Calcio w stanie rozkładu. Tu nie pomaga nawet Cristiano Ronaldo. Ale jest jeden promyk nadziei

Calcio w stanie rozkładu. Tu nie pomaga nawet Cristiano Ronaldo. Ale jest jeden promyk nadziei
Pacific / Press Focus
Kryzys finansowy, biurokracja, niezdolność do reform. Oto trzy główne grzechy calcio powodujące, że w każdy wtorek, środę i czwartek ich przedstawiciele dostają klapsy w Europie. Spójrzmy głębiej i zastanówmy się, dlaczego włoskie zespoły ciągle zawodzą na arenie międzynarodowej.
Ostatni triumf w Lidze Mistrzów? 2010 rok. Inter. W międzyczasie hiszpańskie drużyny sześciokrotnie podniosły trofeum, po dwa razy zrobiły to angielskie i niemieckie. Z pięciu najlepszych lig w Europie tylko Francja czeka dłużej, bo od początku powstania Ligi Mistrzów, jaką znamy w 1993 roku. Aby znaleźć okres większej posuchy należałoby wsiąść w wehikuł czasu i wrócić do lat, gdy Champions League było nazywane jeszcze Pucharem Europy. Włosi wówczas musieli wytrzymać 16 długich sezonów (od 1969 do 1985), gdy wreszcie cieszyli się z triumfujących na Starym Kontynencie piłkarzy Juventusu. Radość jednak zdusiły tragiczne wydarzenia na Heysel w Brukseli…
Dalsza część tekstu pod wideo

Gdzie się podział styl?

Obecna seria nie wygląda jednak jakby miała się szybko skończyć. We włoskich klubach próżno szukać prawdziwie mistrzowskiego projektu. Idący po Scudetto Inter ma swoje kłopoty finansowe, właściciele szukają inwestora, a więc istnieje zagrożenie, że w przyszłym sezonie skład “Nerazzurrich” będzie prezentował się zupełnie inaczej. Juventus sportowo jest najsłabszy od wielu lat, a Milan, po udanej rundzie jesiennej, jeszcze nie udowodnił, by w pełni można było tam mówić o przełamaniu kryzysu. Brak jakichkolwiek drużyn Serie A w ćwierćfinale tegorocznej LM ponownie otworzył debatę na temat stanu klubowego calcio. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje się dosłownie wszędzie.
Niewątpliwie do największych krytyków typowo włoskiego stylu grania należy Fabio Capello. Kto jak nie on mógłby zażarcie besztać trenerów? Na koncie ma nie tylko triumf w LM, ale też mnóstwo innych tytułów. Nie przebiera w słowach, gdy dziennikarze pytają go o słabości futbolu z Półwyspu Apenińskiego.
- Gramy zbyt wolno, brakuje nam intensywności, sędziowie w naszej lidze zbyt często przerywają rozgrywkę, maniakalnie gwiżdżą faule nawet przy najmniejszym kontakcie - grzmiał Capello podczas programu w “Sky Italia”.
Siedzący obok niego były wyborny piłkarz, Alessandro Costacurta, zgadzał się ze swoim byłym trenerem, ale jednocześnie podsunął kilka innych argumentów. Włoskie kluby odstają, owszem, poziomem grania, ale to przez to, że najlepsi zawodnicy na świecie po prostu omijają Włochy. Serie A nie jest tak bogata jak za jego czasów. Topowi gracze chętniej wybierają Anglię, Hiszpanię, a nawet Niemcy. Problem zauważa również Paolo Maldini, legenda Milanu, obecnie dyrektor techniczny “Rossonerich”. Przed starciem z Manchesterem United w Lidze Europy wykazał różnice między drugim zespołem Serie A, a wiceliderem Premier League. Zwłaszcza w przychodach rozbieżność jest zauważalna. To prawie 400 milionów euro. W obiektywnym rankingu firmy Deloitte Milan zajmuje trzydzieste miejsce. Przed nim znajduje się nawet Sheffield United, który przyszłą jesień rozpocznie z poziomu Championship.
Oprócz Porto i Borussii Dortmund wszystkie zespoły, które awansowały do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów, mają wyższe obroty niż przedstawiciele Serie A.

