To nie koniec Jose Mourinho. Legenda wciąż może poprowadzić wielki klub. Wróci do Premier League?

To nie koniec Jose Mourinho. Legenda wciąż może poprowadzić wielki klub. Wróci do Premier League?
Insidefoto/Pressfocus
Jeśli ktoś myśli, że Jose Mourinho na zawsze pożegnał się ze światem futbolu, to grubo się myli. 60-latek wciąż jest gorącym nazwiskiem na rynku i chociaż nie ma już większych szans na przejęcie Realu Madryt lub Manchesteru United, to nie znaczy, że nie trafi do innych klubów z czołówki. "The Special One" nie powiedział ostatniego słowa.
Pobyt Jose Mourinho w AS Romie ma dwie strony. Pierwsza, przedstawiana przez krytyków legendarnego szkoleniowca, skupia się na wynikach w Serie A. Klub ze stolicy Włoch ani razu nie zdołał wywalczyć udziału w Lidze Mistrzów, zaś w tym sezonie drużynie szło katastrofalnie. W momencie zwolnienia Portugalczyka rzymianie byli na dziewiątym miejscu w tabeli z mniejszą przewagą nad strefą spadkową niż stratą do liderującego Interu. Sam trener wykręcił zaś średnią 1,70 punktu na mecz, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. To najgorszy wynik w AS Romie od 2013 roku, lepiej wypadali Claudio Ranieri, Aurelio Andreazzoli czy Rudi Garcia. Trzeba cofnąć się do czasów szalonego Zdenka Zemana, aby znaleźć słabszy rezultat. Jest jednak duże ale.
Dalsza część tekstu pod wideo
Chociaż wszyscy ci szkoleniowcy mogą chwalić się, że niejako okazali się lepsi od Mourinho, to "The Special One" prześciga ich pod względem, nie ma co kryć, najważniejszym. Za 10 lat kibice AS Romy nie będą pamiętali, że Portugalczyk nie najlepiej wypadał w rodzimych rozgrywkach, miejsce szóste, miejsce piąte, kogo to właściwie interesuje. Nikt też nie będzie przykładał szczególnej uwagi do kadencji, załóżmy, Eusebio Di Francesco, chociaż spędził tam blisko dwa lata. Fani spojrzą bowiem na klubowe trofeum i dostrzegą puchar zdobyty właśnie dzięki drużynie dowodzonej przez Mourinho. Ktoś powie, że to tylko Liga Konferencji, ale dajmy spokój - "I Giallorossi" czekali na jakiekolwiek trofeum od 2008 roku. Mourinho okazał się zbawieniem.
60-latek przyczynił się do tego, że trybuny Stadio Olimpico znów zostały wypełnione. Chociaż jako szkoleniowiec zwykle stronił od ofensywnych rozwiązań, to jego zespół niezmiennie elektryzował, sprawiał, że pustoszejący obiekt powoli pękał w szwach. Niezwykłe, że od startu kariery "Mou" minęło blisko ćwierć wieku, a on wciąż ma w sobie to niedoścignione coś, czego brakuje wielu trenerom młodszego pokolenia.
Rzeczone coś gwarantuje mu też stałą uwagę naprawdę mocnych klubów. W związku z odejściem z AS Romy pozostaje zadawać sobie pytanie, jaka będzie następna destynacja Portugalczyka. Opcji, wbrew pozorom, nie brakuje.
Jose Mourinho (AS Roma) na ławce trenerskiej
Marco Alpozzi / pressfocus

