Z Walią taka obrona nie przejdzie. Nieprawdopodobne, co zrobili Bednarek i spółka. "Żal było patrzeć"

Z Walią taka obrona nie przejdzie. Nieprawdopodobne, co zrobili Bednarek i spółka. "Żal było patrzeć"
Pawel Andrachiewicz / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski21 Mar · 23:00
Fajnie, ograliśmy Estonię 5:1 i mamy finał baraży do EURO 2024. W teorii jest to gigantyczny powód do zadowolenia. Ja jednak będę narzekał, bo z Walią chciałbym się miło zaskoczyć, a nie przykro rozczarować. A po czwartkowym meczu i ewentualnym hurraoptymizmie bliżej byłoby do tego drugiego wariantu.
Reprezentacja Polski zdołała osiągnąć rzecz niebywałą. Chociaż Estonia leżała na deskach i prosiła już o litość, to biało-czerwoni zdołali stracić bramkę. Do 78. minuty rywale byli mniej zaangażowani niż nasza kadra w mundialowej potyczce z Argentyną, co samo w sobie jest pewnym osiągnięciem. Niemniej nawet ten jeden zryw wystarczył, aby defensywa kadry Michała Probierza się skompromitowała. Trudno mi inaczej nazwać to, co zaprezentowała obrona przy akcji Estończyków. Wystarczyło zrobić cokolwiek, doskoczyć do przeciwnika, albo nie wpuścić strzału, który leciał w środek bramki. Oczekiwania te okazały się jednak zbyt wygórowane.
Dalsza część tekstu pod wideo
Cała pierwsza linia mogła w czwartkowym spotkaniu usiąść sobie w kółeczku, ułożyć pasjansa, nawet rozpalić grilla. Na dobrą sprawę telewidzowie nie mają pewności, czy zamiast Wojciecha Szczęsnego nie stanął Jan Tomaszewski. Naszego bramkarza nie było widać, Estończycy nie pochodzili pod pole karne, a sam golkiper nie brał też udziału w rozegraniu piłki. Ponadto jego postawa przy strzale Martina Vetkala była tak energiczna, że przez głowę mi przeszło, czy wspomniana podmianka naprawdę nie nastąpiła.
Nie sądziłem, że po takim meczu będę musiał krytykować defensywę, ale inaczej się nie da. Z Walią taka gra nie przejdzie. Walia, ręczę, nie pozwoli na złapanie dwóch beznadziejnie głupich kartek w 30 minut. Walia nie wpuści od tak pięciu goli. Walia jest przeciwnikiem znacznie bardziej poważnym, Estonia poważna nie była zupełnie. Nie oznacza to jednak, że nasza reprezentacja mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek rozprężenie. To nie był mecz charytatywny polityków z gwiazdami TVN, nieszczególnie zależało mi na tym, żeby ichniejszy Ryszard Kalisz trafił do siatki. Obrońcy - z zaspanym Janem Bednarkiem na czele - powinni się wstydzić. Żal było patrzeć.
Jeśli nie potrafimy zachować koncentracji przy takim wyniku, to jak pokładać nadzieję, że w innych spotkaniach będzie lepiej? Z Mołdawią albo Czechami lepiej nie było, defensywa wciąż pozostaje problemem Probierza.
W końcu bramkowa akcja Estończyków obnażyła to, co mogliśmy zauważyć już wcześniej. Pierwsza nerwówka w meczu nie była związana z wydarzeniami w "szesnastce" przyjezdnych, ale w naszym polu karnym! Daleki wyrzut z autu, jakieś niefrasobliwe wybicie i konieczność walki o górną piłkę. Gdyby udało się zachować czyste konto, pewnie machnęlibyśmy na to ręką. Ale się proszę państwa nie udało. Jest to śmieszne i bolesne tym bardziej, że Estończycy - na boga - grali w "dziesiątkę". Przyznaję, że przemawia przeze mnie w tym momencie strach, bo naprawdę bardzo chcę, aby nasza reprezentacja pojechała na EURO. Tymczasem, nawet mimo 5:1, dominuje we mnie niepewność związana z tym, co stanie się w naszych tyłach.
Reprez
Mateusz Porzucek / pressfocus

Powtarzalność godna ubolewania

Oczywiście, pozytywne rzeczy też w tym meczu znajdziemy, nie trzeba się szczególnie w tej kwestii starać. Jakub Piotrowski zaliczył występ tak błyskotliwy, jak tylko mógł on być na tle czwartkowego rywala. Wiatr, ale i też pewien konkret, zrobił Nicola Zalewski. Na indywidualne docenienie, pewnie w nieco mniejszej skali, zasługują Przemysław Frankowski czy Piotr Zieliński, ale zdaje się, że nieco zbyt mało graliśmy środkiem boiska. To wniosek podparty między innymi tym, że nasze dośrodkowania nie należały do najlepszych. Czy to oznacza, że znowu będę narzekał? Ano tak.
Reprezentacja Polski wykonała w barażowym spotkaniu 17 (!!!) rzutów rożnych. Za kadencji Michała Probierza jest to wynik rekordowy, wcześniej nie przekroczyliśmy nawet 8. Próżno jednak w tych liczbach doszukiwać się pieśni pochwalnych. Szkopuł tkwi w tym, że stałe fragmenty nie przyniosły nam nic. Mogłoby ich nie być. Żadnego ciekawego i skutecznego wariantu. Gdy raz pokusiliśmy się o rozegranie piłki z rzutu wolnego, to efekt był do przemilczenia. Skuteczności nie przynosiły też, w znamienitej większości, normalne centry, brakowało sposobu na zaskoczenie Estończyków. Znów mnie to martwi, wszak Walijczycy, nawet jeśli podążymy wyłącznie utartym schematem opinii o drużynach brytyjskich, na stałych fragmentach akurat się znają. My zaś niezmiennie się z nimi siłujemy, ale póki co byk nie daje sobie łba ukręcić, próżno wskazać potencjalnego Herkulesa.
W wypadku gry otwartej dośrodkowania były już nieco lepsze. Trafienie Piotra Zielińskiego zostało wypracowane w ten sposób przez Nicolę Zalewskiego. Inna sprawa, że, jak na liczbę naszych prób, to skuteczność wciąż nie powala na kolana. Najlepszym dowodem postawa Tymoteusza Puchacza. Zmienił kontuzjowanego Matty'ego Casha i za punkt honoru postawił sobie jedno - pobić rekord niecelnych wrzutek w pole karne. Nie wiem, czy mu się udało, ale rękawica niewątpliwie została rzucona. Według Sofascore posłał ich 11, a piłka do adresata doleciała raz. Chyba, że był nim ktoś inny niż kolega z drużyny, w takim razie przepraszam.
Tymoteusz Puchacz w meczu Polska - Estonia
Mateusz Porzucek / pressfocus
Wreszcie nie wypada przemilczeć tego, jak kiepsko wypadli Robert Lewandowski i Karol Świderski. Żaden z naszych napastników nie był realnym zagrożeniem dla Estończyków. Uderzenia ze strony "Lewego" były kompletnie nieprzekonujące, dwie okazje zmarnował. "Świderek" zaś pokazywał się w jeszcze mniejszym stopniu, oddał raptem trzy strzały. Pokazuje to, jak wielki mieliśmy problem ze stworzeniem sobie sytuacji w obrębie pola karnego rywali. Nie dajmy się zwieść wynikowi, przed Walią czeka nas mnóstwo pracy. Udało się, cieszmy się z tej wygranej, ale niech kadrowicze zadbają, aby nie był to jednorazowy wyskok.

Przeczytaj również