"Nie czytali regulaminu". Bohater Fame MMA 26 szokuje po kontrowersjach

Uczestnik turnieju na Fame MMA 26 zabrał głos nt. powstałych kontrowersji. Stanął w obronie sędziego, wytykając innym zawodnikom błędy.
Studyjna gala Fame MMA 26 jest już przeszłością. Medialny kurz nie zdążył jednak opaść. W dalszym ciągu w kuluarach poruszane są dyskusyjne rozstrzygnięcia.
W trakcie wydarzenia kontrowersji nie brakowało. Największym echem odbiło się przerwanie w walce wieczoru, czyli finale turnieju o milion złotych.
W najważniejszym pojedynku zawodów Denis Labryga skrzyżował rękawice z Mateuszem "Don Diego" Kubiszynem. Potyczka była zakontraktowana w formule bez limitu czasowego.
Ostatecznie starcie zakończyło się po nieintencjonalnym faulu Labrygi, który wyprowadził kopnięcie w krocze rywala. Na jego skutek Kubiszyn nie był w stanie kontynuować walki.
Tuż po przewinieniu poinformowano, że sędziowie zliczą karty punktowe i ogłoszą zwycięzcę. Część osób nie kryła zdziwienia takim obrotem spraw, gdyż jak wspomniano, bój odbywał się w formule bez limitu czasowego.
Po decyzji arbitrów zwycięzcą konfrontacji został Labryga. Teraz głos ws. powstałych kontrowersji zabrał jeden z uczestników turnieju, Patryk "Gleba" Tołkaczewski, który stanął w obronie sędziego.
- Ja powiem tak, byliśmy na odprawie wszyscy, wszyscy zawodnicy. Piotr Jarosz pytał zawodników, czy czytali regulamin? Odpowiedzieli, że nie czytali. Takie było podejście zawodników. To były rozpisane reguły, mogliśmy je przeczytać i wszystko nam Piotr Jarosz tłumaczył. Dlatego takie pretensje, kłócenie się z sędzią… Jak idzie się do sądu i sędzia wydaje wyrok, to ludzie się nie kłócą. A tu… Łatwo wzbudzić zainteresowanie i wszyscy robią to po prostu - mówił Tołkaczewski w rozmowie dla Fansportu.
"Gleba" wygrał w ćwierćfinale turnieju z Marcienm "Thanosem" Sianosem. Ostatecznie z powodu kontuzji nie zawalczył w półfinale - jego miejsce zajął Tomasz Sarara.