Atletico i Real próbują gonić Barcelonę. Kto przegra derby, ten odpadnie z walki o mistrzostwo

Atletico i Real próbują gonić Barcelonę. Kto przegra derby, ten odpadnie z walki o mistrzostwo
charnsitr / Shutterstock.com
Przed nami pierwsze derby Madrytu na Wanda Metropolitano – mecz Atletico-Real. Poprzednie starcie tych dwóch ekip było niesamowitym półfinałem Ligi Mistrzów. Dzisiaj zmierzą się te same drużyny. Te same, ale nie takie same. Obie bowiem przechodzą kryzys.
Atletico i Real po jedenastu kolejkach tracą po osiem punktów do będącej na czele Barcelony. Jeśli ktoś dzisiaj zgarnie trzy punkty, przegrana ekipa po weekendzie będzie już najprawdopodobniej na poziomie -11 względem lidera. I to zaledwie po niepełnej 1/3 sezonu. Dlatego obie ekipy powinny dzisiaj pokazać swój najlepszy futbol, by zwyciężyć. Istnieją jednak wątpliwości, czy na pewno tak będzie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nam strzelać nie kazano
Poważnym problemem zespołów z Madrytu jest to, że aby wygrywać mecze, należy skutecznie atakować, a o tych drużynach można powiedzieć wszystko, ale nie to, że są efektywne w ofensywie.
Spośród drużyn z pięciu pierwszych miejsc w tabeli Atletico ma najmniej strzelonych bramek – zaledwie szesnaście po jedenastu kolejkach, czyli średnio 1,45 gola na mecz. Jest to mizerny rezultat, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to zespół, który co roku bije się o najwyższe cele w Hiszpanii oraz w Europie. W Lidze Mistrzów podopieczni Simeone również zawodzą. Mają już niewielkie szanse na wyjście z grupy, w której po czterech kolejkach jeszcze nie wygrali żadnego meczu, a strzelili jedynie dwie bramki – jedną w spotkaniu z Chelsea i drugą w starciu z Karabachem. Łatwo policzyć, że ich średnia goli jest jeszcze gorsza niż w Primera Division.
W Atletico zawodzi cała formacja ofensywna. Napastnicy jak na rozkaz przestali strzelać bramki. Dość powiedzieć, że wychwalany nie tak dawno Griezmann w tym sezonie La Ligi ma na koncie więcej żółtych kartek (trzy) niż bramek (dwie). Spośród napastników jedną dołożył jeszcze Gameiro, a Torres i Vietto – całe 0. W Lidze Mistrzów natomiast Griezmann strzelił jednego gola (spośród dwóch całego Atletico) – z rzutu karnego meczu z Chelsea. To dotychczas jego ostatnia bramka w tym sezonie klubowym – strzelił ją 27 września. Z kolei ostatnie trafienie w lidze zaliczył cztery dni wcześniej, 23 września, gdy Atletico mierzyło się z Sevillą.
W Realu istnieje podobny problem. Mimo tego, że „Królewscy” zdobyli o sześć bramek więcej niż Atletico (średnio 2 gole na mecz), to jasne jest, że w ataku zwyczajnie cierpią. Ronaldo gdzieś zgubił wiosenną formę, dzięki której rozstrzeliwał Bayern, Juventus czy właśnie Atletico. Z kolei o Benzemie nie można nawet powiedzieć, że stracił formę, ponieważ to oznaczałoby, że uprzednio był w dobrej dyspozycji. Natomiast Bale, jak to Bale, ostatnio doznał kontuzji w trakcie rehabilitacji i Zidane wciąż nie może korzystać z jego usług. Statystyki Walijczyka jednak pokazują, jak fatalnie spisują się Ronaldo i Benzema – Bale, między jedną a drugą kontuzją, zdążył strzelić w Primera Division dwa gole, podczas gdy Portugalczyk i Francuz mają po jednym trafieniu. I to pomimo tego, że Cristiano oddaje niemal siedem strzałów na mecz. Najlepszymi strzelcami zespołu są Isco i Asensio – obaj zdobyli po cztery bramki.
Kontuzje
Z pewnością spory wpływ na grę obu zespołów miały urazy, jakich doznawali i doznają ich piłkarze. Choć to dopiero listopad, w Realu chyba szybciej jest wymienić tych, którzy byli zdrowi niż tych, którzy cierpieli z powodu kontuzji. Na szczycie listy kontuzjowanych znajduje się oczywiście Bale, natomiast niedostępni z powodu urazu zdążyli być już także m.in. Marcelo, Varane, Vallejo, Benzema, Navas, Theo, Kovavić czy Carvajal, który w związku z problemem z sercem przez moment nie wiedział, czy to nie koniec jego piłkarskiej kariery.
