Przeszli na wypożyczenie i… pogrążyli swoje kluby. Najbardziej oberwało się Realowi Madryt

Przeszli na wypożyczenie i… pogrążyli swoje kluby. Najbardziej oberwało się Realowi Madryt
ANDREW COWIE / COLORSPORT / PRESSFOCUS
W świecie futbolu od lat funkcjonuje tzw. klauzula strachu. Uniemożliwia lub mocno komplikuje ona piłkarzowi możliwość rozegrania meczu przeciwko klubowi, z którego aktualnie wypożyczony jest do innego zespołu. I choć najczęściej taki zapis spotyka się ze sporą krytyką, w kilku przypadkach mógłby uratować kogoś przed bolesną porażką. Pokazała to historia. Oto piłkarze, którzy skarcili swoje kluby podczas wypożyczeń.
Przypadki takich sytuacji, które chcemy wam dziś przybliżyć, miały miejsce w Lidze Mistrzów. Gra toczyła się więc o naprawdę dużą stawkę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Fernando Morientes (Real Madryt -> AS Monaco)

Morientes piłkarzem Realu Madryt został w 1997 roku. Przez kilka lat był istotnym ogniwem pierwszej jedenastki i bardzo skutecznym strzelcem. W końcu jednak jego pozycja osłabła. Do składu wskoczył Ronaldo i Hiszpan musiał zadowolić się głównie rolą zmiennika. Wtedy “Królewscy” zgodzili się na jego wypożyczenie do AS Monaco. I całkiem szybko tego pożałowali.
Morientes trafił do zespołu, który był prawdziwą rewelacją sezonu w Lidze Mistrzów. W ćwierćfinale los skojarzył ze sobą Monaco i… Real. Hiszpan mógł więc wystąpić przeciwko klubowi, z którego został wypożyczony. I nie miał skrupułów. W pierwszej odsłonie rywalizacji “Królewscy” prowadzili u siebie już 4:1, ale Morientes w 83. minucie zmniejszył rozmiary porażki. U siebie Monaco rzuciło się do odrabiania strat. Chociaż ekipa z Madrytu prowadziła 1:0, później przypomniał o sobie hiszpański napastnik. Tuż przed przerwą asystował przy trafieniu Ludovica Giuly’ego, a niedługo po wznowieniu gry sam strzelił na 2:1. Kolejne trafienie Giuly’ego z 66. minuty sprawiło, że to klub z Księstwa awansował dalej. Real musiał obejść się smakiem. “Ich” piłkarz nieźle pokrzyżował im plany.

Thibaut Courtois (Chelsea -> Atletico Madryt)

Latem 2011 roku Chelsea wykupiła z Genku utalentowanego bramkarza. Od razu wysłała go jednak na wypożyczenie do Atletico Madryt, które potrwało ostatecznie aż trzy lata. Zanim jednak Courtois wrócił na Stamford Bridge, mocno dał się we znaki ekipie z Londynu. Chelsea i Atletico wpadły wówczas na siebie w półfinale Ligi Mistrzów. Co ciekawe, przed rozpoczęciem rywalizacji Chelsea poinformowała, że Courtois będzie mógł zagrać przeciwko niej wyłącznie wówczas, jeśli Atletico zapłaci 5 mln funtów. Z tym stanowiskiem nie zgodziła się jednak UEFA, umożliwiając Belgowi występ.
Pierwsze starcie w stolicy Hiszpanii zakończyło się bezbramkowym remisem. W rewanżu Chelsea prowadziła 1:0, ale później dostała od gości trzy “gongi”. Do siatki trafiali Arda Turan, Adrian Lopez i Diego Costa. A Courtois dwoił się i troił, by wprowadzić “Los Colchoneros” do wielkiego finału. Grał wtedy znakomicie. Nic dziwnego, że zaraz potem Chelsea ściągnęła go do siebie z powrotem i uczyniła bramkarzem numer jeden.

Kingsley Coman (Juventus -> Bayern Monachium)

Coman trafił do Juventusu z PSG przed rozpoczęciem sezonu 2014/15. Spędził tam rok, ale nie ugruntował swojej pozycji w zespole. Grał rzadko i w niewielkich wymiarach czasowych. Mimo to potencjał zobaczył w nim Bayern i oba kluby porozumiały się ws. wypożyczenia francuskiego pomocnika. Coman do Turynu już nie wrócił. Po dwuletnim wypożyczeniu Bayern wyłożył za niego 21 mln euro. Pół żartem, pół serio można stwierdzić, że włodarze “Starej Damy” nie chcieli widzieć go po tym, co im zrobił.
Juve rywalizowało wtedy z monachijczykami w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Francuz podczas pierwszego meczu, zakończonego remisem 2:2, znalazł się poza kadrą. Szansę dostał jednak w rewanżu. Wchodził w 60. minucie przy stanie 2:0 dla Juventusu. Niedługo później Bayern złapał kontakt po trafieniu Roberta Lewandowskiego, a w 90. minucie Coman idealnie dośrodkował na głowę Thomasa Muellera. Na tablicy wyników było więc 2:2, co oznaczało dogrywkę. W niej zdecydowanie lepsi byli już gospodarze. Najpierw bramkę zdobył Thiago Alcantara, a kropkę nad “i” postawił właśnie Coman, wyrzucając za burtę zespół, z którego był wypożyczony.

Coutinho (FC Barcelona -> Bayern Monachium)

Najświeższa historia pt. “Coutinho dopełnia dzieła zniszczenia Barcelony”. Brazylijczyk miał być gwiazdą “Dumy Katalonii”. Trafiał do niej za 135 mln euro. Ale na dobrą sprawę nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W poszukiwaniu formy odszedł więc m.in. na wypożyczenie do Bayernu. Tam, przynajmniej przez jakiś czas, znów wyglądał na piłkarza z bardzo wysokiej półki.
Wziął też udział w prawdziwej masakrze, jaką Bayern w ćwierćfinale Ligi Mistrzów sprawił Barcelonie. Pamiętny mecz zakończył się wynikiem 8:2, a Coutinho, choć wszedł na murawę dopiero w 75. minucie, zdążył zdobyć dwie bramki i zaliczyć asystę przy trafieniu Lewandowskiego. Później wrócił jeszcze na jakiś czas do Barcelony, ale ta historia nie doczekała się happy-endu. Dziś Brazylijczyk to gracz Aston Villi.
***

Alvaro Morata* (Real Madryt -> Juventus)

*Na wstępie warto podkreślić, że oficjalnie Morata nie był z Realu do Juventusu wypożyczony. Był to transfer gotówkowy, jednak “Królewscy” w umowie zapewnili sobie możliwość odkupienia go za określoną kwotę w ciągu dwóch lat. Ostatecznie tak też zrobili. Wcześniej jednak Hiszpan był dla nich bezlitosny. Wyrzucił ich za burtę Ligi Mistrzów.
Real spotkał się wtedy z Juventusem w półfinale. Morata błysnął w obu meczach. Najpierw w Turynie otworzył wynik spotkania, które zakończyło się ostatecznie wygraną “Starej Damy” 2:1. Kilka dni później zdobył bramkę decydującą o losach awansu (1:1). Odpowiedział wówczas na trafienie Cristiano Ronaldo i zapewnił drużynie z Piemontu awans do finału Ligi Mistrzów. Małe deja vu z historii Fernando Morientesa.

Przeczytaj również