również plan przygotowań. Treningi na dzień przed meczem odbywają się o tej samej godzinie co spotkanie, aby organizmy piłkarzy były gotowe na maksymalny wysiłek o danej porze dnia.
Przewidywane składy na sobotni mecz Sevilla FC - FC Barcelona
By usprawnić przygotowania do meczu, Valverde pracuje z zawodnikami, analizując materiały wideo dotyczące nadchodzących rywali. Nie jest to nic przełomowego w pracy trenera, jednak ciekawą rzeczą jest sposób podziału drużyny na grupy.
Valverde najpierw zajmuje się dostosowaniem taktyki do przeciwnika z piłkarzami poszczególnych formacji (defensorami, pomocnikami, napastnikami), a dopiero na koniec zespół dokonuje całościowej analizy.
Sprawna współpraca formacji w różnych aspektach gry, którą potwierdzają zaangażowanie w grę obronną całej drużyny oraz wysoka aktywność bocznych obrońców pod bramką rywali, to jednocześnie efekt i symbol pracy Ernesto Valverde w stolicy Katalonii.

„Txingurri”

Ze względu na swój niski wzrost oraz ogromną pracowitość i poświęcenie dla drużyny Ernesto Valverde został niegdyś nazwany przez Javiera Clemente „Txingurri”, co po baskijsku oznacza „mrówka”.
Mimo zawieszenia butów na kołku i rozpoczęcia kariery trenerskiej szkoleniowiec „Blaugrany” nadal wpasowuje się w ludzki odpowiednik „mrówki”. Wykonuje swoją pracę po cichu, skupia się, by widowisko było na murawie, a nie na konferencji prasowej.
Mimo osiąganych sukcesów, jakimi bez wątpienia są pozycja Barcelony w lidze, dojście do finału Pucharu Króla oraz dotychczasowa gra w Lidze Mistrzów, Valverde pozostaje skromnym człowiekiem.



- Ludzie myślą, że jesteśmy bohaterami albo wzorami do naśladowania, ale jesteśmy tylko sportowcami. Bohaterowie to osoby takie jak Oscar Camps (założyciel organizacji Open Arms, pomagającej uchodźcom – przyp. red.), które ryzykują życiem, by uratować innych – powiedział szkoleniowiec Barcelony.
Sam Valverde nie uznaje się za bohatera, jednak dotychczasowa praca „baskijskiego pragmatyka” na Camp Nou zasługuje na poklask. „Cyrk” mimo utraty jednej z gwiazd funkcjonuje dalej. Wszystko dzięki dyrektorowi, który beznamiętnie kieruje artystami ku sukcesom.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również