Dwóch policjantów rannych po zamieszkach w Manchesterze. Kolejne informacje o zadymie na Old Trafford

Kibice od dawna nie ukrywają swojej niechęci do właścicieli Manchesteru United. Impulsem do tak zdecydowanego wystąpienia przeciwko nim było dołączenie klubu do Superligi. Choć "Czerwone Diabły" szybko się z niej wycofali, to fanów to nie uspokoiło.

Przed niedzielnym meczem Manchesteru United z Liverpoolem kibice protestowali przed Old Trafford. Spora grupa w końcu wdarła się na stadion, a następnie na boisko. Część z chuliganów dopuszczała się aktów wandalizmu - na jednym z nagrań widać, jak mężczyzna niszczy kamerę telewizyjną. Najpierw zdjął ją ze statywu, a następnie cisnął na ziemię. Inni kradli chorągiewki narożne czy piłki oraz rzucali racami i butelkami po piwie. Mówił o tym Graeme Souness, ekspert Sky Sports.

Policja w Manchesterze podała, że w wyniku zamieszek rany odniosło dwóch funkcjonariuszy. Jeden z nich został zaatakowany butelką - odniósł ciętą ranę twarzy. Obrażenia były na tyle poważne, konieczne okazało się natychmiastowe przewiezienie poszkodowanego do szpitala.

Kibice Manchesteru United gromadzili się nie tylko przed Old Trafford. Spora grupa zablokowała też wejście do hotelu Lowry, w którym przed każdym domowym meczem gromadzą się zawodnicy "Czerwonych Diabłów". "To my decydujemy, kiedy gracie" - krzyczeli.

Incydenty stanowczo potępił burmistrz Manchesteru Andy Burnham. Polityk podkreśla, że odpowiedzialna za zamieszki jest mniejszość kibiców United.

- Należy podkreślić, że większość kibiców protestowała pokojowo. Nie ma jedna żadnego usprawiedliwienia dla tych, którzy zranili policjantów i zagrozili bezpieczeństwu innych osób. To może być moment na to, by zmienić futbol na lepsze. Wszyscy powinni potępić akty przemocy i skupić się na zachowaniu tych, którzy są na szczycie - napisał Burnham w specjalnym oświadczeniu.