Wybitny sportowiec, wielki hipokryta. LeBron James chce walczyć z rasizmem, ale głównie się kompromituje

Wybitny sportowiec, wielki hipokryta. LeBron James chce walczyć z rasizmem, ale głównie się kompromituje
Kathy Hutchins/shutterstock.com
LeBron James to świetny biznesmen i wybitny sportowiec, jeden z najlepszych w całej historii swojej dyscypliny. Występy na parkiecie sprawiły, że dziś koszykarz należy do wąskiego grona najpopularniejszych osób na świecie. Jest idolem tłumów. Niestety, nie zawsze wykorzystuje to w słuszny sposób. Gdy trzeba mówić, milczy, a gdy niekoniecznie powinien zabierać głos, robi to ze zdwojoną siłą. Tak jak ostatnio, kiedy to wywołał kolejny skandal.
W ostatnich dniach filar zespołu Los Angeles Lakers nie mógł czarować na parkietach, bowiem zmagał się z urazem stawu skokowego. Chwilę przerwy w sezonie zasadniczym NBA wykorzystał na zwiększenie aktywności w social mediach, zwłaszcza w tematach, które elektryzują opinię publiczną. Wszyscy dobrze wiemy, że w Stanach Zjednoczonych incydenty związane z policją i osobami czarnoskórymi budzą wielkie kontrowersje. LeBron jeszcze podgrzał atmosferę.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Jesteś następny - napisał na Twitterze, publikując zdjęcie oficera policji, który kilka dni temu podczas interwencji zastrzelił 16-letnią Ma’Khię Bryant.

Siła argumentu, argument siły

Krótkie streszczenie całego zdarzenia, w wyniku którego zastrzelono nastolatkę:
Policja została wezwana do sprzeczki przez samą Ma’Khię. Po przyjeździe na miejsce zdarzenia okazało się, że nastolatka grozi rówieśniczce nożem. W internecie są dostępne drastyczne materiały wideo, które pokazują przebieg całej tragedii i moment zastrzelenia Bryant. Dziewczyna nie wykonywała poleceń policjanta.
Śmierć zbiegła się w czasie z ogłoszeniem wyroku w sprawie zabójstwa George’a Floyda. Nie trzeba nikogo przekonywać, że temperatura w USA była podniesiona do granic możliwości. Wobec Nicholasa Reardona, stróża prawa, który pociągnął za spust, oczywiście już toczy się postępowanie, aby ustalić, czy działał zgodnie ze swoimi uprawnieniami. Wiadomo w każdym razie, że wszystko w najbliższym czasie wyjaśni sąd. I tylko wymiar sprawiedliwości powinien zajmować się tą sprawą.
Wtedy na “scenie” pojawia się LeBron James, człowiek kochany przez miliony, którego nazwisko kojarzą zapewne ludzie nawet nieinteresujący się koszykówką. Tylko na Twitterze zawodnika Lakers śledzi prawie 50 mln użytkowników. Na Instagramie prawie drugie tyle. I ktoś z tak potężną siłą przebicia postanawia rozpocząć kampanię nienawiści wymierzoną w policjanta, któremu nawet nie udowodniono jeszcze winy i nie wiadomo, czy w ogóle taka miała miejsce.
- Na podstawie materiału dowodowego wiemy, że oficer podjął działania, aby chronić życie innej młodej dziewczyny - stwierdził Andrew Ginther, burmistrz miasta Columbus w Ohio, gdzie doszło do całego zdarzenia.
- Ze swoimi zasobami i wpływami powinieneś nauczyć się brać odpowiedzialność przed osądzeniem faktów. To haniebne i wyjątkowo lekkomyślne. Policjant uratował życie innej dziewczynie - napisało konto Narodowego Związku Amerykańskich Policjantów w odpowiedzi na tweet Jamesa.
O tym, jak nierozważne było to działanie, najlepiej świadczy fakt, że po kilku godzinach LeBron usunął feralny wpis. Miał idealną okazję, aby przyznać się do błędu, przeprosić za to, przyznać, że poniosły go emocje. O nie, nie. Rozgrywający zdecydował się wytłumaczyć tweeta z hasłem “Jesteś następny” w taki sposób, że został źle zrozumiany i wcale nie chodziło o napiętnowanie pojedynczego policjanta, a jego zdjęcie dołączone do wpisu ma być tylko symbolem głębszego problemu. 36-latek podkreśla, że domaga się wzięcia większej odpowiedzialności. Dotyczy to wszystkich… poza samym LeBronem.

