TOP 8 wpadek i anegdot komentatorskich. Relacja z krzaków, wzwód Cristiano Ronaldo i jądro Zbigniewa Bońka

Lista przebojów: TOP 8 wpadek i anegdot komentatorskich. Relacja z krzaków, wzwód Ronaldo i jądro Bońka
YouTube
Wpadki komentatorskie są zjawiskiem powszechnie znanym, wpisanym w zawód sprawozdawcy sportowego. Stara mądrość głosi, że nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Z drugiej strony, jak już robi, to niech lepiej nie popełnia błędów, bo mogą zapaść w pamięci ogromnej społeczności. Dzisiaj serwujemy wam z pełną odpowiedzialnością zestawienie ośmiu naszych zdaniem najlepszych anegdot oraz gaf komentatorskich. Zapraszamy!

Na trasie do Rostocku

Dalsza część tekstu pod wideo
Początki stacji Canal Plus w Polsce wcale nie należały do łatwych. W latach 90. rozkwitał przemyt rozmaitych dóbr materialnych zza zachodniej granicy do naszego kraju, ale żeby nasi dziennikarze musieli się wzajemnie szmuglować do Niemiec w celu zrelacjonowania na żywo meczu Bundesligi? Tego jeszcze nie grali.
Janusz Basałaj wyznaczył Edwarda Durdę oraz Romana Kołtonia do przeprowadzenia relacji ze spotkania pomiędzy Hansą Rostock, a VFL Wolfsburg. W Hansie występował wówczas Sławomir Majak. Basałaj przyznał im nawet firmowego busa, żeby mogli podróżować z całym nieodzownym do sporządzenia sprawozdania sprzętem. Jak się później okazało, nie tylko sprzęt przewozili na pokładzie, bowiem wśród kontrabandy znalazł się niejaki… Mateusz Borek.
Gdy do Rostocku mieli jeszcze około pięćdziesięciu kilometrów, nagle do Durdy zadzwonił telefon z programu Mini Sport Plus, żeby przedstawił raport przedmeczowy. Wobec tego zatrzymali się na autostradzie, pan Edward – zachowując przytomność umysłu – wyskoczył z auta, zanurkował sprintem na 60 metrów w krzaki, by nie było słychać ryku silników innych samochodów i zaczął nawijać:
Ostseestadion powoli się zapełnia, Sławomir Majak właśnie przywitał się z murawą, przeżegnał się. Za chwilę pozostali zawodnicy wybiegną na plac gry. Atmosfera sprzyjająca rozgrywaniu meczu. Dziękuję, oddaję głos do studia.
Sztuka improwizacji w ekstremalnie trudnych sytuacjach jest elementem bezcennym, jeśli mowa o pracy reportera sportowego. Edward Durda udowodnił, że głowę ma nie od parady. Szacunek!

Alfabet „Szpaka”

W naszym katalogu wpadek nie mogliśmy pominąć człowieka-legendy polskiego dziennikarstwa, a mianowicie Dariusza Szpakowskiego. Dla jasności: Szpakowski swego czasu potrafił przekazywać emocje z futbolowych aren, przenosząc odbiorcę transmisji w zupełnie inny wymiar, aż widz z rozkoszą wsłuchiwał się w niezapomniany głos słynnego komentatora.
Aktualnie pan Dariusz nadal teleportuje nas do odmiennych przestrzeni, tyle że za pomocą przejęzyczeń albo notorycznie popełnianych błędów na wizji. Przedstawiamy wybrane wpadki Szpakowskiego, które przeszły do kanonu reporterskiego faux-pas.
„I znowu niecelne trafienie”, „Cristiano Ronaldo w serii wzwodów”, „Niemcy poznali już potencję Messiego”, „Włodek Smolarek krąży jak elektron wokół jądra Zbyszka Bońka”, „Widzę, że rozbiera się Krzynówek, a więc Beenhakker skorzysta z jego usług”, „Hajto puścił Bąka lewą stroną”, „Giuly szuka szczęścia między nogami Campbella”, „Mecz został zakończony wygraną gości 3:3”, „Przy piłce Deco, który podrywa kolegów”, „Na państwa ekranach bracia Ronald i Frank de Boerowie, z których większość gra w Barcelonie”, „Proszę spojrzeć, jak wspaniale gracze Milanu siedzą na rywalu”.
Oczywiście, oprócz typowych potknięć językowych, zdarzają mu się takie, których nie sposób wymazać z pamięci. O ile raz w życiu można pokręcić nazwiska dwóch wybitnych zawodników, o tyle dwukrotna pomyłka podczas niespełna dwóch minut zakrawa na pewnego rodzaju uchybienie w pracy sprawozdawcy piłkarskiego… Maradona kontra Messi:
Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiamy pana Dariusza, życząc mu zdrowia!

