Sztuka trudnego wyboru. Legia Warszawa głowi się, jak wyjść z kryzysu

Sztuka trudnego wyboru. Legia Warszawa głowi się, jak wyjść z kryzysu
MediaPictures.pl/Shutterstock
Dariusz Mioduski spotkał się wczoraj z Czesławem Michniewiczem, ale nie była to rozmowa, która specjalnie rozjaśniła przyszłość Legii Warszawa, a przede wszystkim jej szkoleniowca. „Pracujemy dalej” to teraz najczęściej powtarzana fraza przy Łazienkowskiej, natomiast trudno prognozować, jak długo taki stan rzeczy potrwa w niezmienionym składzie. Klub nie czeka już z założonymi rękoma na złapanie formy. W gabinetach analizowane są nazwiska potencjalnych następców. Klub znalazł się w trudnym położeniu, bo nie ma łatwej odpowiedzi, jaka decyzja będzie najlepszym rozwiązaniem.
Mioduski wykazuje się dziś cierpliwością, której nie miał do poprzedników. Właściciel nie zdecydował się na pożegnanie z trenerem po serii trzech ligowych porażek z czołówką ligi: Rakowem, Lechią i Lechem. Z takim „aktem łaski” nie mieli do czynienia wcześniej Aleksandar Vuković czy Jacek Magiera, którzy tracili pracę wczesną jesienią.
Dalsza część tekstu pod wideo
Futbol pozbawiony jest sentymentów więc to na pewno nie sympatia hamuje Mioduskiego przed zdymisjonowaniem Michniewicza zwłaszcza, że co chwila można przeczytać o ich chłodnych relacjach - chyba jednak mocno wyolbrzymianych przez media. Szkoleniowcowi delikatną poduszkę wciąż jeszcze zapewnia wynik w europejskich pucharach, który jest zdecydowanie ponad stan, choć czas napawania się nim bez patrzenia na ligę skończył się przy Łazienkowskiej.
Znacznie mocniejszym argumentem przeciwko radykalnym ruchom po porażce z Lechem jest napięty terminarz. W jedenaście dni Legia rozegra aż cztery mecze. Jeśli oprócz samych spotkań doliczymy do tego podróże, do końca października w kalendarz zespołu trudno wcisnąć szpilkę, a co dopiero moment, w którym można by sensownie przeprowadzić zmianę. Pierwszy oddech to listopadowa przerwa na reprezentację, a do tego czasu sytuacja klubu będzie jeszcze bardziej klarowna. Jeśli miałbym przewidywać, kiedy mogłoby dojść do jakichś roszad, to właśnie wtedy.

