El. ME. Porażki złe, zwycięstwa jeszcze gorsze. Fala krytyki pod adresem Brzęczka i reprezentacji Polski

Porażki złe, zwycięstwa jeszcze gorsze. Nie ustaje fala krytyki pod adresem Brzęczka i reprezentacji
sootra / Shutterstock.com
Reprezentacja Polski w piłce nożnej idealnie rozpoczęła eliminacje do przyszłorocznych Mistrzostw Europy, zdobywając komplet punktów w starciach z Austrią i Łotwą. Mimo sześciu oczek po dwóch spotkaniach, na cenzurowanym wciąż pozostaje Jerzy Brzęczek, którego pozycja i kompetencje są nieustannie podważane. Skąd w narodzie taka niechęć do selekcjonera?
O ile można było mieć swego rodzaju zażalenia do 48-latka po pierwszych sześciu meczach w roli trenera reprezentacji Polski, tak ciągła krytyka po udanym starcie eliminacji jest niezrozumiała.
Dalsza część tekstu pod wideo
Zaledwie 2 punkty po 4 spotkaniach Ligi Narodów, skutkujące spadkiem do niższej dywizji w połączeniu z mierną postawą w meczach towarzyskich z teoretycznie przeciętnymi rywalami nie napawały optymizmem, ale nie oznacza to, że na Brzęczka nadal trzeba patrzeć przez pryzmat słabego startu.
Warto byłoby skupić się na tym, że pod względem punktowym Polska nie mogła lepiej rozpocząć niezwykle ważnych eliminacji do EURO. Tymczasem czytając opinie dziennikarzy oraz kibiców można by odnieść wrażenie, że Jerzy Brzęczek to amator, który nie podjął jeszcze żadnej dobrej decyzji, a ostatnie dwa zwycięstwa były tylko wypadkiem przy pracy.

Niespełnione wygórowane oczekiwania

Obecnie głównym zarzutem do selekcjonera po meczach eliminacyjnych jest styl gry prezentowany przez „Biało-czerwonych”, ale o tym jeszcze pomówimy, ponieważ to tylko jeden z wielu powodów nieustającej spirali niechęci wokół Brzęczka.
Lawina krytyki rozpoczęła się właściwie w dniu nominacji byłego szkoleniowca Wisły Płock na stanowisko selekcjonera kadry narodowej. Wielu kibiców miało nadzieję, że następcą Adama Nawałki zostanie ktoś z naprawdę dużym nazwiskiem w świecie piłki. Być może nawet zbyt dużym jak na możliwości naszej reprezentacji.
Niestety kibice zamiast trenera, który miałby doświadczenie w najsilniejszych ligach świata z Premier League i Serie A na czele oraz gablotę wypełnioną po brzegi trofeami, otrzymali informację o zatrudnieniu Jerzego Brzęczka.
Kandydatura 48-latka wypadała niezwykle blado przy takich postaciach jak Bilić czy Prandelli, zatem Brzęczek, nim jeszcze na dobre rozpoczął pracę w roli selekcjonera, stał się wrogiem publicznym nr 1 w gronie kibicowskim.
Kurz po podpisaniu kontraktu jeszcze nie zdążył nawet wzbić się w powietrze, gdy opinia publiczna już wydała wyrok – ten Brzęczek to się przecież do niczego nie nadaje. Nadchodzi era degrengolady i „kolesiostwa”.