„Smocze” opowieści

Któż nie uwielbiał obserwować zmagań piłkarskich z udziałem duetu Andrzej Twarowski-Tomasz Smokowski? Panowie byli nie do zajechania. Klasa, wiedza merytoryczna, towarzyszący temu dowcip. Naprawdę chylimy czoła. Zastanawialiście się kiedyś jak wygląda debiut Smokowskiego na tzw. „sitku”? Niech o tym opowie sam zainteresowany:
Mój pierwszy raz w roli komentatora sportowego to było spotkanie w Zabrzu, mecz Pucharu Intertoto, w którym Górnik mierzył się z KSC Karlsruher. Pamiętam, że Zabrzanie wysoko przegrali to spotkanie. Przygotowałem sobie cały gruby zeszyt z notatkami i nie wykorzystałem 95% tych notatek. Do dzisiaj mam świadomość, że bardzo bałem się powiedzieć cokolwiek na antenie, że zanim ułożyłem sobie w głowie, co chcę powiedzieć, to już dawno nie było sensu o tym mówić, bo już mijały trzy kolejne minuty. Taki był stres.
Jak widzicie, premierowe występy bywają skomplikowane, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzisiaj Tomasz Smokowski to nie tylko znakomity ekspert w dziedzinie futbolu, ale również marka nie do podrobienia.

Nudna autostrada i wyprowadzka kontrataku

Andrzej Janisz jest znany młodszej publiczności zwłaszcza z relacjonowania pojedynków wraz z Łukaszem Jurkowskim w formule MMA, ale dojrzalszej części widowni wrył się w pamięć z czasów komentowania potyczek piłki nożnej. W trakcie niemieckiego Mundialu w 2006 roku w swoim stylu, skwitował zawody w wykonaniu Portugalczyków krótkim zdaniem: „Gra Portugalii nudna jak autostrada z Lizbony do Porto”.
Na jego liście przebojów widnieją również takie kwiatki, jak: „Wziął stopy Krzynówka między swoje uda” czy „Halo! Nie, niestety, cisza kabla” przy próbie połączenia się z Bytomiem. Janiszowi akurat można wybaczyć, lecz np. Roman Kołtoń, który zarządził bezzwłoczną eksmisję pewnego elementu piłkarskiego rzemiosła to zupełnie inna para kaloszy: „Będzie starał wyprowadzić się kontratak”. Oby jak najprędzej znalazł nowy lokal mieszkalny.

Cisza w eterze

Ponownie wracamy do osoby Edwarda Durdy, ponieważ z nim łączy się kolejna anegdota, tym razem związana z Kazimierzem Węgrzynem. Węgrzyn ma to do siebie, że jest osobą barwną i nigdy nie wiadomo, jakim tekstem wypali za chwilę. Można z przymrużeniem oka użyć stwierdzenia, że to Quentin Tarantino polskiej piłki nożnej. Tzn. lepiej nie zagłębiać się w otchłani jego umysłu, bo drogi powrotnej można nie odszukać.
Durda i popularny „Kazek” komentowali kiedyś starcie piłkarskie z „dziupli”, czyli z siedziby telewizyjnej. Po czterdziestu pięciu minutach pojedynku Durda udał się przemierzać redakcyjne korytarze, ponieważ znikanie podczas przerw miał w zwyczaju. Wtem Węgrzyn otrzymał na słuchawki informację: „Panowie, wchodzicie za dziesięć sekund”. Sylwestrowe odliczanie: 3, 2, 1… i zdenerwowany pan Kazimierz rzekł: „Yyyy, dzień dobry państwu. Druga połowa przed nami…”. Zawiesił się, nie wiedząc, o czym ma dalej nawijać.
Na szczęście Durda wrócił z odsieczą i wszystko dobrze się skończyło, aczkolwiek fraza „cisza w eterze” nabrała w tamtym momencie całkowicie dosłownego znaczenia.

