Taniec wokół śmierci. Monachijska masakra na Igrzyskach Olimpijskich

Taniec wokół śmierci. Monachijska masakra na Igrzyskach Olimpijskich
Youtube/CNN
To miały być igrzyska pokoju i radości, tymczasem oglądaliśmy igrzyska terroru. W 1972 roku w Monachium doszło do tragicznych wydarzeń. Wcześniej nikt nie atakował świątyni sportu, aż do teraz.
Znów poruszamy temat niemieckich igrzysk. Ostatnio pisaliśmy o olimpijskiej kompromitacji pod okiem Hitlera w Berlinie, a tym razem przenosimy się do stolicy Bawarii, niespełna 40 lat później.
Dalsza część tekstu pod wideo

Ani słowa o wojnie

Minęło zaledwie 27 lat od wojny i wciąż nie zagojono wszystkich ran. Kiedy Niemcom przyznano po raz drugi w historii organizację igrzysk olimpijskich, nie dało się uciec od bolesnych wspomnień. Izrael przystąpił do IO, mając w pamięci holokaust. Święto sportu odbywało się 16 kilometrów od obozu koncentracyjnego w Dachau.
W RFN robili co mogli, aby zmieniło się postrzeganie ich kraju. Cały czas mówili o radości, spokoju, szczęściu. Po raz pierwszy igrzyska miały oficjalną maskotkę, furorę robił jamnik Waldi. W telewizji transmitowano wszystkie dyscypliny, w wielu miejscach już w kolorze. Zabrakło jednak jednej rzeczy, z której słyną Niemcy. Ordnungu. Porządku. Reguły ustalono wyjątkowe luźne, chyba uznano, że dość na tej ziemi sztywnych zasad. Władza odpuściła, a w wiosce olimpijskiej funkcjonowała pełna swoboda. Broń? Zapomnijcie, ochrona wyposażona była jedynie w… krótkofalówki. Przepustki? Owszem, istniały, ale kto by to sprawdzał. Monitoring? Nie, po co, nie ma takiej potrzeby.
- Chcemy, żeby te igrzyska były pełne sportu, pokoju i niczego więcej – mówił wówczas Peter Harvey, członek komitetu organizacyjnego. I rzeczywiście na początku wszystko przebiegało zgodnie z planem. Piękna ceremonia otwarcia, stadion pękający w szwach, a następnie zaciekła sportowa rywalizacja. Pięknie, kolorowo, nawet pogoda dopisywała i dodawała uroku. 5 września czar prysł, a błędy przerodziły się w tragedię.

Poszło tak łatwo

Konflikt między Palestyną a Izraelem trwał już na dobre. W 1971 roku powstała palestyńska organizacja terrorystyczna “Czarny Wrzesień”, która chciała zemścić się na rządzie Jordanii. Rok później jej członkowie byli już jednak w Monachium. Akcję zaplanowali dokładnie, ale nie spodziewali się, że otrzymają jeszcze pomoc. Co więcej, niektórzy z grupy terrorystów najzwyczajniej w świecie pracowali w wiosce olimpijskiej, wiedzieli więc wszystko.
O 4:30 ośmiu ekstremistów ubranych w dresy wdarło się do bazy olimpijskiej. Nieświadomi amerykańscy sportowcy, którzy wracali w końcu do wioski po nocnych utarczkach, zobaczyli, że nie są sami. “Bluzy, torby, no tak, nie tylko my dzisiaj zabalowaliśmy” - musieli pomyśleć. Wspólnie pomogli sobie wejść przez dwumetrowy płot. Terroryści znaleźli się w centrum akcji, wystarczyło tylko skraść klucze.
Oczywiście nie było z tym problemu. Po chwili Palestyńczycy znaleźli się przy Connollystraße 31. Tam zakwaterowano izraelską drużyną olimpijską. Cel? Wzięcie zakładników. Udało się, choć z małymi problemami. Dwóch Izraelczyków - trener zapaśników Mosze Weinberg, a następnie sztangista Josef Romano - postawiło się terrorystom. Nie mieli szans, szybko zginęli. Niektórzy zdążyli uciec, ale i tak napastnikom pozostało dziewięciu żyjących zakładników. Zażądali wypuszczenia 234 Palestyńczyków, którzy zostali uwięzieni w Izraelu. W przeciwnym razie zakładnicy mieli być straceni. Aby pokazać, że nie rzucają słów na wiatr, przez drzwi frontowe wyrzucono ciało Weinberga.

Co wy robicie?!