Sondowanie rynku trwa

Drugim argumentem jest fakt, że klub nie ma gotowego następcy i sonduje rynek. Należy sobie zadać podstawowe pytanie: czy jest ktoś na trenerskiej giełdzie dostępny od zaraz, który działa na wyobraźnię i wzbudza pełne przekonanie, że ma lepszy warsztat od Czesława Michniewicza? Ja kogoś takiego nie widzę.
Od dawna mówi się, że Legia spogląda w stronę Marka Papszuna i z tego co słyszę to nazwisko faktycznie ma wielu zwolenników w warszawskich gabinetach. Ceni go między innymi dyrektor sportowy Radosław Kucharski, który gościł szkoleniowca na meczach Legii. Panowie dobrze się znają i cenią. Czy to kaliber trenera na Legię? Zawsze znajdą się argumenty za i przeciw.
Nie jest to jednak trener na „tu i teraz”. Papszun nie przedłużył jeszcze umowy z Rakowem, która wygasa pod koniec sezonu i być może będzie dostępny właśnie wtedy, ale wcześniej? W tej rundzie na pewno nie może prowadzić innego zespołu w PKO Ekstraklasie więc Legia musiałaby się wstrzymać ze zmianą co najmniej do stycznia. Wtedy też trudno mi sobie wyobrazić, że właściciel klubu, Michał Świerczewski, puszcza go zimą do stolicy, gdy będzie miał realne szanse na kolejny historyczny wynik.
Świerczewski dał się poznać środowisku jako człowiek ekstremalnie ambitny więc jeśli faktycznie miałoby dojść do takiego przejęcia zimą, to tylko z jego pełnym przekonaniem, że ma gotowego zmiennika. Mówi się, że w ramach zabezpieczenia taka potencjalna lista następców istnieje. Widnieje na niej Aleksiej Szpilewski, który uczył się fachu w RB Lipsk, a sukcesy osiągał za granicą zdobywając mistrzostwo Kazachstanu z Kajratem Ałmaty.
Latem był mocno przymierzany do Lecha Poznań, który ostatecznie zdecydował się na Macieja Skorżę. Ostatnio zaliczył bardzo zły czas w Erzgebirge Aue, z którego szybko wyrzucono go po fatalnym starcie sezonu w 2. Bundeslidze. Generalnie ten 33-letni trener, który włada czterema językami, uważany jest za spory talent. W wywiadach chwalili go Jacek Góralski czy Konrad Wrzesiński mówiący o podejściu do piłki młodego szkoleniowca: chęci ofensywnej gry budowanej na wysokim pressingu. Ma więc jakieś karty przetargowe.
Tak się składa, że w miniony weekend był na meczach Śląska z Rakowem i Legii z Lechem. Czy było w tym coś więcej? Białorusin wychowany w Niemczech chciał zobaczyć, jak wygląda nasz futbol z bliska. Na wtedy to tylko wizyta poznawcza, ale przecież takie często przekuwają się w konkrety. W związku z kryzysową sytuacją Legia kurtuazyjnie pytała o niego na początku tygodnia, co przede wszystkim jest dowodem na to, że klub szykuje się na różne scenariusze.
Szpilewski w Legii? Nie wykluczyłbym, jeśli wyniki się radykalnie nie poprawią i Mioduski nie będzie chciał już dłużej czekać. Jeśli natomiast pożar zostałby zażegnany, a mimo to właściciel nie zdecydowałby się na zatrzymanie Michniewicza na kolejny sezon, kto wie, czy realnym nie byłby łańcuszek zdarzeń: Papszun do Legii, a Szpilewski do Rakowa...
Natomiast trudno uwierzyć mi, że w tym momencie w Warszawie zdecydują się na nazwiska, które krążą w mediach: Jerzego Brzęczka czy Marcina Brosza. Negatywnie może tu przemawiać nie tylko kaliber postawionego zadania, ale też otoczka medialna. Mogę się mylić, że ma to aż takie znaczenie, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że zatrudnienie byłego selekcjonera, który robił dobre wyniki, ale był niemiłosiernie krytykowany, nie jest w tym momencie na rękę władzom Legii.

