Stary piłkarz i może. Cristiano Ronaldo jak Michał Anioł, najlepsze dzieła tworzy po trzydziestce

Stary piłkarz i może. Cristiano Ronaldo jak Michał Anioł, najlepsze dzieła tworzy po trzydziestce
Marco Canoniero / shutterstock.com
Gdzie, jak nie, nomen omen, w “Starej Damie”, najlepiej spisałby się gracz, który przekroczył umowny piłkarski wiek emerytalny, a wciąż jest na topie? Dla Cristiano Ronaldo nie ma rekordów, których nie chciałby i nie mógłby wymazać oraz postawić na nich własny stempel. Portugalczyk to marka jakości, jeszcze przez dłuższy czas powinna wyznaczać mistrzowski format.
Data, która zmieniła historię najnowszą włoskiej piłki, to 10 lipca 2018 roku. W środku letniego popołudnia, dokładnie o 17:32, Real Madryt ogłosił pożegnanie Cristiano Ronaldo i jego sprzedaż do Juventusu. “Stara Dama” potwierdziła to na swojej oficjalnej stronie godzinę i 22 minuty później. Historyczny moment. Najdroższy transfer wszech czasów w Serie A: łącznie 117 milionów euro. 100 bezpośrednio dla “Los Blancos”, 12 milionów zamrożone w dodatkach, a 5 to wkład solidarnościowy dla poprzednich klubów CR7.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ronaldo przybył do Turynu 15 lipca, w dniu finału mistrzostw świata w Rosji, ale akurat spotkaniem Francji z Chorwacją nikt we Włoszech specjalnie się nie interesował. Całe miasto czekało na oficjalną prezentację, która nastąpiła następnego dnia. Portugalczyk wygłosił ważne oświadczenie: “Nie przyjechałem tu na wakacje, chcę wygrać wszystko”. Nie było w tych słowach krzty kokieterii. Po prostu zamierzał podbić Italię, tak jak wcześniej uczynił sobie ziemię poddaną z Anglii i Hiszpanii.

Lepszy od Del Piero i Baggio

Teraz cofnijmy się do nieco odleglejszych czasów, kiedy piłka nożna jeszcze nie generowała wielkich zysków, a zawodnikom nie nadawano dziwnych skrótowców, jak CR7. Wtedy, w latach 30. ubiegłego wieku, w barwach Juventusu kopał gracz o nazwisku Felice Borel, który miał brata Aldo. Aby odróżnić rodzeństwo, Aldo nazywano Borelem I, a Felice do nazwiska otrzymał dodatkowo rzymską “dwójkę”. Wszystko bowiem musiało mieć swój porządek prawny.
Na czarno-białej arenie calcio potrzebowano wówczas trochę barw i ten właśnie Borel II wniósł nieco kolorytu do raczkującej jeszcze we Włoszech dyscypliny. Felice mierzył ledwie 166 centymetrów i ważył tyle co nic - 55 kilogramów. Ochrzczono go więc pseudonimem “Farfallino”, czyli mały motyl. Mały, piękny i robiący wiatr w polu karnym. W sezonie 1933/34 aż 31 razy umieszczał piłkę w bramce rywali. Rzecz, wydawałoby się, spokojnie do powtórzenia w przyszłości. Przecież to żaden wielki wyczyn.
Gdy jednak wrócimy do kolorowego i nowoczesnego futbolu, jaki znamy dzisiaj, zauważymy, że żaden z graczy Juventusu nie potrafił dorównać zdobyczy bramkowej Borela II sprzed prawie 90 lat. Żaden Alessandro del Piero, żaden David Trezeguet czy Roberto Baggio. Najbliżej był Duńczyk John Hansen, który przekroczył magiczną granicę 30 bramek w sezonie 1951/52. Po nim nastąpiła pustka. Pół wieku indolencji.
Wreszcie za bary z rekordem wziął się Cristiano Ronaldo i, oczywiście, starcie to wygrał. Ostatni gol z Sampdorią oznacza, że wyrównał osiągnięcie sprzed dziesiątek lat. Portugalski as najpewniej sam napisze historię, bo przed nim jeszcze spotkania z Cagliari i Romą. Kto wie, może pójdzie na całość i wymaże też statystyki obecnego kolegi z zespołu, Gonzalo Higuaina, który 4 lata temu ustanowił rekord Serie A, strzelając w barwach Napoli 36 goli? Co ciekawe, “El Pipita” zrobił to pod wodzą aktualnego trenera Juventusu, Maurizio Sarriego.

