“Drewniak” wypchnięty z klubu za 25 tysięcy euro. Przez wojnę i drugą ligę czeską do światowego topu

“Drewniak” wypchnięty z klubu za 25 tysięcy euro. Przez wojnę i drugą ligę czeską do światowego topu
Marco Iacobucci EPP / shutterstock.com
Właściciel jego pierwszego klubu sprzedał go za 25 tysięcy euro, twierdząc, że taki ruch to dla bośniackiego Željezničara los wygrany na loterii. Nazywano go kłodą drewna, a pierwsze mecze rozgrywał w sercu wojny, gdzie co chwilę spadały bomby. Po latach, jedyne bomby, z jakimi miał do czynienia, sam kierował do bramek boiskowych rywali. Edin Dżeko to jednocześnie jeden z najlepszych i najbardziej niedocenianych napastników ostatnich kilkunastu lat.
Wielu piłkarzy w dzieciństwie zmagało się z biedą i trudnym startem. W takich sytuacjach futbol stanowi odskocznię od czarnych myśli. Najlepszym sposobem na ucieczkę. Zajęciem, które w rezultacie okazuje się często trampoliną do wielkiej kariery. Dżeko też należy do tej grupy, choć jego przypadek jest zdecydowanie bardziej ekstremalny.
Dalsza część tekstu pod wideo

O krok od śmierci

Pierwsza połowa lat 90. XX wieku. W Sarajewie, gdzie młody Edin mieszka ze swoją rodziną, trwa wojna domowa. Okoliczne boiska piłkarskie nie stoją jednak puste. Ludzie starają się znaleźć choć namiastkę normalności. Dzieci toczą swoje podwórkowe rozgrywki. Zazwyczaj jest wśród nich Dżeko, ale pewnego dnia mama zabrania mu wyjścia z domu. W ten sposób ratuje Edinowi życie. Na boisko spada bomba. Giną jego przyjaciele.
- Miałem sześć lat, kiedy wybuchła wojna. To było straszne. Mój dom został zniszczony, więc zamieszkaliśmy z dziadkami. Była tam cała rodzina, może 15 osób. Było bardzo ciężko, gdy ginął ktoś, kogo znaliśmy. Ale kiedy wojna się skończyła, byłem znacznie silniejszy psychicznie - wspominał tamten czas aktualny napastnik AS Romy.

Los na loterii

Pierwszym klubem Bośniaka był FK Željezničar. Zaczynał jako pomocnik, co przy jego warunkach fizycznych brzmi dziś dość zaskakująco. Nic dziwnego, że grając na tej pozycji nie uchodził za szczególnie perspektywicznego zawodnika. Nazywano go wręcz kłodą drewna.
Gdy do klubu przyszła oferta z czeskiego FK Teplice, opiewająca na 25 tysięcy euro, prezes Żeljeznicara myślał, że wygrał los na loterii. Pomylił się drastycznie.
19-letni Edin podpisał kontrakt z nowym zespołem, ale od razu został wypożyczony na pół roku do FK Usti nad Labem - klubu występującego wówczas na drugim poziomie rozgrywkowym w Czechach. Tam w 15 rozegranych spotkaniach zdobył sześć goli, a w Teplicach wiedzieli już, że trzeba szybko sprowadzać go z powrotem, bo chłopak może tej drużynie wydatnie pomóc.
No i pomógł, choć jego początki wcale nie były piorunujące. Do końca sezonu strzelił tylko trzy gole w 13 spotkaniach. Rozkręcił się dopiero w kolejnych rozgrywkach. Tym razem na listę strzelców wpisał się 13 razy, czym zwrócił na siebie uwagę Wolfsburga.

