"Dzieciak", który robi wynik ponad stan. Nagelsmann u progu wielkiej kariery

"Dzieciak", który robi wynik ponad stan. Nagelsmann u progu wielkiej kariery
YouTube
Obecny szkoleniowiec Hoffenheim jest jednym z najgorętszych nazwisk trenerskich w Europie. Łączy się go już z Arsenalem czy Chelsea oraz wymienia w gronie tych najbardziej utalentowanych. Jest tylko jedno „ale” – ma dopiero... 30 lat. Czy jest już gotowy na poprowadzenie drużyny ze szczytu?
Julian Nagelsmann w 2016 roku zadziwił piłkarski świat, kiedy to w objął występujące w Bundeslidze TSG 1899 Hoffenheim. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie miał kompletnie żadnego doświadczenia w pracy seniorskiej oraz był wyjątkowo młody!
Dalsza część tekstu pod wideo
Futbolowe środowisko jeszcze bardziej zaszokował sam właściciel klubu Dieter Hopp, który na zatrudnienie Nagelsmanna się w ogóle zdecydował. Przecież oddawał mu zespół w połowie sezonu, będący w sporym kryzysie i kandydujący do spadku z najwyższej klasy rozgrywek.
Wydawało się, że w takiej sytuacji potrzebny jest ktoś doświadczony. Ktoś, kto wywrze pozytywny wpływ na piłkarzy dzięki głośnemu nazwisku lub jakimkolwiek dokonaniom.

W tym przypadku najważniejszą posadę w klubie dostał człowiek znikąd, który na dodatek był młodszy od wielu obecnych zawodników. Młodzian z obyciem jedynie w trampkarzach.
Ci, którzy wtedy pukali się w czoło, na pewno dziś mają tam wielkiego guza, bo Nagelsmann nie tylko sprawdził się jako trener, ale bardzo szybko wyrósł na piłkarskiego innowatora. Jego ofensywna filozofia gry zwróciła uwagę wielkich klubów. Ale o tym później.

Pomocna dłoń Tuchela

Jako zawodnik Nagelsmann tak naprawdę nigdy wielkiej piłki nie spróbował. Tułał się po drugich zespołach Augsburga i TSV 1860 Monachium, by po dwóch latach seniorskiej „kariery” skończyć z futbolem z powodu poważnej kontuzji kolana.
Miłość do piłki nożnej nie pozwoliła mu za daleko od niej odejść, więc szybko zdecydował się uczyć trenerskiego rzemiosła. Na ratunek przyszedł wówczas Thomas Tuchel, ówczesny szkoleniowiec Augsburga, który zaproponował mu współpracę u swego boku.
Julian miał angażować się w kwestie taktyczne zespołu młodzieżowego oraz wnikliwą analizę rywali.
- Już wtedy był bardzo pojętnym, a jednocześnie… męczącym uczniem. Nie dawał mi spokoju, był bardzo ciekawski, ciągle pytał i pytał. Jeśli ktoś ma w tym zawodzie osiągnąć sukces, to tylko tacy pasjonaci – wspominał po latach Tuchel.
Nagelsmann prowadził później młodzieżowe zespoły TSV Monachium oraz Hoffenheim, z którym w 2014 roku zdobył mistrzostwo Niemiec do lat 19. Został zauważony przez piłkarskich specjalistów jako świetny taktyk i ktoś, kto ma własny pomysł na grę do przodu.

Młody Mourinho

Nic dziwnego, że po kilku latach samych sukcesów w piłce młodzieżowej, prezes Hopp postanowił spróbować ,,nieopierzonego” Juliana jako asystenta samego Huuba Stevensa.

Holender miał wyprowadzić zespół z dołka i ponownie zbudować jego charakter, który po drodze sukcesywnie zatracany, był już bliski upadku.
Jednak w lutym 2016 roku drużyna była w strefie spadkowej i Stevens stracił posadę, a lejce przejął Nagelsmann, stając się tym samym najmłodszym trenerem w historii Bundesligi.