Ziewający Ballack i fruwający odbiornik

Mateusz Borek zalicza się do absolutnej czołówki dziennikarzy sportowych na krajowym podwórku. Dawniej ktoś nawet postawił tezę, że Borek to jedyny amerykański komentator w Polsce, czemu raczej mało osób się dziwi. Szyk, klasa, fachowe podejście do każdej omawianej kwestii oraz błyskotliwość. Wprawdzie to zamierzony zabieg – czy też wymierzony żart – pod adresem Michaela Ballacka, jednak warty odnotowania: „Ballack ziewa, chyba się nie wyspał, bo przecież mecz całkiem żywy”.
Jacek Laskowski też w gruncie rzeczy nie zwykł się mylić, a więc cytat, który za chwilę przeczytacie nie powinien was w żadnym stopniu zaskoczyć. Laskowski lubi bawić się słowem, przytaczać historyjki z życia zawodników, wnosząc przy tym wartość dodaną, czyli zgryźliwą lub ironizującą docinkę: „Ponoć jeden z kibiców w Katowicach wyrzucił telewizor przez okno. Następnym razem, jeszcze przed wyrzuceniem telewizora, przede wszystkim, proszę sprawdzić czy tam nie stoi nasz samochód pod oknem”. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci odbiornikiem!

„Tomek” w formie

Wstrzymał Anglię, zgnębił Wembley, a na sitku – piekło w gębie. Oczywiście, to sformułowanie dotyczy złotoustego Jana Tomaszewskiego. Ten to miał parcie na szkło. Napisałem „miał”? Wciąż ma! Często i gęsto puszcza w eter tak zaawansowane filozofie, że człowieka nieraz wyrywa z butów. Zarówno ze śmiechu, jak i ze smutku. Śmiech przez łzy.
Popularny „Tomek” zabłysnął chociażby takimi komentarzami: „Brak wyczucia percepcji prawej nogi”, „Ta radość jest niesamowita. Ludzie bawią się, tańczą się”, „Manualne właściwości nogi” czy „To nie był błąd – to był wielbłąd”.
Jednak istnym rodzynkiem wśród jego nieszablonowych tekstów jest: „I tak jak wszyscy komentatorzy, przepraszam za wszystkie błędy, jakie popełniłem, ale taka jest piłka”. No tak, przecież winna wszelkim pomyłkom dziennikarskim jest futbolówka. Że też nikt wcześniej na to nie wpadł…

Nieautoryzowany wywiad

Pawła Zarzecznego nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba, ale gwoli formalności: dziennikarz sportowy, działający na wielu płaszczyznach, obdarzony kapitalnym piórem. Przez jednych kochany, przez wielu znienawidzony, natomiast był to gawędziarz, którego bajania zawsze słuchało się z olbrzymim zaciekawieniem.
Człowiek posiadający umiejętność przykuwania uwagi. Operował słowem z niezwykłą lekkością oraz gracją. Często szorstki przy wyrażaniu własnych opinii, lecz za każdym razem puentował wypowiedzi w taki sposób, że trudno było się z nim nie zgodzić, albo – co jeszcze lepsze – zgodzić.
Tak czy inaczej, gdy odbywały się Mistrzostwa Świata we Francji w 1998 roku, Zarzeczny mieszkał w pokoju z pewnym reporterem, który pisał dla jednej z polskich gazet. Paweł nadał już swój tekst i leżał sobie spokojnie na łóżku w hotelowym pokoju, a ten zestresowany dziennikarz miotał się, ponieważ redakcja strasznie go cisnęła, żeby natychmiast przesłał materiał.
Nie miał zielonego pojęcia, na jaki temat ma napisać artykuł. Chodził po pokoju w tą i z powrotem, powtarzając: „Zabiją mnie w redakcji. Co ja mam wykombinować? No, zabiją mnie”. Nagle doznał cudownego olśnienia: „Już wiem! Zrobię wywiad z Guusem Hiddinkiem”. Po czym zaczął wymyślać pytania, na które sam udzielał odpowiedzi.
Ktoś powie, że trzeba mieć tupet, ale wtedy tego typu manewry dokonywały się na porządku dziennym, gdyż większość wiadomości zza kulis była dla zwykłego zjadacza futbolowego chleba nieweryfikowalna. Jakie są wasze ulubione lapsusy komentatorskie lub opowieści spoza anteny? Dajcie znać w komentarzach. I niech to będą „truskawki na torcie”!
Mateusz Połuszańczyk

Przeczytaj również