Brutalne prowokacje, zaczepki, ojcowska troska. Jego geniusz legendy doceniają dopiero na emeryturze

Brutalne prowokacje, zaczepki, ojcowska troska. Jego geniusz legendy doceniają dopiero na emeryturze
melis/Shutterstock
Z Waynem Rooneyem wiecznie wchodził w konflikt. Rio Ferdinanda regularnie prowokował. Z Royem Keanem rozstał się z dnia na dzień. Równocześnie pilnował się, by tylko nie urazić Naniego, a Gary’emu Neville’owi czy temu samemu Ferdinandowi szczegółowo tłumaczył swoje decyzje. Bo w relacjach międzyludzkich Sir Alex Ferguson był po prostu menedżerskim geniuszem.
- Jego umiejętność zarządzania ludźmi - bez chwili zawahania odpowiedział Wayne Rooney, zapytany przed dwoma laty w studiu stacji telewizyjnej “Sky Sports” o największy atut Sir Alexa Fergusona jako menedżera. - Wiedział wszystko o każdym zawodniku: jak z nim rozmawiać, jak sprawić, by odpowiednio zareagował. Był jedynym menedżerem, który potrafił odsunąć gracza od składu, po czym ten nadal uważał go za świetnego menedżera! Był niesamowity.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Przestań dryblować”

Przerwa. Wayne Rooney ma za sobą dobrą pierwszą połowę. W szatni, nieoczekiwanie dla reprezentanta Anglii, to na nim koncentruje jednak swoją uwagę Sir Alex Ferguson. Z jakiegoś powodu znowu uwziął się właśnie na napastnika.
- “Wazza”, przestań dryblować - stanowczym tonem powiedział przy wszystkich Szkot, równocześnie upewniając się, że zwłaszcza jeden z partnerów Rooneya doskonale usłyszał ten przekaz. Często w takich sytuacjach Anglik wpadał w sprzeczkę z doświadczonym menedżerem. Efekt był zawsze ten sam. W drugiej połowie Rooney grał jeszcze lepiej. A United wygrywało mecz.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, w tym konkretnym przypadku Fergusona nie interesował w przerwie Rooney. Przypominając jednemu ze swoich najważniejszych zawodników, że piłka nożna jest grą zespołową, w rzeczywistości nie mówił wcale do niego. Potrzebował dotrzeć do innego ze swoich podopiecznych. Chodziło o Naniego, choć zapewne równie dobrze mogłoby dotyczyć Cristiano Ronaldo.
- Wiedział, że przekrzykując się ze mną, otrzyma ode mnie dobrą odpowiedź na boisku - tłumaczył Rooney, który zrozumiał kunszt Fergusona wiele lat później. - Gdyby zrobił to samo innym zawodnikom, np. Naniemu, nie otrzymałby takiej samej reakcji. Straciłby zawodnika.
Szkocki menedżer zdążył poznać portugalskiego skrzydłowego na tyle dobrze, że doskonale zdawał sobie sprawę, jak na niego wpłynąć. Krzyk nic nie da. Zwrócenie uwagi również nie. Wręcz odwrotnie. Nani mógłby się nawet rozpłakać i w ogóle nie wyjść na drugą połowę. Nie byłoby z niego pożytku ani tamtego dnia, ani pewnie w kolejnych meczach.
W szatni był jednak inny piłkarz, który dobrze reagował na metodę konfrontacji. Rooney oczywiście od razu wpadał w gniew, ale równocześnie stawał się jeszcze bardziej zdeterminowany, by następnie udowodnić swoją postawą, jak bardzo jego menedżer się pomylił. Na boisku.
We wspomnianej sytuacji Ferguson tak naprawdę przekazał zatem właśnie Naniemu, żeby ten przestał dryblować. Rooneya po prostu wykorzystał jako pośrednika. Dotarło. Po przerwie Nani zaczął grać bardziej zespołowo. A, przy okazji, Rooney był jeszcze lepszy niż w pierwszej połowie.

“Zachowasz tę pieprzoną opaskę”

- Szefie, nie czuję się godny pozostania kapitanem - wypalił pewnego poranka Gary Neville, odwiedzając Sir Alexa Fergusona w jego biurze w klubowym ośrodku treningowym. Doświadczonemu prawemu obrońcy trudno było się dziwić. Problemy zdrowotne sprawiły, że w całym sezonie 2007/08, zakończonym triumfem United w Lidze Mistrzów, rozegrał zaledwie jeden mecz. Jak się później okazało, podstawowym zawodnikiem zespołu nie został już zresztą ponownie nigdy więcej.
Neville nadal pełnił jednak rolę klubowego kapitana. Mimo, że w szatni jednej z najlepszych drużyn w historii Manchesteru United i w ogóle angielskiego futbolu roiło się od liderów oraz wielkich osobowości. Wydawało się, że aż się prosi, by którejś z nich przekazać tę zaszczytną funkcję. I by na boisko znowu wyprowadzał kolegów stale ten sam kapitan.
- Zachowasz tę pieprzoną opaskę, synu - bez ogródek odpowiedział jednak szkocki menedżer, będąc zapewne dobrze świadomym tego, że to z jego strony tylko gra na czas. Pomijając kontuzję, Neville prawdopodobnie rzeczywiście nie znajdował się już na poziomie sportowym, który umożliwiałby mu stanowienie ważnej części zespołu na murawie. Mimo to Ferguson uznał, że to jeszcze nie ten moment.
- Ty i Giggs będziecie się wymieniać - dodał, zanim przeszedł do uzasadnienia swojej, skądinąd kontrowersyjnej, decyzji. - Jeżeli dam ją Ronaldo, “uruchomi” się Rooney. I odwrotnie. Jeżeli dam ją Vidiciowi, niezadowolony będzie Ferdinand.
Dla menedżera United liczyła się drużyna. I relacje wewnątrz grupy. Wybór nowego kapitana tylko dlatego, że Neville i Giggs nie wybiegali już na boisko od pierwszej minuty w każdym meczu, nie stanowił gry wartej świeczki. Wychowankowie klubu byli w nim tak długo, zdobyli tyle trofeów, że nawet Cristiano Ronaldo nie przyszłoby do głowy, żeby podważyć ich pozycję. Neville pozostał kapitanem United niemal do końca swojej kariery.

