Cudotwórca dla jednych, wielki mistyfikator dla drugich. Kim pan jest, panie Jose Mourinho?

Cudotwórca dla jednych, wielki mistyfikator dla drugich. Kim pan jest, panie Mourinho?
mr3002 / Shutterstock.com
Znowu wszedł na scenę, jak gdyby nigdy nic. Z czystą kartą, bez braków w CV, z zapomnianymi błędami i wypaczeniami na poprzednich etatach. O jego ewentualnym sukcesie czy porażce może rozstrzygnąć kilka czynników, ale tak czy inaczej pozostanie menedżerem, o którym będzie się mówiło najczęściej na świecie. I wiecie co? W tej roli czuje się jak ryba w wodzie.
W pewnym momencie wszyscy mieli go dość. Piłkarze, kibice, także i pracownicy klubu. Najmniej media, bo zawsze dostarczał gorących nagłówków do gazet i portali internetowych. Manchester United zesłał go na wygnanie, gdzie miał możliwość spoglądania na futbol pod nieco innym kątem, obiektywnym i niezaangażowanym. Bardzo możliwe, że niemal rok trenerskiego bezrobocia posłuży mu w dalszej części kariery.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nowa praca, nowy ja

Czas jednak coś udowodnić. Doszło do tego, że reputacja „urodzonego zwycięzcy” wymaga świeżej warstwy farby. Musi pokazać, że nie jest człowiekiem przeszłości w nowej erze Premier League, w której dominuje błyskawiczny atak Liverpoolu spod dłuta Juergena Kloppa czy „nowoczesna tiki-taka” Manchesteru City produkcji Pepa Guardioli.
Znając charakter i przypominając sobie dawne wywiady, Mourinho bez wątpienia wyśmiałby tę sugestię („Ja?! Mam coś udowadniać?!”) wskazując na skrzypiące szafki uginające się pod trofeami, obejmujące statuetki pokryte kurzem od czasu triumfu w Lidze Mistrzów w 2004 i 2010 roku. I oczywiście też inne, jak osiem mistrzowskich tytułów z czterech różnych krajów.
Ale po 15 latach, odkąd oczarował nas od tych wczesnych dni na Stamford Bridge, czy czarodziej nie stał się aby gburowatym dinozaurem? W pierwszych tygodniach miesiąca miodowego w Tottenhamie wydawało się, że Mourinho próbuje na nowo stworzyć postać chłodnego, zdystansowanego i budzącego kontrowersje menedżera.
Ale widać pewne zmiany w zachowaniu Portugalczyka. Zaczął używać nieco dyplomacji i uroku, choćby wtedy, gdy publicznie chwalił zagubionego w końcowych miesiącach u Pochettino Dele Alliego („O nic więcej nie muszę prosić, to fantastyczny zawodnik”) czy kiedy lamentował nad kontuzją Harry’ego Kane’a („Chcecie, bym coś o tym powiedział, ale ja nie mogę o tym mówić, bo czuję, jakbym wpadał w depresję”). Ot, dobry wujek Jose. Niepodobne myśleć, że mógłby być skonfliktowany z jakimkolwiek członkiem swojej paczki (Pogba zatkałby uszy słysząc taką opinię).
Przez wiele lat wytykało mu się niezrozumiałą niechęć do stawiania na młodych piłkarzy. Zawsze wolał stawiać na tych z doświadczeniem, obyciem w zawodowym futbolu. I tu, najwyraźniej, nastąpiła pewna zmiana. Kto przybył do Londynu? Kogo kupił Mourinho? Steven Bergwijn – lat 22. Giovani Lo Celso (to obecny trener miał zdecydować o sfinalizowaniu transakcji) – lat 23. Gedson Fernandes – lat 21. Przeciwko City wystawił jedenastkę, której średnia wieku spadła poniżej 26 lat i w tej materii Spurs bliżej do najmłodszych (Manchester United, Southampton, Chelsea) niż do najstarszych (Watford i Crystal Palace).
Special One nie byłby sobą, gdyby nie czarował także poza konferencjami prasowymi. Zwykle podczas transmisji z meczów Premier League stawia się jedną kamerę vis-a-vis ławki rezerwowej, by łapać reakcje trenerów. Dla Mourinho zrobiono wyjątek i każdy jego ruch, nawet każde uniesienie brwi śledzi trzech operatorów, wiedząc o niezwykłej ekspresyjności szkoleniowca.
Efektem są dziesiątki virali krążących po Internecie, jak choćby ten, gdy podrywa się z krzesełka i w sprinterskim stylu podbiega do sędziego technicznego przekazać swoje uwagi. Jedni powiedzą „pajac”, inni widzą w tym zamierzony i sprytny element budowania wizerunku, podgrzewania piłkarskiego spektaklu.

