FC Barcelona chce odwrócić trend. Kiedyś jej wielka siła, w ostatnich latach niewypał za niewypałem

Barcelona chce odwrócić trend. Kiedyś jej wielka siła, w ostatnich latach niewypał za niewypałem
Shutterstock/charnsitr
Zachwyci jak Ronaldo, Ronaldinho czy Neymar? A może okaże się niewypałem pokroju Coutinho? Vitor Roque to kolejny Brazylijczyk, który będzie miał okazję reprezentować Barcelonę. 18-latek stanie jednak przed trudnym zadaniem - odwrócić niepokojący trend związany z przedstawicielami Kraju Kawy w stolicy Katalonii.
Brazylia to kraj futbolu i wielu wybitnych piłkarzy. Nic więc dziwnego, że od dawien dawna gracze z tej części świata zasilają czołowe kluby Europy. Także Barcelonę. “Blaugrana” może pochwalić się imponującą listą Brazylijczyków, którzy prowadzili ją do sukcesów. Niestety dla niej, ostatnie lata są pod tym względem zdecydowanie mniej udane.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zachwycił w Barcelonie, przeszedł do Realu

Piłkarze z Kraju Kawy zasilali Barcelonę już w pierwszej połowie XXI wieku. Niewiele później, w 1957 roku, kontrakt z “Blaugraną” podpisał ten, któremu warto poświęcić nieco więcej uwagi. Evaristo de Macedo spędził w stolicy Katalonii pięć lat i zapisał się złotymi zgłoskami w historii klubu. Zdobył aż 173 bramki w 219 rozegranych meczach, co daje mu aktualnie miano najskuteczniejszego Brazylijczyka w Barcelonie.
Zawodnik, który przychodził z Flamengo, miał swój wkład w liczne sukcesy klubu. Dwukrotnie świętował z “Blaugraną” mistrzostwo Hiszpanii, dwa razy wygrywał Puchar Miast Targowych, a ponadto triumfował w Copa del Rey. Był także bohaterem jednego z najbardziej historycznych spotkań, gdy katalońska drużyna jako pierwsza wyeliminowała Real Madryt z Pucharu Europy. Potem Evaristo stał się jednym z nielicznych piłkarzy, którzy zaliczyli transfer z Barcelony właśnie do ekipy “Królewskich”.

Świetny Romario, jeszcze lepszy Ronaldo

Przez następne kilkadziesiąt lat kilku kolejnych Brazylijczyków występowało w Barcelonie, ale prawdziwa złota era przedstawicieli tego kraju na Camp Nou rozkwitła w ostatniej dekadzie XXI wieku. Zapoczątkował ją Romario, który w 1993 roku zamienił PSV Eindhoven właśnie na katalońskiego giganta. Bramkostrzelny napastnik nie spędził co prawda w Barcelonie dużo czasu, bo odszedł już półtora roku później, ale i tak pozostawił po sobie pozytywne wspomnienia.
Już w pierwszym (i jedynym pełnym) sezonie poprowadził “Blaugranę” do mistrzostwa Hiszpanii, a sam został królem strzelców rozgrywek z 30 golami w 33 meczach. Wraz z drużyną dotarł także do finału Ligi Mistrzów, jednak w nim lepszy okazał się AC Milan. W końcu piłkarz poróżnił się jednak z trenerem, Johanem Cruyffem i na początku 1995 roku odszedł do Flamengo.
Niedługo później, latem 1996 roku, w stolicy Katalonii zameldowali się jednak inni napastnicy z Kraju Kawy - Ronaldo Nazario oraz Giovanni. Furorę szybko zaczął robić przede wszystkim ten pierwszy, choć podobnie jak Romario, też nie został w Katalonii na długo. “El Fenomeno” rozegrał w barwach Barcelony jeden, ale naprawdę kapitalny sezon. W 49 meczach zdobył 47 bramek, pomagając drużynie w wygraniu Pucharu Hiszpanii, krajowego superpucharu oraz Pucharu Zdobywców Pucharów. Dla legendarnego Ronaldo był to jeden z najlepszych sezonów w karierze. W cuglach zdobył wówczas Złotą Piłkę. Ze stolicy Katalonii odszedł już po roku, gdy propozycję nie do odrzucenia jemu i klubowi złożył Inter Mediolan.

