Ranking najlepszych polskich piłkarzy mijającego sezonu. Słusznie pominęliśmy Zielińskiego i Krychowiaka?

Ranking najlepszych polskich piłkarzy mijającego sezonu. Na pierwszym miejscu nie mogliśmy inaczej
Cristiano Barni / shutterstock.com
W najważniejszych europejskich ligach wszystko już rozstrzygnięte, laury i medale rozdane, nie pozostaje więc nic innego jak podsumować występy i przede wszystkim postępy, jakie wykonali polscy piłkarze w sezonie 2018/19. Po udanym początku w rozgrywkach Serie A spodziewaliśmy się, że nasz ranking zdominują gracze kopiący piłkę właśnie na Półwyspie Apenińskim, ale ostatecznie tak się nie stało. Kogo w takim razie umieściliśmy w TOP 10 minionego sezonu?
Cóż, po katastrofalnym mundialu przekreśliliśmy wszystko co było grubą krechą z nadzieją, że teraz nazwiska piłkarzy będziemy namiętnie podkreślać zamiast skreślać. I faktycznie część z nich zasługuje na naprawdę ogromne uznanie, bo kopanie się po czole w ogórkowych ligach lub wygrzewanie pośladków na ławeczce tuż przy bocznej linii boiska zamienili na regularną grę i walkę o trofea.
Dalsza część tekstu pod wideo
W naszym rankingu staraliśmy się wziąć pod uwagę wszystkie czynniki istotne w karierze piłkarza. Część nagrodziliśmy za dobre boiskowe statystyki, część za nagrody indywidualne, jeszcze inni znaleźli się w naszym zestawieniu z powodu wyników drużynowych, a niektórzy na listę wpisali się poprzez futbolowe zmartwychwstanie i przypomnienie nam i sobie, że jeszcze nie zapomnieli jak gra się w piłkę. Zapraszamy do lektury!

10) DAMIAN KĄDZIOR

Od dwóch lat reprezentant Polski notuje nieustanny progres. Po niespodziewanym sukcesie Górnika Zabrze z zeszłego roku (którego motorem napędowym był duet Kądzior-Kurzawa), pomocnik trafił do Dinama Zagrzeb, gdzie w pierwszym sezonie z marszu stał się idolem kibiców. No może nie do końca z marszu, bo na swój sukces Kądzior ciężko pracował golami i asystami, także w tych najważniejszych meczach.
Skuteczna i efektowna gra przez całe rozgrywki procentuje właśnie w tym momencie. Pochodzący z Białegostoku piłkarz zapisał na swoim koncie pierwszy mistrzowski tytuł, brał udział w niewiarygodnej szarży po Europie, która z LE odpadła dopiero po dogrywce z Benfiką Lizbona. A we wtorek dostanie szansę na podwojenie trofeów w swojej zwycięskiej gablocie, gdyż czeka go jeszcze finał pucharu Chorwacji.
Jedyne do czego możemy się przyczepić, to brak przełożenia formy z klubu na kadrę. Ledwie 77 minut w 3 spotkaniach to nie jest dorobek godny solidnego skrzydłowego. Choć z drugiej strony Kądzior sam na ławkę rezerwowych się nie pchał…

9) MICHAŁ PAZDAN

Miejsce wyżej dajemy Michałowi Pazdanowi, który od czasu EURO 2016 aż do lutego br. rozmieniał swój talent na drobne i coraz bardziej znikał z radarów nawet najbardziej zagorzałych fanatyków reprezentacji. Ale „Pazdek” wrócił do żywych i udowadnia, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Kluczowe spotkanie Ankaragucu rozegra dziś i jeśli uda się im utrzymać w lidze w przedostatniej kolejce, to odetchniemy z czystym sumieniem i dużą ulgą. W końcu spadek z tureckiej pierwszej ligi sprawiłby, że Pazdana musielibyśmy z niniejszej listy eksmitować w trybie bardzo przyspieszonym.
Przed przyjściem stopera klub z Ankary notował niesamowitą wręcz serię gier bez zwycięstwa (1 remis i 8 porażek). Po pojawieniu się polskiego obrońcy ostatnie 12 meczów zakończył bilansem 4 zwycięstw, 5 remisów i 3 porażek (zresztą z drużynami z ligowego topu). A do tego udało się jeszcze „Pazdkowi” dołożyć asystę i bramkę.
Oczywiście bronienie się przed spadkiem w nie najsilniejszej lidze tureckiej nie jest zapewne spełnieniem marzeń dla byłego gracza Legii, ale pobyt nad Bosforem może się okazać bardzo dobrą trampoliną. Dzięki niej zresztą udało się już spełnić jeden z celów Pazdana, jakim był powrót do kadry „Biało-czerwonych”.