Z kolei w Atletico ostatnio pauzowali Koke, Carrasco oraz Filipe Luis. Szczególnie brak tych pierwszych dwóch zawodników był problemem, gdyż Koke swoją mobilnością oraz przeglądem pola bardzo ułatwia graczom Diego Simeone grę w środku pola oraz kreowanie sytuacji, zaś Carrasco zwiększa opcje w formacji ofensywnej i wprowadza sporo ruchu w okolicy pola karnego przeciwnika oraz w bocznych strefach.
Brak formy czy brak ławki, czyli Alvaro Zbawiciel
Można powiedzieć krótko, że obie ekipy są w słabej formie, lecz w kontekście Realu w mediach pojawia się coś jeszcze – pytanie, czy przypadkiem problem „Królewskich” nie polega na braku odpowiednio solidnych rezerwowych, którzy w poprzednim sezonie często odwracali losy meczów i zapewniali Realowi trzy punkty.
Na ten temat wypowiedzieli się publicznie Ronaldo i Ramos. Pierwszy powiedział, że z Jamesem i Moratą Real był mocniejszy, natomiast drugi przypomniał, iż rozbicie Barcelony w Superpucharze Hiszpanii miało miejsce po odejściu tych dwóch zawodników.
Trzeba chyba uznać, że obaj mają po części rację. Real z Moratą i Jamesem był potężny, ale z obecną kadrą także jest bardzo silny i może walczyć o najwyższe cele. Problemem jest forma zawodników. Jak już było wspomniane, Ronaldo w niczym nie przypomina tego potwora z wiosny, Benzema zupełnie nie wykorzystuje swoich sytuacji, Ramos na razie nie ma szczęścia do główek, Marcelo po kontuzji gra bardzo źle, Modrić nie jest tym błyskotliwym Modriciem z początku sezonu, nawet Kroos ostatnio gdzieś zgubił swoją niemiecką precyzję, gdyż w oczy rzucają się jego niedokładne podania oraz przerzuty. Niegdyś pierwszy wchodzący z ławki, czyli Lucas Vazquez, od jakiegoś czasu jedyne, co robi, to regularnie kopie się po czole, ilekroć pojawi się na boisku. Jego markowym zagraniem jest wrzutka, a receptą na niepowodzenie wrzutki jest druga wrzutka. Zupełnie nie przypomina zawodnika, który z ogromną pewnością siebie zmierzał w Mediolanie w kierunku bramki Oblaka, by wykonać rzut karny.
Chyba jedyną osobą, do której nie można mieć żadnych zastrzeżeń w białej części Madrytu, jest Isco. Hiszpan utrzymuje formę z poprzedniego sezonu i jest pewnym ogniwem w łańcuchu „Królewskich”. Ostatnio dołączył do niego Asensio, który po dobrym początku sezonu przepadł na jakiś czas, ale widać, że już wraca do dobrej dyspozycji. Na uwagę zasługuje także Ceballos, który kilka razy pokazał, że może być w przyszłości wielkim graczem.
Można zatem ostrożnie przyjąć, iż z Moratą i Jamesem Real być może uniknąłby kilku wpadek, ale oczywiście nie da się tego udowodnić na sto procent. Pewne natomiast jest to, że z obecną kadrą „Królewscy” mogą śmiało walczyć o trofea, ponieważ właśnie z nią zdobyli już w tym sezonie dwa puchary i zaprezentowali się wtedy tak, że nikt nawet nie śmiał zapytać, gdzie są Morata i James. Problem w tym, że od tamtej pory ta świetna dyspozycja stała się przeszłością. Jeśli znów stanie się teraźniejszością, Real może spokojnie walczyć o powtórzenie osiągnięć z poprzedniego sezonu.
Nóż na gardle
Obie ekipy mają ciężką sytuację w tabeli. Chcą zmniejszyć dystans do Barcelony, a ponadto należy pamiętać, że piłkarzy Simeone czeka po weekendzie trudny mecz z Romą, który przyniesie odpowiedź, czy Atletico w ostatniej kolejce LM (mecz z Chelsea) będzie mieć choć cień szansy na uratowanie sezonu w Champions League. Miejmy nadzieję, że piłkarze Simeone zaangażują się w derby całkowicie. O „Królewskich” natomiast mówi się, że takie mecze ich pobudzają, właśnie tego potrzebują, by zmobilizować się do zachowania maksymalnej koncentracji.
Jeśli obie ekipy podejdą do tego starcia jak do walki o życie, pierwsze derby na Wanda Metropolitano mogą być znakomitym widowiskiem.

Przeczytaj również