Przyjaźń z Blatterem, łapówki, FBI i sprzedane mundiale. Chuck Blazer to przykład wszystkich grzechów FIFA

Przyjaźń z Blatterem, łapówkarstwo, współpraca z FBI i sprzedane mundiale. Przykład wszystkich grzechów FIFA
Screen YouTube
Chuck Blazer przez lata był prominentnym działaczem FIFA. Jako wysoko postawiona osoba w CONCACAF zasiadał nawet w Komitecie Wykonawczym sportowej centrali. Amerykanin jest przy tym uosobieniem niemal wszystkich grzechów FIFA - był po uszy umoczony w korupcji, dbał tylko o swój interes, a zreflektował się w momencie, gdy nad głową miał FBI. Historia Amerykanina jest historią tego, jak zdeprawowaną organizacją jest Fédération Internationale de Football Association.
FIFA składa się z kilku mniejszych podmiotów. Tworzą ją federacje piłkarskie z kontynentów całego świata - mamy zatem UEFA, AFC, CAF, CONMEBOL, OFC oraz CONCACAF. Szczególnymi względami większości przewodniczących piłkarskiej centrali cieszyła się ten ostatnia organizacja. Powód jest bardzo prosty - chociaż CONCACAF nie jest futbolowo tak potężne jak sąsiadujący CONMEBOL, to posiada znacznie większą siłę polityczną.
Dalsza część tekstu pod wideo
W skład tej federacji wchodzi kilkadziesiąt mniejszych Związków krajowych. Jeśli przyłożymy lupę jeszcze bardziej precyzyjnie, okaże się, że gigantyczne znaczenie w strefie mają państewka karaibskie. Stanowią one około 62,5% całego CONCACAF. To wartość, której nie można przecenić - podczas wyborów na nowego prezydenta FIFA organizacja ta jest w stanie postawić wyniki na głowę. Jedną z pierwszych osób, która to zrozumiała, był Chuck Blazer.
Skrajnie otył Amerykanin nigdy nie zajmował się profesjonalnym uprawianiem sportu. Piłkę nożną rozpoznał jednak jako bardzo dochodową. Szybko przebił się w raczkujących strukturach amerykańskiego futbolu. Tworzył amatorskie ligi, zajmował się szkoleniem dzieci, zgodnie z wizją self made mana parał się niemal wszystkim. Pod koniec lat 90. zaprowadziło go to do krajowego ZPN, co w roku otworzyło mu wrota do CONCACAF.
W ciągu następnych 25 lat Chuck Blazer wsiąknął w korupcję. Miał niebagatelny wkład w kolejne kadencje Seppa Blattera, razem z przyjaciółmi trząsł wynikami głosowania na gospodarza mistrzostw świata, przyjmował absurdalnie wielkie łapówki, aż w końcu zaczął współpracować z FBI, mając nadzieję, że uda mu się uratować skórę. Przykład Chucka Blazera działa jak soczewka - w małej skali skupia w sobie wszystkie grzechy FIFA.