Korupcja, nepotyzm i inne „grzechy” Jerzego Brzęczka

Jeszcze przed pierwszym spotkaniem w roli trenera Brzęczek został, krótko mówiąc, zmiażdżony tylko z powodu rodzinnych powiązań z Jakubem Błaszczykowskim. Drwiny i niechęć do szkoleniowca spotęgował fakt powołania 33-letniego skrzydłowego, który w swoim klubie nie podnosił się z trybun.
Można było mieć wówczas pewne wątpliwości w kwestii uczciwego traktowania wszystkich reprezentantów przez selekcjonera, ale wszystko ustało, gdy Błaszczykowski już znalazł się na boisku. Okazało się, ze Kuba, mimo podeszłego jak na piłkarza wieku i braku regularnej gry w Wolfsburgu, nadal jest przydatnym elementem polskiej reprezentacji. Jak widać, Brzęczek przy desygnowaniu składów kierował się wówczas umiejętnościami, a nie drzewem genealogicznym.
W podobnym, choć może nieco mniej drastycznym położeniu, znajdował się w tamtym okresie Jan Bednarek. Brzęczek w każdym meczu stawiał na stopera Southampton, nie zważając na to, iż Polak jest regularnie pomijany przez Marka Hughesa. Paradoks tej sytuacji nie umknął uwadze dziennikarzy, którzy toczyli tyrady nt. niekompetencji Brzęczka, który ośmiela się stawiać na stałego bywalca trybun.
Czas pokazał, że Brzęczek miał rację, czyniąc właśnie z Bednarka lidera defensywy naszej kadry. Zmiana trenera na St. Mary’s Stadium sprawiła, że 22-latek stał się kluczowym trybikiem w maszynie Hasenhuttla. Nagle Bednarek z roli zmarnowanego talentu, który nie zasługuje nawet na powąchanie murawy w barwach narodowych, stał się jednym z bardziej obiecujących środkowych obrońców w całej Premier League. 
Najwidoczniej, ten Brzęczek jednak nie jest taki najgłupszy, jak go „malują” skoro jesienią, jako jeden z niewielu, wciąż dostrzegał ogromne pokłady potencjału, drzemiące w wychowanku Lecha Poznań.
Gdy możliwości stawiania zarzutów przy okazji powołań się skończyły, środowisko związane z reprezentacją posunęło się o krok dalej, czyniąc z Brzęczka wręcz kryminalistę.
Kontrowersyjnym i raczej niezbyt zgodnym z prawdą słowom wypowiedzianym przez Macieja Szczęsnego w ciągu niespełna doby zdążyli zaprzeczyć rzecznik PZPN, prezes PZPN oraz sami zainteresowani. Można zatem stawiać dolary przeciwko orzechom, że racja w tej sprawie nie leży po stronie byłego bramkarza reprezentacji.

38 milionów trenerów

Polemiki związane z Błaszczykowskim i Bednarkiem ustały, gdy obaj panowie wrócili do regularnej gry w klubach, ale nikt nie ośmielił się pochwalić Brzęczka za odwagę przy okazji wyborów personalnych w jesiennych meczach. Z perspektywy wielu kibiców lepszym rozwiązaniem było znalezienie sobie nowych argumentów potwierdzających w ich mniemaniu brak umiejętności selekcjonera.
Na rezultaty „poszukiwań” nie trzeba było długo czekać. Tym razem, trener „Biało-czerwonych”, zdaniem wielu kibiców skompromitował się decyzją o skreśleniu z kadry meczowej Szymona Żurkowskiego i postawieniu na Recę zamiast Gumnego. Kibicowska brać narodowa szybko ruszyła z odsieczą, aby dosadnie wyjaśnić Brzęczkowi, iż jego decyzje nie są zbyt dobre, o czym świadczy choćby sekcja komentarzy w poniższym tweecie.
Niezbyt cenzuralne opinie sympatyków reprezentacji zawarte w tym miejscu to tylko kropla w oceanie internetowego szamba, które wylało się w kierunku Jerzego Brzęczka przed spotkaniami z Austrią i Łotwą.
Byłemu trenerowi Wisły Płock już wtedy przypięto łatkę szkoleniowca, który w ogóle nie stawia na młodzież i z całą pewnością zmarnuje potencjał wszystkich utalentowanych „Biało-czerwonych”, którzy niedługo będą gotowi do gry w dorosłej kadrze.
Mało kto zapewne zauważył, że dla Gumnego i Żurkowskiego zgrupowanie jeszcze się nie skończyło i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, iż obaj panowie zagrają w starciu kadry U-21 przeciwko Serbii.
Można by uznać ubiegły tydzień za stracony z perspektywy Żurkowskiego i Gumnego z powodu braku gry, ale proces wchodzenia do dorosłej reprezentacji musi być stopniowy. Teraz obaj panowie mieli okazję trenować u boku przyszłych kolegów z boiska, na następnym zgrupowaniu znajdą miejsce na ławce rezerwowych, aż wreszcie nadejdzie ich moment chwały w seniorskiej kadrze.
Rywale Polaków nie byli z najwyższej światowej półki, ale desygnowanie do gry zawodników kompletnie nieogranych na poziomie reprezentacyjnym zapewne przyniosłoby szkody zarówno reprezentacji, jak i samym piłkarzom.
Oczywiście od razu może pojawić się zarzut „to kiedy niby Gumny z Żurkowskim mają nabrać tego doświadczenia”, ale tu wracamy do kwestii stopniowego wprowadzania młodych reprezentantów. Najpierw treningi, wdrożenie do grupy, aklimatyzacja na poziomie seniorskim, potem sporadyczna gra aż wreszcie dojdziemy do momentu, gdy Gumny, Żurkowski, a niedługo także Bielik, Grabara czy Szymański będą stanowić o sile reprezentacji Polski. Przyspieszanie tego procesu nie ma żadnego sensu.

