Ekstraklasa. Mecz Lecha z Legią nie elektryzuje jak kiedyś. To starcie dwóch drużyn z problemami

Beznadziejny Lech przeciwko sfrustrowanej Legii. Prędzej kit niż hit, ale i tak go obejrzymy, prawda?
MediaPictures.pl / Shutterstock.com
Kiedyś spotkania Lecha z Legią elektryzowały całą Polskę. Dziś na spotkanie czekają tylko najbardziej zatwardziali kibice obu drużyn, ewentualnie ludzie, których nikt nie zaprosił wieczorem na piwo. Od dawna ligowy klasyk nie był tak obojętny dla widzów Ekstraklasy. Bo czym się tu ekscytować? Postawą Sa Pinto, który dzielnie walczy o tytuł najbardziej nielubianego człowieka w polskim futbolu czy Lechem, który przebił dno dna?
Nawałka do Poznania przyjeżdżał niczym król na białym koniu. Miał być zbawcą zatopionego od wielu miesięcy w marazmie „Kolejorza”, a póki co traci szacunek, który wyrobił sobie w trakcie bycia selekcjonerem. Kredyt zaufania, który otrzymał od kibiców wyczerpuje się bardzo szybko, a podczas spotkania w Gliwicach spadał w tempie wręcz lawinowym.
Dalsza część tekstu pod wideo
Za to Sa Pinto jako cel postawił sobie zniechęcenie wszystkich do swojej osoby, niezależnie od osiąganych wyników. Co mecz jesteśmy świadkami nietypowych i często agresywnych zachowań Portugalczyka, z którym na pieńku mają już chyba wszyscy ligowi trenerzy.
A trzeba przyznać, że wejście w konflikt z takim na przykład Fornalikiem, który jest jak samotna skała wśród szumiących fal oceanu przespokojnego, jest nie lada wyczynem. Jak więc potoczy się pojedynek portugalskiego nerwusa z obdzieranym z szat Nawałką?

Miało być Pendolino, a jest zardzewiała lokomotywa

Od paru lat Lech przeistacza się w ligowego średniaka. Totalna apatia w kwestii transferów (z wyłączeniem Tiby i Amarala), dziwne roszady na ławce trenerskiej, ostatecznie zniszczenie klubowej legendy, opustoszały stadion i 7. miejsce w ligowej tabeli dobitnie świadczą o tym, w którym miejscu jest teraz „Kolejorz”.
Ratunkiem miał być były selekcjoner, który póki co średnio radzi sobie z rolą zbawcy i bohatera. Miał wjechać na białym koniu, ale póki co siedzi na brudnoszarym mule. Może Adam Nawałka potrzebuje więcej czasu, który przy gorących głowach prezesów ekstraklasowych klubów jest na wagę złota.
Ale czy kibice to zrozumieją? Porażka z Legią na własnym stadionie poważnie zachwieje poznańskimi fanami, którzy już teraz są wściekli na piłkarzy „Kolejorza”. Prezes Rutkowski co pół roku obiecuje pendolino, a póki co serwuje nam padlinę. Stolica Wielkopolski na sobotni klasyk patrzy z dużym niepokojem. Gdzieniegdzie nawet ze strachem. A w niektórych miejscach nie chcą nawet otwierać oczu.

Trener chce być gwiazdą

O ile w Lechu piłkarze są powodem do wstydu, to w Warszawie sytuacja ma się zupełnie odwrotnie. Tam zawodnicy (z wyjątkami) robią swoje, za to Ricardo Sa Pinto wydaje się mylić ligowe boiska z telewizyjnym talk show. I to bardzo niszowym talk show.
Na szczęście dla Legii (a na nieszczęście Lecha) na boisku biega niestety nie trener, tylko zawodnicy. I pomimo wielu negatywnych opinii po meczu z Cracovią, w Warszawie nie ma najmniejszych powodów do niepokoju.
Przed spotkaniem z drużyną Michała Probierza Legioniści notowali serię 6 meczów bez porażki. W 5 z nich odnieśli zwycięstwa, jedno zakończyli remisem. Bilans bramkowy? 10:2. Radosław Majecki piłę z siatki wyjmował tylko w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec. A żeby jeszcze bardziej podgrzać atmosferę spójrzmy na statystykę meczową warszawiaków na wyjeździe:
Faworyt wydaje się być w tym przypadku tylko jeden. Ale żeby dać szansę poznańskiej lokomotywie, rzućmy jeszcze okiem na poszczególne formacje.

BRAMKARZE

Cóż, rywalizacja na tej pozycji skutkuje uśmiechem politowania skierowanym w kierunku Jasmina Burica. Różne bramkarskie babole już widzieliśmy, ale bośniacki golkiper zrobił w spotkaniu z Piastem naprawdę dużo, abyśmy to o nim pamiętali jak najdłużej.
A Majecki? Fala wznosząca. Wygryzł Malarza, wygryzł Cierzniaka i słusznie nosi miano pierwszego bramkarza przy Łazienkowskiej 3. W 6 z 9 ligowych spotkań zachował czyste konto, do siatki sięgał jedynie 6 razy. W Legii mają obsadę bramki zapewnioną na długie lata (lub grube miliony przy zagranicznym transferze).
Lech- Legia 0:1