FC Porto

Chociaż Jose Mourinho przygodę rozpoczął w Benfice, a później przytrafiła mu się jeszcze Uniao de Leiria, to początek ery panowania Portugalczyka nierozłącznie wiąże się z FC Porto. Takiemu obrotowi spraw trudno się dziwić, w nieco ponad dwa lata zdobył dwa mistrzostwa kraju, Puchar Portugali, Puchar UEFA i oczywiście Ligę Mistrzów. W legendarnym sezonie 2003/04 jego ekipa odprawiła z kwitkiem Olympique Marsylia, Manchester United czy Olympique Lyon, zaś w pamiętnym finale rozbiła kolejną wielką niespodziankę rozgrywek, czyli AS Monaco. Triumf w Europie zaowocował uwagą ze strony Romana Abramowicza, ale na szerokie wody wypłynął nie tylko trener, ale i Ricardo Carvalho, Deco, Jose Bosingwa, do Premier League zawitał też Benni McCarthy.
Od tamtych wydarzeń niebawem minie 20 lat, a "The Special One" wciąż jest wspominany z rozrzewnieniem. Czy okrągła rocznica jest zatem wystarczającym powodem, aby wrócić do FC Porto? Oczywiście nie. Znacznie większe znaczenie ma fakt, że umowa Sergio Conceicao jest ważna tylko do końca czerwca, zaś w lidze na fotelu hegemona coraz pewniej czuje się Benfica.

Chelsea

Wszyscy wiemy, że zarząd Chelsea naprawdę może to zrobić. O Jose Mourinho w kontekście "The Blues" przebąkiwano od początku działalności Todda Boehly'ego, ale Portugalczyk był wówczas związany z Romą, a na dodatek Amerykanie woleli testować warianty z Grahamem Potterem, Frankiem Lampardem i Mauricio Pochettino. Teraz jednak obie strony zaczynają się zbliżać do siebie w nieunikniony sposób. Zarząd ze Stamford Bridge łaknie jakichkolwiek sukcesów, tymczasem obecnie istnieje ryzyko, że nie do przeskoczenia okażą się nawet rozgrywki Carabao Cup. Cierpliwość względem wspomnianego Pochettino zaczyna się kończyć, a on sam też nie pomaga podejmowaniem osobliwych decyzji taktycznych. Podejście numer trzy? Dlaczego nie.
Dla samego "The Special One" byłaby to wspaniała okazja do finalnego zrywu w pięknej karierze. Ludzie kochają historię związaną z "Last Dance" i nie ulega wątpliwości, że Mourinho jest jedynym obecnie szkoleniowcem, który ten rodzaj aury, charyzmy byłby w stanie przenieść do drużyny piłkarskiej. Pep Guardiola oraz Jurgen Klopp nadają na nieco innych falach, nie są też aż tak blisko końca przygody z futbolem, jak ma to miejsce w wypadku 60-latka. W pewnym sensie "Mou" ma w sobie coś z Jacka Nicholsona. Wybitny aktor w 2006 roku zagrał swoją ostatnią genialną rolę w "Infiltracji" Martina Scorsese, gdzie właściwie był samym sobą. Od Mourinho w Premier League nie oczekuje się właściwie niczego, poza spektakularnym - choćby medialnie - pożegnaniem.
Kibice Chelsea fetujący na cześć Jose Mourinho w meczu Chelsea - FC Porto w sezonie 2015/16
ANDREW COWIE / COLORSPORT / PRESSFOCUS / pressfocus

Newcastle United

Chelsea nie jest jednak jedynym angielskim klubem, który mógłby zarzucić swoją sieć na Jose Mourinho. W grę wchodzi jeszcze Newcastle United, gdzie Eddie Howe pracuje pod coraz większą presją. Spekulacje dotyczące tego, że Anglik pożegna się z posadą w związku z niezadowalającymi wynikami nie są już zanurzone w oparach składających się wyłącznie ze sporej dawki absurdu. Chociaż "Sroki" mają trudną sytuację kadrową, to saudyjscy właściciele wymagają znacznie więcej niż dziesiątego miejsca i 16 punktów straty do liderującego Liverpoolu, który rozegrał jedno spotkanie mniej. Niepowodzeniem zakończyła się też przygoda w Europie, czwarte miejsce w grupie Ligi Mistrzów zostało przyjęte po prostu źle, nie udało się wyprzedzić nawet Milanu.
Jeśli więc Howe nie obroni swojej pozycji do końca lutego, a grać będzie z Aston Villą, Luton Town, Nottingham Forest, Bournemouth, Arsenalem plus Fulham w Pucharze Anglii, to bajecznie bogaci włodarze z pewnością poszukają mocnego nazwiska. "The Special One" przychodzi go głowy automatycznie, tym bardziej, że dość pochlebnie wypowiadał się na temat bliskowschodniego futbolu. Mourinho do Newcastle United pasuje też pod względem taktycznym, "Sroki" najlepiej prezentują się wtedy, gdy nie mają piłki przy nodze. Portugalczykowi takie podejście obce nie jest.