Stadiony w ruinie

Ile to już razy mówiło się o tragicznym stanie infrastruktury sportowej we Włoszech. O tym, ilu właścicieli z zagranicy próbowało wejść do ligi z wielkimi planami, tylko po to, by zobaczyć, jak rozpadają się o skały z powodu biurokratycznego i skorumpowanego systemu, działającego jak latarnia morska z przepaloną żarówką. Część stadionów sięga czasów mundialu Italia ‘90. Występujące w drugiej lidze Bari ciągle musi korzystać z rozpadającego się Stadio San Nicola, który teoretycznie może pomieścić prawie 60 tys. widzów, ale inżynierowie drżeli, gdy przed pandemią wchodziło na niego raptem 10 tys. fanów. Dopiero całkiem niedawno zamknięto ruderę Stadio Comunale Santa’Ella, na której swoje mecze rozgrywało Cagliari.
W porządku, kilka obiektów postawiono od nowa, parę innych wyremontowano, na kolejnych których projekty zatwierdzano za czasów Mussoliniego, założono dachy i zainstalowano krzesełka. To kropla w morzu potrzeb. Fakt, że lokalne władze i kluby są współwłaścicielami stadionów, jest solą w oku władz ligi. W jaki sposób osoby zainteresowane inwestycją we włoską piłkę miałyby wejść w struktury i wpompować miliony do klubu, którego obiektów nie da się zmodernizować?
Sprawę w ostatnich miesiącach najbardziej naświetlił Rocco Commisso, włosko-amerykański miliarder, właściciel Fiorentiny. Po przybyciu do Florencji miał wielkie plany dotyczące stadionu i kompleksu treningowego. Niestety, włoskie przepisy głównie wiązały mu ręce. Zbudowane w 1931 roku Artemio Franchi zawiera wiele unikalnych architektonicznych rozwiązań, na których zburzenie miejskie urzędy nie dawały zielonego światła.
- Biurokracja zabija Włochy - załamuje ręce Commisso w wywiadzie dla “Forbesa”. - Przy wszystkich pozwoleniach i zatwierdzeniach, od początku do końca, budowa nowego domu dla Fiorentiny może zająć od pięciu do dziesięciu lat. W rzeczywistości we Florencji rozmawiano o tym przez ostatnich 15 lat. Nie zrobiono nawet kroku do przodu w tej sprawie - dodaje.
15 lat. Żaden inwestor nie ma tyle cierpliwości. W Rzymie, na projekcie nowego stadionu dla AS Roma, James Pallotta spędził w sądach i urzędach sześć długich lat. Odbijał się od drzwi do drzwi, nie uzyskując ostatecznie żadnych zezwoleń. Sprawa rozbijała się proceduralnie tak długo, że projekt stał się nierentowny. Koncepcja “Stadio della Roma” żyła oficjalnie 3314 dni. Z pierwotnego planu wyrzucono wieżowce, kilkakrotnie zmieniano zakres i układ komunikacyjny, a gwoździem do trumny okazały się tąpnięcie gospodarcze i kryzys finansowy. Prezes nie wytrzymał i w końcu sprzedał klub Amerykaninowi Danowi Friedkinowi.
- Czuje się okropnie z powodu Rzymu i kibiców Romy. Jakiś kretyn zrujnował ten wspaniały projekt dla wszystkich. To smutne - gorzko podsumował niepowodzenia Palotta.

Światełko w tunelu

Gdy ex-właściciel Romy wywiesił białą flagę i ogłosił, że jest zainteresowany przejęciem jakiegoś angielskiego zespołu, we Włoszech kilka osób poszło po rozum do głowy. Przez parlament przeszła ustawa “Sbloccastadi”, to przepisy umożliwiające “odblokowanie stadionów”. Po dekadach zimy przyszła odwilż, politycy zgodzili się na zmiany w procedurach dotyczących prac związanych z obiektami sportowymi, które wcześniej uznawano za zabytki.
Czy dzięki temu nastąpi efekt domina? Wszystko krąży wokół praw telewizyjnych. To stacje, a teraz, coraz częściej, platformy streamingowe wykładają grube pieniądze na futbol. Kamery chcą widzieć najlepszych graczy kopiących w piłkę na pełnych i nowoczesnych stadionach. W końcu bowiem trybuny zaczną się zapełniać po pandemii. Serie A jak nigdy wcześniej wymaga dużo czułości i troski. Wymaga przywrócenia dawnej świetności, ale musi się to odbyć względnie szybko.
Być może zmniejszenie ligi może sprawić, że będzie wyglądać na bardziej elitarną. Pomógłby także większy hype na rozgrywki Ligi Europy. Kibice odwracają się od “pucharu pocieszenia”, ale powinni wiedzieć, że przed przeobrażeniami w klubowych rozgrywkach UEFA, włoskie ekipy osiągały sukcesy na wszystkich frontach: od Ligi Mistrzów, poprzez Puchar UEFA, aż po Puchar Zdobywców Pucharów. I na tej fali zdobywały popularność.
Promyk nadziei pada na calcio, gdy spojrzymy na nową generację. Włosi znów zaczęli produkować świetnych piłkarzy, których brakowało zwłaszcza w pokoleniu z późnych roczników ‘80 i wczesnych ‘90. Nicolo Barella, Federico Chiesa, Gianluigi Donnarumma napędzają tę ligę. Niebanalne indywidualności potrzebują jednak wsparcia instytucjonalnego ze strony rządzących. Samymi talentami nie można odtworzyć gotowej do walki z Anglikami piłkarskiej potęgi, która panowała Europą przez całe lata dziewięćdziesiąte.

Przeczytaj również