Bośniacki wilk i jego kumpel z Copacabany

“Wilki” zapłaciły za niego 4 mln euro, robiąc - jak się później okazało - znakomity interes. Na pierwszy rzut oka był to jednak ruch dość odważny. Dżeko rozegrał zaledwie półtora sezonu na najwyższym szczeblu, prezentując się nieźle, ale na pewno nie wybitnie. Bundesliga mogła okazać się dla niego skokiem na zbyt głęboką wówczas wodę.
Gdyby ktoś powiedział mu wtedy, że w swoim drugim sezonie w Bundeslidze poprowadzi zespół do tytułu najlepszej drużyny w kraju, notując 26 bramek i 10 asyst, pewnie popukałby się w czoło. Ale ta historia wydarzyła się naprawdę. Znowu Dżeko potrzebował roku, żeby nieco się rozkręcić (8 goli i 7 asyst w kampanii 2007/2008), a później wskoczył na najwyższe obroty. Stworzył razem z Grafite najlepszy duet w historii Bundesligi (więcej o bośniacko-brazylijskim tandemie pisaliśmy TUTAJ), a “Wilki” pierwszy i jak dotąd jedyny raz sięgnęły po mistrzostwo Niemiec.
Co ciekawe, Felix Magath sprowadził go do Wolfsburga jedynie po zapoznaniu się z materiałami wideo. Trafił w dziesiątkę. Dżeko zieloną koszulkę zakładał jeszcze przez cały sezon 2009/2010 i połowę kampanii 2010/2011. Strzelał tyle bramek, że odchodził jako najskuteczniejszy obcokrajowiec w historii klubu oraz czwarty najlepszy strzelec spośród wszystkich zawodników VfL, co zresztą nie zmieniło się do dziś.

Bohater drugoplanowy

O jego wartości niech świadczy fakt, że Manchester City zapłacił za niego 37 mln euro, a wówczas taka kwota znaczyła jednak nieco więcej niż dzisiaj. Na Etihad Stadium spędził ponad cztery lata, zdobywając łącznie 72 gole w 189 rozegranych spotkaniach. Zawsze był jednak nieco w cieniu Sergio Aguero. Kibice “The Citizens” liczyli pewnie, że Bośniak będzie uzupełniał się z Argentyńczykiem równie dobrze jak niegdyś z Grafite. Tak raczej nie było, choć Dżeko i tak swoje w Manchesterze zrobił.
Wystarczy przypomnieć sobie historyczne trafienie Aguero w starciu z Queens Park Rangers, które w ostatnich sekundach sezonu dało “Obywatelom” mistrzostwo Anglii. Wszyscy wspominają Argentyńczyka, nieco zapominając, że chwilę wcześniej to przecież Dżeko trafił na 2:2, utrzymując zespół na powierzchni. I trochę tak wyglądała cała jego przygoda z Manchesterem. Solidny, bramkostrzelny, świetnie pracujący dla drużyny, ale jednak będący gdzieś z tyłu. Lekko niedoceniany.

Król Edin panuje w Rzymie

Na piedestał wskoczył dopiero w Rzymie. Pierwsze kroki na Stadio Olimpico postawił latem 2015 roku i stawia je tam do dziś. Nie można oczywiście umieszczać go w jednym szeregu z Francesco Tottim czy Daniele De Rossim, ale fakt faktem - od kilku lat Roma to Dżeko, a Dżeko to Roma. Bośniak często musi ciągnąć ten wózek niemal w pojedynkę.
Scenariusz znowu był ten sam. Pierwszy sezon w koszulce “Giallorossich” wyglądał bowiem mocno przeciętnie. Dżeko strzelił zaledwie osiem goli w Serie A. Powetował to sobie jednak w kolejnych rozgrywkach, trafiając do siatki już 29 razy. Został królem strzelców, wyprzedzając wówczas Driesa Mertensa, Andreę Belottiego, Gonzalo Higuaina, Mauro Icardiego i Ciro Immobile. Konkurencja była zacna, ale korona trafiła wówczas na głowę nowego idola czerwonej części Rzymu.
- Oczekiwania były duże w Niemczech, większe w Anglii, ale to nic w porównaniu do Rzymu. W Manchesterze mogłem wyjść na obiad lub spacer, ludzie zatrzymywali mnie i grzecznie od czasu do czasu prosili o zdjęcie. W Rzymie nie mogę normalnie chodzić po mieście - opowiadał.
Miłość fanów do jego osoby nasilała się z tygodnia na tydzień, gdy co rusz strzelał kolejne arcyważne gole. Jak te w sezonie 2017/2018, kiedy “Giallorossi” dotarli aż do półfinału Ligi Mistrzów. Wyjazd na Stamford Bridge jeszcze na etapie fazy grupowej - dwa trafienia. Później kluczowy gol w bardzo wyrównanym dwumeczu z Porto, który zakończył się awansem Romy do ćwierćfinału. A tam czekała już Barcelona, która do dziś dostaje gęsiej skórki na myśl o rywalizacji z rzymską ekipą. Dżeko trafił do siatki na Camp Nou, ale “Duma Katalonii” wygrała aż 4:1. Rewanż to już historia. Bośniak dał sygnał do ataku, strzelając na 1:0, później dołożył jeszcze asystę, a dzieła zniszczenia dopełnił Konstantinos Manolas, wyrzucając “Barcę” za burtę.
W półfinale Dżeko dwukrotnie znalazł też sposób na Liverpool, ale - choć rzymianie walczyli dzielnie - do wielkiego finału awansowała wtedy ekipa z miasta Beatlesów. Kolejne lata nie były już dla “Giallorossich” równie udane, jednak Bośniak ciągle imponował - i nadal imponuje - bardzo dobrą formą. Momentami można odnieść wrażenie, że jest jak wino. Chociaż na karku ma już 34 lata, co musi poniekąd przekładać się na utratę pewnych atutów, nadrabia ogromną mądrością w grze. To trochę casus Karima Benzemy. W bieżącym sezonie Dżeko ma już na koncie 15 goli i 10 asyst. Mówi się o tym, że po sezonie może zmienić barwy klubowe. Chce go Inter. Przygląda się Juventus.

