Z Aston Villi wywieziony na taczkach. Gerrard w kadrze to wielka niewiadoma. "Dużo wątpliwości"

Z Aston Villi wywieziony na taczkach. Gerrard w kadrze to wielka niewiadoma. "Dużo wątpliwości"
fot. Craig Thomas/News Images/Pressfocus.pl
Steven Gerrard w kontekście reprezentacji Polski nie jest ciekawostką, ale realnym kandydatem do objęcia stanowiska selekcjonera. Do końca tego tygodnia Anglik ma przekazać wstępną odpowiedź PZPN - jeśli pokaże się zielone światło, ruszą prawdziwe negocjacje. Pytanie tylko, czy legendarny piłkarz naprawdę jest tym, któremu powinno się powierzyć proces odbudowy "Biało-czerwonych".
Aż do wczoraj grono zagranicznych szkoleniowców, którzy mogliby pracować w reprezentacji Polski, było ściśle określone. Herve Renard, Nenad Bjelica, Vladimir Petković i w zasadzie tyle. Niespodziewanie jednak do wyścigu włączył się także Steven Gerrard, który - można odnieść takie wrażenie - cieszy się względami działaczy. Sprawa nie jest jeszcze dalece zaawansowana, ale jak ustalił nasz redaktor, Tomasz Włodarczyk, PZPN czeka na odpowiedź Anglika do końca tego tygodnia (więcej TUTAJ).
Dalsza część tekstu pod wideo
Wypłynięcie kandydatury legendarnego piłkarza jest tyleż nagłe, co sensacyjne. W końcu jego rozstanie z Aston Villą nie przebiegało w atmosferze dziękowania sobie za szereg sukcesów, a ostatnio o 42-latku myślało Club Brugge, które ostatecznie sięgnęło po Scotta Parkera. Gerrard belgijską propozycję odrzucił, ponieważ jego celem wydawał się powrót do Premier League. Udana przygoda z "Biało-czerwonymi" mogłaby tę drogę skrócić w kontekście następnych lat, lecz wątpliwym jest, czy Anglik jawi się jako idealna dla nas kandydatura.
W końcu, w przeciwieństwie do Renarda oraz Petkovicia, nie ma on żadnego doświadczenia w prowadzeniu reprezentacji, zaś cały 2022 rok był w jego wykonaniu wielką klapą. W gruncie rzeczy mamy do czynienia z wielką niewiadomą.

Zniszczone marzenia

Przed rozpoczęciem sezonu 2022/23, Aston Villa sięgnęła po kolejnych piłkarzy z głośnymi nazwiskami. Diego Carlos, Leander Dendoncker, wykupienie Philippe Coutinho, Boubacar Kamara, a na koniec wypożyczenie Jana Bednarka. Gracze ci mieli pomóc Stevenowi Gerrardowi we wdrożeniu autorskiego projektu - podstawy wydawały się solidne, bo w końcówce poprzednich rozgrywek Anglik pokazał się z bardzo dobrej strony, a na skład narzekać nie mógł. W gruncie rzeczy "The Villans" dysponowali kadrą spokojnie mogącą myśleć o górnych rejonach tabeli. 10. miejsce traktowano by jako niedosyt.
Zamiary zostały jednak brutalnie zweryfikowane. Chociaż Gerrard miał komfortowe warunki pracy, to nie potrafił wycisnąć kropli z morza potencjału swoich zawodników. Rozczarowywał właściwie każdy - obrona popełniała irytujące błędy, atak należał do jednych z najmniej skutecznych w Premier League, zaś sam Anglik nie potrafił znaleźć recepty na problemy, konsekwentnie i niepotrzebnie trzymając się wcześniejszych założeń.
Cierpliwość włodarzy Aston Villi ostatecznie skończyła się po 11. kolejce. Nie było więc tak, że z Anglika zrezygnowano przy pierwszym potknięciu - po prostu uznano, że zatrudnienie szkoleniowca, który w ekipie Rangersów zdziałał cuda, w tym wypadku nie ma racji bytu. Dziwienie się było absurdalne - "Stevie G" zostawił drużynę na 17. lokacie w Premier League bez jakiejkolwiek przewagi punktowej nad strefą spadkową. Zostawił też drużynę pozbawioną autorskiego sznytu, bo za taki trudno uznać jeden z flagowych pomysłów 42-latka, czyli przesunięcie Matty'ego Casha w bardziej ofensywny sektor boiska. Zostawił klub zdobywając średnio 1,18 punktu na mecz. Przepadł.

