Ból głowy Brzęczka. Od grzania ławy niektórzy reprezentanci mają już odciski

Ból głowy Brzęczka. Od grzania ławy niektórzy reprezentanci mają już odciski
MediaPictures.pl / shutterstock.com
Przygoda Polaków z najwyższą dywizją w Lidze Narodów dobiegła końca zanim na dobre się rozpoczęła, ale nie oznacza to absolutnie, że mecz z Portugalią nie pociągnie ze sobą konsekwencji. Starcia, zarówno z podopiecznymi Santosa, jak i towarzyski bój z Czechami będą próbą generalną przed eliminacjami do mistrzostw Europy. Na razie niestety wszystko wskazuje na to, że finalna wersja spektaklu okaże się kompletną klapą.
Fatalna postawa kadry Nawałki podczas minionego mundialu była swoistym preludium do obecnej, niezbyt ciekawej sytuacji, w której znalazła się polska piłka reprezentacyjna.  Dotychczasowe filary zespołu albo odchodzą (Łukasz Piszczek), albo są już na ostatnim wirażu swojej kariery (Błaszczykowski, Grosicki), ale nie zmienia to faktu, że wciąż muszą stanowić o naszej sile, ponieważ po prostu nie ma nikogo lepszego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na tę chwilę, przyglądając się powołanym na listopadowe starcia zawodnikom, naprawdę trudno znaleźć jakiekolwiek powody do optymizmu. Oczywiście, że kandydatury Buksy czy Matyni mogą wzbudzać pewne kontrowersje, ale akurat pozycje głębokich rezerwowych są najmniejszym problemem, z którym Brzęczek będzie sobie musiał poradzić.
Sytuacje w klubach wielu piłkarzy, którzy aspirują do zajmowania miejsc w pierwszej jedenastce są naprawdę nieciekawe. Właściwie o nikim nie można powiedzieć, że zanotował jakikolwiek rozwój lub umocnił swoją pozycję w porównaniu z początkiem sezonu.

Ale to już było

Bolesny przegląd personaliów przed meczami z Czechami i Portugalią zaczynamy od defensywy, czyli formacji, która chyba zanotowała największy regres na przestrzeni kilkunastu ostatnich miesięcy.
Jeszcze na EURO 2016, do którego pewnie przez dekady będziemy się odwoływać z powodu braku kolejnych sukcesów, defensywa biało-czerwonych stanowiła prawdziwy monolit. Polacy jako jedyni nie stracili żadnej bramki w grupie, w fazie pucharowej tylko ekwilibrystyczne przebłyski Shaqiriego i Sanchesa sprawiały, że Fabiański musiał wyciągać piłkę z siatki.
Wówczas Kamil Glik był jednym z najlepszych stoperów świata, Pazdan stał się bohaterem narodowym, mimo wieku imponowali Piszczek z Jędrzejczykiem, ale to już niestety tylko odległa przeszłość.

Ser polski

Statystyki za kadencji Brzęczka nie wyglądają tragicznie (4 stracone gole w 4 meczach), ale nie jest to zasługa fenomenalnej postawy poszczególnych defensorów czy też innowacyjnej taktyki obmyślonej przez 47-latka, tylko po prostu bardzo dobrej formy Wojciecha Szczęsnego.
Bramkarz Juventusu obecnie znajduje się w znakomitej dyspozycji, ale problem w tym, że nawet on nie będzie w stanie wyciągnąć wszystkich sytuacji, do których doprowadzi niefrasobliwość partnerów z dziurawego bloku obronnego.
A nic nie wskazuje na to, aby którykolwiek z powołanych obrońców mógł diametralnie wpłynąć na poprawę gry defensywnej polskiej reprezentacji. W porównaniu z październikowym zgrupowaniem sytuacja wygląda wręcz jeszcze gorzej, ponieważ od tego czasu Bednarek zagrał okrągłe 0 minut, a Kamiński stracił skład po kompromitujących występach okraszonych takimi wynikami jak 0:3, czy 1:7.
I to właśnie jeden ze stałych bywalców ławki bądź trybun stadionów Southampton i Fortuny Düsseldorf będzie musiał wcielić się w rolę lidera obrony, ponieważ uraz przywodziciela wykluczył z gry Kamila Glika.
Z drugiej strony, nie można było wcale być pewnym, że obrońca Monaco będzie w stanie zapewnić drużynie spokój w tyłach, biorąc pod uwagę formę 30-latka w tym sezonie.