Złoty interes

Na początku lat 90. Chuck Blazer zasiadał już w CONCACAF. Nie miał jednak siły która pozwalałaby mu się przebić do FIFA. Taką mocą dysponował jednak Jack Warner, będący prezesem ZPN w Trynidadzie i Tobago. Amerykanin szybko pojął, że uczynienie z Wernera przyjaciela może być idealnym posunięciem. Wycofany nieco działacz nie wykorzystywał bowiem całej mocy, którą dawały Karaiby.
To właśnie Blazer zrozumiał, że ten niewielki fragment CONCACAF jest w stanie trząść całą organizacją. Wystarczyło tylko przekonać pobliskie ZPN do uznania wyższości Jacka Warnera. Byłoby to sprzyjające nie tylko w kontekście lokalnych wyborów, ale też dawałoby CONCACAF niebywałą siłę w kwestii decydowania o losach FIFA. W związku z tym Amerykanin namówił swojego starszego kolegę do tego, aby wystartował w wyborach na prezydenta.
Okazja ku temu była idealna, bo Meksykanin Joaquín Soria Terrazas był nieuleczalnie chory. Nie mógł dłużej sprawować swojego urzędu, co oznaczało koniec kadencji, która trwała bagatela 21 lat. Terrazas zmarł w październiku 1990 roku, a jego następcą w CONCACAF został... Jack Warner. Szczegóły dotyczące ówczesnego głosowania nie są znane, trudno twierdzić, że korupcja Warnera i Blazera zaczęła się już wtedy, wszak Trynidadczyk cieszył się wielkim szacunkiem w całym regionie Karaibów. Niemniej plan dwójki przyjaciół został zrealizowany, a to miało wpływ na całą historię piłki nożnej.
Jedną z pierwszych decyzji Wernera było powierzenie Blazerowi odpowiedniego stanowiska. Działacz żydowskiego pochodzenia został więc Sekretarzem Generalnym CONCACAF i w ten sposób w 1996 dostał się też do FIFA. Jego głównym celem nie była jednak piłkarska centrala, ale odpowiednie funkcjonowanie na amerykańskim rynku. Trzeba było zrobić coś, by zwiększyć przychody w regionie.
Z inicjatywy nowych władz powstało Gold Cup. Turniej okazał się żyłą złota. Zainteresowanie rozgrywkami było ogromne, przede wszystkim ze strony Meksykanów oraz Amerykanów, co sprawiło, że prawa do transmisji imprezy stały się rozchwytywane. Blazer - co by nie mówić, sprawny kombinator - zapisał sobie 10% przychodu z tytułu umów podpisanych w sprawie Gold Cup. Jeśli pierwszy milion trzeba ukraść, to Blazer miał ich na koncie już kilka.
Przez lata CONCACAF funkcjonowało na tej właśnie zasadzie - część pieniędzy po prostu musiała trafiać do Amerykanina i Trynidadczyka, który coraz pewniej czuli się na wewnętrznym rynku. W ciągu ośmiu lat ich pozycja stała się ogromna. W Komitecie Wykonawczym FIFA zajmowali ważne miejsca, a w głosowaniach na prezydenta piłkarskiej centrali dysponowali mocą przekraczającą możliwości innych kontynentów. Przekonał się o tym Lennart Johansson.

Blatter na prezydenta!

W 1998 roku FIFA stanęła przed dylematem podobnym do tego, co CONCACAF osiem lat wcześniej. Trzeba było wybrać nowego prezydenta, ponieważ João Havelange nie był w stanie zapanować nad coraz bardziej rozrastającą się machiną marketingowo-finansową. Starzejący się Brazylijczyk był odpowiedzialny za zupełną zmianę kierunku w FIFA, niejako położył grunt pod przyszłe rządy Seppa Blattera. Korupcja w piłkarskiej centrali żyła już wtedy.
Kandydatów do zastąpienia Havelange'a było dwóch. Wspomniany już Sepp Blattera oraz Lennart Johansson. Dwóch Europejczyków, ale mających skrajnie odmienne podejścia. Pierwszy nie poruszał trudnych tematów, uśmiechał się do organizacji spoza Starego Kontynentu, bo rozumiał, że to je przekonać najprościej do swojej racji. Drugi zaś obiecał, że skończy z łapówkarstwem. Liczył przy tym, że otrzyma pełne poparcie ze strony UEFA (był jej prezydentem) oraz CAF, które często głosowały w jednaki sposób.
Na kilka dni przed wyborami przewaga Szweda była ogromna. W sondażach Johansson miał aż 73% poparcia, bo głosowanie na niego zapowiedziało także kilkunastu przedstawicieli spoza wymienionych wcześniej organizacji. Nagle jednak front zaczął się zmieniać. Do akcji wkroczyli Blatter, Blazer, Warner i pieniądze. Chociaż nie można było wówczas kupczyć organizacją mundialu (co stało się później), to znaleziono inny sposób, by przekonać... większość piłkarskiego świata. Jednomyślne okazały się nie tylko Karaiby.
Przekupieni elektorzy zdemolowali kulturalnego Johanssona. Jego szwajcarski oponent wygrał 111:80, co oznaczało, że głosowanie należałoby powtórzyć, wszak Blatter nie uzyskał wymaganej większości. Szwed nie zamierzał jednak brać udziału w farsie. Wyszedł więc na mównicę i oddał ostateczne zwycięstwo uśmiechniętemu Blatterowi. To był początek prawdziwego końca FIFA.
- Widzieliśmy, że Blatter kupił te głosy. Cieszę się, że w końcu wyszło to na jaw - powiedział Johansson w wywiadzie dla "The Times" w 2017 roku.
Blatter nie posiadał się z radości. W jego rękach znalazła się władza większa niż ta, którą dysponował prezydent niejednego państwa. Jako szef FIFA mógł właściwie wszystko. Wszystko mogli też Werner i Blazer. Wymownym jest, że to właśnie Amerykanin był jedną z pierwszych osób, do których podszedł uradowany Szwajcar.