“Proszę, niech to nie będzie menedżer”

- Jestem dorosłym mężczyzną, co ty robisz?! - na swoje szczęście tylko pomyślał Rio Ferdinand po tym, jak Sir Alex Ferguson szturchnął go w głowę, przechadzając się po autokarze wiozącym zespół na wyjazdowe spotkanie z Newcastle United. Widocznie środkowy obrońca też potrzebował, żeby od czasu do czasu go pobudzić.
- Craig Bellamy mówił o tobie - zaczął prowokować Ferdinanda Szkot, gdy autokar zbliżał się do St James’ Park. - Powiedział kilku osobom, że cię dzisiaj zniszczy. Jesteś na to gotowy? Jeśli cię zniszczy, nie wracaj do autokaru.
Po meczu reprezentant Anglii ze spokojem zasiadł z powrotem na swoim miejscu. Walijskiego napastnika schował sobie w trakcie gry do kieszeni.
Ferguson lubił stosować tę “sztuczkę” nie tylko bezpośrednio przed meczem, ale również w trakcie tygodnia poprzedzającego spotkanie. Zdarzało się, że zaglądając do szatni w ośrodku treningowym - przy wszystkich - poprosił Ferdinanda, by ten przyszedł do niego do biura.
- To było jak wezwanie do dyrektora szkoły - wspominał Rio. - Wszyscy wokół się śmiali, a ja zastanawiałem się: “co zrobiłem?!” Tymczasem on zawołał mnie do siebie tylko po to, żeby zapytać: “jesteś gotowy?”
Ferguson był menedżerem w pełni tego słowa znaczeniu. Treningi prowadzili jego asystenci. On - jeżeli w ogóle pojawiał się na zajęciach - głównie obserwował. Do zespołu przemawiał zazwyczaj pod koniec tygodnia, blisko meczu. Chciał, żeby jego słowa miały większą wartość. Dlatego odzywał się niewiele. Wiedział jednak, kiedy jest to zawodnikom potrzebne.
- Proszę, niech to nie będzie menedżer, niech to nie będzie menedżer - modlił się w duchu Ferdinand, gdy któregoś poranka, w dniu meczu, usłyszał pukanie do swojego hotelowego pokoju. Otworzył. To był Ferguson. Tak naprawdę nie musiał mówić nic. Środkowy obrońca wiedział już, że w wieczornym meczu przeciwko Liverpoolowi nie zagra.
- Po co przychodzisz do mojego pokoju? Dlaczego tu jesteś? - Ferdinand wściekł się momentalnie, nie stroniąc przy tym od wulgaryzmów. - Posłuchaj synu, ten mecz przyszedł dla ciebie za wcześnie - zaczął tłumaczyć decyzję swojemu wracającemu do zdrowia podopiecznemu Szkot. - W środku następnego tygodnia mamy spotkanie z Chelsea. W nim zagrasz.
Wchodząc do pokoju Ferdinanda, Ferguson był przez niego znienawidzony. Wychodząc, cieszył się jego uwielbieniem. - Szanuje mnie - myślał Rio. - Wie, że jestem poważnym graczem.
Podobnie jak Rooney, z geniuszu Fergusona Ferdinand zdał sobie sprawę dopiero, gdy szkocki menedżer przeszedł na emeryturę.

“Roy przegiął”

Sir Alex Ferguson utrzymał się na stanowisku menedżera Manchesteru United przez blisko 27 lat. Nie tylko dlatego, że cieszył się niesłabnącym zaufaniem klubowych zarządów. Ani tylko dlatego, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia czasy były inne. Szkot potrafił również radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Zjednać sobie szatnię. Nie przejmować się wielkimi osobowościami, jeżeli tylko uznał, że te zaczęły szkodzić wspomnianym, kluczowym relacjom wewnątrz grupy.
- Gdybym puścił to płazem, myślę, że zawodnicy spojrzeliby na mnie w innym świetle - Ferguson objaśniał po latach zgromadzonym dziennikarzom swoją prawdopodobnie najtrudniejszą decyzję w karierze. - Bardzo innym. Roy przegiął, zdecydowanie przegiął. Nic innego nie mogliśmy zrobić.
Jesienią 2005 roku ówczesny, legendarny kapitan Manchesteru United, Roy Keane, opuścił Old Trafford w atmosferze skandalu po tym, jak w niewybredny sposób publicznie skrytykował kilku spośród swoich partnerów (w tym Ferdinanda). Irlandczyk nie wybaczył Sir Alexowi do dziś.
- Wypłaciliśmy mu pełną należność za resztę obowiązującego kontraktu - zwracał uwagę Ferguson. - Zaproponowaliśmy mu też organizację pożegnalnego meczu w kolejnym roku.
Być może właśnie sposób, w jaki najlepszy menedżer w historii piłki nożnej rozstał się ze swoim legendarnym kapitanem najtrafniej obrazuje, jaki był Sir Alex Ferguson.
Brutalny.
I zarazem troskliwy.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również