Żarty na bok

Stan boków defensywy również jest powodem do ogromnych zmartwień. Rybus, czyli potencjalny podstawowy lewy obrońca reprezentacji dopiero w niedzielę wrócił do gry po dwóch miesiącach leczenia pachwiny, zatem Brzęczek będzie musiał znaleźć substytut 29-latka.
Najrozsądniejszą opcją wydaje się przesunięcie na lewą stronę Bereszyńskiego, którego z kolei zastąpi Olkowski, ale to tylko pokazuje jak słabymi zasobami ludzkimi dysponuje selekcjoner.
Trudno oczekiwać cudów jeśli jedynymi wyborami do pierwszego składu reprezentacji są występujący w przedostatniej drużynie Championship Olkowski albo kompletna zagadka rodem ze Szczecina, czyli Matynia.
Tu jednak warto zauważyć, że Brzęczek nie pozostaje bez winy, ponieważ decyzja o pominięciu Macieja Wilusza podczas dokonywania selekcji jest naprawdę zastanawiająca, biorąc pod uwagę panującą w defensywie reprezentacji degrengoladę.
30-latek staje się powoli ewenementem na skalę kraju ze względu na regularną grę w swoim klubie, czyli coś o czym Reca, Kurzawa, Bednarek i Kamiński mogą tylko pomarzyć. Dodatkowo warto zauważyć, że Wilusz mógłby wypełnić lukę po Gliku, ale równie dobrze zająć miejsce z lewej strony defensywy, gdzie okazjonalnie występował w GKS-ie i Lechu.
Po upływie kilku miesięcy można również odczuć jak ogromną stratą dla kadry było odejście Łukasza Piszczka. 33-latek zachwyca formą w Borussii Dortmund i można mieć przekonanie graniczące z pewnością, że 65-krotny reprezentant Polski mógłby nadal być filarem „Biało-czerwonych”.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Piszczek jednak niejako zlituje się nad kibicami reprezentacji i w razie niewystarczającego rozwoju Bereszyńskiego czy Olkowskiego zdecyduje się na powtórne założenie koszulki z orzełkiem na piersi.
W przeciwnym wypadku dostępu do bramki Szczęsnego w eliminacjach bronić będą wieczni rezerwowi w swoich klubach, zawodnicy z futbolowych peryferii i Glik, który może do tego czasu zdoła wygrać jakiś mecz.

Pomocy!

Przechodzimy do drugiej linii, gdzie pozytywów również trzeba szukać z dobrej jakości świeczką. O naszych słabościach w tym sektorze boiska najlepiej świadczy to, że jedynym pomocnikiem, który regularnie prezentuje zadowalający poziom w klubie jest Damian Szymański. 3 gole oraz 3 asysty mogą budzić podziw w porównaniu ze statystykami konkurentów do składu zawodnika Wisły Płock.
Sytuacja w środku pola nie jest tak tragiczna jak w przypadku linii obrony, ponieważ pomocnicy reprezentacji chociaż grają w swoich klubach, ale warto zauważyć, gdzie i z jakiej klasy rywalami.
Dla przykładu Jacek Góralski spędził w tym sezonie ponad 800 minut w barwach Łudogorca Razgrad, ale tylko 130 z nich to mecze na arenie europejskiej, których bułgarski klub zagrał już aż 8.
Z kolei Grzegorz Krychowiak, czyli zawodnik od którego zależy płynność całej drużyny występuje w praktycznie wszystkich meczach Lokomotiwu, często trafia do jedenastek kolejki ligi rosyjskiej, ale już jego występy w Lidze Mistrzów na tle nieco lepszych rywali niż Rubin Kazań pozostawiają wiele do życzenia.

Strajk włoski

Największym rozczarowaniem pozostaje jednak Piotr Zieliński, w którym, jak co roku, pokładano ogromne nadzieje. Start sezonu w wykonaniu rozgrywającego był naprawdę imponujący. 24-latek brylował w debiucie Brzęczka z Włochami, zbierał pochwały od Ancelottiego, który porównywał go do Luki Modrica i odwdzięczał się znakomitymi występami pod Wezuwiuszem.
Niestety bańka mydlana z napisem „lider Zieliński” prysła równie szybko, co została wypuszczona, ponieważ z każdym kolejnym meczem pozycja Polaka w Neapolu znacząco słabnie.
Wszystko głównie za sprawą powrotu do zdrowia Fabiana Ruiza, po którym nie widać już ani śladu urazu. Hiszpan z każdym kolejnym występem ugruntowuje swoją pozycję w składzie, potwierdzając przy okazji, że klauzula w wysokości 30 milionów była ogromnym błędem działaczy Betisu.
Akcje klubowego i reprezentacyjnego kolegi Zielińskiego, czyli Milika również znajdują się w fazie bessy. Napoli najlepiej funkcjonuje z Insigne w roli „fałszywej dziewiątki” lub w sprawdzonym przez lata zestawieniu z Lorenzo i Callejonem po bokach oraz Mertensem w środku.
Milikowi pozostaje tylko godzić się z rolą „jokera” z ławki chociaż np. w prestiżowym meczu z PSG Ancelotti wolał walczyć o korzystny wynik, wpuszczając Ounasa. Arek cały mecz spędził jako rezerwowy, aby już 3 dni później zmarnować szansę na odzyskanie zaufania trenera w starciu z Genoą.
Naprawdę trudno zachować spokój i z optymizmem patrzeć w przyszłość, ponieważ zawodnicy jak Milik i Zieliński powinni stanowić o sile reprezentacji oraz klubu pokroju Napoli już teraz. Perspektywicznymi graczami z talentem i potencjałem byli dwa lata temu, ale czas mija, a obaj pozostają w miejscu.
Cierpi na tym kadra i w nieco mniejszym stopniu Napoli, które po prostu momentami traci czas na dawanie kolejnych szans Polakom. Brzęczek niestety nie będzie miał do dyspozycji Ruiza czy Mertensa, aby odwrócić losy spotkania.
Najbardziej boli fakt, iż duet z Napoli dostosował się w ostatnich tygodniach do niezbyt wysokiego poziomu prezentowanego przez „Biało-czerwonych” na Półwyspie Apenińskim. Liczba Polaków występujących w Serie A może być powodem do dumy, ale ich gra już nie jest powodem do chwały.

