Barcelona szuka następcy Alby? Kilku miała pod ręką. Dziś brylują w innych klubach. "Na Camp Nou mogą żałować"

Barcelona szuka następcy Alby? Kilku miała pod ręką. Dziś brylują w innych klubach. "Na Camp Nou mogą żałować"
Stanislav Vedmid / Shutterstock.com
FC Barcelona szuka zastępcy i docelowo następcy Jordiego Alby. Może byłoby to łatwiejsze, gdyby “Duma Katalonii” w minionych latach nie oddała wielu ciekawych lewych obrońców za półdarmo. Na Camp Nou mają czego żałować.
Są takie pozycje w Barcelonie, do których niektórzy piłkarze są wręcz przyspawani. I tak jak w roli defensywnego pomocnika “Blaugrany” trudno byłoby sobie wyobrazić kogoś innego niż Sergio Busquetsa, tak na lewej stronie obrony od dekady niekwestionowanym numerem jeden jest Jordi Alba. W trakcie tych dziesięciu lat zmieniali się na Camp Nou trenerzy, z klubu odchodzili kolejni doświadczeni i zasłużeni dla niego zawodnicy, a przy lewej stronie boiska wciąż biega zawodnik urodzony w katalońskim L'Hospitalet de Llobregat. Nie ma jednak żadnego sensownego zmiennika, zastępcy czy docelowo następcy. Jeszcze nie ma.
Dalsza część tekstu pod wideo
W Barcelonie chcieliby solidnego konkurenta dla Alby z kilku powodów. Przede wszystkim dałoby to możliwość większej rotacji składem. Co więcej, nowy zawodnik mógłby jednocześnie odpowiednio przygotować się do przejęcia schedy po doświadczonym Hiszpanie, gdy ten zdecyduje się zakończyć karierę lub opuścić stolicę Katalonii. Proste? Proste. Problem w tym, że “Barca” szuka piłkarzy na rynku, w transferowym bloku startowym czeka Marcos Alonso, tymczasem wielu potencjalnych następców Alby przewinęło się w ostatnich latach przez słynną La Masię. Większość z nich nigdy nie dostała jednak poważnej szansy na Camp Nou i stanowi teraz o sile innych zespołów. Oto oni.

Marc Cucurella

Spośród lewych obrońców wychowanych przez Barcelonę to chyba obecnie najgorętsze nazwisko. 24-latek na początku sierpnia stał się bowiem bohaterem największego transferu na tej pozycji w dziejach futbolu. Chelsea zapłaciła za niego Brighton około 60 milionów euro. “Barca” oczywiście może żałować, że w pewnym momencie tak łatwo odpuściła Cucurellę, ale akurat spośród wszystkich swoich wychowanków na nim zdołała przynajmniej coś zarobić. Gdy dwa lata temu Katalończyk po udanym okresie wypożyczenia trafił na stałe do Getafe, klub z okolic Madrytu zapłacił za niego 12 milionów euro. “Azulones” już po roku sprzedali go do Brighton, a teraz Hiszpan po udanym debiutanckim sezonie w Premier League ma pomóc Chelsea w powrocie na szczyt.
- Odejście z Barcelony było dla mnie ciężką decyzją. Mieszkałem tam przez całe życie, w stolicy Katalonii wciąż żyje moja rodzina. Przeprowadzka do zupełnie innego miasta i do klubu grającego w kompletnie odmiennym stylu to jednak spore wyzwanie. Wiedziałem, że muszę zrobić ten jeden krok w tył, by po prostu pojawiać się na boisku jak najczęściej. Być może ta decyzja o odejściu z Barcelony do nieco mniejszego zespołu była jedną z najlepszych w moim życiu. Tam dostałem swoją szansę. Gdybym postąpił wówczas inaczej, niewykluczone, że na długo zostałbym przykuty do ławki rezerwowych i nigdy nie zagrałbym w takim klubie jak Chelsea - powiedział niedawno Cucurella na łamach “football.london”.