Legendy zostawić w tyle

- Mnie te rekordy teraz zupełnie nie interesują, liczy się sukces drużyny - mówi przy okazji każdego wywiadu portugalski napastnik. Nie odpływa jednak przy dziennikarzach i nie udaje kogoś, kim nie jest. Gdy w mediach często wyciąga się wypowiedzi sprzed lat o marzeniach z dzieciństwa i klubowych sympatiach, w przypadku Ronaldo mowa może być tylko o przyszłości. O tym, czego jeszcze chce dokonać. Cristiano raczej nie miał żadnych plakatów z piłkarzami Juventusu przypiętych do ściany pokoju, ale równie pewne jest to, że nie będzie dewaluował swych włoskich rekordów i chętnie włączy je do przepełnionego sukcesami CV.
Od 1994 roku żaden debiutant w Serie A nie osiągnął puli 50 trafień szybciej niż on. Portugalczyk potrzebował do tego jedynie 61 występów, a drugi w klasyfikacji Andrij Szewczenko 68. Brazylijski Ronaldo - dwa mecze więcej niż Ukrainiec.
Po raz ósmy Cristiano strzelił co najmniej 30 ligowych goli w jednym sezonie i jako jedyny zdołał 50-krotnie pokonać bramkarzy w lidze angielskiej, hiszpańskiej i włoskiej. Do tego w lutym wyrównał rekord Gabriela Batistuty i Fabio Quagliarelli, kończąc 11 meczów z rzędu z przynajmniej jedną bramką. W zasięgu jego nóg i głowy leży jeszcze Złoty But, nagroda dla najlepszego strzelca europejskich lig, choć wydaje się, że bliżej celu Ciro Immobile. Napastnik Lazio ostatnim hat-trickiem z Hellasem dopadł w tabeli Roberta Lewandowskiego z 34 golami na koncie.

Wiek nie gra roli

Ufff, cała paleta rekordów, a nie sposób zapomnieć o jeszcze jednej liczbie. Cristiano Ronaldo ma 35 lat i ze znaną sobie bezczelnością przeciwstawił się złowróżbnym opiniom krytyków, którzy w jego gwiazdorskiej umowie widzieli “kontrakt emerytalny” i łagodny zjazd do “cmentarzyska piłkarzy”. Wątpliwe, że ktoś spodziewał się, że Portugalczyk w zaawansowanym wieku pozwoli sobie na 30 goli strzelonym przeciwko tradycyjnie szczelnym, włoskim systemom obronnym.
W barach, na ulicach, w mediach społecznościowych kibice Juventusu uznają go za nowego Mesjasza, gdy gra obłędnie i decyduje o losach spotkania. Są też pierwsi do bezlitosnego “ukrzyżowania”, kiedy błąka się bez celu po boisku, męczy oczy nieskutecznością i stroi fochy. Wtedy słyszy zewsząd, że “dopada go starość”, albo że “to nie Hiszpania, gdzie strzelasz 30-40 bramek w sezonie”.
Jednak ostatnimi czasy we włoskiej prasie zaczęły przeważać głosy, że metryka gracza jest niczym u legendarnego artysty, Michała Anioła. Wybitny twórca też miał 33 lata, kiedy papież po raz pierwszy oddał mu do użytku Kaplicę Sykstyńską. Również otrzymał czteroletnią umowę, by udowodnić swój niezwykły talent i w pełni ten czas wykorzystał.
Z kolei połowa kontraktu Ronaldo została z sukcesem spożytkowana dla celów indywidualnych, lecz jego przyjście wiązało się z osiągnięciem najważniejszego celu, Ligi Mistrzów. Scudetto byli bowiem w stanie kolekcjonować bez jego pomocy.
Champions League, rozgrywki wręcz stworzone dla Cristiano Ronaldo, wracają już za dwa tygodnie. Tu będzie miał szansę na poprawę kolejnych wielkich liczb. Sięgając po najważniejsze europejskie trofeum, dołączyłby do legendarnego Francisco Gento, jedynego gracza, który sześć razy podniósł Puchar Europy (za każdym razem w barwach Realu Madryt). Stałby się też dopiero drugim - po Clarence Seedorfie - zawodnikiem, który zrobiłby to występując w trzech różnych klubach (w Manchesterze United, Realu i Juve).
A przecież ciągle otwiera klasyfikację najlepszych strzelców wszech czasów Ligi Mistrzów ze 128 bramkami oraz przewagą 14 trafień nad Leo Messim, swym wiecznym konkurentem. I chyba nikt nie wątpi, że portugalski łamacz piłkarskich rekordów jeszcze nie powiedział ostatniego słowa w tym temacie.

Przeczytaj również