Pustka w glorii chwały hiszpańskiego magika. Jak mistrz pokonał depresję

Pustka w glorii chwały hiszpańskiego magika. Jak mistrz pokonał depresję
Christian Bertrand/Shutterstock
W Hiszpanii przyjęło się mówić, że jeżeli potrzebujesz piłkarza do zrobienia czegoś wielkiego, najlepiej zwróć się do Andresa Iniesty. Nazywasz się Leo Messi i właśnie przegrywasz walkę o finał Ligi Mistrzów? Wycofaj piłkę do niego. W finale mistrzostw świata dobiega końca dogrywka, a ty nadal nie zadałeś decydującego ciosu? Zobacz, w polu karnym pojawił się on. Jego historyczne gole na Stamford Bridge i w Johannesburgu dzieli zaledwie kilkanaście miesięcy. Ale to właśnie w tak zwanym “międzyczasie” w życiu Andresa Iniesty wydarzyło się jednak najwięcej.
- Mijają dni i zdajesz sobie sprawę, że nie wracasz do zdrowia, nie czujesz się dobrze, nie masz w sobie energii - wspominał wydarzenia z lata 2009 roku w jednej z najnowszych produkcji filmowych firmy Rakuten pt. “Andres Iniesta, Nieoczekiwany bohater” sam zainteresowany. - Wszystko wydaje się jakieś zachmurzone lub wręcz ciemne. Potem zaczynam trenować, ale nadal nie czuję się dobrze. Mój stan zdrowia się nie poprawia.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Mamo, mogę spać z Tobą?”

Właśnie znalazłeś się na samym szczycie. Twoja drużyna wygrała wszystko, co było do wygrania. W kraju i na arenie międzynarodowej. Wkrótce będą was postrzegać za jeden z najwspanialszych - jeśli w ogóle nie najwspanialszy - zespołów w całej historii futbolu. Ty sam odegrałeś w tym wszystkim jedną z kluczowych ról. Zarówno na przestrzeni sezonu, jak i w decydujących momentach. Tylko twoi dwaj koledzy z drużyny uważani są za jeszcze wybitniejszych piłkarzy od ciebie. Choć po finale Ligi Mistrzów jeden z najważniejszych zawodników pokonanego przeciwnika to ciebie określił mianem “najlepszego na świecie”.
Przed tobą kolejne wyzwania. Nie tylko w klubie, ale również na niwie reprezentacyjnej. Ni stąd ni zowąd przestajesz mieć jednak na nie ochotę. W zasadzie to w ogóle na nic nie masz ochoty. Ani na grę w piłkę, ani na wyjście do kina z narzeczoną, ani na kolację ze znajomymi. Podczas wizyty w rodzinnym domu, w środku nocy przychodzisz do swojej mamy i pytasz, czy mógłbyś… spać razem z nią. Masz 25 lat.
Twoje ciało reaguje na to, co dzieje się w twojej głowie. Kontuzja, z którą zagrałeś na koniec poprzedniego sezonu w finale Pucharu Europy - a i tak byłeś świetny, zaliczyłeś nawet asystę przy pierwszym golu - nie goi się tak, jak oczekiwano. Na domiar złego dochodzi do tragedii. Umiera twój przyjaciel z boiska. Dani Jarque był zaledwie rok starszy od ciebie.

Niczym depresja poporodowa

- Nie jest niczym niezwykłym, że po bardzo błyskotliwym lub bardzo intensywnym okresie człowiek odczuwa pustkę - powiedziała we wspomnianym dokumencie filmowym psycholog Andresa Iniesty, Inma Puig. - Można doszukać się w tym podobieństwa do depresji poporodowej. Chodzi o to, że są chwile, w których żyje się na bardzo dużej intensywności. Przygotowania do nich trwają bardzo długo i kiedy w końcu osiąga się cel, pojawia się pewne odczucie pustki.
Zapomnij raz na zawsze o tym, że sukcesy, sława i pieniądze wykluczają cię z grona ludzi podatnych na problemy ze zdrowiem psychicznym. Depresja nie wybiera. Nie interesuje jej to, czy masz w życiu “pod górkę” czy wręcz przeciwnie. Potrafi uderzyć w najmniej spodziewanym momencie. Nawet wtedy, kiedy - tak by się wydawało - znajdujesz się na rzeczonym szczycie. Albo szczycie szczytów. Nieważne, czy prywatnym, czy zawodowym.
Ostatnio można odnieść wrażenie, że sportowcy coraz częściej cierpią na problemy zdrowotne. Mowa jednak nie o żadnych urazach mięśniowych ani kontuzjach kolan. Chodzi o uszczerbki na kondycji psychicznej, do której coraz większa liczba piłkarzy również na najwyższym poziomie zaczęła się przyznawać. W Anglii podczas pandemii koronawirusa infolinia stworzona przez krajowy Związek Zawodowych Piłkarzy dla zawodników z problemami natury mentalnej miała wręcz kipieć od połączeń. Co chwila ktoś dzwonił, żeby poprosić o wsparcie. Zdrowie psychiczne i fizyczne są zresztą ze sobą powiązane. W obie strony.

