Reprezentanci Polski wściekli na Paulo Sousę. Portugalczyk zwodził do samego końca [NASZ NEWS]

Reprezentanci Polski wściekli na Paulo Sousę. Portugalczyk zwodził do samego końca [NASZ NEWS]
Rafał Oleksiewicz/Pressfocus
Jeszcze w wigilijny wieczór zapewniał najbliższych współpracowników, że nic się nie dzieje, a następnego dnia poprosił o rozmowę z prezesem PZPN Cezarym Kuleszą, co zwiastowało dzisiejsze wydarzenia. Paulo Sousa jest jeszcze selekcjonerem reprezentacji Polski tylko na papierze. Piłkarze nie chcą na niego patrzeć. Są wściekli na trenera, że porzucił ich trzy miesiące przed meczem barażowym z Rosją. Czują się zdradzeni.
Sousa i jego otoczenie zachowali kamienną twarz do ostatniej chwili. Gdy w piątek gruchnęła wiadomość, że może zostać trenerem jednego z brazylijskich klubów, twardo zaprzeczał on i jego agent - Hugo Cajuda.
Dalsza część tekstu pod wideo
Oszukanie dziennikarzy to jedno. Można potraktować jako element gry. Jednak sam Sousa wspiął się jednak na szczyty arogancji, gdy powtarzał to samo swoim najbliższym współpracownikom w Polskim Związku Piłki Nożnej. Rzecznik prasowy i team manager reprezentacji, Jakub Kwiatkowski, chciał wyprostować pogłoski z selekcjonerem - uspokoić kibiców. Otrzymał od niego informację, że to jedynie plotki i nic się nie dzieje. Podobne stanowisko utrzymywali członkowie sztabu szkoleniowego, którzy jeszcze dziś pisali na spokojnie: "Widzimy się w marcu".
W piątek Portugalczyk złożył koledze życzenia bożonarodzeniowe, a... następnego dnia poprosił o rozmowę z Cezarym Kuleszą. Dłużej nie mógł zwodzić. Ta odbyła się w niedzielę, o czym poinformował sam prezes federacji:
PZPN zapowiada kroki prawne. Sousa oficjalnie jeszcze jest selekcjonerem, ale w rzeczywistości jego kadencja zakończyła się dziś. Nikt bowiem nie wyobraża sobie z nim dalszej pracy. Zwłaszcza piłkarze, którzy dosadnie wyrażają swoje zdanie na temat tej sytuacji. Są wściekli, czują się zdradzeni i nie chcą mieć nic wspólnego z trenerem, który dużo mówił o jedności, rodzinie czy poczuciu misji, z której się właśnie wypisuje.
Sousa tłumaczył Kuleszy w rozmowie, że Flamengo to szansa życia. Prawdopodobnie tak jest, bo to największy klub w Ameryce Południowej. Natomiast argumentacja, że to być może także dobry moment dla reprezentacji, aby się rozstać została odebrana jako szczyt bezczelności.
Portugalczyk nikogo nie przeprosił, nie wyjaśniał głębiej swojej decyzji współpracownikom, w tym piłkarzom. Nie napisał słowa na whatsappowej grupie sztabu.
Sousa to świetny socjotechnik. Wielu nabrał swoimi barwnymi wypowiedziami. Dziś trudno przesądzić, które właściwie były prawdą, bo z fałszowaniem rzeczywistości nie ma problemu. Wyniki i styl rozstania pokazują jednak, że być może na koniec jego decyzja wyjdzie reprezentacji na dobre.

Przeczytaj również