OBROŃCY

Jeśli ktoś liczył, że w tej kwestii Lech ma jakieś szansę przebić Legię, to ostatni raz poznaniaków oglądał za czasów Bjelicy. Promykiem nadziei jest postawa Roberta Gumnego, ale co może zrobić osamotniony 20-latek, skoro wszyscy dookoła potykają się o własne nogi?
Poza prawym obrońcą w kadrze „Kolejorza” jest jeszcze Thomas Rogne, który swoich występów nie musi się wstydzić. Ale on akurat więcej czasu spędza w gabinetach lekarskich niż na ekstraklasowych boiskach.
Reszta to w tej chwili dno dna i tona mułu, ale czy kogokolwiek to dziwi? Połowa z poznańskich obrońców w zeszłym sezonie grała w III-ligowych rezerwach, a druga połowa grała tak samo jak dzisiaj, tylko w linii defensywy posiadała Emira Dilavera, który naprawiał błąd za błędem. Dziś wszyscy już wiedzą, dlaczego Bjelica tak upierał się na jego transfer.
Legia też ma swoje problemy, ale w zdecydowanie mniejszej skali. W Poznaniu na pewno nie zobaczymy Remy’ego, który powoli wyrastał na jednego z najlepszych środkowych obrońców ligi tylko po to, aby w spotkaniu z Cracovią zachować się jak bezmyślny boiskowy bandyta.
Na szczęście dla warszawiaków, absencja Francuza pozostanie prawdopodobnie niezauważona. W niezłej formie jest Jędrzejczyk, a na ławce czeka Mateusz Wieteska. Solidna mieszanka rutyny z młodością.
Na prawej obronie Vesović jest słabszy niż Gumny, ale o tym wiemy już od dawna. Po drugiej stronie boiska mamy Kostewycza i Hlouska. W aktualnej formie Ukraińca nie wystawialibyśmy nawet w Lechu II Poznań, więc statyczny i przewidywalny Czech wygrywa tę słabą rywalizację.
Lech- Legia 0:2

POMOCNICY

W Poznaniu są fajnie brzmiące nazwiska. Chociażby taki Jevtić, który parę sezonów temu zaskakiwał i zjadał na śniadanie całą polską ligę. Albo Jóźwiak i Makuszewski - superskrzydłowi, którzy od pół roku uzbierali łącznie 3 asysty. A właściwie zrobił to sam Makuszewski, ale nie chcieliśmy tym szczegółem dobijać młodego skrzydłowego Lecha.
Są też Tiba i pół-pomocnik pół-napastnik Amaral, którzy zaskoczyli polską ligę gdzieś w okolicach końca wakacji. Od tego czasu albo rywale poznali się na ich grze, albo Portugalczycy stwierdzili że więcej już nie muszą się starać, albo dopasowali się mentalnością do kolegów z drużyny. A może wszystko po trochu.
W kadrze jest też Łukasz Trałka, który w dobrej formie był na oko ze 3 lata temu. I dalej nie umie pozbyć się brzydkiego nawyku „trałkowania”.
Za to Legia znalazła złoty środek. Dokładniej portugalski środek pomocy, gdzie rządzą Cafu, Martins i Szymański. Wspierani przed Nagya i Kucharczyka tworzą skuteczną formację diamentu. Cała piątka zdobyła w tym sezonie łącznie 18 goli, więc Sa Pinto nie ma za bardzo pola do narzekania.
Nie można zapomnieć też o Medeirosie i Agrze, którzy póki co rozegrali za mało meczów, aby móc ich obiektywnie ocenić. Choć po tym pierwszym widać, że grał w lidze dużo mocniejszej niż Ekstraklasa. Pożyjemy, zobaczymy.
Lech - Legia 0:3

NAPASTNICY

I wreszcie doszliśmy do jedynej formacji, której Lech nie musi się wstydzić. A właściwie do jednego piłkarza, który potrafi w tym sezonie utrzymać swój regularny (reprezentacyjny?) poziom.
Amaral czasem błyśnie, Timura Zhamaletdinova jeszcze nie znamy. Aż strach pomyśleć co działoby się w szatni, gdyby Duńczyk doznał kontuzji...
Za to w Warszawie zadowalająco spisuje się Carlitos, a w kolejce czekają Kulenović i Niezgoda. Hiszpan co prawda nie pokazuje takiej samej formy, jak prezentował w krakowskiej Wiśle, ale i tak jest niekwestionowaną gwiazdą ligi. Jak potrafi grać Niezgoda wszyscy wiedzą, a Chorwat ma dopiero 19 lat, więc wszystko jeszcze przed nim.
W rywalizacji napastników punkt przyznajemy Lechowi. Raczej na zachętę niż faktyczny stan, bo uczciwie (i statystycznie) rzecz biorąc, powinien paść tutaj remis. Ale fakt, że Gytkjaer potrafi strzelić gola, mając pół okazji sprawia, że skłaniamy się jednak ku reprezentantowi Danii.
Lech - Legia 1:3

Boisko prawdę powie

Biorąc pod uwagę sytuację w ligowej tabeli, a także nastroje panujące w szatni, wynik 3:1 dla Legii wydaje się być całkiem sensowny. Ale takie mecze zawsze rządzą się swoimi prawami.
Ostatnie spotkania „Kolejorza” z Legionistami kończyły się zwycięstwami piłkarzy ze stolicy. I choć niewiele na to wskazuje, kibice w swoich sercach liczą na przełamanie złej passy. Bo mecze z Legią to w Wielkopolsce mecze naprawdę szczególne, na które czeka się miesiącami.
Żadne spotkanie nie pomoże Lechowi w przełamaniu słabej passy tak skutecznie, jak pokonanie warszawiaków przy Bułgarskiej. Z drugiej strony ewentualna porażka zostawi w niebiesko-białej szatni popiół i zgliszcza, z których „Kolejorz” może się już nie podnieść.
Adrian Jankowski
Redakcja meczyki.pl
Adrian Jankowski23 Feb 2019 · 14:29
Źródło: własne

Przeczytaj również