Napoli

Sprawa najświeższa, żeby nie powiedzieć: nagła. Wydawało się, że Jose Mourinho nieco odpocznie od włoskiego futbolu, ale może stać się zupełnie inaczej. Sky Sport Italia przekazało, że Jorge Mendes, agent "The Special One", rozpoczął rozmowy z Napoli. Z jednej strony ktoś mógłby się zastanawiać, czy Portugalczyk na pewno będzie chciał wparować w sam środek niemałego bałaganu. Z drugiej zaś pokusa jest naprawdę spora - urzędujący mistrzowie Serie A wciąż mają mocny skład, a ich baza kibicowska należy do najmocniejszych w Italii. Fani AS Romy pokochali 60-latka niemal z marszu i niewykluczone, że scenariusz ten powtórzyłby się w Neapolu.
Sama decyzja ze strony władz klubu wydaje się zaś trafiona i w końcu jakkolwiek logiczna. Po znakomitym sezonie 2022/23 zarząd pokazał, jak w pół roku rozmontować znakomitą drużynę. Zaczęło się od braku transferów, a następnie od, umówmy się, kuriozalnych decyzji odnośnie nowych szkoleniowców. Rudi Garcia ani Walter Mazzarri to nie są ludzie, którzy w 2024 roku mogą odpowiadać za wyniki europejskiego giganta.

Reprezentacja Brazylii

Brazylijska federacja długo walczyła o względy Carlo Ancelottiego, ale wygląda na to, że ostatecznie rzuciła rękawicę. W styczniu nowym selekcjonerem "Canarinhos" został Dorival Junior. Trener kompletnie nieznany w Europie, który nie ma też najlepszej opinii we własnym kraju. 61-latek prowadził, tak na oko, jakieś 120 zespołów, a Copa Libertadores wygrał raz. Jego ostatni pobyt w Sao Paulo FC też nie należał do wybitnych, a jest to dość łagodne podejście do sprawy. Zasłużony klub zajął dopiero 11. miejsce w Serie A, przewaga nad strefą spadkową wyniosła 10 punktów, tymczasem strata do mistrzowskiego Palmeiras aż 17 "oczek". W Kraju Kawy Dorival Junior nie ma szczególnego wsparcia, tym bardziej, że nie broni go wcześniejsza praca z jakąkolwiek reprezentacją, gdyż takiej nigdy się nie podjął.
Można się spodziewać, że w razie ewentualnych wpadek posada Brazylijczyka nadspodziewanie szybko stanie się zagrożona. Jose Mourinho od kilku lat przymierzany jest do pracy z drużyną narodową, ale tym razem - ponownie - jest chyba najbliżej takiej nominacji. Wcześniej w grę wchodziła oczywiście Portugalia, ale tam kongenialną pracę wykonuje Roberto Martinez, zwolnienie go byłoby kompletną abstrakcją. Można oczywiście zastanawiać się, czy styl "The Special One" pasuje do łaknącej pięknego futbolu Brazylii, ale z drugiej strony "Canarinhos" mają też gigantyczne zapotrzebowanie na tytuły. W ostatnich pięciu latach zdobyli zaledwie jeden puchar, zaś przygody na mistrzostwach światach konsekwentnie kończyły się zupełną klapą.

