Totalna kompromitacja Mateu Lahoza w meczu FC Barcelony. Jak zakończyć rok po kretyńsku

Totalna kompromitacja Mateu Lahoza w meczu FC Barcelony. Jak zakończyć rok po kretyńsku
TimGroothuis
Derby Barcelona, tak na chłodno, chcieliśmy wam opisać pod kątem piłkarskim, ale zbieg dwóch okoliczności spowodował, że będzie nieco inaczej. Okoliczność pierwsza: piłkarze nie pokazali niczego szczególnego. Druga? Występ sędziego Mateu Lahoza, który przejdzie do historii.
Lahoz przyzwyczaił w Hiszpanii do tego, że uwielbia, gdy pokazują go w telewizji. Skupia na sobie uwagę kamer, ewidentnie celowo. Czuje się po prostu pierwszoplanowym aktorem widowiska piłkarskiego, czyli robi dokładną odwrotność tego, co dobry sędzia powinien.
Dalsza część tekstu pod wideo
Mateu Lahoz rozdał dzisiaj 15 kartek, w tym jedną pokazał Xaviemu, który przed tym spotkaniem… go chwalił. Na konferencji przed starciem z Espanyolem powiedział: - Lubię go. Komunikuje się ze wszystkimi, tłumaczy swoje decyzje i dużo rozmawia z zawodnikami. Myślę, że to dobrze. Może popełniać błędy, bo bycie sędzią nie jest łatwe. Przynajmniej wyjaśnia nam decyzje. Osobiście bardzo go lubię.
To był jeden z najgorzej poprowadzonych spotkań przez sędziego… minimum w tym wieku. I nie chodzi tu o poszczególne sytuacje, o gwizdanie w jedną stronę. Chodzi o chaos, który panował na boisku przez całe spotkanie, a zwłaszcza w drugiej połowie.
Zresztą po spotkaniu już sam Xavi zmienił narrację… - Już wcześniej mówiłem, że Mateu to taki sędzia, który kontroluje spotkanie, natomiast on dzisiaj doprowadził do tego, że ten mecz stracił jakikolwiek porządek. Jako trener chcesz poprawić drużynę pod względem taktycznym, więc nie mam pojęcia, co sędzia powiedział Jordiemu.
Ano właśnie, bo to Jordi Alba był tym, który w 4 minuty dostał dwie żółte kartki, a nie popełnił żadnego faulu. Generalnie był to mecz bardzo spokojny, bez jakiegoś napięcia między piłkarzami obu ekip. Ale jak widać rozdawanie kartek na prawo i lewo w tym roku nie skończyło się na mundialu.
Za to kiedy Leandro Cabrera kopnął leżącego na murawie Roberta Lewandowskiego, to mimo obejrzenia sytuacji przy VAR-ze, Lahoz pozostawił go w grze. Absurd gonił absurd.
Jeśli Szymona Marciniaka chwali się głównie za zarządzanie spotkaniem, za trzymanie zawodników w ryzach i ogólne nie wychylanie się podczas sędziowania meczu, to Lahoz był dzisiaj jego przeciwieństwem. Mimo że było to spotkanie derbowe, to piłkarze nie dali pretekstów arbitrowi, by rozdać tyle ’’kartoników” i by tyle razy (i to na jak długo) zatrzymywać grę.
Pozytywna informacja jest taka, że po tym sezonie Mateu Lahoz udaje się na emeryturę.
Jeszcze dwa aspekty piłkarskie… Robert Lewandowski zagrał przeciętnie, chociaż nie dostał dzisiaj wielu podań od swoich kolegów, tego na pewno zabrakło. Raz świetnie uciekł spod presji Oscara Gila i Viniciusa Souzy i wyskoczył do główki, ale nie trafił w bramkę. A najlepszą i jedyną klarowną okazję miał w końcówce meczu, gdy piłkę po rajdzie dograł mu Alejandro Balde, ale w sytuacji sam na sam Polaka zatrzymał Alvaro Fernandez, który kilka chwil wcześniej został bohaterem interweniując przy strzale Andreasa Christensena.
A Espanyol? Walczył, blokował swoje pole karne i miał Joselu, który z niczego wywalczył rzut karny, a potem uciszył Marca Andre Ter Stegena, który deprymował go przed wykonaniem ’’jedenastki”, skakał na prawo i lewo na pełnej szerokości bramki, a napastnik strzelił po prostu… w sam środek i tym samym dał Espanyolowi remis.

Przeczytaj również