Polityk w stroju meczowym

To naturalnie nie pierwszy raz, gdy koszykarz zabrał głos, aby wyrazić swój sprzeciw wobec nierówności rasowej w Stanach Zjednoczonych. Po śmierci George’a Floyda, LeBron zaczął wychodzić na przedmeczowe rozgrzewki w koszulce z napisem: “I can’t breathe”. Koszykarz znany jest z angażu w sprawy społeczne i polityczne. W 2016 r. gorliwie uczestniczył w kampanii prezydenckiej Hilary Clinton. Później otwarcie krytykował Donalda Trumpa, który wygrał wybory. W końcu inni zaczęli dostrzegać, że sportowiec zaczyna być pół-sportowcem, pół-politykiem.
- Polityka dzieli, świat sportu łączy. Dyscypliny jednoczą ludzi i właśnie to powinniśmy robić. Politycy powinni być politykami, a sportowcy sportowcami. Nie lubię, gdy zawodnicy z takim statusem, jak LeBron zaczynają bawić się w politykę. Chodzi mi o to, żebyś robił to, co potrafisz najlepiej - komentował Zlatan Ibrahimović.
Wypowiedział to człowiek, który sam w młodości padał ofiarą rasizmu, wykluczenia i dyskryminacji. Napastnikowi Milanu nie chodziło oczywiście o to, aby rolę sportowca ograniczyć do tego, że przez 90 minut kopie do bramki czy przez 48 rzuca do kosza. Sam “Ibra” przecież uczestniczył w kampaniach na rzecz równości. Kwestią pozostaje umiar. Odpowiedź LeBrona była natychmiastowa.
- Nigdy się nie zamknę w sprawach, które są złe. Będę korzystał ze swoich możliwości, aby poruszać i rozświetlać ważne tematy. Nigdy nie skupię się wyłącznie na sporcie, bo wiem, jaką siłę ma mój głos - przyznał James.
W tym momencie jednak niestety światło dzienne ujrzała hipokryzja czterokrotnego mistrza NBA.