Dwa gorsze strzały i kapitalny Rivaldo

Wspomniany Giovanni został w Barcelonie nieco dłużej, bo trzy lata. Prezentował się całkiem nieźle, choć nigdy nie został wielką gwiazdą drużyny. W 107 rozegranych meczach strzelił 35 goli i dołożył cegiełkę do licznych sukcesów “Blaugrany”, która zgromadziła dwa mistrzostwa Hiszpanii, dwa triumfy w krajowym pucharze i superpucharze, a także Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy.
W międzyczasie przez zespół z Katalonii przewinął się jeszcze choćby Sonny Anderson, inny napastnik rodem z Brazylii. Barcelona wiązała z nim spore nadzieje, płacąc AS Monaco aż 26 mln euro, co jak na tamte czasy było kwotą bardzo dużą. Snajper w niewielkim stopniu poradził sobie jednak na Camp Nou. Miewał jedynie przebłyski. Przez dwa sezony zdobył 21 bramek w 68 rozegranych meczach.
Za jedną z legend Barcelony dziś można natomiast uznawać Rivaldo. Brazylijczyk reprezentował Blaugranę w latach 1997-2002 i to właśnie w Katalonii przeżywał najlepszy czas swojej kariery. Imponował techniką i współpracą z kolegami, sam też regularnie wpisywał się na listę strzelców. Zdobył aż 130 bramek, a drużyna przy jego wydatnej pomocy dwukrotnie zdobywała mistrzostwo Hiszpanii i wygrywała Puchar Hiszpanii.

Król futbolu i kilka solidnych wzmocnień

Na początku XXI wieku Barcelona przestrzeliła z transferami dwóch Brazylijczyków. Niewypałem okazał się Geovanni, sprowadzony z Cruzeiro za 20 mln euro. Spędził w klubie tylko rok, był głównie zmiennikiem, aż w końcu odszedł do Benfiki najpierw na wypożyczenie, a potem już definitywnie żegnając się z Katalonią. Niewiele lepiej spisywał się Fabio Rochemback. Zasilił szeregi “Blaugrany” za 9 mln euro latem 2001 roku i przez dwa sezony rozegrał 68 spotkań. Wiele z nich jako zmiennik. W końcu odszedł na wypożyczenie do Sportingu CP, a po jego zakończeniu za grosze Barcelona oddała go do Middlesbrough.
Dwa nieudane transfery były jednak tylko przykrym wyjątkiem, bo zaraz potem na Camp Nou zameldowało się kilku Brazylijczyków, którzy poradzili sobie znacznie lepiej, a nawet zbudowali swoje pomniki w stolicy Katalonii. Najpierw, latem 2003 roku, do drużyny dołączył Ronaldinho Gaucho. Nie trzeba chyba podkreślać, że robił w Barcelonie prawdziwą furorę. Popisywał się magicznymi zagraniami, zdobywał piękne bramki, prowadził “Blaugranę” do kolejnych sukcesów.
Był tak znakomity, że dostawał nawet owację na stojąco od fanów… Realu Madryt. W koszulce katalońskiego klubu rozegrał ostatecznie 207 spotkań, strzelił 94 gole i zanotował 70 asyst. Zespół z nim w składzie zdobywał Ligę Mistrzów, dwa mistrzostwa Hiszpanii, dwa Superpuchary Hiszpanii, a on sam otrzymał Złotą Piłkę i dwukrotnie był wybierany piłkarzem roku FIFA. Geniusz i mimo wszystko chyba najlepszy Brazylijczyk w historii klubu.
Rok po sprowadzeniu Ronaldinho, Barcelona ściągnęła trzech jego rodaków - Edmilsona, Juliano Bellettiego i Sylvinho. Przyszłość pokazała, że były to ruchy jak najbardziej udane. Belletti dał się zapamiętać przede wszystkim z gola dającego “Blaugranie” triumf nad Arsenalem w finale Ligi Mistrzów. Co ciekawe, było to jego jedyne trafienie dla Barcelony, dla której przez trzy sezony rozegrał łącznie 103 mecze. Z klubem wygrywał nie tylko Champions League, ale też dwukrotnie ligę hiszpańską i dwa razy Superpuchar Hiszpanii.
Sukcesy razem z nim święcili także Edmilson oraz Sylvinho. Pierwszy był w klubie przez cztery lata, drugi nawet przez pięć. Obaj miewali różne momenty i etapy w trakcie tej przygody, ale sympatycy “Blaugrany” na pewno wspominają ich pozytywnie.