8) MATEUSZ KLICH

Długo wierzyliśmy, że Klich w naszym zestawieniu będzie dużo wyżej. Indywidualnie to był najlepszy sezon, jaki Mateusz rozegrał w swojej dorosłej karierze. Bramki i asysty, cały czas pierwszy skład u nie byle kogo, bo przecież Marcelo Bielsa nie da sobie dmuchać w kaszę. I cały czas wszystko wydawało się iść w jak najlepszym kierunku.
Niestety, miłe złego początki,, ale koniec… taki jak zawsze. Leeds wraz z Klichem wyrżnęło się na ostatniej prostej, wybijając sobie wszystkie zęby i niwecząc dorobek całego sezonu w ciągu zaledwie 45 minut. Tyle właśnie wystarczyło Derby County do odrobienia strat z pierwszego meczu i pierwszej połowy spotkania rewanżowego.
Co prawda dla nas, Polaków, odpadnięcie „Pawi” z play-offów nie jest żadną wielką niespodzianką. Przez lata obserwowania naszych graczy w Championship zdążyliśmy się już przyzwyczaić do nieudanych batalii o Premier League.
Tak czy siak, Mateusz Klich siadając do podsumowania swojego sezonu, musi uznać ostatnie 12 miesięcy za (indywidualnie) niezwykle udane. 10 bramek w lidze, do tego 8 asyst, 46 spotkań w pierwszym składzie (wszystkie możliwe!). No i powrót do reprezentacji, gdzie co prawda w niektórych meczach był zupełnie niewidoczny, ale za to w innych (jak np. z Włochami i Irlandią) potrafił odcisnąć na drużynie swoje piętno. Gdyby nie ten feralny brak awansu do PL, Klich byłby w naszym zestawieniu w pierwsze trójce.

7) WOJCIECH SZCZĘSNY

Szczęsny do Juventusu przybył w dwóch celach - zastąpieniu klubowej legendy Gianluigiego Buffona i kolekcjonowaniu trofeów. W obu przypadkach polski bramkarz spisał się znakomicie.
Pierwszy sezon był swoistym stażem, podczas którego Polak podpatrywał najlepszego niegdyś golkipera świata. Drugi miał być już egzaminem, podczas którego Szczęsny miał udowodnić, że zasługuje na bycie spadkobiercą Buffona. I trzeba przyznać, że ten egzamin zdał wręcz celująco.
Kampanię 2018/19 Wojtek kończy z dwoma nowymi trofeami w CV, a także mianem Polaka, który najdłużej pograł w tym sezonie w rozgrywkach Ligi Mistrzów. I jeśli „Stara Dama” może mieć do kogoś pretensje po dwumeczu z Ajaksem, to na pewno nie do swojego bramkarza.
Wywalczony pierwszy skład w reprezentacji, kolejne trofea w kolekcji i więcej niż przyzwoity bilans w klubowej bramce. 40 rozegranych spotkań, 18 z czystym kontem, 31 bramek wpuszczonych. Profeska.

6) ŁUKASZ FABIAŃSKI

O bramkarzu West Hamu pisaliśmy bardzo niedawno ze względu na indywidualne nagrody, jakie zgarnął na zakończenie sezonu ligi angielskiej. U „Fabiana” trudno tak naprawdę określić, czy w ciągu ostatniego roku wykonał jakiś progres czy po prostu utrzymuje się na swoim poziomie, ale miejsce w najlepszej dziesiątce polskich piłkarzy jak najbardziej mu się należy.
Czynnikiem utwierdzającym nas w tej decyzji jest wybranie Łukasza na najlepszego bramkarza Premier League. A w lidze, w której bronisz się przed Manchesterami, Arsenalami, Liverpoolami to nie lada wyczyn.
Tytuł „Młota sezonu”, do tego miano najlepszego zakupu poprzedniego okna transferowego i jako bonusik zwycięstwo w kategorii najlepszej parady bramkarskiej w barwach West Hamu (tu konkurencja nie była za duża…). No i, pozostając przy indywidualnych tytułach, nie można nie wspomnieć o fenomenalnej statystyce, jaką „Bambi” wykręcił na Wyspach:
W reprezentacji jak zawsze bez zarzutu, ale też jak zawsze w cieniu Wojciecha Szczęsnego. Cóż, trudno porównywać WHU do Juventusu. Ale warto też dodać, że na mundialu to Fabiański wypadł zdecydowanie lepiej niż jego konkurent do gry z orzełkiem na piersi.

