Toksyczne ruchy Lukaku. Sam ponosi winę, że nigdzie nie zbudował pomnika. "Następny śmierdzący rozdział"

Toksyczne ruchy Lukaku. Sam ponosi winę, że nigdzie nie zbudował pomnika. "Następny śmierdzący rozdział"
Andrea Bertani / Shutterstock.com
Kariera Romelu Lukaku to opowieść o nieustannym szukaniu globalnego uznania i absurdalnych porównaniach do Harry’ego Kane’a albo Karima Benzemy. Belg kilka razy opowiadał o tym jaki to jest niedoceniany, choć sam ponosi winę za to, że nigdzie nie zbudował pomnika. Teraz dopisuje następny śmierdzący rozdział. Piłka przyzwyczaiła do piłkarzy-chorągiewek, ale ten jest ponad skalą.
Wszyscy aż kipią od nienawiści. Kibice PSG straszą, że obetną palce Dusanowi Vlahoviciowi, jeśli ten przyleci do Paryża. Fani Interu mają odruch wymiotny na widok transferu Juana Cuadrado, a w Juventusie trwa protest z hasłem “Nie chcemy Lukaku”. To już nie są tylko internetowe żale, bo sprzeciw widać na ulicach. Brzuch kibica zaczyna krzyczeć. Są tam poczucie kłamstwa, zdrady i chęć bycia wysłuchanym. Internet pamięta: każdy pojedynczy całus herbu Interu i wywiad w “Sky”, w którym Lukaku pięć razy zarzekał się, że nigdy nie zagra w “Juve”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Piłka już wszystko widziała, więc sprawa Lukaku w ogóle nie dziwi. To stara, dobrze skalkulowana gra, w której piłkarz udaje, że kocha, a kibic przystawia ucho i kontroluje, czy piłkarz kocha żarliwie. Nie traktuje go jak zwykłego pracownika, ale jako członka rodziny. Na końcu oczywiście pojawia się syf, który można było przewidzieć. Lukaku całował też herby Evertonu, Manchesteru United i Chelsea. W żadnym nie zbudował z kibicami więzi, pozostawiając za sobą ponury klimat. Znowu wracają słowa Steve’a Walsha, byłego dyrektora sportowego Evertonu, który już lata temu stwierdził: - Uważajcie na niego, to rozwydrzony dzieciak.

Ziemia niczyja

Lukaku jeszcze przed finałem Ligi Mistrzów negocjował z Juventusem. Dawał też zielone światło agentowi na rozmowy z Aston Villą. Gdy w meczu z Manchesterem City usiadł na ławce, a w pierwszym składzie wybiegli Edin Dżeko z Lautaro Martinezem, miał tylko jedną myśl: uciekam stąd jak najszybciej. Długo nie komunikował swoich zamiarów. Dopiero, gdy Chelsea dogadała się z Interem w sprawie sprzedaży, zaczęły wyskakiwać kwiatki. Bo Lukaku nie chce być dłużej w Mediolanie u Simone Inzaghiego. Wrócił właśnie do Londynu, nawet jeśli Mauricio Pochettino nie widzi go w składzie. Nie ma go zresztą podczas tournee w Stanach Zjednoczonych, co powoduje, że na ten moment stąpa na ziemi niczyjej. Za drogi dla większości klubów. Za słaby i za mało perspektywiczny dla tych, którzy jak PSG szukają nr 9.
Juventus uparł się na Lukaku, po tym jak kciuk w górę podniósł Massimiliano Allegri. Dla niego to napastnik w stylu “Zrób to sam”, którego można byłoby wykorzystać inaczej niż Vlahovicia. Serb nie miał dobrego ostatniego sezonu, ale ciągle jest w wieku, w którym można dostać za niego sporą sumę. Dyrektor sportowy Cristiano Giuntoli w ciągu 72 godzin chce załatwić sprawę z wymianą napastnika, choć trzeba zakładać zwroty akcji, bo przecież Lukaku dalej kuszony jest przez Al-Hilal. Belg może nie jest najbardziej moralnym piłkarzem świata, ale ma to do siebie, że zawsze spada na cztery łapy. Rocznie mógłby zarabiać 30 mln, czyli ponad trzy razy więcej niż dziś w Serie A.

