Reprezentant Polski przeżył chwile grozy. "Doszczętnie zniszczony"
Oskar Kwiatkowski wziął udział w strasznym wypadku. Po kilku miesiącach snowboardzista opowiedział o szczegółach. Te mrożą krew w żyłach.
Już tylko parę tygodni pozostało do rozpoczęcia igrzysk olimpijskich. Impreza w Mediolanie oraz Cortinie d'Ampezzo rozpocznie się 6 lutego i potrwa do 22 lutego.
Wśród reprezentantów Polski brakuje mocnych nadziei medalowych. Sympatycy liczą przede wszystkim na udane występy skoczków narciarskich. Nie bez szans pozostają też przedstawiciele innych dyscyplin.
O niespodziankę chciałby pokusić się snowboardzista Oskar Kwiatkowski. To były mistrz świata w gigancie równoległym. Tytułu miał bronić w tym roku w szwajcarskim Endgandin. Nie stanął jednak na starcie.
29-latek przeżył w lutym chwile grozy. Kilka dni po tym, jak doznał urazu kolana w trakcie zgrupowania, w trakcie przejażdżki motocyklem potrącił go samochód. Po kilku miesiącach zawodnik rzekł, co dokładnie się wydarzyło w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
- Poczułem naprawdę silne uderzenie w kask, który na szczęście ochronił mi głowę przed poważniejszym urazem. Karetka przyjechała dość szybko i zabrała mnie do szpitala - stwierdził Kwiatkowski.
- Początkowo lekarze podejrzewali złamanie kości udowej, bo obrzęk był naprawdę duży. Motocykl w miejscu zderzenia został doszczętnie zniszczony, silnik miał nawet wybity otwór - przekazał.
Zawodnikowi po przetransportowaniu do szpitala wykonano pakiet badań. Następnie przyszedł czas na interwencję chirurgiczną. Obrażenia były bowiem poważne.
- Okazało się, że zerwane zostały dwa więzadła (krzyżowe tylne i przyśrodkowe) oraz pęknięta łękotka przyśrodkowa. Przeszedłem operację, a później naprawdę żmudną fizjoterapię. Jestem dobrej myśli. Deska dobrze się prowadzi, a do optymalnej formy brakuje bardzo niewiele - ocenił snowboardzista.
Dużo wskazuje więc na to, że występ Kwiatkowskiego w igrzyskach olimpijskich nie jest zagrożony. Rywalizacja w snowboardowym gigancie odbędzie się 8 lutego.