Mówiono, że decyzja właściciela klubu była szalona i nierozsądna, a niedoświadczony menedżer rozbije zespół jeszcze bardziej. Przecież nie było wiadomo jak zareagują sami zawodnicy, czy nie będą lekceważąco traktować kogoś, kto jeszcze nigdy nie widział wielkiej piłki.
Jednak Nagelsmann wszedł do klubu niczym Michael Jackson do świata muzyki. Z przytupem i błyskawicznymi sukcesami. Od razu zmienił taktykę na 3 obrońców i 2 napastników, drużyna zaczęła zbierać punkty, a atmosfera w szatni wreszcie się poprawiła.
Ze względu na swój ofensywny styl gry oraz szeroką wiedzę taktyczną zyskał przydomek „Baby Mourinho”, gdyż jego zuchwałość i boiskową bezczelność porównywano do cech słynnego Portugalczyka.
Nagelsmann utrzymał zespół w Bundeslidze, wygrywając 7-krotnie w 14-stu spotkaniach i prezentując się jako świetny psycholog oraz motywator. - Piłka nożna to w 30 procentach taktyka, a w 70 procentach psychologia – tłumaczył.
Widać to było w kontaktach z piłkarzami, którzy bardzo chwalili sobie jego podejście i od razu zaakceptowali swego nowego szefa. - To bardzo pozytywny typ, bardzo dobrze rozumie się z piłkarzami, także ze względu na swój wiek - mówi Sejad Salihović, były piłkarz Hoffenheim.
Człowiek, który ze względu na ,,metrykę” mógłby być ich kolegą, a nie „panem trenerem” rokował oszałamiająco dobrze, a kolejne sukcesy miały dopiero nadejść.

Wprost do elity

W sezonie 2016/2017 Nagelsmann dokonał kilku transferów, m.in. sprowadzając Andreia Kramarica z Leicester City za 11 mln euro czy Sandro Wagnera z Darmstadt za 2,8 mln euro. W zespole byli już tacy zawodnicy jak Niklas Süle, Jeremy Toljan czy Sebastian Rudy, reprezentujący już dziś barwy Bayernu i Borussii Dortmund.
Oprócz kilku perspektywicznych nazwisk szkoleniowiec Hoffenheim miał do dyspozycji piłkarzy bądź co bądź mało znanych i ogranych, a na dodatek latem odeszła największa gwiazda - Kevin Volland.
Jednak przy młodym trenerze jego podopieczni błyskawicznie wchodzili na wyższy poziom. Bardzo szybko się rozwijali, a on umiał pomóc im pozbyć się kompleksów i wykrzesać z nich maksimum możliwości, koncentrując się głównie na ich atutach.
Na dodatek nauczył posługiwać się wysokim pressingiem, wywierać nacisk na rywalach już na ich połowie i za wszelką cenę przenosić futbolówkę do przodu. Dało to sensacyjne 4. miejsce na koniec rozgrywek i udział w eliminacjach do Ligi Mistrzów!
W jeden rok przeistoczył kandydata do spadku w czołowy klub Bundesligi. Potrafił efektywnie reagować podczas meczów, umiejętnie zmieniając ustawienia drużyny. Został doceniony i wybrany Trenerem roku 2016 przez Niemiecki Związek Piłki Nożnej.
- Jestem jak piekarz, który miesza składniki, wsuwa pieczywo do pieca, a potem analizuje efekt działania. A na koniec wybiera najlepszą z możliwych recept – wspomina Nagelsmann.

Ważne jak się kończy

Runda play-off Ligi Mistrzów sezonu 2017/2018, która miała uzupełnić stawkę w fazie grupowej, nie była szczęśliwa dla Hoffenheim, gdyż zostało wyeliminowane przez późniejszego finalistę - Liverpool.
„Wieśniaki” mogły zrehabilitować się w fazie grupowej Ligi Europy, lecz zabrakło im doświadczenia na arenie międzynarodowej i dość nieoczekiwanie zajęli ostatnie miejsce w grupie. W Bundeslidze jednak nie zwalniali tempa i od samego początku zgłaszali akces do czołowych miejsc.
Na 10 kolejek przed końcem kampanii Hoffenheim zaliczyło imponującą serię. Osiem kolejnych meczów bez porażki, w tym aż sześć zwycięstw robiło wrażenie, a wygrane m.in. z Köln 6:0 czy z Lipskiem 5:2 jedynie potwierdziły znakomitą dyspozycję w najważniejszym przecież momencie sezonu.
Kiedy w przedostatniej kolejce zawodnicy Nagelsmanna nieoczekiwanie przegrali w Stuttgarcie, pozostał im tylko mecz u siebie z Borussią Dortmund, który miał zadecydować o ewentualnym awansie do Champions League. Rywal miał 3 punkty więcej, a więc tylko zwycięstwo dawało upragniony cel.
„Dzieciak” z Hoffenheim ustawił taktykę 3-4-3, desygnując do gry aż trzech napastników: Kramarica, Szalaja i Utha. Dwóch pierwszych odwdzięczyło się golami i w konsekwencji w najważniejszym pojedynku roku „Hoffe” wygrało 3:1.
Znalazło się zatem na 3. pozycji, mając tyle samo punktów co właśnie Borussia oraz Bayer Leverkusen, wyrzucając tym samym „Aptekarzy” z Ligi Mistrzów. Warto wspomnieć, że w ogólnym rozrachunku tylko jeden gol różnicy pozwolił wyprzedzić Dortmund, a trzy trafienia ekipę Bayeru. Prawdziwy „rzut na taśmę”!