Nie wszystko marność

I właściwie można by porzucić wszelką nadzieję przed starciami z Czechami i Portugalią, ale na szczęście na przekór przeciętności wyszli skrzydłowi oraz Robert Lewandowski, którzy imponują dyspozycją w ostatnich tygodniach.
Szczególnie cieszy fakt powrotu do składu oraz formy Kamila Grosickiego, który z pewnością będzie kluczowym elementem w ustawieniu 4-4-2, do którego najprawdopodobniej powróci Brzęczek.
Próba zagęszczenia środka pola zakończyła się totalnym zdominowaniem przez Włochów, system gry z trzema obrońcami odpada ze względu na problemy ze znalezieniem chociaż dwóch stoperów na poziomie, zatem renesans Kamila Grosickiego to najlepsze co mogło spotkać polską reprezentację.
Nie ma powodów do obaw również jeśli chodzi o drugą flankę, co jest sporym zaskoczeniem w porównaniu z poprzednimi zgrupowaniami. Stale niegrający w klubie Błaszczykowski już nie będzie musiał być pierwszym wyborem na skrzydło, ponieważ równy i przede wszystkim wysoki poziom trzyma 26-letni Damian Kądzior, który jak na razie wielkiej kariery w reprezentacji nie zrobił, notując jeden występ w barwach narodowych.
W obliczu miernej formy Zielińskiego to właśnie na bocznych pomocnikach będzie spoczywał ciężar rozgrywania akcji. Nadzieję można również pokładać w niezachwianej formie strzeleckiej Roberta Lewandowskiego, który imponuje skutecznością mimo nieustannych perturbacji w Bayernie Monachium.
Pod wodzą Brzęczka „Lewy” jeszcze nie zdołał znaleźć drogi do siatki, ale trudno wierzyć, że ten stan rzeczy utrzyma się po nadchodzących spotkaniach. Snajper Bayernu jest w gazie i odrestaurowana kadra będzie musiała być budowana właśnie wokół niego.

Lewandowski wiosny nie czyni

Nie można przecież oczekiwać, że po latach bezpłciowej gry nagle Zieliński zdoła przełożyć gigantyczne umiejętności z treningu na boiskowe wydarzenia, Piątek będzie regularnie wpisywał się na listę strzelców, a Milik odzyska formę z 2015 roku.
Niektórzy polscy piłkarze mogą mieć przebłyski dobrej gry, ale nie zmienia to faktu, że o sile naszej reprezentacji stanowić będą ci sami ludzie, którzy robili to podczas turnieju we Francji, tylko, że w nieco okrojonym składzie.
Formę z tamtego okresu utrzymali Lewandowski oraz Grosicki, Szczęsny udowodnia, że zasługuje na bycie numerem 1 w kadrze i to w sumie tyle. Piszczka już nie ma, Glik i Krychowiak gasną w oczach, a Zieliński i Milik mimo upływu lat nie potrafią uczynić kroku na przód i wejść na topowy poziom.
Obecna sytuacja nieco przypomina ciemne czasy kadry Waldemara Fornalika, kiedy reprezentację w dużej mierze tworzyła zgraja nieogranych na wysokim poziomie zawodników z kilkoma wyjątkami w postaci tria z Dortmundu czy bramkarzy na wysokim poziomie.
Teraz również wielu z naszych podstawowych piłkarzy albo nie prezentuje odpowiedniego poziomu w klubach albo po prostu nie gra. Poprzednie starcia pod wodzą Brzęczka już pokazały, że kilka indywiduów na wysokim poziomie nie będzie w stanie przeciwstawić się drużynom pokroju Portugalii.
Od ostatniego zgrupowania sytuacja większości kadrowiczów nie uległa poprawie lub wręcz poczynili oni pewien regres, toteż nie pozostaje nic innego jak tylko wierzyć, że tym razem bramkarz zdoła zatrzymać wszystkie strzały rywali, a skrzydłowi oraz Lewandowski przesądzą o pozytywnym wyniku spotkania.
W przeciwnym razie niechlubna passa Brzęczka bez zwycięstwa w roli selekcjonera będzie trwała, a kibicom pozostanie tylko z utęsknieniem wspominać czasy, gdy polscy piłkarze byli filarami solidnych lub nawet topowych europejskich klubów. Nieprędko doczekamy tego ponownie.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również