Mózg operacji

Jedną z przyczyn szalenie rozczarowującego pobytu na Villa Park, który szerzej opisywaliśmy już TUTAJ, było odejście Michaela Beale'a. Oczywiście, wielu szkoleniowców znacząco korzysta z pomocy swoich asystentów, często wykonujących genialną pracę pod względem taktycznego przygotowania zespołu - sir Alex Ferguson współpracował z Carlosem Queirozem, Juergena Kloppa wspierał Željko Buvač, zaś Brian Kidd współbudował Manchester United, Anglię czy Manchester City. Problem w tym, że związkowi Stevena Gerrarda i Beale'a bliżej do relacji Andrija Szewczenki i Mauro Tassottiego.
Do legendy Liverpoolu, tak jak do Ukraińca, przylgnęła bowiem łatka szkoleniowca uzależnionego od swojego asystenta. Gdy współpracownik "Steviego G" zdecydował się pójść na swoje i przejął Queens Park Rangers, Aston Villa zaczęła grać wyraźnie słabiej. Żeby jednak było jeszcze bardziej ciekawie, to Beale znakomicie odnalazł się na poziomie Championship, a prowadzony przez niego klub z rozpędem dostał się do strefy barażowej. Nagrodą za te wyniki była propozycja pracy w Wolverhampton, ostatecznie odrzucona na rzecz Rangersów, których Anglik udanie prowadzi od listopada 2022 roku.
42-latek udowodnił, że naprawdę był mózgiem operacji pod tytułem Aston Villa, co nie udało się choćby wspomnianemu Buvacowi, który rozmienił się na drobne po rozstaniu się z Kloppem. Beale nie dość, że nie przepadł, to doskonale radzi sobie w drużynie, którą kiedyś oficjalnie kierował sam Gerrard. Średnia byłego asystenta, to w tym momencie 2,67 punktu na mecz, a Rangersi w końcu realnie gonią Celtic - od 9 listopada nie przegrali ani jednego spotkania.
Jeśli ktoś z niedawnego duetu "The Villans" może żałować rozstania, to niewątpliwie jest to Steven Gerrard. Pozostawiony na placu boju Anglik nie zdołał się obronić, wypunktowano jego wszystkie niedociągnięcia. Stwierdzenie, że zbieżność czasowa klęski na Villa Park z odejściem Beale'a, to czysty przypadek, jest ślepym zapatrzeniem się na postać wspaniałego niegdyś piłkarza na zasadzie gombrowiczowskiego "wielkim poetą był".

Ale

Jednocześnie odgórne skazywanie Stevena Gerrarda na niepowodzenie nie jest najbardziej rozsądnym podejściem do sytuacji. Oczywiście, wątpliwości są i to duże, ale na korzyść Anglika niewątpliwie działa fakt, że ze wszystkich kandydatów cieszyłby się największym szacunkiem w szatni, wynikającym z jego piłkarskiego autorytetu. Specyfika pracy z kadrą jest zaś taka, że czynnik ten potrafi odgrywać naprawdę dużą rolę, szczególnie wtedy, gdy nie dojeżdżają kompetencje czysto trenerskie.
Mówimy w końcu o postaci legendarnej dla angielskiego futbolu, niekwestionowanej legendzie Liverpoolu i jednym z najlepszych pomocników w historii Premier League. To CV jakim niewiele osób jest w stanie się pochwalić i coś, co w teorii mogłoby zrobić wrażenie nawet na Robercie Lewandowskim i Wojciechu Szczęsnym, nie mówiąc już o pozostałych zawodnikach naszej reprezentacji. Możemy tę kwestię marginalizować, spychać na boczny tor, ale nie zdziwię się, jeśli odegra ważną rolę w całym procesie rozpoczętym przez PZPN.
Kolejną sprawą jest to, że "Biało-czerwoni" potrzebują medialnego uzdrowienia, przestawienia wajchy. Pod tym względem trudno wyobrazić sobie kandydata lepszego niż Steven Gerrard. O Angliku notorycznie jest głośno, jego nazwisko działa jak magnes, a od wczorajszych doniesień zostało już przepuszczone przez tryby największych koncernów medialnych Wielkiej Brytanii. Tego pozytywnego fermentu PZPN łaknie po ostatnich przejściach z Czesławem Michniewiczem.
Wciąż jednak powinna tlić się świadomość, że 42-latek jest rozważany nie do roli ambasadora reprezentacji Polski, a do jej selekcjonera. A to coś więcej niż mocna marka, autorytet w szatni i możliwość pochwalenia się współpracą z dwoma kadrowiczami, przy czym jeden z nich wolałby o tym nie pamiętać. Obyśmy i my nie musieli usuwać "Steviego G" z głębin naszej świadomości.

Czy Steven Gerrard to dobry kandydat na selekcjonera reprezentacji Polski?

  • TAK26.18%
  • NIE73.82%

Przeczytaj również