Erling Haaland, jakiego nie znacie. Życie prywatne, przesądy i zwyczaje. "Opiekujemy się nim 24h na dobę"

Erling Haaland, jakiego nie znacie. Życie prywatne, przesądy i zwyczaje. "Opiekujemy się nim 24h na dobę"
Richard Callis/Sports Press Photo / SPP/Sipa USA
Gwiazdy piłki nożnej starają się mocno chronić swoją prywatność. Zwłaszcza te największe i najbardziej rozpoznawalne. Ale niewielu jest zawodników, o których pozaboiskowym życiu wiadomo tak mało jak w przypadku Erlinga Haalanda.
Do bólu skuteczny, wymykający się piłkarskiej logice, w wieku 22 lat może czuć się piłkarsko spełniony. W sobotę Erling Haaland stanie przed szansą wygrania swojej pierwszej Ligi Mistrzów. Zaś w pierwszym roku w barwach Manchesteru City wygrał już Premier League i Puchar Anglii. Został królem strzelców bijąc rekord 35 trafień w sezonie. W Champions League też będzie najlepszym strzelcem (chyba, że w finale Edin Dzeko strzeli osiem goli).
Dalsza część tekstu pod wideo
Co sprawiło, że sprowadzony z Borussii Dortmund napastnik tak doskonale zaadaptował się w Anglii? Na pewno pomógł ojciec, były piłkarz, Alfie Haaland, o którym było ostatnio bardzo głośno, gdy podpity prowokował ze swojej loży kibiców Realu Madryt podczas pierwszego meczu półfinałowego z City.

Jak u siebie

Na co dzień zachowuje się jednak bardziej rozsądnie, a doradzenie synowi przeprowadzki do swojego byłego klubu było strzałem w dziesiątkę. Haaland senior grał dla City w latach 2000-2003. Kilkanaście dni po jego oficjalnych przenosinach z Leeds United na świat (jeszcze właśnie w Leeds) przyszedł jego najmłodszy syn, Erling Braut (ma jeszcze syna Astora i córkę Gabrielle). Można więc powiedzieć, że na północy Anglii jest u siebie.
Aklimatyzację, a właściwie całe codzienne życie Erlingowi ułatwia "Team Haaland". Każda wielka gwiazda otacza się gronem kilku najbliższych, najbardziej zaufanych osób, które organizują mu codzienność, od kontraktów sponsorskich po opłacenie rachunków i ubezpieczeń. No, może w przypadku Neymara tych osób jest nie kilka, a kilkanaście...
W teamie jest też oczywiście tata, który nie tylko spija śmietankę, ale też, na przykład, przygotowuje słynną już lasagne.
- Gdy pierwszy raz ją zjadłem, następnego dnia strzeliłem hat-tricka. Przed kolejnym domowym meczem sytuacja się powtórzyła. Od tego czasu dzień przed każdym meczem u siebie tata przyrządza lasagne - wyznał Erling na początku sezonu.
Przed meczami wyjazdowymi wystarcza mu... gorąca czekolada, po której twierdzi, że lepiej mu się zasypia.

Wielka decyzja

- Nic nie może pójść nie tak. Pójdzie cholernie dobrze - mówi z pełnym przekonaniem wówczas jeszcze piłkarz Borussii Dortmund w pierwszej sekwencji filmu "Haaland: The Big Decision". Opowiada on o drodze zawodnika z rodzinnego miasteczka Bryne (urodził się w Leeds, ale dorastał na południu Norwegii) do bycia gwiazdą Bundesligi i do znalezienia odpowiedzi na pytanie: który klub wybrać po BVB - Manchester City, Bayern czy Real Madryt?
"Team Haaland" stworzył system oceny potencjalnych, nowych pracodawców. Oceniano ich w skali od 1 do 10 w wielu, różnych kategoriach.
- Który klub jest obecnie najlepszy? Który najbardziej potrzebuje środkowego napastnika? W tej kategorii City dostaje 10, a Real tylko 5 lub 6, bo mają Benzemę. Bayern ma 1. Oni nie potrzebują "dziewiątki", bo na tej pozycji mają swojego najlepszego gracza. Ale gdyby odszedł, to zostaną z nikim - opisywał Alfie. Jak wiele może się zmienić w rok...
- Przejście do Bayernu wywołałoby spore kontrowersje. Ale gdy się znad tym zastanowimy... Jest jednym z największych klubów. Nie ma wątpliwości. Są numerem dwa na naszej liście. City jest na czele, Bayern na drugim miejscu, a podium zamyka Real Madryt - przyznał.
A przecież właśnie rozmowy Bayernu z Haalandem były jednym z powodów, dla których Robert Lewandowski postanowił odejść. W filmie perspektywa Polaka została dogłębnie i zaskakująco szczerze opisana.
Nad odpowiednim wyborem nowego klubu pracował też nieżyjący już Mino Raiola. Ostatecznie transfer do Manchesteru dopięła jego spadkobierczyni, Rafaela Pimenta, która do dziś jest agentką Haalanda. Piłkarz nazywa ją "żeńską kopią Mino".