Alejandro Grimaldo

Ciekawe, jak potoczyłaby się kariera innego wychowanka Barcelony, gdyby zdecydował się czekać na debiut w pierwszym zespole “Dumy Katalonii”. Alejandro Grimaldo był i tak dość cierpliwy, bo przez 3,5 roku występował w rezerwach “Barcy”. Nigdy nie dostał jednak szansy w “jedynce”. Kiedy zimą na przełomie 2015 i 2016 roku jego kontrakt zbliżał się ku wygaśnięciu, postanowił zamienić “Blaugranę” na Benfikę.
Mimo że w Lizbonie na początku również nie był pierwszym wyborem do składu, z miesiąca na miesiąc jego pozycja w zespole się umacniała. Od ponad pięciu lat jest jednym z kluczowych zawodników “Orłów”, bez którego kibice Benfiki nie wyobrażają sobie ich drużyny. 26-latek łącznie rozegrał dla zespołu z Lizbony w sumie 166 ligowych meczów, w których zanotował 14 goli i aż 41 asyst. Jak na pozycję lewego obrońcy są to statystyki co najmniej przyzwoite.
- Barcelona zawsze była moim domem, a przecież nigdy nie powinno się całkowicie zamykać do niego drzwi, nie będę tego ukrywał. Dorastałem tam i gra dla tego klubu od małego była jednym z moich największych marzeń. Żyłem w La Masii, tam dojrzewałem jako piłkarz, ale wyniosłem stamtąd również wiele wartości życiowych. Jestem bardzo dumny z mojego czasu spędzonego w akademii “Barcy”. Jeśli strzelę gola, nie będę go świętował - mówił na łamach “Mundo Deportivo” przed listopadowym spotkaniem Benfiki na Camp Nou (ostatecznie w tym meczu padł bezbramkowy remis, ale to i tak Portugalczycy wyszli z grupy Ligi Mistrzów kosztem właśnie Barcelony).

Sergio Gomez

Swego czasu na Grimaldo mocno polował Manchester City, który tego lata sprowadził do siebie innego wychowanka Barcelony, Sergio Gomeza. 21-latek niczym Ołeksandr Zinczenko z Arsenalu jest dość mocno uniwersalnym piłkarzem i w przeszłości występował zarówno na obu skrzydłach, jak i w środku pomocy. Niech o jego ofensywnym usposobieniu najlepiej świadczy fakt, że w młodzieżowych reprezentacjach Hiszpanii zdarzało mu się grać z “dychą” na plecach.
I choć jeszcze stosunkowo niedawno, bo wiosną tego roku, w kadrze U-21 rzucano go po ofensywnych pozycjach, to jednak sezon 2021/22 w Anderlechcie spędził niemal w całości na lewym boku defensywy. Prezentował się na tyle dobrze, że “The Citizens” postanowili wyłożyć na niego 11 milionów funtów, co uczyniło go najdrożej sprzedanym defensorem w historii belgijskiego klubu.
- Nie żałuję odejścia z Barcelony. W Borussii, do której wtedy trafiłem, nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem, ale to tam właśnie stałem się już tak na dobre profesjonalnym zawodnikiem. W Dortmundzie pod wieloma względami się rozwinąłem i jestem dumny z tego kroku, choć nie przełożyło się to na zbyt wiele minut na boisku. Kiedyś byłoby oczywiście świetnie powrócić do Barcelony, czyli klubu, który mnie de facto ukształtował. Jestem wdzięczny, że swego czasu dali mi tę szansę i mam nadzieję, że w przyszłości zagram jeszcze na Camp Nou - powiedział na kilka tygodni przed transferem do City na łamach katalońskiego “Sportu”.

