Borussia Dortmund - Bayern Monachium. Weteran wśród zgrai dzieciaków. "Przedszkole" BVB bez niego nie istnieje

Weteran wśród zgrai dzieciaków. "Przedszkole" w Dortmundzie bez niego nie istnieje
Christian Bertrand/shutterstock.com
Rzadko przeczytasz o bramce jego autorstwa, nieczęsto zobaczysz go asystującego, nie usłyszysz też o wspaniałych akcji czy interwencji. A jednak w swoim dziesiątym sezonie w Borussii Dortmund nadal robi kapitalne wrażenie. Na tyle dobre, że w wieku 34 lat dostał propozycję odnowienia kontraktu. Zaproszenie do ostatniego, jak wielu sądzi, sezonu w czarno-żółtych barwach. Jakim cudem w jego przypadku dojrzały wiek piłkarza jest wartością dodaną, a nie balastem dla drużyny?
Podczas gdy na podwórku rówieśnicy chwalili się trykotami Ronaldo czy Roberto Baggio, on jako dziecko nosił koszulkę Borussii z nadrukiem nazwiska Andreasa Moellera. Czynił to z wielkimi honorami. Kiedy jednak w 2010 roku otrzymał propozycję gry w ukochanym przez niego klubie, miał pewne wątpliwości. Rozwiał je dopiero Kuba Błaszczykowski, którego stawia się na pierwszym miejscu wśród „decydentów”, dzięki którym przez kilka lat mówiliśmy o „polskim” Dortmundzie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kuba pokazał, że polscy gracze mogą czuć się swobodnie w niemieckim zespole, był także ważną postacią dla nowych osób przychodzących do klubu. Takich właśnie jak Łukasz, który w pierwszych miesiącach zwierzał się, że wszystko w Zagłębiu Ruhry wielokrotnie przewyższało to, co zaznał podczas gry w Berlinie.

Oszukać czas

Określał siebie jako bardzo przyziemnego sportowca, który „tak naprawdę wcale nie lubi zmian”. Dlatego właśnie bez przekonania przyjął zainteresowanie ze strony BVB, gdy inni pewnie skakaliby pod sufit i daliby się pokroić za kontrakt z czołową ekipą Bundesligi. Rozważał nawet pozostanie w Herthcie, kiedy berlińczycy spadli do drugiej ligi w 2010 roku, wcześniej odmawiał kontaktów z przedstawicielami z Wolfsburga. Cóż, rozmowie z działaczami z Signal Iduna Park oprzeć się do końca nie mógł. Tak zaczęła się historia sukcesu obu stron. I obie te strony właśnie odłożyły decyzję o pożegnaniu na następny rok.
Po zmianie barw pozostał wierny swoim przekonaniom. Nie czuł już potrzeby, by szukać nowego otoczenia. Znakomicie wrósł w pejzaż budowanej przez Juergena Kloppa drużyny i to nie tylko z powodu zaskakująco szybkich sukcesów. Ekipa sięgała po najwyższe zaszczyty, ale rozwijał się również i on. Z łatwością wchodził na kolejne szczebelki sportowe, jego wartość potwierdzały liczne powołania do reprezentacji, setki gier w Bundeslidze, dziesiątki w Lidze Mistrzów. Dziś przy Strobelalle 50 doceniają i szanują go wszyscy.
Jeśli chcesz, możesz użyć swego wieku jako argumentu przemawiającego za przedłużeniem umowy. Były takie mecze jak w Augsburgu, gdzie został zmieniony po 56 minutach, bo nie potrafił dotrzymać tempa skrzydłowym rywali i stało się jasne, że nie będzie łatwo utrzymać się na najwyższym poziomie, mając już na barkach prawie 20 lat aktywnego i profesjonalnego grania. Jednak po przerwie w imponujący sposób pokazał, że dyscyplina i sprawność fizyczna wciąż są możliwe u zawodnika, który oszukuje organizm i mówi, że jeszcze nie czas na fajkę, kapcie i bujany fotel. Ogień wciąż płonie wystarczająco mocno, by odważyć się na wkroczenie w jedenasty sezon w piłkarskiej elicie.