Przemiana Tottenhamu

No dobrze, a wyniki sportowe? Te są całkiem zadowalające. Osiem zwycięstw w Premier League przeciwko czterem porażkom i dwóm remisom. Więcej wygrywa niż traci punkty. Spurs wspięło się z czternastej pozycji, na której zostawił drużynę „Poch”, na piąte, mając już tylko jedno oczko do miejsca gwarantującego Ligę Mistrzów.
Do tego ciągle otwarte jeszcze dwa fronty. Do batalii o ćwierćfinał Ligi Mistrzów londyńczycy będą przystępowali w roli faworyta przeciwko RB Lipsk, choć miejsce na tym etapie rozgrywek to zasługa głównie poprzednika Mourinho. Trudne, ale skuteczne przeprawy spowodowały, że ekipa “Mou” ciągle jest też w grze o Puchar Anglii.
Wszystko to zostało osiągnięte pomimo braku najlepszego strzelca Harry’ego Kane’a, który nabawił się urazu drugiego dnia nowego roku i przy przedłużającej się sadze związanej ze sprzedażą innego wieloletniego lidera zespołu, Christiana Eriksena. Były też inne obawy dotyczące kontuzji, w szczególności utrata „skały” w środku pola, Moussy Sissoko.
Czego więc nie lubić w nowym, wspaniałym świecie Mourinho w północnym Londynie? Niczego, poza faktem, że trudno dostrzec zauważalną poprawę, jeśli chodzi o styl gry drużyny. Ostatnie wygrane z Manchesterem City w PL czy Southamptonem w Pucharze Anglii przyszły pomimo częstych okresów „walki o życie”.
Piłkarze Spurs wyglądali na przemęczonych i strudzonych ciągłymi atakami przeciwników, raz po raz łapali oddech i szukali momentu do kontrataku. W starciu z broniącą się przed relegacją Aston Villą, losy trzech punktów ważyły się do ostatniej minuty.
Można oczywiście się kłócić, czy szybki awans w tabeli nie odzwierciedla bardziej nieregularnej formy prezentowanej przez Chelsea, Arsenal czy Manchester United. Dla fanów Tottenhamu nie powinno mieć to znaczenia w ocenie Mourinho, gdy ten wprowadzi „Koguty” do pierwszej czwórki w bardzo trudnym i pełnym zwrotów akcji sezonie.

Piękna gra vs. „aby do przodu”

Co do stylu, Manchester United za kadencji Mourinho rzadko cieszył oko, nawet jeśli osiągnął drugą lokatę w lidze - co dzisiaj na Old Trafford przyjętoby z ucałowaniem ręki - albo wygrał Puchar Ligi i Ligę Europy. Gdy w gablotce radośnie słychać postukiwania nowych „błyskotek”, nikt nie pyta, czy na boisku zawodnicy dominowali, a może stawiali autobus w polu karnym. Inter pozostaje ostatnim włoskim triumfatorem Ligi Mistrzów i w Mediolanie każdy z kibiców oddałby nerkę za możliwość powtórzenia sukcesu, nawet gdyby mieliby oglądać te „brudne” widowiska jak za czasów Portugalczyka.
Czy uda mu się stworzyć ekscytujący projekt w Londynie? Jeszcze tego nie zrobił. Pochettino w szczycie popularności dokonał niemal niemożliwego, docierając ze Spurs do finału Ligi Mistrzów. Fani, przyzwyczajeni do mentalności zawodników pod sterami Argentyńczyka, oczekują nie tylko wyników, ale też dużej liczby bramek, porywającej gry i nowych twarzy, będą wymagający, więc Mourinho nie przeżyje z nudną piłką, którą często produkował. Premier League to nie Mediolan. Tu nie zaakceptuje się minimalizmu.
Krótko mówiąc, wielki Mou znajduje się pod presją, aby udowodnić, że może być Jose 2.0, cudownym lekiem bez efektów ubocznych. Nikt nie może poważnie wątpić w to, że był „special”. Jego czas w Tottenhamie odpowie nam na pytanie, czy tym „special” nadal jest.
***
Dzisiejsze starcie to nie tylko pierwszy kontakt pomiędzy Tottenhamem i RB Lipsk. To także pierwsze spotkanie legendy futbolu Jose Mourinho ze wschodzącą gwiazdą Julianem Nagelsmannem. Będziemy też świadkami zderzenia dwóch odmiennych filozofii na futbol.
Mourinho musi stawić czoła przeciwnikowi, kontuzjom dręczącym zespół i słabościom w obronie. Na 20 spotkań, w których poprowadził londyńczyków, tylko trzy razy udało się zachować czyste konto. To o tyle dziwne, że wszystkie drużyny Portugalczyka na ogół cechowała stabilność w defensywie.
Z drugiej strony, spośród tych 20 meczów, w aż 17 Tottenham przynajmniej raz trafił do siatki. Zapowiada się zatem wymiana ciosów, biorąc pod uwagę też fakt, że Lipsk jest w czołówce drużyn stwarzających najwięcej okazji w Lidze Mistrzów i posiada atut nie do przecenienia w postaci jednego z najbardziej imponujących napastników w Europie Timo Wernera. Multirelację z obu dzisiejszych spotkań LM będziecie mogli śledzić na naszej stronie. Spędźcie ten wieczór razem z Meczykami!
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również