Co się stało z RPA?

W 2002 roku Blatter wygrał kolejne wybory na prezydenta FIFA. Oczywiście towarzyszyły temu kolejne zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Szwajcarowi przysługiwały nie tylko łapówki, ale też wielka siła sprawcza. Podczas konferencji, na której tłumaczył się z postawionych mu zarzutów, zabrakło jego kontrkandydata, Issy Hayatou oraz wiceprezydenta FIFA, Davida Willa. Działacze nie zostali wpuszczeni na salę.
Kwestią kluczową dla tamtego głosowania było jednak przekonanie CAF. Kameruńczyk - tak jak Johansson - liczył na poparcie dwóch ważnych organizacji oraz kilku przedstawicieli z mniejszych ZPN. Nadzieje te zostały jednak storpedowane przez działania Blattera. Szwajcar wysłał do Afryki swojego bliskiego współpracownika, który miał nakłonić delegatów z południa do głosowania na obecnego prezydenta FIFA. Danny Jordaan - prezes ZPN w RPA - postawił sprawę jasno. Załatwcie mi mistrzostwa świata, załatwię wam głosowanie całego regionu.
Tak też się stało, bo w 2002 roku Blatter wygrał 139:55, a niedługo później prawa do organizacji mundialu 2010 trafiły w ręce RPA. Komitet Wykonawczy FIFA decyzję podjął sprawnie, w ślad za szwajcarskim przywódcą głosowali też Werner i Blazer, którzy mieli z tego tytułu konkretne korzyści finansowe. W 2006 lub 2007 roku na konto prezydenta CONCACAF trafiło około 10 milionów dolarów łapówki. 10% z tego tytułu przytulił Sekretarz Generalny. Kupione mistrzostwa świata stał się faktem.

Wojna

Jednocześnie w tamtym okresie mogło dojść do końca "rodziny FIFA". Przeciwko Blatterowi opowiedział się jego rodak - Michel Zen-Ruffinen. Po upadku ISL, głównego sponsora marketingowego piłkarskiej centrali, okazało się, że organizacja jest stratna nawet 100 milionów dolarów. Takie dane przedstawiał obszerny raport przygotowany przez ówczesnego Sekretarza Generalnego. Swojego poparcia młodszemu ze Szwajcarów udzielił wówczas dobrze znany Lennart Johansson. Było to jednak za mało.
Chociaż pięciu z siedmiu wiceprezydentów FIFA domagało się odejścia Seppa Blattera, to przeciwny takiemu działaniu był Komitet Wykonawczy. Na zjeździe zorganizowanym w 2002 roku przemawiał szereg osób, ale to wypowiedź Chucka Blazera jest chyba najbardziej wymowna. "Rodziną" nie była cała FIFA. "Rodziną" był Komitet Wykonawczy i osoby, które chciały mu się przypodobać. Reszta to czarne owce.
- Jestem nieco zaskoczony, że Sekretarz Generalny krzyczy: "pożar! pożar!" w zatłoczonym teatrze. Nie ma żadnego pożaru. Cała ta wrzawa jest tak naprawdę zasługą pańskiej pracy, panie prezydencie. Powinniśmy być za nią wdzięczni. To praca, która została przesłonięta przez kampanię polityczną ostatnich miesięcy - stwierdził Amerykanin, którego nagrodzono głośnymi brawami.
Poparcie CONCACAF znowu miało znaczenie. Blatter pozostał na stanowisku i wymierzył natychmiastowy cios w Zen-Ruffinena, swojego niedawnego poplecznika. Szwajcar został odwołany, zdegradowany i zapomniany przez ojca FIFA.

