Ramos się leczy, Alaba zachwyca Madryt. Galaktyczny transfer Realu

Ramos się leczy, Alaba zachwyca Madryt. Galaktyczny transfer Realu
ph.FAB/shutterstock.com
Miał wejść w buty Sergio Ramosa i zrobił to doskonale. Gdyby zrobić listę najlepszych transferów La Ligi w tym sezonie, David Alaba zająłby najwyższe miejsca. Być może nawet pierwsze. Po wpadkach z Joviciem czy Hazardem, Real znów pokazuje, że ma nosa do robienia interesów.
- Przyjechałem tutaj, aby napisać własną historię i pokazać moją grę. Ramos? Jesteśmy różnymi typami graczy. Trudno raczej nas porównywać - oświadczył zaraz po wygranym El Clasico Austriak.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jest idealnym przykładem na to, jak bardzo zatarły się granice tożsamości między Barceloną a Realem, klubami, które jeszcze niedawno postrzegane były jako przeciwieństwa. Austriak, dobrze spisujący się na wielu różnych pozycjach i oferujący mnogość różnych cech, to typ zawodnika, który pewnie kilka lat temu świetnie odnalazłby się na Camp Nou, a jednak swoje pierwsze El Clasico rozegrał w białych barwach.
Co więcej, posiada mentalność, która uczyniłaby go ulubieńcem Pepa Guardioli jako szefa “Barcy”, a także sprawiła, że stał się faworytem Hiszpana za czasów jego pracy w Bayernie. Mimo że pierwszy “klasyk” rozgrywał we wrogim otoczeniu, na Camp Nou, to od pierwszej do 90. minuty miał nad nim kontrolę. Jak szef.

Uciszył Camp Nou

Minęło trochę ponad pół godziny Clasico. Memphis Depay otrzymał piłkę na skraju pola karnego, ale źle ją przyjął, osaczony przez Alabę, wykorzystującego niepewność Holendra. Austriacki obrońca, mimo że przejął futbolówkę 90 metrów od bramki ter Stegena, odważnie nakreślił sobie w głowie odważny wariant pójścia “po swoje”. Ruszył, pokonał Depaya, który w końcu poddał się jego dynamice i sile, i inicjując kontratak z pomocą Viniciusa i Rodrygo, sam zwieńczył go golem. W przepięknym stylu. Skutecznym strzałem lewą nogą z dalszej odległości. To był początek czwartego z rzędu wygranego El Clasico dla “Królewskich”. Pierwszego z nowym liderem zespołu.
Większość mogła być zaskoczona taką postawą austriackiego stopera, ale nie jego trener, nie zawodnicy i nie naoczni świadkowie tego, co dzieje się na wszystkich sesjach treningowych.
- Zobaczymy jeszcze wiele jego bramek podobnych do tej. Będzie strzelał jeszcze bardziej spektakularne gole - wieszczy jeden z pracowników ośrodka w Valdebebas, cytowany przez dziennik “ABC”.
Alaba jest jednym z piłkarzy Realu z najlepszym uderzeniem. Najsilniejszym, najbardziej precyzyjnym. Powtarza to codziennie na treningach. Zazwyczaj zostaje w cieniu, dając wykazać się ludziom na świeczniku: Karimowi Benzemie, Viniciusowi czy Toniemu Kroosowi. Oni podczas meczów częściej stają przed wyzwaniem pokonania bramkarza. Ale David po sesji zostaje sam lub z kilkoma kolegami, aby ćwiczyć strzały na bramkę. Potężne bomby nierzadko zdejmują pajęczyny z siatki.

