To są prawdziwe Gran Derbi, a nie Real i FC Barcelona. W Sewilli wygrywano 22:0 i rzucano butelką w trenera

To są prawdziwe Gran Derbi, a nie Real i Barcelona. W Sewilli wygrywano 22:0 i rzucano butelką w trenera
Maxisport/shutterstock.com
W Polsce pojęcie “Gran Derbi” często jest błędnie wykorzystywane, by opisać spotkania FC Barcelony z Realem Madryt. El Clasico z pewnością elektryzuje Hiszpanię, jak i całą Europę, jednak na Półwyspie Iberyjskim miano wielkich derbów noszą wyłącznie zażarte pojedynki Sevilli z Betisem. Barwna, choć momentami przykra historia tej rywalizacji, ciągnie się od ponad stu lat, a dziś zostanie napisany jej kolejny rozdział.
Derby Sewilli to idealny przepis na spektakularne wznowienie sezonu. Ostatni mecz La Liga został rozegrany niemal dokładnie trzy miesiące temu. Teraz futbol w Hiszpanii w pewien sposób narodzi się na nowo i to za sprawą konfrontacji, która od dekad wyznacza andaluzyjski rytm życia. Lada moment w Sewilli przestaną liczyć się więzy krwi czy przyjaźnie. Spotkanie na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan podzieli miejscową społeczność na dwa obozy. “Zieloni” i “Czerwoni” toczą bój o lokalny prymat przy okazji każdego Gran Derbi.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dwa światy

O skali napięcia między dwoma drużynami i gronem ich sympatyków najlepiej świadczy fakt, że trudno tak naprawdę odnaleźć w annałach informacje na temat wyniku pierwszych derbów. Niektóre źródła podają, że debiutancki pojedynek na linii Betis-Sevilla miał miejsce w październiku 1914 r., a triumfatorem została ekipa “Los Nervionenses”. Strony związane z “Verdiblancos” mówią jednak o meczu ze stycznia 1915 r., gdy tym razem to ich ulubieńcy pokonali swojego rywala. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się jak było naprawdę, a faktem pozostaje jedynie gorliwa i nieustanna wzajemna niechęć obu stron.
Punktem zapalnym konfliktu można właściwie nazwać moment powstania Betisu. Klub stworzony na przedmieściach malowniczej stolicy regionu otrzymał od króla Alfredo XIII miano królewskiego, co zdecydowanie nie przypadło do gustu sympatykom Sevilli. Z drugiej strony, fani “Beticos” mogli czuć się pokrzywdzeni ze względu na peryferyjne położenie stadionu. Kompletne przeciwieństwo obiektu Ramon Sanchez Pizjuan, który mieści się w samym centrum miasta.
Przez wiele lat istniał znaczący podział klasowy kibiców. Fanów Sevilli utożsamiano z nieco bardziej elitarną grupą, podczas gdy z Betisem sympatyzowali zwykli mieszkańcy, robotnicy. Oczywiście tego typu różnice coraz bardziej się zacierają, chociaż miłość do danych barw jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Kością niezgody stały się nawet poglądy polityczne. Biris Norte, prowadzący doping podczas spotkań podopiecznych Julena Lopeteguiego, wyznają skrajne lewicowe poglądy, podczas gdy grupa ultrasów Betisu utożsamia się z prawicą.

Wojna o pokój

Animozje pogłębiały też oczywiście wydarzenia boiskowe. Wystarczy cofnąć się do 1918 r., kiedy to Betis nie mógł skorzystać ze swoich dwóch największych gwiazdorów, ponieważ nie otrzymali oni przepustki z wojska, w którym odbywali obowiązkową służbę. W geście demonstracji swojej bezradności, szkoleniowiec posłał w derbowy bój ekipę złożoną z juniorów. Sevilla brutalnie wykorzystała nadarzającą się okazję, notując najwyższe zwycięstwo w historii “Gran Derbi”. Rezultat 22:0 zapewne nigdy nie zostanie pobity.
Inny incydent, który poróżnił oba kluby, wydarzył się nie tak dawno, bo w marcu 2007 r. W Pucharze Króla nadarzyła się znakomita okazja, by nie tylko awansować dalej, ale i upokorzyć lokalnego rywala. Nie każdy jednak wytrzymał ciśnienie. Jednego z kibiców Betisu poniosły emocje. W pewnym momencie… rzucił pełną butelką w głowę szkoleniowca Sevilli, Juande Ramosa. Doświadczony menedżer stracił przytomność i opuszczał murawę na noszach.
- W imieniu zarządu, sztabu trenerskiego oraz wszystkich związanych z tymi barwami, chciałbym przeprosić za wczorajsze wydarzenie. Tego typu sytuacje nigdy nie powinny mieć miejsca w trakcie meczu. Sprawca zostanie zidentyfikowany i należycie ukarany - zapowiadał ówczesny prezydent “Verdiblancos”, Jose Leon. Napastnika rzeczywiście odnaleziono, lecz nałożona “kara” opiewała na śmiesznie niską grzywnę w wysokości 275 euro. Zamknięcie Estadio Benito Villamarin na trzy spotkania również nie wynagrodziło takiego skandalu.

