W co celuje Górnik? Czy po okresie stagnacji zabrzanie znów zaprezentują porządny finisz?

W co celuje Górnik? Czy po okresie stagnacji zabrzanie znów zaprezentują porządny finisz?
asinfo
W komentarzach po wiosennych meczach Górnika Zabrze dominuje rozczarowanie. Trochę tak jakby Kopciuszek zabłądził, zmierzając na wymarzony bal i nie wiedzieć czemu znalazł się w lesie. Lubimy takie historie. Oto ubogi beniaminek ogrywa faworytów. Młodzi chłopcy wyrastają na gwiazdy ligi, a jego stadion wypełniają żądni kolejnych triumfów fani.
Dzisiaj trudno znaleźć fachowców, którzy wietrzyliby sensację jaką niewątpliwie byłby tytuł mistrzowski dla Górnika. Fakty są bezlitosne. Wiosną Jagiellonia zdobyła o 8, a Legia i Lech o 3 punkty więcej niż zabrzanie. Na dziewięć kolejek przed końcem sezonu strata do liderującej drużyny z Białegostoku, wynosząca 8 punktów, wydaje się nie do odrobienia.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bez symulacji

Przyjmując, że Górnik po sezonie zasadniczym zajmie 4. miejsce, w grupie mistrzowskiej rozegra cztery mecze na własnym boisku, także z liderem sezonu podstawowego. Jeśli przed 34. kolejką nadal będzie liczył się w walce o najwyższe cele, ten mecz może mieć dla zabrzan decydujące znaczenie.
Co ciekawe, wiele wyjaśni się dzisiaj i drugiego kwietnia. Liczę, że Górnik poradzi sobie z broniącą się przed spadkiem Sandecją, podczas gdy Lecha, Legię i Jagiellonię czekają naprawdę trudne sprawdziany w Krakowie, Gdyni oraz Lubinie.
Nie mam zamiaru przeprowadzać w tym miejscu symulacji czy bawić się w przewidywanie wyników spotkań, ponieważ ilość zmiennych jest na razie zbyt duża i czyni tak przyjemną zabawę mało sensowną.
W kontekście aktualnej kolejki należy jedynie zauważyć, że wszyscy rywale czołowej czwórki walczą o bardzo konkretne cele. Zagłębie i Arka o grę w grupie mistrzowskiej, a Wisła, o ile ogra Lecha, o włączenie się do walki o cel najwyższy. I to są naprawdę poważne motywacje, by nie odpuszczać faworytom.

Wzlot, stagnacja i…

Złośliwi twierdzą, że nic tak nie pomogło Górnikowi jak ciężka sytuacja finansowa klubu. Stawianie przez trenera Brosza na młodych polskich graczy zostało w tym krzywdzącym ujęciu po prostu wymuszone.
Teraz rozbrzmiewa tradycyjne „a nie mówiłem”, ponieważ wydaje się oczywistym, że właśnie ci młodzi nie unieśli ciężaru walki. Niewielkie rotacje w składzie, niedoświadczona obrona i „zacięty” Angulo. To nie są, moim zdaniem, nieprzezwyciężalne problemy.
Fakt, że licząc średnią wieku graczy defensywy, nawet z Suarezem i Kojem oscylujemy wokół 23 lat. Ale czy naprawdę Ekstraklasa to nie miejsce na naukę? Gdzie mają zdobywać doświadczenie młodzi polscy gracze, jeśli nie tutaj?
Może siedząc na ławkach rezerwowych albo wręcz na trybunach zagranicznych klubów? Jasne, młodzieżowa defensywa to i straty, ale jak poucza starodawne powiedzenie: Wojna trwa, straty muszą być!
Rodzi się pytanie, co dalej? Czy obecny sezon, który w zasadzie już można uznać za udany to jednorazowy wyskok czy początek marszu ku najwyższym celom? Takim choćby jak stabilizacja w ligowej czołówce.
Moim zdaniem perspektywy są dla Górnika naprawdę obiecujące, o ile włodarzom klubu wystarczy konsekwencji. Metoda budowy drużyny, mam wrażenie, została wypracowana i niech tak zostanie. Oby tylko nikt nie poczuł się zbyt wielki, silny i mądry, bo droga w dół zawsze jest dziwnie łatwa. 

Skąd się biorą gracze Górnika?