Madridismo całym sercem

Alaba urodził się w Wiedniu, dokąd pod koniec lat 80. wyemigrował jego ojciec (oraz dzisiejszy agent) George, z pochodzenia Nigeryjczyk, wychowany w Ogere, w rodzinie królewskiej tej miejscowości położonej 55 kilometrów od stolicy Lagos. Przyleciał do Austrii, aby studiować ekonomię, ale karierę zrobił jako DJ. W latach 90. zyskał sporą rozpoznawalność. Jego kawałki trafiały do topu krajowej listy przebojów.
Nie uchroniło go to przed służbą wojskową. Trafił do armii jako pierwszy czarnoskóry żołnierz w historii austriackiej Bundesheery. Wcześniej poznał Ginę, która zanim została pielęgniarką, wygrała konkurs Miss Filipin. W 1992 roku urodził się ich syn David, a dwa lata później na świat przyszła córka Rose May. Żeby dopełnić tła życia prywatnego, Alaba junior od ponad dekady dzieli życie z niemiecką modelką Shalimar Heppner, również pochodzenia azjatyckiego i córką słynnego szefa kuchni Franka Heppnera. Mają sześcioletniego syna.
Nietrudno zgadnąć, kto jest w tym sezonie tematem rozmów w szatni “Królewskich”. Klub zachwyca się jego przywództwem i profesjonalizmem. Okrzyknięty perfekcjonistą David Alaba w rekordowym czasie zdobył serca kolegów z drużyny. A także pracowników. Wygląda na piłkarza urodzonego tutaj, w Madrycie, przesiąkniętego wartościami zespołu. Mówią, że ma herb Realu wyryty w sercu. Adaptacja w Madrycie i Hiszpanii przebiega błyskawicznie i bezproblemowo. Od pierwszego dnia pobytu uczęszcza na lekcje języka hiszpańskiego. Bardzo uprzejmy i przyjacielski. Jego hierarchia na boisku przekłada się na spokój i naturalność poza nim. Żaden z niego asceta, często można go spotkać w najmodniejszych sklepach i restauracjach. A przy tym głęboko wierzący. W opisie konta na Twitterze czytamy: moja siła tkwi w Jezusie.
Swoje zobowiązanie dla nowego klubu upublicznia mecz po meczu, pisząc w języku hiszpańskim w social mediach, używając pozytywnego i konstruktywnego tonu, niezależnie od wyniku. Zawsze podkreśla kolektyw drużyny. To “madridismo” bardziej typowe dla kapitanów i piłkarzy wychowanych w słynnej La Fabrice, względnie dla graczy, którzy rozegrali setki meczów na Santiago Bernabeu, niż dla obcokrajowców, spędzających tu czwarty miesiąc. To zresztą nie przypadek, że Austriak był jednym z pierwszych zawodników w zespole, proszących o wizytę na remontowanym obiekcie, aby dogłębnie sprawdzić stan konstrukcji i szczegóły modernizacji. Absolutnie zakochany w społeczności, historii, marce.

Niewiele wad, pełna pula atutów

“Bezgotówkowy” transfer Alaby latem wywołał spore zamieszanie wśród kibiców Realu. Wchodził do szatni, którą właśnie opuścili Sergio Ramos oraz Raphael Varane, dwaj giganci, wieloletni etatowi liderzy obrony. Głośno się o tym nie mówiło, ale w głębi duszy wielu miało nadzieję, że zastąpi obu. Inni raczej sceptycznie twierdzili, że ze względu na możliwości grania na różnych pozycjach, będzie łatał dziury w poszczególnych formacjach. Po kilku miesiącach od debiutu, Alaba ma w Madrycie więcej wielbicieli niż wątpiących.
Jego cechy przywódcze dość szybko wpadły w oko kibicom Realu. “Los Blancos” mieli wspaniałych liderów, a w ich koszulkach występowało wielu międzynarodowych kapitanów. Austriak został dodany do tej listy, ale nie tylko na papierze. Początkowo występował na lewej obronie, w środku bowiem Carlo Ancelotti sprawdzał Nacho i Edera Militao. Obecnie dobrze zadomowił się w roli środkowego obrońcy, a jego partnerem, w zależności od dostępności, jest albo Hiszpan, albo Brazylijczyk. Od organizacji defensywy po komunikację z bramkarzem - 29-latek wykonuje całą niezawodną rutynę lidera ostatniej linii.
Działacze “Królewskich” nie brali kota w worku, znali wszystkie atuty oraz wady swojego nowego nabytku. I jak w “Moneyball”, wszystkie zebrane dane, spostrzeżenia spełniły się co do joty. Wiedzieli, że charyzmatyczny Austriak prędzej czy później zacznie szefować kolegom, że będzie spokojny pod presją rywala, że będzie elitarnym graczem tyłów odpowiedzialnym za progresję akcji czy to przez podania, czy drybling. Ale również spodziewano się, że po odejściu Ramosa i Varane’a spadnie dominacja Realu w powietrzu. Alaba ze względu na przeciętny wzrost jak na obrońcę (180 cm) wygrywa nieco tylko ponad połowę (58%) pojedynków główkowych, podczas gdy Militao 67%. Jego ograniczenie w powietrzu doprowadza czasem nawet i do utraty goli. To praktycznie jedyne braki, jakie można dostrzec w grze Alaby. Niewiele minusów przy tylu korzyściach.
Przybywając do stolicy Hiszpanii z bogatym doświadczeniem dostosował się do naprawdę wysokich wymagań na Bernabeu. Są pewne błędy w obronie wymagające naprawy (lub dalszej adaptacji i poprawek trenera), lecz na podstawie pierwszych występów można śmiało wysnuć wniosek, że wicemistrzowie Hiszpanii dokonali absolutnie właściwego wyboru. Galaktyczny transfer jak widać nie potrzebuje wydania galaktycznych pieniędzy.

Przeczytaj również