To może być największy problem FC Barcelony. "Zabolałoby bardziej niż odejście Messiego"

To może być największy problem Barcelony. "Zabolałoby bardziej niż odejście Messiego"
sbonsi/shutterstock.com
Wąska, przeciętna kadra, brak nowych liderów z prawdziwego zdarzenia i postępująca degrengolada klubu powodują, że Barcelona coraz śmielej podąża drogą Milanu sprzed dekady. A może być jeszcze gorzej. Na przykład po odejściu młodych, zdolnych gwiazd “Blaugrany”.
Przebieg wczorajszego meczu Barcelony z Bayernem był przykry chyba nie tylko dla sympatyków “Dumy Katalonii”. Spotkanie na Camp Nou wyglądało, jakby monachijczycy przyjechali do średniego ligowego przeciwnika pokroju Freiburga i bez większego ciśnienia czy narzucania morderczego tempa wypunktowali dużo słabszy zespół. Gdyby podopiecznym Ronalda Koemana ktoś założył koszulki Levante, prawdopodobnie mało kto by się zorientował. To może wyolbrzymienie, ale fakt jest taki, że “Barca” popadła w przeciętność, która absolutnie nie pozwala jej rywalizować z topowymi europejskimi zespołami. Przygoda w Lidze Mistrzów skończy się dla niej pewnie na pierwszym, poważnym rywalu w fazie pucharowej. Na krajowym podwórku zapewne “Blaugrana” doszlusuje w czołowej trójce czy czwórce. Trudno jednak oczekiwać czegoś więcej. Nie z taką kadrą, choć oczywiście powolny upadek klubu nie zaczął się w momencie odejścia Leo Messiego. Degrengolada postępuje od dawna.
Dalsza część tekstu pod wideo

Jak Milan

- Mamy wąski skład, brakuje nam piłkarzy do ataku, bo takie niestety było planowanie. Musimy się redefiniować, odnaleźć na nowo, czasami jest ciężko.
Autorem powyższych słów jest Sergio Busquets. Hiszpan nie wypowiedział ich jednak wczoraj czy dzisiaj, po wizycie w stolicy Katalonii monachijskiego walca. To cytat z końcówki lutego… ubiegłego roku. Tak “Busi” komentował na gorąco wyjazdowy remis drużyny w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Napoli.
Minęło półtora roku, a te dwa wymowne zdania Busquetsa nadal pasują jak ulał.
Zresztą, wówczas, świeżo po spotkaniu w Neapolu, napisałem tekst (znajdziecie go TUTAJ) o następującym tytule: “FC Barcelona może pójść drogą Milanu. Fatalne zarządzanie, złe transfery, coraz gorsi piłkarze”.
A w nim zawarłem takie zdania:
- Czy FC Barcelona może w najgorszym scenariuszu pójść fatalną drogą Milanu, który w ostatniej dekadzie stracił pozycję “wielkiego” w Europie i stał się głównie pośmiewiskiem fanów? Choć dziś takie porównania wydają się absolutnie na wyrost, to kontynuacja bieżącej polityki organizacyjnej oraz transferowej Barcelony spowoduje kolejne, bardzo poważne konsekwencje. A niezwykle łatwo, nawet nieumyślnie, podkręcić tempo spadku w otchłań. (...) Obecnie grają tutaj średniej klasy piłkarze, na “Dumę Katalonii” zwyczajnie za słabi. Zaraz zawodnicy, którzy nie nadają się do gry na poziomie tak znakomitego klubu jak “Barca”, będą stanowić większość kadry.
- W Mediolanie też tak było. Ściągano coraz bardziej przeciętnych piłkarzy, notowano wtopę za wtopą, układano drużynę bez ładu i składu, na rympał. Wielu kibicom mógł nawet umknąć moment, w którym “Rossoneri” rozsypali się jak domek z kart. Nie można wykluczyć, że ewentualne letnie odejście Leo Messiego uruchomi groźną lawinę. Lawinę, która - nawet przy staraniach - może być nie do zatrzymania.
Nie chcę grać proroka, ale przyznam, że trwająca właśnie realizacja mediolańskiego planu na Camp Nou nie jest zaskoczeniem. Joan Laporta nie okazał się rycerzem na białym koniu, mimo że jego ludzie odciążyli w lecie zmasakrowany przez poprzedników budżet klubu. Barcelona wciąż sypie się jak domek z kart. A obraz przestraszonej drużyny w meczu z Bayernem to jedynie logiczny, choć przykry kolejny element tego procesu. Inna sprawa, że Ronald Koeman właściwie wywiesił białą flagę jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, wystawiając do gry pięciu obrońców (w tym chorego Jordiego Albę) i nakazując piłkarzom budować akcje ofensywne poprzez wrzutki na Luuka de Jonga. Dramat. Nielicznymi światełkami w tunelu były przebłyski młodych rezerwowych oraz Ronalda Araujo czy Frenkie de Jonga.

Może być jeszcze gorzej

No właśnie, Araujo i de Jonga. Czyli piłkarzy, na których ta “Barca” może się odbudowywać, rodzić na nowo, znów mierzyć wysoko. Przecież nie na Busquetsie, Albie czy Gerardzie Pique (choć ten może założyć garnitur prezesa). Warto jednak się zastanowić, na ile młodszym, zdolnym zawodnikom oraz ich otoczeniu starczy cierpliwości. Słusznie zwrócił na to uwagę dziennikarz “Canal+”, Tomasz Ćwiąkała, dorzucając do wyżej wymienionego duetu jeszcze Pedriego.
Nikt nie powinien być zaskoczony, jeśli po tym sezonie najbardziej obiecujący gracze uznają, że kataloński projekt nie gwarantuje im tego, czego oczekują, przez co warto poszukać szczęścia gdzie indziej, w zespole z większymi ambicjami, w bardziej poukładanym klubie. A to zabolałoby bardziej niż odejście Messiego, które prędzej czy później musiało nastąpić. Tutaj ważną rolę odegra jeszcze aspekt finansowy. Z uwagi na ekonomiczną zapaść, władzom Barcelony trudno będzie odrzucać ewentualne, atrakcyjne oferty za najbardziej łakome kąski na rynku.
Ta lawina, którą trudno zatrzymać, już ruszyła. A najgorsze, że jest źle, a może być jeszcze znacznie gorzej.

Przeczytaj również