Naród estetów

Gdy emocje związane z personaliami opadły, a Polska odniosła dwa bardzo ważne zwycięstwa, można było mieć nadzieję, że nagonka na Brzęczka ustanie chociaż do kolejnego zgrupowania. Nic bardziej mylnego.
Obiektem zainteresowania gorliwych przeciwników selekcjonera stał się tym razem styl, w jakim reprezentacja zdobyła 6 punktów. Punktem wyjścia wszelkich rozważań tego typu było i nadal jest przekonanie, że Polska powinna przez 90 minut prezentować spektakularny styl oparty na ciągłym kreowaniu zagrożenia przy jednoczesnej neutralizacji atutów rywala.
Trudno inaczej wytłumaczyć fakt, iż po meczu z Łotwą, w którym Polska znacząco dominowała, nadal pojawiały się głosy o miernym poziomie trenera.
Statystyki nie współgrały z negatywnymi opiniami o drużynie prowadzonej przez Brzęczka, ale któż by się nimi przejmował, gdy jest okazja na podważenie umiejętności 48-latka?
Jedynymi liczbami, które rzeczywiście mogą wywoływać ogromne zdziwienie są te odnoszące się do oceny poszczególnych zawodników po zwycięstwie z Łotwą. Gdyby pokazać je laikowi, aby na ich podstawie oszacował wynik spotkania, prawdopodobnie najbardziej optymistycznym scenariuszem dla Polski byłaby odpowiedź mówiąca o remisie. Raczej nie zdarza się, aby przy okazji wygranej 2:0 najlepsze noty nie sięgały nawet siódemki.

Reprezentacja tragiczna

Lecz to wszystko ma miejsce, ponieważ od momentu objęcia stanowiska selekcjonera przez Jerzego Brzęczka nastawienie do reprezentacji stało się całkowicie niezrozumiałe. Na celownik potencjalnych kibiców kadry narodowej brani są kolejni jej przedstawiciele z samym trenerem na czele. Bardzo dobra pozycja wyjściowa na starcie eliminacji niestety niczego nie zmieniła.
Nadal wielu postrzega Brzęczka jako amatora, a niechęć do kadry zaczyna się odbijać nawet na Bogu ducha winnych zawodnikach, którzy są oceniani surowo, jak nigdy przedtem. O braku słuszności tych osądów najwięcej mówi tabela grupy eliminacyjnej.
Oczywiście, że Polska z Łotwą nie zagrała 90-minutowego koncertu i nikt nie zamierza wybielać Jerzego Brzęczka, ponieważ przed nim jeszcze wiele pracy nad choćby poziomem kreatywności drużyny.
Nie dajmy się jednak zwariować, ponieważ dochodzimy do momentu, gdy kadra wraz z trenerem jest ganiona za dosłownie wszystko. Remis? Źle, z Prandellim byłoby lepiej. Porażka? Jeszcze gorzej, Brzęczek do zwolnienia. Zwycięstwo? Dob…w sumie to fatalnie, ponieważ dopuszczono Łotwę do oddania 4 strzałów celnych.
Po 6 meczach bez zwycięstwa, które z pewnością wzniosły poziom presji na wyżyny, Brzęczek dał radę i w może nie najpiękniejszym stylu, ale jednak doprowadził Polskę na pozycję lidera eliminacji.
Z biegiem miesięcy, trzeba będzie wziąć pod lupę jakość gry prezentowanej przez „Biało-czerwonych” nie tylko w kontekście osiąganych wyników, aby ewentualny udział w mistrzostwach Europy nie zakończył się po fazie grupowej.
Na tego typu dysputy dot. estetyki gry Polaków przyjdzie jeszcze czas. Koniec marca, ponad rok przed samym turniejem - to naprawdę nie jest pora na analizowanie czy Brzęczek jest do zwolnienia już teraz z powodu dopuszczenia Łotyszy na naszą połowę, czy jednak głównym powodem wypowiedzenia umowy powinno być omijanie tego czy tamtego juniora.
Polska musi gromadzić punkty i na zakończonym już zgrupowaniu zrobiono wszystko, aby misja ta zakończyła się powodzeniem. A architektami tych małych, ale bądź co bądź sukcesów są m.in. tacy ludzie, jak Brzęczek czy Reca. Warto o tym pamiętać, nim wyda się kolejny negatywny osąd o umiejętnościach piłkarskich lub trenerskich.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również