Chwilowe pojednanie

Nie było jednak mowy o żadnej wendecie czy wyrównywaniu rachunków, ponieważ kolejne derby stały się okazją do zawieszenia broni i zakopania wojennego topora. Andaluzja w sezonie 2007/08 wstrzymała oddech, gdy utalentowany wychowanek Sevilli, Antonio Puerta, w pierwszej kolejce La Liga zemdlał na murawie. Szybka interwencja medyków początkowo uratowała życie Hiszpana, który, jak się później okazało, doznał ataku serca. Niestety trzy dni później Puerta zmarł na skutek niewydolności wielu narządów wewnętrznych.
Tragiczna śmierć tak młodego zawodnika zjednoczyła dotychczas zwaśnionych kibiców, którzy wspólnie oddali zmarłemu należyty hołd. Prezes Betisu przyznał, że obie drużyny powinny traktować się jak bracia, rodzeństwo, bliską rodzinę. Kibice przyznali mu rację, zapominając o dawnych niesnaskach. W takiej chwili odeszły na bok spory i zadry.
W 2012 r. znów waśnie zostały odrzucone na dalszy plan. I niestety znów katalizatorem zbliżenia andaluzyjskich fanów okazał się przedwczesny zgon młodego piłkarza. Tym razem chodzi o Mikiego Roque, który w 2010 r. przywdział trykot “Verdiblancos”. Dwa lata później przegrał walkę z nowotworem w wieku zaledwie 24 lat. Obaj panowie z pewnością obejrzą dzisiejsze Gran Derbi z tzw. sektora Niebo.

Wielkie derby, wielka gra

Tego wieczoru nie należy spodziewać się jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Derby zawsze stanowią dodatkową motywację, a przeciągająca się przerwa od futbolu tylko wzmogła głód drużyn Rubiego i Lopeteguiego. Betis przystąpi do spotkania z niskiej, dwunastej lokaty, aczkolwiek spisywanie ich na straty byłoby lekkomyślne. Wszak “Verdiblancos” w ostatniej kolejce zdołali wyrwać komplet punktów z rąk Realu Madryt.
Z kolei gracze Sevilli mieli sporo czasu, aby przemyśleć swoje błędy i wyciągnąć konieczne wnioski. W dziewięciu ostatnich spotkaniach zanotowali tylko dwa zwycięstwa. Aby utrzymać miejsce na podium oraz palmę pierwszeństwa w Andaluzji, trzeba odwrócić złą kartę i nawiązać do jesiennych derbów. Bramki Luuka de Jonga oraz Lucasa Ocamposa zaważyły wówczas o prestiżowym triumfie.
Chociaż pierwszy gwizdek Mateu Lahoza - za tym panem akurat nie tęskniliśmy - zabrzmi dopiero o 22:00, zapasy nasyconych kofeiną napojów nie będą potrzebne. Zmrużenie oka w trakcie Gran Derbi na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan graniczy z cudem, o czym świadczą wyniki ostatnich potyczek.. W ubiegłym sezonie gospodarze wygrali 3:2, ale już dwa lata temu doszło do meczu rodem z kosmosu. Betis zdobył fortecę odwiecznych antagonistów i to w jakże kunsztownym stylu.
Mamy nadzieję, że dzisiejsze spotkanie posłuży za drobną rekompensatę wydłużających się tygodni, gdy murawy w Hiszpanii świeciły pustkami, a znudzeni kibice stawiali kolejne krzyżyki w kalendarzu. To nie będzie zwykły mecz. To nie będą zwykłe derby. Futbolowa machina w Hiszpanii rusza na nowo.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również