Po awansie do Ekstraklasy szeregi zabrzan zasilili między innymi: Kądzior, Wieteska i Bochniewicz. Zacznijmy od 22-latka wypożyczonego z Udinese, który ostatnie dwa lata spędził w rezerwach Grenady.
Nie dość, że sprowadzono reprezentanta młodzieżówki, którego styczność z poważnym futbolem była dotychczas znikoma, to dano mu w Zabrzu szansę i chłopak od razu stał się podstawowym graczem.
Trenera Brosza nie zniechęcił nawet słabiutki mecz debiutanta w Płocku. Siedem spotkań w pełnym wymiarze świadczy o pełnym przekonaniu sztabu szkoleniowego do umiejętności młodego stopera.
Wieteska to kolejny reprezentant kadry U-21. Niechciany w wielkiej Legii, gdzie zadebiutował, by potem ogrywać się na wypożyczeniach w pierwszej lidze. Te peregrynacje skończyły się dla niego szczęśliwie, a Górnik ma z niego pożytek nie tylko w defensywie. Sześć strzelonych przez stopera goli jest świetną rekomendacją. A Legia ma Astiza. Też dobrze.
Dla mnie szczytem w tym wszystkim jest pozyskanie Damiana Kądziora. W ubiegłym sezonie trzykrotnie widziałem go w barwach Wigier. Naprawdę nie trzeba być licencjonowanym trenerem, skautem czy innym menadżerem, by zauważyć jak bardzo ten gracz się wyróżnia.
Patrząc na jego grę myślałem o wojnie jaka rozegra się o niego pomiędzy Legią a Lechem, podczas gdy on cichutko wylądował w Górniku. Pewnie nie pasował mentalnie do naprawdę wielkiego klubu. Bywa i tak.

Popatrzmy optymistycznie

Po porcję optymizmu nie będę się cofał do lat świetności Górnika, a tylko o jeden skromny rok. Początek kwietnia 2017 nie był łatwy dla ekipy trenera Brosza. Dwunastego zabrzanie przegrywają na własnym stadionie 1:2 z Zagłębiem Sosnowiec, grzebiąc ostatecznie i tak już niewielkie szanse na awans do Ekstraklasy. Tak wówczas powszechnie sądzono.
Zadałem sobie trud i na potrzeby tego tekstu poczytałem komentarze kibiców Górnika sprzed roku. W zasadzie ich żądania sprowadzają się do dwóch kwestii: Brosz ma się wynieść, a młodzi usiąść na ławce, gdzie ich miejsce.
Wtedy, podobnie jak teraz, do końca sezonu pozostawało dziewięć kolejek, a Górnikowi brakowało 8 punktów do miejsca premiowanego awansem. Mało tego! Zdążył jeszcze po wygraniu z Bytovią zremisować bezbramkowo z Wigrami oraz ulec Chrobremu 0:2. Co było dalej wiemy wszyscy. W dziewięciu kolejkach kończących sezon Górnik zdobył 22 punkty i awansował.
Jasne, że rywale potykali się o własne nogi, wzajemnie odbierali sobie punkty, ale czy teraz nie może być podobnie? Kto widział Jagiellonię w Poznaniu albo Legię grającą z Wisłą może się przynajmniej zastanowić nad taką ewentualnością. Być może nie wiemy też wszystkiego i drużyna Górnika była przygotowywana w taki sposób, by najwyższą formę uzyskać na finiszu rozgrywek.

Kolejka do marzeń

Nie ukrywam, że obecny Górnik budzi moją sympatię, choć w żaden sposób nie jestem związany ze Śląskiem. Jego mecze są zajmujące, pada w nich sporo goli, a przede wszystkim nie ma w nich nudnej gry „po obwodzie”. Tych niekończących się akcji, które nie tworząc żadnego zagrożenia, są rzekomo świadectwem piłkarskiej dojrzałości.
Z przyjemnością oglądam młodych polskich graczy, zamiast niekończącej się parady Słowaków czy innych Słoweńców, którzy grają, bo ponoć są dużo tańsi. To dziwne, jeśli przyjmiemy, że Górnik jest taki biedny.
Teraz każdy mecz będzie najważniejszy. Dzisiaj moją pisaninę zweryfikuje śmiało zmierzająca do pierwszej ligi Sandecja, a już za tydzień Lech Poznań.
Zdobycie w tych meczach choćby 4 punktów otworzy przed Górnikiem nowe perspektywy. Wtedy można będzie poważniej pomyśleć o szansach. Jeśli Zabrze skończy sezon zasadniczy na czwartym miejscu, to przed newralgiczną, moim zdaniem, 34. kolejką, zagra u siebie z siódmą i ósmą drużyną ligi, a na wyjeździe z piątą.
Czy jest jakąś osobliwą fantazją, że Górnik może zdobyć w tych meczach 9 punktów i stanąć tak podbudowany do meczu z drużyną, która w sezonie zasadniczym zajęła pierwsze miejsce? Kolejne zwycięstwa będą tylko dodatkowym napędem dla drużyny, czołówka się zagęści, a emocje będą rosły. Generalnie, wszystko jest możliwe.
Jacek Jarecki

Przeczytaj również