Juan Miranda i Alex Moreno

Dzieli ich siedem wiosen, ale łączy nie tylko pozycja na boisku i klub, w którym się wychowali, lecz również obecny pracodawca. Obaj są bowiem aktualnie zawodnikami Betisu - Miranda od roku, a Moreno od trzech sezonów. Póki co w rywalizacji o miejsce na lewej stronie defensywy lepszy jest starszy Moreno. To właśnie 29-latek rozpoczął również nowe rozgrywki w podstawowym składzie, podczas gdy Miranda w meczu z Elche wszedł na boisko jedynie na ostatnie trzy minuty.
Ich drogi na Estadio Benito Villamarin były odmienne. Moreno po opuszczeniu La Masii najpierw musiał otrzaskać się w niższych ligach hiszpańskich, zanim dostał angaż w Rayo Vallecano, którego graczem był między latami 2014 i 2019, z roczną przerwą na wypożyczenie do Elche. Miranda z kolei zdołał natomiast rozegrać nawet cztery spotkania w dorosłej drużynie “Blaugrany” (lecz żadnego ligowego), zanim najpierw zdecydował się na wypożyczenie do Schalke, a potem do Betisu. Po udanym okresie spędzonym w Sewilli “Verdiblancos” zdecydowali się ściągnąć go do siebie na stałe, co oznaczało dla niego powrót w rodzinne strony.
- Kiedy zdecydowałem się jako młody chłopak na przejście do Barcelony, ciężko było opuścić mój dom. Razem z rodziną uwierzyłem jednak w słuszność tej zmiany. Wszystko potoczyło się dobrze, dzisiaj jestem profesjonalnym piłkarzem i czuję się bardzo szczęśliwy. Lata temu Betis mnie już obserwował. Od małego byłem człowiekiem tego klubu, to jemu kibicuje moja rodzina. W futbolu wszystko jest możliwe i nic tak naprawdę nie jest nigdy pewne aż do ostatniej chwili. Powrót do Betisu był jednak dla mnie od zawsze opcją numer jeden - powiedział w rozmowie z “RTV Betis” Miranda, który zanim trafił do La Masii, przez kilka lat szkolił się w akademii “Verdiblancos”.

Są i będą kolejni

W Hiszpanii z większym i mniejszym powodzeniem grają też inni lewi defensorzy, którzy piłkarskiego fachu uczyli się w stolicy Katalonii. Po udanym okresie w Mallorce w tym okienku transferowym do Espanyolu trafił Brian Olivan. 28-latek rozpoczął zresztą nowy sezon w pierwszym składzie “Papużek”. Podstawowym zawodnikiem FC Andorry, beniaminka należącego do Gerarda Pique, jest z kolei Marti Vila, który w 2018 roku wraz z “Dumą Katalonii” wygrał Ligę Młodzieżową UEFA. Zaś w lidze portugalskiej, po nie do końca udanych kolejnych wypożyczeniach z Villarrealu, swoich sił spróbuje Xavi Quintilla, nowy piłkarz Santa Clary.
W kolejce znajdują się następni lewi obrońcy, którzy nie zdołali przebić się do pierwszego składu Barcelony, a już niedługo mogą stać się solidnymi defensorami, tyle że już w innych klubach. Jose Marsa rok temu zamienił drugi zespół “Blaugrany” na rezerwy Sportingu i pod koniec maja tego roku zadebiutował w pierwszej drużynie “Lwów”. Arnau Sola tego lata podpisał kontrakt z Almerią, ale póki co ma się oswoić z seniorskim futbolem na dwuletnim wypożyczeniu w Realu Murcia. A przede wszystkim nie wiadomo, co stanie się z Alejandro Balde, który na dziś jest jedynym zmiennikiem Alby.
Alby, który zdobył w sumie z Barceloną 15 trofeów i jest obecnie zdecydowanie jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w całej kadrze “Blaugrany”. Jego zasługi dla klubu są niepodważalne, ale “Duma Katalonii” musi też wreszcie spojrzeć w przyszłość. Tak jak powoli do składu wprowadzani się kolejni środkowi pomocnicy, którzy mogliby kiedyś zastąpić Sergio Busquetsa, tak Barcelonie niezbędny jest następca Alby. Większość z wyżej wymienionych obrońców opuściła Camp Nou, bo nie była w stanie rozwinąć się bez wystarczającej liczby minut na boisku. Teraz “Barca” nie może zmarnować potencjału kolejnych adeptów La Masii.

Przeczytaj również