FC Barcelona wybrała go zamiast Cristiano Ronaldo, on wybrał zabawę i błyskotki. Niespełniona kariera Quaresmy

Barcelona wybrała go zamiast Cristiano Ronaldo, on wybrał zabawę i błyskotki. Niespełniona kariera Quaresmy
Vlad1988/shutterstock.com
Uwielbiamy gdybać, zastanawiać się, co by się działo, gdyby został napisany inny scenariusz w danej sytuacji. W wydaniu piłkarskim tego typu rozważania zwykle orbitują wokół decyzji trenerów (co by było, gdyby zagrał ktoś inny), konkretnych boiskowych sytuacji (co by było, gdyby podał, zamiast strzelić i odwrotnie) lub kwestii transferowych. A zatem, co by było w Barcelonie, gdyby w 2003 r. Cristiano Ronaldo trafił na Camp Nou? Wbrew pozorom, taka transakcja naprawdę była bliska finalizacji, ale to sami Katalończycy wybrali inaczej. I zakontraktowali krnąbrnego Ricardo Quaresmę.
Z perspektywy czasu decyzja włodarzy “Dumy Katalonii” brzmi jak kadr z filmu Głupi i Głupszy, ale przed kilkunastoma laty ta decyzja wydawała się całkiem logiczna. Zarówno Quaresma, jak i Cristiano Ronaldo, stawiali pierwsze kroki w dorosłej piłce w barwach Sportingu. Obaj panowie szybko przykuli uwagę europejskich potęg, a w 2003 r. rozpoczęła się licytacja.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Barcelona mogła podpisać Cristiano”

Portugalski duet nastoletnich wówczas skrzydłowych poprowadził “Lwy” z Lizbony do zdobycia mistrzostwa, pucharu i superpucharu na krajowym podwórku. Nikogo nie zaskoczyło, że do walki o usługi wyróżniających się młokosów stanęły najlepsze kluby Starego Kontynentu.
Barcelona potrzebowała niezwłocznych wzmocnień w linii ofensywy, ponieważ luka po zdradzieckim Luisie Figo nadal nie została załatana. Z kolei Sir Alex Ferguson został oczarowany przez młodziutkiego Cristiano podczas towarzyskiego spotkania między Sportingiem, a “Czerwonymi Diabłami”.
Nikogo nie było stać na zakup obu skrzydłowych, zatem prezes portugalskiego klubu równolegle toczył negocjacje z ekipami z Camp Nou i Old Trafford. Większą hojnością wykazała się kierowana przez Joana Laportę “Blaugrana”. Katalończycy przebili Manchester i otrzymali prawo pierwszeństwa wyboru. Na decyzję niedoszłego prezesa Barcelony pozostaje jedynie spuścić zasłonę milczenia.
Po latach nie możemy zrozumieć intencji Laporty, ale w tamtym okresie, choć zabrzmi to jak herezja, Quaresma naprawdę wydawał się posiadać większy talent od Cristiano. Obecny gracz Kasimpasy miał większy luz na boisku, dryblował z nadzwyczajną łatwością, bezproblemowo wygrywał pojedynki z bezradny defensorami. W Barcelonie uważano, że zostanie nowym, a zarazem lepszym wcieleniem Figo. Brutalna weryfikacja rzeczywistości nastąpiła błyskawicznie.

Niewypał

Największa różnica między Quaresmą, a Cristiano polegała na podejściu do wykonywanego zawodu. Etos pracy Ronaldo powinien stanowić wzór dla każdego młodego zawodnika, który pragnie wspiąć się na sportowy szczyt. Z kolei Ricardo zdawał sobie sprawę, że został obdarzony wielkim talentem, więc szybciutko osiadł na laurach. Odpuścił, myśląc, że świat sam legnie mu u stóp.
W czasie gdy Ronaldo zaczął z hukiem podbijać Premier League, Quaresma dawał znać o swojej mentalnej niedojrzałości. Kilka tygodni po przenosinach do stolicy Katalonii jego sąsiedzi zaczęli narzekać na głośną muzykę, która towarzyszyła niekończącej się imprezie. Zdziwiony miał odpowiedzieć na protesty w następujący sposób:
- Przeszkadza wam muzyka? Dobra. Ile kosztuje wasz dom? Podajcie cenę, ja zapłacę, a wy się wyniesiecie - wypalił do sfrustrowanych sąsiadów nie do końca trzeźwy nabytek Barcelony.
Problemy pojawiły się także na boisku, ponieważ Frank Rijkaard z umiarem wprowadzał młodego Portugalczyka do składu. Pierwszoplanową rolę zaczął odgrywać Ronaldinho, który przywdział bordowo-granatowy trykot w tym samym okienku transferowym, co Quaresma. Gdy magiczny Brazylijczyk podbijał serca milionów fanów, wychowankowi Sportingu pozostawało wygrzewanie miejsc na ławce rezerwowych.
Pierwszego gola w lidze zdobył dopiero w lutym, w mało znaczącym meczu z Albacete (5:0). To oczywiście nadal nie przekonało holenderskiego szkoleniowca, który preferował stawiać na Luisa Enrique oraz Ronaldinho. Ricardo stał się piątym kołem u barcelońskiego wozu.
- Bardzo się rozczarowałem w Barcelonie. Nikomu nie życzę, by doświadczył tego, co ja. Musiałem radzić sobie z niesprawiedliwością. Zmieniłem sposób grania, a efekt był zawsze ten sam - ławka albo trybuny - opowiadał po latach dla magazynu “A Bola”.