Koniec przyjaźni

Wydarzenia z 2002 roku pokazały wielką siłę Blattera i jego ludzi, ale z drugiej strony zasiały też pewne ziarno niepewności. Skoro przeciwko Szwajcarowi był w stanie odwrócić się jego najbliższy współpracownik, to może powoli należałoby szukać nowego stronnictwa? Może potęga Szwajcara wystarczy tylko na dwie kadencje? Takie myśli zaczęły krążyć po głowie dwóch osób - Jacka Warnera oraz możnego Katarczyka, Mohammeda bin Hammama, prezydenta AFC, członka Komitetu Wykonawczego FIFA.
Pochodzący z Doha biznesmen był rzekomo umówiony z Blatterem w sprawie odziedziczenia po nim stanowiska prezydenta FIFA. Szwajcar miał ustąpić po dwóch kadencjach. Tak się jednak nie stało, co niezwykle zezłościło bin Hammama. Po stronie Katarczyka opowiedział się wówczas Jack Warner, co było szokiem dla Chucka Blazera. Wieloletnia przyjaźń, zaczęta jeszcze na początku lat 90., stała się fikcją. Amerykanin zdawał sobie bowiem sprawę, że jakiekolwiek zwracanie się przeciwko Blatterowi to proszenie się o kłopoty. Wydarzenia w Port of Spain są tego najlepszym przykładem.
Werner i bin Hammam zaczęli współpracować do tego stopnia, że Trynidadczyk zorganizował specjalne spotkanie w stolicy swojego kraju. Mieli wziąć w nim udział prezydent AFC oraz członkowie CONCACAF, czyli kluczowej siły w głosowaniu. Doszło wówczas do najbardziej bezpośredniego i ohydnego łapówkarstwa, jakie widział świat futbolu. Zgromadzonym w hotelu działaczom wręczono 40 tysięcy dolarów w gotówce. Każdy otrzymał brązową kopertę jako podarek od Mohammeda bin Hammama.
Gdy Chuck Blazer dowiedział się o tym procederze, postanowił zagrać wszystko na jedną kartę. Poinformował o zajściu europejskich przedstawicieli FIFA. Sprawą trzeba było się błyskawicznie zająć i w istocie działano bardzo szybko. Katarczyk oraz Trynidadczyk popełnili przestępstwo, pod lupę wzięły ich odpowiednie służby. Działacze zostali zawieszeni przez FIFA, a sam Werner wypisał się z jej szeregów w 2011 roku, nie chcąc, aby ktoś inny odebrał mu zaszczyty.
- Sprowadzę na FIFA tsunami - zapowiadał Jack Warner.
Ranga Blazera wzrosła w oczach Blattera do statusu postaci niesamowitej. Co więcej, Amerykanin, który sam był częścią procesu korupcyjnego, został bohaterem mediów. Informatorem, człowiekiem uczciwym, nadzieją na uratowanie świata futbolu. Cztery lata później otyły przedsiębiorca był już na dnie. Tak jak i jego szwajcarski przełożony.