Al-Shabab

Chociaż Jose Mourinho wciąż jeszcze jest w stanie zaoferować coś europejskiemu futbolowi, to realną destynacją dla Portugalczyka pozostaje też Arabia Saudyjska. Szkopuł w tym, że kluby należące do Public Investment Fund właściwie nie mają zbyt dużych rozterek względem swoich trenerów. Al-Ittihad, wypadające obecnie najsłabiej, ściągnęło niedawno Marcelo Gallardo, zaś Al-Ahli z młodym Matthiasem Jaissle plasuje się na niezmiennie wysokim trzecim miejscu. Trzeba zatem szukać dalej, a tropy, podsuwane między innymi przez portal TEAMtalk, wiodą do Al-Shabab.
Nie brakuje spekulacji, że 11. siła ligi saudyjskiej już skontaktowała się z legendarnym szkoleniowcem. "Białe Lwy" faktycznie prezentują się zdecydowanie poniżej oczekiwań, mimo piątego budżetu w lidze nie są w stanie nawiązać walki z czołówką. Igor Biscan, zatrudniony w październiku 2023 roku, po prostu zawodzi. Chorwat w 12 meczach wywalczył zaledwie cztery zwycięstwa, odpadł też z krajowego pucharu. Jeśli więc jakiś trener ma ustąpić miejsca Mourinho, to wydaje się, że postawienie na Biscana brzmi racjonalnie. Pytanie, czy dla samego "The Special One" ewakuacja na Bliski Wschód też byłaby racjonalna. Liga mierzy się z potencjalnym exodusem piłkarzy, zaś pod względem trenerskim zachwytów nie ma. Na jednego Gallardo przypadają Steven Gerrard, Odair Hellmann i Vuk Rasović.

Atlanta United

Kierunkiem znacznie bardziej atrakcyjnym niż Arabia Saudyjska wydaje się USA. Liga stabilniejsza, która odeszła już od skupiania się na emerytowanych zawodnikach, a coraz częściej stawia na piłkarzy uniwersalnych. Dowodzi tego choćby sprowadzenie Bartosza Slisza, który w tym momencie jest najdroższym transferem Atalanty United przed startem następnego sezonu. Co ciekawe, to właśnie "The Five Stripes" prezentują się jako projekt ciekawy dla Jose Mourinho. Klub ten ma wielkie pieniądze, wspaniały stadion, imponującą bazę kibicowską i możliwości. W gablocie zaś tylko jeden tytuł mistrzowski i to z 2018 roku.
Według Transfermarkt jedynie kadra Interu Miami oraz Philadelphii Union ma większą wartość rynkową niż Atlanta United. Mimo tego zespół z Mercedes-Benz Stadium wypadł po prostu przeciętnie w kolejnym sezonie z rzędu. Poprzednie rozgrywki zakończył na 10. pozycji w tabeli ogólnej. Konsekwentnie zawodzi też w play-offach, bo od wspomnianego 2018 roku tylko raz udało się awansować do finału Konferencji. Gonzalo Pineda, którego umowa ważna jest jedynie do końca bieżącego roku, zdecydowanie nie jest kimś, w kim fani automatycznie pokładają nadzieję na sukces. "The Special One" mógłby tę tendencję zmienić, tym bardziej, że jego przybycie przypadałoby na 10. rocznicę powstania "The Five Stripes".
Ze ściągnięcia Portugalczyka bez wątpienia cieszyłaby się też cała MLS. Chociaż rozwój Amerykanów jest widoczny gołym okiem, to ławki trenerskie wciąż wyglądają stosunkowo biednie. Mourinho mógłby zapoczątkować nowy trend. Nie pierwszy raz w swojej karierze.
Jose Mourinho
Andrea Staccioli/Insidefoto/Pressfocus

Przeczytaj również