5) KAMIL GROSICKI

Do połowy listopada wszyscy kibice mieli prawo myśleć, że słynne „turbo” Grosickiego zepsuło się doszczętnie i szalone rajdy skrzydłowego pozostaną jedynie miłym wspomnieniem. Żeby uzmysłowić sobie ogrom tego problemu, przypomnijcie sobie kadrę Brzęczka na jesień, kiedy z tytułu niskiej formy lub w ogóle jej braku selekcjoner próbował ustawiać nasz zespół bez skrzydłowych. I szczerze mówiąc, miał wtedy ku temu podstawy.
7 pierwszych kolejek bez znalezienia się chociażby w kadrze meczowej, kolejne 5 bez rozegrania pełnych 90 minut, a łącznie 17 pierwszych spotkań Championship bez gola lub chociażby asysty. Czyżby to był ten słynny syndrom zmęczenia po MŚ?
Jeśli tak, to warto było dać „Grosikowi” odpocząć nawet i do listopada. Bo jak tylko się odblokował, to sypał strzałami i kluczowymi podaniami jak z karabinu maszynowego. Z „turbo” zrobiło się „TURBO”, a Kamil pod względem statystyk rozegrał swój najlepszy sezon w życiu.
Angielskie boiska służą polskiemu skrzydłowemu. W Hull City nie rozegrał jeszcze 100 spotkań, a już niebezpiecznie szybko zbliża się do udziału w 50 zdobytych bramkach (18 goli + 23 asysty). Teraz zapewne czeka nas tradycyjny zamęt transferowy (ulubionym hobby Grosickiego jest latanie po Europie ostatniego dnia sierpnia), a później miejmy nadzieję potwierdzenie dobrej formy w lepszej drużynie niż średniak Championship.

4) JAN BEDNAREK

22 mecze z rzędu w Premier League. Każdy po bite 90 minut. A wydawało się, że Bednarek w Southamptonie utonie jak kamień w studni, bo przez pierwszą cześć sezonu znalezienie się na ławce rezerwowej było dla „Bediego” sporym wyczynem.
Młody, zdolny i ambitny. Ile razy słyszeliśmy taki opis i w głębi duszy wiedzieliśmy, że to kolejny młody talent, który zaraz wyrżnie głową o belkę z napisem „nie ma nic za darmo”? Bycie gwiazdą Ekstraklasy absolutnie nie sprawia, że piłkarz jadąc do Europy ma w nowym miejscu łatwiej. Zresztą Bednarek o tym doskonale wie, w końcu przez pierwsze 4 miesiące wąchał murawę tylko dwukrotnie, przez łącznie 80 minut.
Na szczęście było minęło. Janek ma teraz wszystko w swoich nogach. Pierwszy skład w kadrze, pierwszy skład w klubie. 23 lata na karku i łatka dużego talentu, która w Anglii może zdziałać cuda. A akurat Southampton ma opinię dobrego marketu, z którego możniejsi chętnie korzystają aby wzmocnić swoje szeregi.

3) ŁUKASZ PISZCZEK

Zaskoczeni? My też. Ale patrząc indywidualnie na prawego obrońcę nie mogliśmy nie docenić jego klasy.
Najlepszy wynik od 6 lat, jeśli chodzi o liczbę asyst. W tym sezonie w ledwie 20 spotkaniach Piszczek zaliczył ich aż 6, do czego dołożył jeszcze zwycięską bramkę z FSV Mainz. Jak za starych, dobrych, bezkontuzyjnych czasów.
Przez cały sezon, „Piszczu” zanotował jedynie 3 porażki. Z Augsburgiem, z Bayernem i z Atletico Madryt, gdy BVB było już pewne wyjścia z grupy LM. W pozostałych spotkaniach, które dortmundczycy przegrali, Piszczek nie brał udziału ze względu na kontuzje.
Ciekawe, czy gdyby nie absencje zdrowotne Borussii udałoby się nadrobić te 2 punkty do Bayernu? Nie raz mówiono o tym, że „Piszczu” jest talizmanem zespołu BVB, a gdy gra to jego drużyna nie przegrywa… Może za rok uda się nam o tym przekonać?
Tak czy tak, spodziewaliśmy się że po rezygnacji z kadry i coraz większych problemach zdrowotnych Piszczek będzie żelaznym rezerwowym, który po sezonie przeniesie się do Goczałkowic, aby sportową emeryturę przeżywać w lokalnym LKS-ie. Ale jak widać Łukasz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i przeżywa drugą młodość na niemieckich boiskach.