Milczenie owiec

LeBron zapowiadał, że nigdy nie przemilczy ważnych spraw, a przecież już to zrobił. W 2019 roku świat koszykówki został zaangażowany w konflikt na linii Chiny - Hongkong. Kluby NBA od lat rozgrywają spotkania pokazowe na Dalekim Wschodzie, bowiem właśnie Chiny to główny ośrodek zainteresowania najlepszą koszykarską ligą świata. W sezonie 2017/18 finały NBA śledziło na żywo dwa razy więcej Chińczyków niż Amerykanów. Chiny to także kraj, w którym firma Nike, dożywotni sponsor LeBrona, zarabia rocznie 6 miliardów dolarów według danych agencji “Reuters”.
Wszystkim więc zależy, aby żyć w jak najlepszych stosunkach z państwem ze stolicą w Pekinie. Dwa lata temu Daryl Morey, menedżer generalny ekipy Houston Rockets, opublikował jednak kontrowersyjnego tweeta o treści: “Walcz o wolność. Popieraj Hongkong”. Było to pokłosiem krwawych protestów, które wybuchły na skutek działań Chin, by odebrać regionowi autonomię. Wtedy do mediów wyszedł LeBron James.
- Wielu ludzi mogło przez to ucierpieć. Trzeba uważać na to, co się tweetuje, co się mówi. Mamy wolność słowa, ale może być z nią związanych wiele negatywnych rzeczy. Nie chcę tworzyć żadnego konfliktu, ale myślę, że Daryl nie był odpowiednio wyedukowany w tej sprawie, a o niej mówił - stwierdził koszykarz.
Ten sam człowiek, który twierdził, że nigdy nie przemilczy ważnych dla niego spraw, nagle nie poparł intencji walki o wolność. W dodatku zarzucił Darylowi Moreyowi brak wiedzy na dany temat. Faktycznie, menedżer zamiast publikować dwa hasła mógł wspomnieć o trwających wiele tygodni protestach w San Uk Ling Holding Centre przy oficjalnej granicy Chin z Hongkongiem. Mógł wspomnieć o użyciu przez policję 10 tysięcy pojemników z gazem łzawiącym w ciągu dwóch miesięcy. Mógł wspomnieć o indonezyjskim dziennikarzu, który relacjonując wydarzenia sprzed dwóch lat, stracił oko od wystrzału gumową kulą przez chińskie służby. Mógł wspomnieć o tym, że Amnesty International potępiło działania komunistycznego reżimu, który stosował tortury wobec aresztowanych protestujących w Hongkongu. Daryl Morey opublikował jednak tylko hasło: “Walcz o wolność”. To wystarczyło, aby naruszyć amerykańsko-chińskie interesy.
- Jedną z najważniejszych wartości w Ameryce jest możliwość swobodnej wypowiedzi. Mamy prawo mówić o niesprawiedliwości. Rozumiem, że USA robi wiele interesów z Chinami, my rozumiemy ich wartości, oni nasze. To niefortunne, gdy ludzie mówią o czymś, na czym się nie znają, ale Daryl miał rację. Zawsze, gdy widzisz, że na świecie dzieje się zło, masz prawo powiedzieć, że to jest niewłaściwe. On to zrobił, miał do tego prawo - komentował Shaq O’Neal.
- Oświadczenie LeBrona jest niewiarygodne. “Wielu ludzi mogło ucierpieć”? Przez Daryla Moreya, który wyraził sympatię wobec demokracji? Wiadomość z ostatniej chwili: ludzie w Hongkongu są właśnie krzywdzeni, bici, strzela się do nich. Przez Chiny - dodał Josh Hawley, senator stanu Missouri.
LeBron przez wiele lat podkreślał, że nie jest tylko sportowcem, ale głosem ludu, uciśnionych, prześladowanych. Tych, których wypowiedzi są zduszone, pomijane, nie trafiają do setek milionów odbiorców. Ale kiedy rzeczywiście mógł wyrazić opinię w ważnej sprawie, zarzucał innym brak wiedzy. Ktoś powie, że może się wypowiadać o rasizmie w USA, ale niekoniecznie o chińskich sprawach, bo przecież tego nie dotyczą. Tylko że mówimy o zawodniku, który w trakcie kariery odwiedzał ten kraj ponad 15 razy. Tam zabawiał tłumy, wiedząc że w Chinach ligę NBA śledzi o wiele więcej ludzi niż w Stanach Zjednoczonych. Gra nie była warta świeczki, chociaż chodziło o tysiące maltretowanych istnień w Hongkongu.
“Trzeba brać odpowiedzialność za swoje tweety i słowa”.
Jak groteskowo brzmi to z perspektywy czasu, gdy wiemy, że LeBron opublikował zdjęcie policjanta, który zabił człowieka, pisząc że ten będzie następny. Jak groteskowo brzmią tyrady Jamesa w kierunku Ibrahimovicia, kiedy dwa lata wcześniej koszykarz postanowił schować głowę w piasek w imię kontraktów reklamowych i największego rynku widzów na świecie. LeBron James to wybitny koszykarz, to nie ulega wątpliwości. Ale powinien wziąć sobie do serca swoje ostatnie tweety i samemu wziąć odpowiedzialność za własne uczynki.

Przeczytaj również