Bez alternatywy

A co mówią na korytarzach? Dlaczego klub tak bardzo pragnął, by „Piszczu” pozostał przynajmniej przez kolejnych dwanaście miesięcy? Dlatego, że może im oddać jeszcze wiele przysług. Doświadczenie to jedno, ale dzięki swej niezawodności zapewnia również bezpieczeństwo przy planowanym odświeżeniu linii defensywy, która, biorąc pod uwagę średnią wieku reszty zespołu, przypomina wesołą gromadkę staruszków (są tu jeszcze 32-letni Hummels i Schmelzer). O ból głowy przyprawia sztab szkoleniowy zamknięcie sprawy z prawą obroną, prawdopodobnym pożegnaniem Achrafa Hakimiego i faktem, że Mateu Morey nie rozwinął się tak szybko, jak się w Dortmundzie spodziewano. Stąd podpis Piszczka pod nową umową wydawał się w tym względzie wręcz priorytetowy.
Gdyby udało się zrealizować transfer Belga Thomasa Meuniera, dyrektor sportowy Michael Zorc miałby już realne rozwiązanie dla jednej z kluczowych pozycji. Ale nawet jego teoretyczne przyjście nie skreśliłoby pozycji 66-krotnego reprezentanta, który coraz lepiej czuje się w trójosobowym bloku jako skrajny stoper, coraz bardziej uwidacznia się też wpływ mentalny na resztę kolegów. Chociaż niechętnie wypowiada się publicznie i ogólnie nie używa górnolotnych słów, rola Polaka w szatni jest większa niż mogłoby się wydawać.
Znalezienie odpowiedniej mieszanki młodzieńczej energii i doświadczenia to jeden z kluczy do sukcesów w świecie sportów drużynowych. W tym i poprzednim sezonie Borussia skorzystała z fali szybkich, utalentowanych, młodych ludzi, jak Sancho, Hakimi i Haaland, a zostali oni zakotwiczeni przez weteranów. Niebagatelny wpływ na ten proces miał właśnie Polak. - To absolutny lider w naszym zespole - twierdzi Zorc. Na potwierdzeniem tego stanu wręczono mu opaskę kapitańską, kiedy na przymusowy odpoczynek musiał udać się Marco Reus.

Stary, ale jary

Kiedy przeciętny kibic ekscytuje się rajdami Hakimiego, inteligentnymi podaniami Witsela, dryblingami Sancho i skutecznością Haalanda, pozostali fascynują się grą „Vintage Piszczek”, prezentującą starą dobrą szkołę, a jednocześnie odnajdujący się w świeżych taktycznych trendach. Trudno jednak znaleźć wskaźniki, które obiektywnie pokażą, jak dobry to piłkarz. Nie przewodzi ani w klasyfikacji odbiorów, ani w wygrywanych pojedynkach jeden na jeden. Daleko mu do liczby i skuteczności podań Hummelsa czy do zwycięskich główek Akanjiego. A jednocześnie zburzenie tej kolumny może wywołać efekt lawiny. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak wrażliwa na jakiekolwiek zmiany jest obrona BVB.
Nawet jeśli w rewanżu z PSG Neymar swobodnie hulał w rejonach pola karnego „Borussen”, z ławki rezerwowych można było usłyszeć mnóstwo cierpkich słów w stronę obrońców, ale akurat nie w kierunku Łukasza Piszczka. Dla Luciena Favre’a Polak grał „sprytnie” oraz „bardzo, bardzo dobrze”. Ot, robił swoje.
Identyfikuje się z klubem jak nikt inny i nadaje drużynie charakter. Jeśli Schmelzer i „Piszczu” mieliby razem odejść latem, na Signal Iduna Park nie pozostałaby żadna zwycięska komórka z pięknego początku dekady dla „Schwarzgelben” (nie licząc jednakowoż Hummelsa, który w międzyczasie zdążył przejść do największego rywala z Monachium). Sentymentalna wyrwa w futbolowej duszy teamu z Westfalii.
Po oficjalnym przedłużeniu umowy Łukasz Piszczek wyglądał na bardzo zadowolonego. Miał jasny plan na nadchodzący rok, gdyby Borussia nie spróbowała manewru z nowy kontrakt. Powrót do rodzinnych Goczałkowic, prowadzenie biznesu, kontynuowanie pracy dla Fundacji i akademii. Ale to jeszcze nie teraz. Najpierw trzeba dokończyć sportową misję. W Dortmundzie powoli zapomina się o czasach panowania w kraju i toczenia bojów w finale europejskich rozgrywek.
Teraz ma czystą głowę, może skoncentrować się na samym futbolu. I rozpocząć kroki do „ostatniego tańca”.
Tobiasz Kubocz
***
Jeśli "Piszczu" wraz z kolegami marzą o mistrzostwie Niemiec, nie mogą dziś zejść z pola bitwy w roli pokonanych. Punktualnie o 18.30 ma rozpocząć się mecz, który elektryzuje nie tylko całe Niemcy, ale i Europę - Borussia podejmie u siebie Bayern. Pół godziny wcześniej rozpocznie się na naszej stronie relacja na żywo z Der Klassikera. Zapraszamy do śledzenia Bundesligowego hitu razem z nami!
TUTAJ przeczytasz naszą obszerną zapowiedź Klassikera. Teraz albo nigdy BVB, odwet za jesienną klęskę i starcie tytanów: Haaland vs Lewandowski.
TUTAJ zaś znajdziesz tekst o Alphonso Daviesie - odkryciu sezonu i jego zwariowanej, niełatwej historii. Wiedzieliście, że przyszedł na świat w ośrodku dla uchodźców, bo jego rodzina uciekała przed krwawą wojną?

Przeczytaj również