2) ARKADIUSZ MILIK

Ależ to był powrót! Po 2 koszmarnych kontuzjach, niejeden piłkarz w ogóle zrezygnowałby z kopania gały. A tu proszę, facet wygląda jakby w życiu nawet paznokcia nie złamał. Silny, twardy, a do tego zmotywowany do bycia ciągle lepszym.
Jasne, jego Napoli nic w tym sezonie nie wygrało (i już nie wygra). Milik za to przełamał wszystkie swoje bariery i wreszcie ma statystyki na miarę wydanych na niego 32 milionów euro:

- sezon 16/17: 5 bramek i 0 asyst

- sezon 17/18: 5 bramek i 1 asysta

- sezon 18/19: 17 bramek i 3 asysty
Widać różnicę. A przecież „Arkadiuszo” niesamowicie się we Włoszech rozwinął. Powoli zdejmuje z siebie łatkę „Mylika”, co zresztą nikogo nie dziwi. Przecież facet strzela:
- z dystansu
- z pola karnego
- z rzutów wolnych
A do tego jeszcze głową, prawą nogą i z rzutów karnych. Kiler co się zowie.
Największy problem Milika? Krzysztof Piątek. Gdyby nie piłkarz Milanu, ekscytowalibyśmy się tylko Arkiem i co kolejkę oglądali spotkania Napoli z nadzieją, że znów będziemy się zachwycać pięknymi trafieniami. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Może bez rodaka walczącego o tytuł króla włoskich strzelców, Milik miałby mniejszą motywację i mniejsze zacięcie?

1) ROBERT LEWANDOWSKI I KRZYSZTOF PIĄTEK

No nie można było po prostu wybrać jednego. Jasne, były gracz Cracovii skradł nasze serca i co mecz dopingowaliśmy Milan z naszym supersnajperem, ale czy bylibyśmy uczciwi, nie zauważając, że to jednak „Lewy” zdobył w tym sezonie kolejne mistrzostwo, tytuł króla strzelców, a zaraz prawdopodobnie dołoży do tego jeszcze triumf w Pucharze Niemiec?
Nie można było jednego z nich postawić na drugim miejscu w naszym zestawieniu. To tak jakby zapytać matkę, które dziecko bardziej kocha?
Tak więc za całokształt doceniamy obu. Obydwu też czegoś w tym sezonie zabrakło, aby niepodważalnie rządzić w naszym rankingu. Lewandowskiemu upragnionego triumfu w LM, a Piątkowi zdobycia chociażby Pucharu Włoch czy statuetki najlepszego strzelca Seria A. A Milan prawdopodobnie zaraz odpadnie z walki o udział w LM.
Tak czy siak, 38 goli snajpera Bayernu przeciwko 29 trafieniom bombardiera z San Siro. Od lat stabilna forma przeciwko niesamowitemu wyczynowi Piątka, który wszedł do ligi włoskiej nie z drzwiami, a z futryną i framugą. Rywalizacja światowej gwiazdy z chłopakiem, który jeszcze niedawno Lewandowskiego oglądał tylko na ekranie telewizora.
Obydwu panom gratulujemy zajęcia pierwszego miejsca i z niecierpliwością czekamy na kolejny sezon. Najlepiej taki, w którym spełnią swoje piłkarskie marzenia.

WYRÓŻNIENIE POZA RANKINGIEM: JAKUB BŁASZCZYKOWSKI

Od zera do bohatera. Od wypychanego z kadry nieudacznika, którego do reprezentacji zaciągał na siłę troskliwy wujek, do faceta który finansowo i przede wszystkim sportowo wyciągnął z zapaści jeden z największych klubów w Polsce.
Zacznijmy właśnie od tej sportowej strony. Czy wiecie, że Błaszczykowski na poziomie klubowym strzelił w tym sezonie więcej bramek niż przez ostatnich 5 lat?
Nie ma co ukrywać, szalony początek tego roku w wykonaniu krakowskiej Wisły to w dużej (jeśli nie największej) mierze jego zasługa. Jego bramki pozwoliły pokonać „Pasy” w derbach Krakowa, upokorzyć warszawską Legię, a także zdobyć parę innych, niezbędnych do utrzymania punktów.
W marcu Kuba zdobył 3 bramki, do których dorzucił 2 asysty. W czasie kiedy skrzydłowy nabijał punkty do klasyfikacji kanadyjskiej, Wisła seryjnie wygrywała mecz za meczem. Obopólna współpraca „Białej Gwiazdy” z „Błaszczem” zaowocowała indywidualnym wyróżnieniem dla 33-letniego pomocnika.
Tak więc sportowo był to zdecydowanie najlepszy czas od dawien dawna dla byłego kapitana kadry. Aż strach pomyśleć, że jeszcze jesienią licznik „Kuby” wskazywał jedynie 12 minut rozegranych w 1. Bundeslidze.
Oczywiście nasz kadrowicz nie samym sportem żyje. Przez całą zimę oglądaliśmy heroiczną walkę Wisły, przeciwko wierzycielom i wichrzycielom zakończoną zwycięstwem Błaszczykowskiego i spółki. I bardzo dobrze, bo inaczej wiosną nie podziwialibyśmy takich obrazków:
Po prostu: szacun!
Adrian Jankowski

Przeczytaj również