Blondyn wieczorową porą

Z włoskiej kuchni lubi nie tylko lasagne. Jak opisuje Sam Lee w "The Athletic", Haaland ma kilka ulubionych, włoskich knajp w Manchesterze, które odwiedza już po zamknięciu, by w spokoju zjeść pastę. Jedną z nich, "Vero Moderno", regularnie odwiedzają też inni piłkarze City - Ruben Dias, Rodri czy Jack Grealish. Niedługo po transferze nagrano Haalanda na ulicy, w drodze do tej restauracji. To do dziś jedyne takie nagranie.
Oczywiście nie stołuje się tylko na mieście. Lubi gdy "wujek" Ivar Eggja (drugi najbliższy w teamie po ojcu) przygotowuje mu mięso, wołowinę wysokiej jakości. Lubi zjeść nawet serce czy wątrobę. Pije tylko filtrowaną wodę. Na kilka godzin przed snem rezygnuje z niebieskiego światła. Do snu zakłada specjalne okulary, które mają pomagać w regeneracji, a po przebudzenie pierwsze, co robi, to "pozwala dotrzeć słonecznemu światłu do oczu".
Latem, gdy urządzał dom po transferze, dał się przyłapać na zakupach w Sainsbury's, ale od tego czasu stał się dużo bardziej skryty. Nawet łowcy autografów pod ośrodkiem treningowym City mają problemy, żeby zlokalizować jego niebieskiego Rolls-Royce'a, a co dopiero jego kierowcę.

Miły, młody człowiek

Jego ewidentną słabością jest gra "w dziadka". Kibice City mają niezły ubaw patrząc, jak na rozgrzewce lepsi technicznie koledzy wręcz upokarzają wściekłego Norwega, a ten wścieka się z bezradności. A potem zaczyna się mecz...
- Przed spotkaniem Salzburg - Genk w Lidze Mistrzów próbowałem go zdyskredytować przed naszą drużyną mówiąc, że na treningach reprezentacji nawet nie radzi sobie w "dziadku" - wspominał Sander Berge, kolega z kadry Norwegii. Haaland strzelił w tym meczu hat-tricka. To był jego debiut w LM.
W tym sezonie walczył o mistrzostwo z przyjacielem w barwach Arsenalu, Martinem Odegaardem. Znają się od najniższych kategorii wiekowych i dwa lata starszy Odegaard nie boi się powiedzieć, gdy uważa, że coś w zachowaniu jego kolegi jest sztuczne, "not cool".
Generalnie jednak Haaland ma opinię sympatycznego, dowcipnego i zupełnie normalnego młodego mężczyzny, któremu na razie nie odbiła "sodówka". Jest wręcz cichy i skryty wobec osób, których nie zna. W City chyba jednak szybko się zaaklimatyzował, bo ten sezon dostarczył wielu zabawnych sytuacji z udziałem jego i kolegów. Szczególnie bliscy są mu Jack Grealish i John Stones.

Willa w Hiszpanii

Z pracowników City być może najwięcej czasu spędza jednak w towarzystwie Mario Pafundiego - fizjoterapeuty, który dba o jego ciało. - Opiekujemy się nim 24 godziny na dobę. Nasi ludzie cały czas monitorują każdy jego mięsień i każde ścięgno - podkreślał Pep Guardiola wielokrotnie w czasie tego sezonu. Dzięki temu piłkarz, o którego kontuzje tak się obawiano, nie miał w tym sezonie żadnych, poważniejszych problemów.
Z tego, co wiadomo, na razie nie ma partnerki. Albo tak dobrze ją ukrywa...
Wakacje lubi spędzać na greckich wyspach albo w Marbelli. W tym kurorcie na południu Hiszpanii ma willę, gdzie lata kilka razy w trakcie sezonu, gdy Guardiola daje piłkarzom wolne. To tam pod koniec maja 2022 roku zastała go wiadomość o oficjalnym potwierdzeniu transferu przez City.
- Wybrałem ten klub, bo czuję, że tutaj najbardziej się rozwinę i uważam, że to obecnie najlepszy sportowy projekt na świecie - mówił. I znowu trafił.

Przeczytaj również