Bramkarze, czyli polski produkt eksportowy. Grabara i Bułka idą w ślady reprezentacyjnych asów

Bramkarze, czyli polski produkt eksportowy. Grabara i Bułka idą w ślady reprezentacyjnych asów
YouTube
Przedsezonowe starcia największych ekip to idealna okazja do testów nowych nabytków lub zawodników dotychczas występujących na poziomie juniorskim. Solidna postawa w meczach z topowymi drużynami może stać się trampoliną do sukcesów wielu nastolatków, którzy dzięki tournée rozpoczną swoje kariery na dobre.
Dla nas, Polaków, aktualnie trwający International Champions Cup może z pozoru wydawać się kompletnie nieistotny, ponieważ największe gwiazdy jak Lewandowski czy Milik jeszcze nie wróciły do swoich klubów, ale to wcale nie oznacza, że reszta rodaków próżnuje.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wojciech Szczęsny wrócił już między słupki bramki Juventusu, aby nie przegrać na starcie sezonu rywalizacji z Perinem, a z kolei jego młodsi koledzy, swoimi znakomitymi występami dali nadzieję na to, że Polska wciąż będzie znana w świecie z masowej produkcji wybitnych golkiperów, którzy od lat są symbolem naszej myśli szkoleniowej.

(Biało)-czerwony Liverpool

Mowa oczywiście o Kamilu Grabarze i Marcinie Bułce, którzy wraz ze swoimi drużynami stanęli przeciwko odpowiednio Manchesterowi United oraz Interowi. Dla zawodnika Liverpoolu był to debiut w pierwszej drużynie, ale nie oznacza to wcale, że Polak nie odnosił już drobnych sukcesów w mieście Beatlesów.
19-latek w drużynach młodzieżowych „The Reds” robi prawdziwą furorę, o czym świadczą m.in. jego wyniki z Premier League 2 (10 zachowanych czystych kont) oraz młodzieżowej Ligi Mistrzów (5 meczów „na zero” z tyłu oraz jeden wybroniony karny). Dla żadnego fana drużyny Kloppa obecność Grabary w wyjściowym składzie na tak prestiżowy mecz nie była zaskoczeniem.
Grabara, mimo pasywnej postawy United w ofensywie, niestety był zmuszony wyciągać piłkę z siatki po perfekcyjnym strzale Pereiry. Warto jednak dodać, że Polak pokazał się z najlepszej możliwej strony pod względem zachowania zimnej krwi oraz wyprowadzania piłki.
Spotkanie z „Diabłami” nie było idealne, ale stanowiło optymistyczny prognostyk na nadchodzące sezony, które być może będą kontynuacją pięknej przygody polskich bramkarzy na Anfield.
Każdy raczej pamięta wyczyny Jerzego Dudka w bramce „The Reds”, które zaowocowały zdobyciem Ligi Mistrzów oraz transferem do Realu Madryt. Co ciekawe przenosiny na Bernabeu to do dnia dzisiejszego siódma największa transakcja w historii polskiej piłki, ale właśnie w taki sposób docenia się jakość naszych golkiperów.

Z tej mąki będzie chleb

Jakość tę potwierdził również wspominany już Marcin Bułka, dla którego spotkanie z Interem było drugim występem w barwach „The Blues” podczas towarzyskiego turnieju. To co najważniejsze, to oczywiście kolejne czyste konto Polaka.
W debiucie z Perth Glory Bułka nie miał okazji do zaprezentowania swoich umiejętności, ponieważ rywale ze względu na brak jakości po prostu nie potrafili dojść do sytuacji strzeleckiej, ale już w meczu z podopiecznymi Spalettego mogliśmy zaobserwować wysoką klasę polskiego bramkarza.
W grze Bułki na pierwszy rzut oka można dostrzec wpływ kilku lat spędzonych w warszawskiej szkółce Barcelony. Polak niesamowicie prezentował się w rozegraniu piłki, doskonale czytał grę, kilkukrotnie przerywając akcję wyjściami na przedpole.
Nowoczesna piłka wymusza na golkiperach wysokie umiejętności w zakresie gry nogami, w której Bułka odnajduje się idealnie. Dobre występy na arenie międzynarodowej z pewnością przykują uwagę wielu klubów, a niewykluczone również, że w niedalekiej przyszłości Polak na dobre zadomowi się w bramce Chelsea.
Przyszłość Courtoisa na Stamford Bridge stoi pod znakiem zapytania, Caballero jest coraz starszy (i przy okazji coraz słabszy). Jeśli wszystko poukładałoby się pomyślnie, już niedługo mielibyśmy kolejny raz okazję do oglądania polskiego bramkarza w topowej londyńskiej drużynie.