Wielkie postacie, solidne uzupełnienia

Za ostatnich “wielkich Brazylijczyków” w Barcelonie trzeba z kolei uznać Daniego Alvesa oraz Neymara. Obrońca z Kraju Kawy wyrósł na legendę klubu, spędzając w nim osiem długich lat. Potem, po swoich wojażach, wrócił jeszcze na kilka kolejnych miesięcy. Łącznie rozegrał w barwach “Blaugrany” 408 meczów, w których strzelił 22 gole i zanotował, uwaga, aż 105 asyst. Imponujący dorobek w przypadku defensora. Co jednak ważniejsze, Alves pomagał drużynie w zdobywaniu najważniejszych trofeów. Trzykrotnie cieszył się ze zdobycia Ligi Mistrzów, sześciokrotnie był mistrzem Hiszpanii, pięć razy wygrywał krajowy puchar. Można tak wymieniać i wymieniać.
Złotymi zgłoskami w historii Barcelony zapisał się też wspomniany już Neymar. Grał nie tylko wyjątkowo efektownie, tworząc m.in. zabójczy tercet z Leo Messim i Luisem Suarezem, ale wydatnie przyczynił się powiększenia klubowej gabloty i… konta bankowego. Zanim jednak “Blaugrana” zarobiła na jego sprzedaży zawrotne 222 mln euro (do dziś to najdroższy transfer w historii futbolu), miała z Brazylijczyka dużo pociechy na murawie. “Ney” przez cztery lata rozegrał 186 spotkań, strzelił 105 goli i zaliczył 76 asyst. Razem z drużyną wygrywał wszystko, co było do wygrania, w tym Ligę Mistrzów czy La Liga (dwukrotnie).
Dwa mecze w reprezentacji Brazylii rozegrał też piłkarz, który trafił do Barcelony już jako 13-latek i potem przedzierał się przez kolejne kategorie wiekowe, aż do pierwszej drużyny. Mowa o Rafinhi, Pomocnik występujący obecnie w Al-Arabi, dla “Blaugrany” rozegrał 90 spotkań i strzelił w nich 12 goli. Nigdy nie był kluczowym piłkarzem zespołu, choć miewał przebłyski, głównie w sezonie 2016/17.
Zdecydowanie więcej dobrego można natomiast napisać o dwóch bocznych obrońcach z Kraju Kawy. Adriano trafił do Barcelony w 2010 roku i spędził w klubie aż sześć lat. Był zawodnikiem niezwykle uniwersalnym, mogącym załatać dziury na niemal każdej pozycji, bardzo cenionym przez szkoleniowców. Rozegrał w katalońskim klubie 189 meczów, strzelając 17 goli i notując 23 asysty. Święcił z “Blaugraną” triumfy w najważniejszych rozgrywkach - Lidze Mistrzów (dwukrotnie) czy La Liga (czterokrotnie).
Nieco krócej na Camp Nou zabawił natomiast Maxwell, lewy obrońca, który spędził w Barcelonie dwa i pół sezonu. Grał na zmianę z Erikiem Abidalem, ale nie mógł narzekać na zbyt częste grzanie ławki. Uzbierał 89 występów, po czym odszedł do PSG. W stolicy Katalonii zapamiętano go raczej pozytywnie.

Kiepska passa

Z kronikarskiego obowiązku trzeba też wspomnieć, że w 2008 roku Barcelona zakontraktowała dwóch Brazylijczyków z Desportivo Brasil - Keirrisona oraz Henrique. Obaj nawet nie doczekali się debiutu w drużynie z Katalonii, choć zapłacono za nich kolejno 14 i 8 mln euro.
W ostatniej dekadzie Barcelona jeszcze bardziej przestała trafiać z transferami Brazylijczyków w środek tarczy. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj kulą uderzała w płot. Na Camp Nou mniej lub bardziej nie sprawdzili się Philippe Coutinho, Douglas, Marlon, Emerson Royal, Malcom czy Arthur Melo, a Matheus Fernandes rozegrał tylko jeden mecz, po czym klub rozwiązał z nim umowę. Co gorsza, Barcelona przegrała potem z zawodnikiem w sądzie i musiała zapłacić mu 8,5 mln euro. Z kolei Neto był jedynie rezerwowym bramkarzem i przez trzy lata rozegrał zaledwie 21 spotkań.
Póki co mieszane uczucia można mieć co do Raphinhi, który rok temu przyszedł na Camp Nou z Leeds. Skrzydłowy w swoim pierwszym sezonie grał w kratkę. Wielokrotnie rozczarowywał, ale potrafił rozegrać też naprawdę dobre spotkania. Jego dotychczasowy bilans to 10 goli i 12 asyst w 50 meczach.
Co dość zaskakujące, wśród przedstawicieli Kraju Kawy, którzy przewinęli się przez Barcelonę w ostatnich latach, najbardziej pozytywnie można wspominać… Paulinho. Sprowadzenie tego gracza spotkało się z wieloma wyrazami zaskoczenia, ale przychodzący z chińskiego Guangzhou Evergrande piłkarz zaliczył naprawdę niezły sezon w Katalonii.
Teraz w Barcelonie melduje się Vitor Roque i na pewno będzie chciał przełamać niepokojący ostatnio trend dotyczący Brazylijczyków w klubie. Akurat w przypadku napastników z Kraju Kawy, “Blaugrana” zazwyczaj miała dużo szczęścia. Być może podobnie będzie i tym razem.

Przeczytaj również