“Człowiek, nie piłkarz”

- Pamiętam, że powiedział mi: “najważniejszy teraz jest Andres, nie jako zawodnik. Dla mnie w pierwszej kolejności jest człowiekiem, potem piłkarzem” - Ruig przywołała fragment swojej rozmowy z ówczesnym trenerem Barcelony. Pep Guardiola również zwrócił się o pomoc do psychologa. Nigdy wcześniej w swojej szkoleniowej karierze nie spotkał się bowiem z podobnym problemem.
Po latach koledzy z drużyny przyznają, że nie zdawali sobie wówczas sprawy z powagi sytuacji. Nie pomagała w tym osobowość z natury wycofanego Iniesty, który tłumił wszystko w sobie. Gerard Pique czy Sergio Busquets dopiero jakiś czas później dowiedzieli się, w jak złym stanie emocjonalnym znajdował się ich partner z klubu i reprezentacji. Guardiola miał jednak od samego początku odegrać jedną z kluczowych ról w powrocie jednej ze swoich największych gwiazd do pełni zdrowia.
- Andres wyzdrowiał dzięki pracy absolutnie całego zespołu: lekarza, siebie samego, Anny, wtedy jego narzeczonej, dziś żony, matki Marii, ojca Jose Antonio, siostry Maribel, szwagra Juanmiego i wielu innych - wyjaśniła jednak Puig. - Wszyscy jak jeden mąż mówili to samo: “Inma, powiedz nam, co każdy z nas może zrobić, aby pomóc Andresowi wyzdrowieć”.
Kiedy Iniesta miał ochotę zostać w łóżku, zostawał. Kiedy chciał wyjść z kolacji ze znajomymi, wychodził. Kiedy nie chciał trenować, jechał do domu. Nikt nie pytał go dlaczego.
I tak krok po kroku wrócił. A na koniec tego samego sezonu zrobił coś jeszcze bardziej historycznego niż kilkanaście miesięcy wcześniej na Stamford Bridge.

Lepszy niż wcześniej

- Ale czy rzeczywiście będę mógł znowu być taki jak wcześniej? - zapytał Iniesta podczas trwającej terapii, podczas której nie opuścił, nie odwołał ani nie spóźnił się na żadną sesję (zazwyczaj miał pojawiać się 10-15 minut przed czasem).
- Wiesz, być może nie taki sam, za to prawdopodobnie dużo lepszy - słyszał od wszystkich w odpowiedzi.
- Zdał sobie sprawę, że życie jest czymś więcej niż graniem w piłkę nożną, zgadzaniem się na wszystko i byciem dostępnym dla wszystkich ludzi - uważa żona legendy Barcelony, Anna. - To pomogło mu poczuć się lepiej z samym sobą, lepiej siebie poznać i cieszyć się tymi wszystkimi małymi rzeczami, których będąc tam wysoko, czasami nie dostrzegasz.
Andres Iniesta, który dziś cieszy się życiem i końcówką piłkarskiej kariery w odległej Japonii razem z Anną i czworgiem dzieci, wygrał swój najważniejszy mecz. Znacznie ważniejszy niż półfinał Ligi Mistrzów rozegrany w zachodnim Londynie. Nieporównywalnie bardziej istotny niż finał mundialu sprzed dekady. Dla niego tamtych kilkanaście miesięcy między jednym a drugim wydarzeniem, z którymi utożsamiają go absolutnie wszyscy, musiało stanowić prawdziwą wieczność.
Pozostało jednak przesłanie dla wszystkich. Nieważne, kim jesteś. Nigdy nie znasz dnia ani godziny. Choroba może zaatakować cię w każdej chwili, z każdej strony. I zniszczyć ci wszystko. Obyś mógł wtedy liczyć na takie wsparcie jak Iniesta. A nigdy nie wyjdziesz z tego taki sam. Tylko mocniejszy.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również