Kiedy przewodniczący Komitetu Olimpijskiego Avery Brundage dowiedział się o ataku, oświadczył, że rywalizacja… ma trwać nadal. Przecież to miały być igrzyska pokoju. Już o 8:15 rozpoczęły się olimpijskie zmagania, sportowcy grali w ping-ponga, niektórzy wybrali opalanie w pięknym słońcu, słychać było dobrą muzykę. Obok rozgrywał się dramat Izraelczyków. Jeden wielki taniec wokół śmierci. Dopiero o 15:51 komitet ostatecznie zawiesił zmagania, ale wciąż nic się nie zmieniło.
Niemcy nie byli do tego przygotowani. Brak środków bezpieczeństwa i działania w sytuacji kryzysowej pogarszał sytuację. Premier Izraela Golda Meir odmówiła negocjacji z terrorystami. - Jeśli przystaniemy na ich warunki, żaden Izraelczyk na świecie nie będzie mógł poczuć, że jego życie jest bezpieczne - mówiła. Z ich strony padła jednak propozycja, że pomoże Mosad, a więc jednostka wyspecjalizowana w działaniach wywiadowczych, posiadająca również struktury antyterrorystyczne. W RFN odrzucono jednak tę opcję.
Chcieli poradzić sobie sami, choć nie byli ani przeszkoleni, ani nie mieli odpowiednich zasobów. Plan operacyjny właściwie nie istniał, dochodziło do absurdalnych sytuacji. Niemieccy policjanci wspięli się na pobliski budynek, z którego mogli zaatakować Palestyńczyków. Dopiero wtedy zdali sobie sprawę, że wszystkie ich poczynania są transmitowane. Cały świat obserwował, co się dzieje. W tym również napastnicy, gdyż w pomieszczeniu mieli telewizor. Odcięcie prądu nastąpiło o wiele za późno.
Ekstremiści zmienili żądania, widać było, że stali się jacyś niepewni. Teraz chcieli, aby oni i zakładnicy zostali przewiezieni do Egiptu. Zgodzono się, w tym celu o 22:10 autobus przywiózł terrorystów do dwóch wojskowych helikopterów, które wyruszyły na lotnisko Fürstenfeldbruck. Zaplanowano zasadzkę.

Nie jestem strzelcem wyborowym

Niemcy planowali odbicie zakładników. Do misji wyznaczono pięciu snajperów, jednak ci nie mieli zbyt dużego doświadczenia. Śmigłowce wylądowały tuż po 22:30, lecz kiedy Palestyńczycy sprawdzali przygotowany samolot Boeing 727, zdali sobie sprawę, że jest to pułapka. Mieli zamiar wrócić do helikopterów, ale w tym momencie snajperzy otworzyli ogień. Osoby decyzyjne źle jednak oceniły liczbę terrorystów, a nieudolny plan spełzł na niczym.
Strzelec chciał wyeliminować Issę, szefa całej szajki. Chybił, ciemność dawała już się we znaki, a i sprzęt pozostawiał nieco do życzenia. Wywiązała się regularna strzelanina. Terroryści rzucili granat w jeden helikopter, w drugim użyto karabinów. Zginęli piloci i wszyscy zakładnicy. Być może niektórzy zmarli od nieporadnych niemieckich kul. - Kiedy byłem dzieckiem, mój ojciec mawiał: “Nasze największe nadzieje i nasze najgorsze obawy rzadko się realizują”. Nasze najgorsze obawy zrealizowały się dziś - relacjonował amerykański dziennikarz Jim Mckay.

Musimy kontynuować

6 września na Stadionie Olimpijskim w Monachium rozpoczęły się uroczystości żałobne. 10 krajów arabskich odmówiło opuszczenia flag do połowy masztu. W przemówieniu przewodniczący Avery Brundage rzekł, że demonstrowanie ideałów olimpijskich jest silniejsze niż od terroru i przemocy. Idąc tą myślą, zdecydowano, że igrzyska będą nadal trwały. Po 24 godzinach sport powrócił. Ale już bez Izraelczyków, a wkrótce Egipcjan, Filipińczyków i Algierczyków. Zrezygnowała także część Norwegów i Holendrów. - Kiedy robisz przyjęcie i ktoś zostaje zabity na przyjęciu, to nie kontynuujesz przyjęcia. Jadę do domu - mówił niderlandzki biegacz Jos Hermans.
Ciała terrorystów, którzy zginęli w strzelaninie, zostały przewiezione za aprobatą niemieckiego rządu do Libii. Pochowano ich jak bohaterów. Ekstremiści, którzy przeżyli starcie, nigdy nie stanęli przed sądem. Niespełna osiem tygodni po masakrze odrzutowiec Lufthansy został porwany przez dwóch członków “Czarnego Września”. Domagali się uwolnienia trzech ocalałych ze strzelaniny. Więźniowie zostali zwolnieni przez rząd Niemiec Zachodnich. W 1999 roku terrorysta Jamal Al-Gashey rzekł w wywiadzie: - Jestem dumny z tego, co zrobiłem w Monachium, ponieważ ogromnie nam to pomogło. Wcześniej świat nie miał pojęcia o naszej walce, ale tego dnia nazwa Palestyna została powtórzona na całym świecie.
Co to za czasy, w których czci się morderców, a zapomina o niewinnych sportowcach? Na igrzyskach w Monachium w 1972 roku urządzono taniec wokół śmierci. W takich warunkach reprezentacja Polski w piłce nożnej zdobyła jedyny w historii złoty medal olimpijski. Wkrótce natomiast Izrael w ramach operacji “Gniew Boży” wziął odwet. Na szczęście już z dala od sportu.
Przemysław Gawin

Przeczytaj również