Ucieczka

Nieco wcześniej, jeszcze przed odejściem Warnera, miało miejsce inne wydarzenie, które rozbiło dotychczasową koalicję. W 2010 roku wybrano gospodarzy dwóch mundiali - 2018 oraz 2022. Głównymi kandydatami były kolejno Anglia oraz USA. Spore szanse przyznawano także bardzo rozwiniętej Japonii. Nadzieje anglojęzycznych krajów potęgowała siła ich delegacji - na głosowanie przyjechały osoby szeroko rozpoznawalne - był książę William, był David Beckham, a z drugiej strony Bill Clinton i Morgan Freeman. Z drugiej strony Władimir Putin się nie pofatygował.
Podczas prezentacji swoich propozycji najlepsze wrażenie zrobili właśnie Anglicy i Amerykanie. Głosowanie Komitetu Wykonawczego FIFA dawało jednak odmienny obraz sytuacji. O ile przyznanie mistrzostw świata 2018 Rosji uznano za szok, o tyle powierzenie kolejnej imprezy dla Kataru było czymś więcej. W słowniku nie znajduje się chyba żadne słowo, które oddawałoby nastroje panujące tamtego wieczoru.
Sytuacji nie rozumiał też Chuck Blazer. Amerykanin głosował na swój kraj, było to dla niego naturalne. Okazało się jednak, że pozostali członkowie CONCACAF, siłą rzeczy związani z USA, nie podążyli taką ścieżką. Gigantyczny wpływ miały też działania Blattera i Nicolasa Sarkozy'ego. Przyniosły one odwrotny efekt - Szwajcar namawiał działaczy do tego, aby poparli kandydaturę z państwa Baracka Obamy. Część elektorów, przede wszystkim z Ameryki Południowej, obruszyła się na takie działanie i poparła bliskowschodnią propozycję. Działał też fakt, że już wcześniej Katarczycy jeździli po świecie i zacieśniali relacje.
Prezydent Francji wpłynął zaś na decyzje podjęte przez UEFA. Zaprosił na obiad Michaela Platiniego, któremu przekazał, że głosowanie na Katar leży w interesie ich ojczyzny. Były piłkarz zrozumiał komunikat i podjął decyzję, z której nie było już odwrotu. Blatter robił wówczas dobrą minę do złej gry, ale wiedział, że w gruncie rzeczy został pokonany. Nie tak planował tę rozgrywkę. Nie przewidział, że niedługo później Katarczycy przeleją miliardy na konto Francji. Był to początek krwawego końca "rodziny FIFA".
Po groźbie wypowiedzianej przez Jacka Warnera coraz więcej kłopotów miał... Chuck Blazer. Dziennikarze śledczy i agenci FBI, którzy od jakiegoś czasu śledzili Amerykanina, złapali konkretny trop. W ich ręce trafiły mocne dokumenty, które pokazywały skorumpowaną działalność członka CONCACAF. Problemów nastręczały również jego konta bankowe - po pierwsze Blazer nie składał zeznań podatkowych przez 15 lat. Po drugie na jego rachunek na Kajmanach trafiały tajemnicze środki pochodzące z Szwajcarii. Państwa te nie mają jednak bezpośredniego połączenia umożliwiającego takie przelewy. Trzeba było skorzystać z pośrednictwa banków amerykańskich, co skutkowało przestępstwem popełnionym na terenie USA. Dzięki temu FBI mogło wkroczyć do akcji na całego.
Służby postawiły sprawę jasno - albo Blazer będzie sypał, albo nigdy nie wyjdzie z więzienia. Działacz, określający siebie jako "drobny cwaniaczek z Queens", zaczął współpracować. W perspektywie kolejnych miesięcy FBI wciągnęło do swojej gry następnych członków FIFA. Śledztwo zaczęło przynosić konkretne skutki. Ważne jest jednak to, że Chuck Blazer nie był żadnym wielkodusznym informatorem. On po prostu próbował ratować skórę.
W 2015 roku nadszedł kres współpracy Blazera z FBI. Doszło do serii zatrzymań działaczy, głowę stracił sam Sepp Blatter, którego Amerykanin wcześniej przecież uratował. Były Sekretarz Generalny nie uniknął kary. W końcu według mediów na jego konto trafiło około 15 milionów dolarów z samego tytułu łapówek. Blazer przyznał się do winy, ale cudem nie trafił do aresztu. Niemniej jeszcze w 2015 został na stałe usunięty z FIFA.
Niedługo później, bo w 2017 roku, Chuck Blazer zmarł z powodu wyniszczającej choroby nowotworowej. Krętacz, oszust podatkowy, jedna z najbardziej zdeprawowanych osób w historii piłkarskiej centrali. Zarazem człowiek, bez którego zeznań FIFA prawdopodobnie nigdy nie zobaczyłaby czerwonej kartki.

Przeczytaj również