Polskie „Wyspy”

Najsłynniejszym jak dotychczas golkiperem ze stolicy Anglii był oczywiście Wojciech Szczęsny, który jest żywym dowodem na perfekcyjnie funkcjonującą polską szkołę bramkarską. Już w wieku 16 lat Polak opuścił rodzinne strony, udając się do juniorskich drużyn Arsenalu.
Podobną drogą idą teraz Grabara oraz Bułka i mamy nadzieję, że ich kariery będą równie obfite jeśli chodzi o barwy, jakich będą bronić. Trudno przecież znaleźć golkipera z lepszym CV niż Szczęsny, który zachwycał kolejno fanów Arsenalu, Romy i Juventusu.
Najlepsze w tym dla nas jest to, że przypadki Dudka i Szczęsnego nie są pojedynczymi wystrzałami, tylko potwierdzeniem jakości, którą udowadnia wielu bramkarzy grających w Premier League. Boruc przez wiele lat udowadniał jakość w Southampton oraz Bournemouth, gdzie mimo początkowych obaw, wcale nie został przykuty do ławki, stając się podstawowym bramkarzem zespołu.
Kolejny golkiper, który robi furorę w Premier League to oczywiście Łukasz Fabiański. Mimo spadku Swansea „Fabian” zostanie w pierwszej lidze, dzięki transferowi do West Hamu. W zeszłym sezonie Polak wzniósł się na absolutne wyżyny swoich umiejętności, będąc najlepszym graczem zespołu i broniąc 3 rzuty karne (najwięcej w lidze). Taki bramkarz to bez wątpienia powód do dumy.
Nie samą Premier League człowiek żyje, ale w niższych ligach angielskich również to polski bramkarz jest wyróżniającym się zawodnikiem. Mowa naturalnie o Bartoszu Białkowskim, który dzięki znakomitej postawie został wybrany najlepszym graczem Ipswich w głosowaniu fanów.
Łatwo zauważyć panujący trend, który niezwykle sprzyja polskim golkiperom. Od lat stanowią oni o sile wielu znakomitych angielskich drużyn, a kolejne pokolenie tylko rozbudza jeszcze większe nadzieje.

Jakość w cenie

Być może już niedługo Grabara lub Bułka nawiążą do czasów, gdy polski bramkarz stanowił o sile topowej angielskiej drużyny. Jeśli jednak ich przygody z Liverpoolem lub Chelsea by się nie powiodły, zawsze pozostaje opcja transferów do innych klubów, które z pewnością docenią ich talenty.
Nie byłaby to wyjątkowa sytuacja, ponieważ od lat właśnie golkiperzy stanowią najcenniejszy towar na polskim rynku transferowym. Wspominałem już o 7. miejscu Jerzego Dudka w zestawieniu najdroższych transferów „biało-czerwonych”, a przecież jeszcze wyżej, bo na piątej lokacie plasują się przenosiny Szczęsnego do Turynu.
Transakcje związane z Fabiańskim łącznie opiewają na niebagatelną jak na polskie standardy kwotę prawie 12,5 miliona euro. Podsumowując, widać że to właśnie pozycja golkipera jest perłą w niestety niezbyt kosztownej koronie polskiego szkolenia. Przyszłość rysuje się w równie optymistycznych barwach.

Jedyni w swoim rodzaju

Bułka i Grabara to bez wątpienia największe nastoletnie talenty, ale stanowią oni tylko kroplę w morzu znakomitych golkiperów, którzy już niedługo mogą stanowić o sile wielu europejskich klubów.
Tomasz Kucz po transferze Bernda Leno otrzymał awans do pierwszej drużyny Bayeru Leverkusen i co ciekawe, na treningach występuje w bluzie z numerem „1”, co może sugerować, że „Aptekarze” postawią na niego w nadchodzących rozgrywkach.
19-latek otrzymał już dwie szanse również w kadrze U-19 i być może w najbliższym czasie to właśnie on zostanie następcą Bartłomieja Drągowskiego w drużynie młodzieżowej Czesława Michniewicza.
Przy okazji warto również zająć się przypadkiem wychowanka Jagielloni, który podjął niewłaściwą decyzję przy wyborze klubu. W zeszłym sezonie Polak nie miał szans na regularne występy, ale odejście Sportiello mogło zwiastować odmianę sytuacji.
W końcu 20-latek, gdy już otrzymywał szanse to nie zawodził, ale jak widać to było za mało, aby przekonać do siebie działaczy Fiorentiny, którzy dokonali transferu Albana Lafonta.
Nieudana przygoda Drągowskiego z międzynarodową piłką nie przekreśla jednak dokonań wielu innych bramkarzy pochodzących z Polski – kraju, który zdominował całą wschodnią i środkową Europę pod względem „produkcji” golkiperów światowej klasy.
Państwa jak Czechy czy Słowenia mogą się pochwalić takimi zawodnikami jak Petr Cech oraz Jan Oblak, ale są to pojedyncze przypadki. Nie można o tych krajach powiedzieć, że są kolebką golkiperów, opierając się tylko na unikatowych jednostkach.
Tak samo Polska nie jest krajem, który masowo wysyła w świat znakomitych rozgrywających, mimo że właśnie z naszego kraju pochodzi Piotrek Zieliński. Jest on równie rzadkim „okazem” jak światowej klasy bramkarze z innych państw wschodniej Europy.
Prawdziwą konsekwencję można dostrzec tylko u „biało-czerwonych”, którzy od lat udowadniają, że szkolenie bramkarzy to największy piłkarski atut kraju znad Wisły.
Mimo upływu lat i sinusoidalnej formy kadry Polski, gracz stojący między słupkami zawsze stanowił jej niezwykle pewny punkt. Gdy odchodził Dudek, pojawił się Boruc, następnie Fabiański, Szczęsny, a już w kolejce stoją inni chętni, by kontynuować dynastię wybitnych polskich bramkarzy.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również