Odpowiedzialność zbiorowa

Patrząc na sytuację nieco szerzej i wychodząc poza ramy aktualnego kryzysu: polskie kluby chorują na grę w Europie. Przekonał się o tym Lech, który grając w fazie grupowej LE skończył w Ekstraklasie na jedenastym miejscu. Przekonuje się o tym Legia. Michniewicz mówił swoich doświadczeniach na konferencji prasowej, bo nie tylko piłkarze, ale też trenerzy uczą się godzenia gry na trzech frontach. Ta lekcja jest na razie bardzo bolesna, ale może trzeba ją przejść? Myślę, że swoje nauki pobierają też działacze, którzy według mnie muszą zawsze dzielić odpowiedzialność za wyniki ze sztabem.
Po zamknięciu okna transferowego dużo było entuzjazmu wobec transakcji dokonanych przez mistrza Polski na ostatniej prostej. Natomiast czy były one zrobione na czas? Ile tegoż czasu na poznanie nowych zawodników miał Michniewicz w ostatnich dwóch miesiącach i czy nowe twarze pasują do profilu drużyny, którą chciałby budować. Warto zastanowić się, czy ta zadyszka to nie zbiorowy problem i wypadkowa niekorzystnego timingu. Legię z pewnością przygniótł terminarz, ale też kalendarzy międzynarodowy, gdy nowi wyjeżdżali na reprezentację i nie dali się poznać sztabowi.
Spojrzałbym też faktyczną jakość, jaką późny zaciąg dał do tej pory. Lirim Kastrati miał solidny debiut ze Śląskiem, świetny PR zrobił mu gol w Moskwie i ściganie się z „Lisami” przy Ł3. Natomiast jeśli odrzucimy mecze, w których Legia gra sposobem, broni się głęboko i czeka na kontry, Kosowianin na razie jawi się jako piłkarz jednowymiarowy. Ograniczony w grze kombinacyjnej i przyklejony do linii bocznej. Jeśli nie ma przed sobą 20-30 metrów przestrzeni, traci wiele atutów. Jego statystyki są słabe. W czterech ostatnich meczach wykonał osiemnaście dośrodkowań, z czego cztery były celne. W meczu z Lechem akcje zakończone sukcesem poniżej pięćdziesięciu procent. To sam pojedynki.
Kastrati to tylko przykład, bo pozostali zawodnicy sprowadzeni do drugiej linii, zwłaszcza do środka pola też nie błyszczą. Nie zdobywają terenu jak robił to kontuzjowany Bartosz Kapustka i robi to Luquinhas. To powoduje, że w ataku pozycyjnym Legia jest wolna i przewidywalna. Pozwala na ustawienie się blokowi defensywnemu, który trudniej rozmontować przez co najgroźniejsze sytuacje w starciu z „Kolejorzem” pochodziły z dośrodkowań i stałych fragmentów gry.
Zespół jest jałowy w ofensywie skoro w ostatnich szesnastu ligowych meczach zdobyła zaledwie trzynaście goli. To oczywiście musi pójść na rachunek, na konto samych piłkarzy, ale czy w szerszej perspektywie też nie szefostwa? Jeśli spojrzeć na cały ofensywny blok Lecha i Legii, obecny lider nie musi spoglądać z zazdrością w stronę Warszawy.

Sztuka podejmowania decyzji

Michniewicz to trener, który w ostatnich latach dał się poznać jako świetny strateg gdy musi postawić się znacznie silniejszym. Natomiast przyszedł czas, gdy trzeba zacząć regularnie ogrywać słabszych, jeśli ma dostarczyć argumentów do dania sobie czasu na wyjście z kryzysu.
W logicznym świecie jestem w stanie sobie wyobrazić, że szkoleniowiec ma jeszcze chwilę oddechu, ogarnia drużynę i wraca na zwycięskie tory. W tym czasie klub zdaje sobie sprawę, że obecny sezon należy uznać za przejściowy, w którym godzi się, że mistrzostwo ostatnio traktowane niemal jak stały gadżet na półce, staje się celem ekstremalnie trudnym lub niewykonalnym. Natomiast futbol to ciągły kocioł. Miesiąc temu rozpoczęto wstępne rozmowy o przedłużeniu kontraktu, a za chwilę być może trzeba będzie się spotkać, by rozwiązać obecny.
Reset nie zawsze musi oznaczać wyrzucenie trenera, a przygotowanie strategii, by teraz ratować co się da i budować na przyszłość może dać długofalowe korzyści. Wydaje mi się, że nastał czas dużej niepewności i tymczasowości. Jaki zrobić krok, aby okazał się pójściem naprzód.
Ważne decyzje z reguły dają o sobie znać na dłuższym dystansie - są do oceny za jakiś czas. Legia Warszawa znalazła się w sytuacji, gdzie trzeba teraz takie podjąć bez stuprocentowej pewności, że droga, którą się wybierze była najlepszą dostępną opcją.
Dariusz Mioduski powiedział w jednym z wywiadów, że nie boi się podejmowania szybkich i bolesnych decyzji, gdy jest do nich w stu procentach przekonany. Być może teraz po prostu nie jest. Sam pewnie pamięta, że z trenerami trafiał znacznie gorzej niż z Michniewiczem.

Przeczytaj również