“To najlepszy napastnik w Europie”

Komplementy od dłuższego czasu płyną z wszystkich stron.
- Gdybym jako trener mógł stworzyć napastnika, zrobiłbym takiego jak Dżeko. Jest idealny: silny, wysoki, szybki jak na swój wzrost, waleczny, agresywny i ma dobrą technikę - mówił Luciano Spalletti, były szkoleniowiec Romy.
- Edin to najlepszy napastnik w Europie. Jest lepszy niż Ibrahimović - komentował niegdyś Miroslav Blazević, prowadzący w przeszłości reprezentację Bośni i Hercegowiny.
Chwalą go nie tylko jego byli trenerzy. Bośniakiem zachwyca się choćby Antonio Conte, który co rusz prosi władze Interu o sprowadzenie go na Giuseppe Meazza.
Z ust Spalettiego i Blazevicia padły mocne słowa, ale czy wypowiedziane na wyrost? Może Dżeko nie był - i nie jest - najlepszy w swoim snajperskim fachu, ale trzeba umieszczać go w czołówce. W bośniackiej kadrze też od lat radzi sobie fenomenalnie. Nikt w historii tego państwa nie rozegrał większej liczby spotkań. Nikt nie strzelił też oczywiście więcej bramek. 58 trafień i 23 asysty w 107 meczach. Bilans bardzo podobny do wyników Roberta Lewandowskiego w biało-czerwonej koszulce. Nasz snajper zdobył bowiem 61 bramek w 112 spotkaniach.
Ale podobnie jak “Lewy”, tak i Dżeko może mieć pewien niedosyt związany z imprezami rangi mistrzowskiej. Bośnia na przestrzeni ostatnich lat dostała się bowiem jedynie na rozgrywane w 2014 roku Mistrzostwa Świata w Brazylii. Tam odpadła jednak już na etapie fazy grupowej. Teraz ma jeszcze szansę, by zameldować się na przełożonym o rok Euro 2020. O awans powalczy bowiem w barażach ze Słowacją, Irlandią i Irlandią Północną, a jeśli się z nimi upora, trafi do turniejowej grupy z Polską, Hiszpanią oraz Szwecją. Dżeko ma więc jedną z ostatnich szans, a może i ostatnią, by ugrać coś jeszcze w koszulce narodowej.
***
Najbliższe miesiące pokażą, jaką drogę obierze. Może zostać bohaterem rozkochanej w nim rzymskiej publiczności, zostając na Stadio Olimpico. Ale niewątpliwie wizja przenosin do Interu czy Juventusu jest dla niego kusząca. Tam mógłby liczyć nie tylko na większe zarobki, ale i wzbogacenie swojej gabloty z trofeami, o co akurat w Romie może być trudno.
Na koniec zostawiamy Was z klubową karierą bośniackiego napastnika w pigułce. Trzy ligi z topu - ponad 250 goli. Do tego: mistrzostwo Niemiec, dwa mistrzostwa Anglii, Puchar i Superpuchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej i trzy korony króla strzelców - z Bundesligi, Serie A oraz Ligi Europy. Trochę się tego nazbierało.
Edin Dżeko
Transfermarkt

Przeczytaj również