Przyszłość w kolorowych barwach

W następnym sezonie zobaczymy zatem Hoffenheim w Champions League i na pewno jesteśmy ciekawi jak filozofia gry Nagelsmanna sprawdzi się na najwyższym europejskim poziomie. Jednak czy zobaczymy również jego samego?
Miejsce zwolniło się przecież w Arsenalu, który potrzebuje świeżej krwi i kogoś kto wprowadzi nowoczesne spojrzenie na futbol. Tutaj Nagelsmann mógłby odnaleźć się bardzo dobrze. Zdążył już zdobyć uznanie nie tylko w Bundeslidze, ale i w całej Europie, więc piłkarze mogliby mu uwierzyć.
Podobnie jest w przypadku Chelsea, szukającej następcy Antonio Conte. Nowy trener miałby nieco wstrząsnąć szatnią i znaleźć pomysł na zespół o jakże ogromnym potencjale. Julian Nagelsmann jest również poważnym kandydatem wśród działaczy na Stamford Bridge.
Wspomina się także o Borussii Dortmund, która jeszcze nie byłaby taką „głęboką wodą” i tam Nagelsmann mógłby trochę okrzepnąć, zanim wypłynie na te największe fale i zetknie się z jeszcze większą presją.
Na Signal Ilguna Park mógłby kontynuować wcześniejsze dzieło swojego mentora Thomasa Tuchela, tym bardziej że obecny szkoleniowiec Peter Stöger nie jest do końca przekonujący.
W Niemczech wszyscy doskonale wiedzą, że tylko kwestią czasu jest, kiedy obejmie stery Bayernu Monachium. Niko Kovač nie będzie przecież pracował tam wiecznie.
Opcji jest sporo, a i prezes Hoffenheim nie zamierza w tym temacie odpuścić.

Poczekamy, zobaczymy?

Teraz rodzi się pytanie. Czy nie jest za wcześnie na objęcie którejś z tak poważnych posad? Czy nie lepiej jeszcze popracować w słabszym klubie, zdobyć doświadczenie w Lidze Mistrzów i za rok, może dwa spróbować sił na samym szczycie?
Bez wątpienia Nagelsmann ma wielki potencjał i już teraz wysokie umiejętności, ale mimo wszystko tak młody wiek w konfrontacji z największymi gwiazdami futbolu, niekoniecznie może być mieszanką skuteczną.
Przypomnijmy, że tacy piłkarze jak Ribery, Reus, Özil czy Hazard, którzy w piłce widzieli już niemal wszystko, mogą mieć obiekcje przed tym, żeby dyrygował nimi „małolat” bez doświadczenia.
Przecież choćby szatnia Bayernu pełna jest graczy o ogromnym ego i wielką sztuką jest nimi odpowiednio kierować. Z jednej strony należy dać im sporo przestrzeni, ale jednocześnie nie można pozwolić „wejść sobie na głowę".
Nie wiadomo czy żądać od podopiecznych zwracania się „Trenerze”, „Szefie” czy zwyczajnie po imieniu, aby skrócić dystans i zbudować relację nieco koleżeńską. Z drugiej strony za duże spoufalanie się z zawodnikami może oznaczać szybką „utratę” szatni.
Bez wątpienia któraś z powyższych opcji byłaby sporym wyzwaniem dla Nagelsmanna, który jednak mimo tak młodego wieku udowodnił, że ma talent do wydobywania z graczy maksimum umiejętności i potrafi zapanować nad grupą.
Zatrudnienie go w którymś z topowych klubów jest tylko kwestią czasu. Nie wiadomo tylko, w którym momencie się to stanie, bo bez wątpienia jego kunszt w końcu musi być wypróbowany gdzieś wyżej. Dylemat pozostaje wciąż jeden: czy to już czas, czy warto jeszcze poczekać?
Paweł Chudy

Przeczytaj również