Insygnia śmierci

Po roku zwiedzania trybun zdecydowano się go sprzedać, ponieważ Porto zaoferowało Barcelonie kwotę 6 mln euro, która pokryła wszelkie straty. Nieoczekiwanie na Estadio do Dragao skrzydłowy znów czarował. Szkoleniowiec Porto, Jesualdo Ferreira, zaczął go nazywać boiskowym Harrym Potterem. Przez pewien moment wydawało się, że Quaresma gra, jak gdyby dysponował czarną różdżką, potężniejszą, niż pozostali zawodnicy.
W sezonie 2005/06 zanotował 11 asyst, w trakcie kolejnej kampanii jeszcze poprawił te liczby, zdobywając 8 bramek i wypracowując kolejnych 19 ostatnich podań. Wraz z Porto 3 razy z rzędu sięgał po krajowe mistrzostwo. Można było odnieść wrażenie, że drużyna Smoków znalazła dla Ricardo kamień wskrzeszenia, ostatnią deskę ratunku jego kariery.
Wszystko zaczęło się sypać dopiero, gdy piłkarz znów uwierzył, że jest gotowy na podbój Europy. Doszło do przenosin na Stadio Giuseppe Meazza, gdzie pieczę nad niesfornym Portugalczykiem objął jego rodak, Jose Mourinho. Bliskość krwi niestety nie wpłynęła pozytywnie na relacje obu panów.
“Mou” znany jest z zamiłowania do gry defensywnej, solidności, dyscypliny taktycznej kosztem fajerwerków. W stolicy Lombardii Portugalczyk do perfekcji opanował murarkę zwaną też autobusem. W skomasowanej układance brakowało miejsca dla energetycznego skrzydłowego, który niezbyt lubił wracać do obrony. W fazie bronienia portugalski Harry Potter przywdziewał ostatnie z insygniów - pelerynę niewidkę.
“Nerazzurri” zdobyli potrójną koronę, ale Quaresma nie odgrywał w tym sukcesie nawet roli statysty. Po kilku miesiącach odesłano go na wypożyczenie do Chelsea, gdzie przez pół roku rozegrał ledwie 5 spotkań. W Interze został wybrany najgorszym graczem ligi. To był koniec marzeń o konkwiście Europy.

Duże dziecko

Ricardo niestety zawsze przedkładał efektowność nad efektywnością i poświęcał większą uwagę brylantowym kolczykom, niż grze. Traktował futbol jak zabawę, nie wycisnął nawet maksimum z minimum swoich możliwości. Zawsze przypominał duże dziecko w wielkim świecie.
- Medal za zdobycie EURO? Jeśli jest zrobiony ze złota, to go sprzedam - odpowiadał z przekąsem po triumfie w europejskim czempionacie. Podbój Francji to bez wątpienia największe osiągnięcie portugalskiego skrzydłowego. Po bramce z Chorwacją dającej awans do półfinału prawie się rozpłakał.
Historyczny sukces z reprezentacją niestety nie szedł w parze z powodzeniem na arenie klubowej. Najlepiej prezentował się w barwach Besiktasu, gdzie wreszcie uwolnił się z więzów taktycznych. W Turcji mógł robić to, co umie najlepiej, czarować, bawić się futbolem, wykonywać nieskończoną ilość rabon, przekładanek, podań zewnętrzną częścią buta tzw. triveli.
W Stambule spędził lwią część swojej kariery, ale w końcu odszedł, ponieważ klub zmagał się z problemami finansowymi. Ani jednak myślał obniżać swoją bajońską pensję, więc uciekł, aby grać w Al-Ahly. Perypetie w katarskim klubie muszą wywołać uśmiech na twarzy.
- Nie mam pojęcia o tym klubie, ani o katarskich rozgrywkach. Przyjechałem tu tylko po to, żeby grać w piłkę - opowiadał bez cienia krępacji podczas pierwszej konferencji prasowej. Po kilku spotkaniach i odcięciu wystarczającej liczby kuponów zerwano kontrakt. A Quaresma na chwilę wylądował na bezrobociu.
Kolejne epizody, w postaci powrotów do Porto i Besiktasu, stanowiły już dogorywanie chylącej się ku końcowi kariery. Obecnie 36-letni skrzydłowy reprezentuje barwy tureckiej Kasimpasy. W międzyczasie Cristiano Ronaldo z powodzeniem walczy o kolejnego Złotego Buta.
Losy obu panów powinny posłużyć jako nauczka dla wszystkich młodych zawodników. Posiadanie ogromnego talentu jeszcze nie jest równoznaczne z osiągnięciem sukcesu, ponieważ wszystko musi być poparte systematyczną pracą, samodoskonaleniem. Tytaniczny wysiłek Ronaldo w myśl zasady Ora et labora zaowocował pasmem triumfów. W duszy Quaresmy niestety, zamiast dewizy benedyktynów, rozbrzmiewały rytmy Don Vasyla.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również