Brak logiki

Można dziś kwestionować, czy to piłkarz, za którego warto się zabijać. W trzynastu meczach, które Inter zagrał w Lidze Mistrzów, ani razu nie wyszedł w pierwszym składzie. W żadnym nie zagrał więcej niż 35 minut. Pudło w finale też nie zrobiło mu najlepszej reklamy. Jego 30 lat i coraz częściej pojawiające się kontuzję są sygnałem dla rynku. Lukaku nie zaliczy już drugiego takiego etapu jak u Antonio Conte. Smutne jest to, że mógłby być pamiętany w Interze z naprawdę solidnego dorobku, ale teraz nie ma już odwrotu. Jest postacią znienawidzoną, do tego stopnia parszywą, że długo zwodził nawet kolegów z klubu.
Trudno tak naprawdę nadążyć za tym, jakie procesy zachodzą w jego w głowie. Inter jest finalistą Ligi Mistrzów. Wygrał w minionym sezonie dwa krajowe puchary i za chwilę znowu zakręci się w europejskiej elicie. “Big Rom” dwa razy odbudowywał się na San Siro. Sam mówił o tym, że to klub, który uratował mu karierę, po czym nagle gra na transfer do drużyny, gdzie kibice kilka miesięcy temu wyzywali go od małp. Nie ma tam perspektywy gry w Lidze Mistrzów. Jest podobno kasa wyższa o 4 mln euro rocznie, ale gdyby tylko o pieniądze chodziło, to przecież obok jest też propozycja z Arabii.

Ciągle ta sama historia

Wizerunek wielkich piłkarzy budują nie tylko gole, ale też cała otoczka towarzysząca: to jakie wybory podejmujesz, co gadasz i czy wzbudzasz pozytywne emocje w miejscach, w których byłeś. Lukaku, choć wszędzie poza Chelsea strzelał regularnie, nigdzie nie napisał pięknej bajki. Wymuszał transfer w Evertonie, grając w koszykówkę u Paula Pogby, gdy akurat zaczynały się przygotowania do nowego sezonu. W Chelsea urządził medialną samowolkę, gdy w “Sky Italia” w środku sezonu narzekał na Thomasa Tuchela. Nawet w Manchesterze United już po odejściu udzielał nieprzychylnych wywiadów, mówiąc, że zrobiono z niego kozła ofiarnego.
Niesamowite jest to, że te trzy angielskie kluby zapłaciły za Belga w sumie ponad 200 mln euro. Szczególnie Chelsea może mieć kaca po tym jak rozbiła bank i zaproponowała mu najlepszą pensję w drużynie. Tuchel żartował wtedy, że Romelu jest w takie formie, że do zimy strzeli 60 goli, co dzisiaj wygląda żałośnie. Miał rację Jose Mourinho, gdy mówił o wielkim ciałem, ale kruchym wewnątrz piłkarzu. Lukaku musi cały czas czuć się kochany. Trzeba stawiać go w centrum, a jeśli na chwilę o nim zapomnisz jak Inzaghi, to szambo zaczyna wybijać. Nie ma znaczenia, ile razy gładziłeś herb i jak często całowałeś koszulkę przed kibicami.
To jest ten brakujący element, który nigdy nie pozwolił mu stać się napastnikiem, o którym tyle mówił w mediach. Był 2021 rok, gdy wyżalił się słowami: “Media nie stawiają mnie na tej samej półce, co Kane, Lewandowski i Benzema”. Im więcej czasu mija od tych słów, tym bardziej nikt ma wątpliwości, dlaczego tak się stało.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również